„Mąż marzył o dziecku, a ja nie mogłam spełnić jego pragnienia. Czułam się samotna, aż do tamtego dnia”

Kobieta, która nie może mieć dzieci fot. iStock, Paolo Cordoni
„Mietek traktuje mnie często jak małą dziewczynkę. Może dlatego, że nie mamy dzieci, a podejrzewam, że bardzo by chciał słyszeć w domu tupot małych nóżek. Nie rozmawiamy o tym, to temat tabu”.
/ 28.06.2023 20:15
Kobieta, która nie może mieć dzieci fot. iStock, Paolo Cordoni

– Wstawaj, króliczku, dziś robimy wielkie sprzątanie! – usłyszałam głos Mietka. – Ruszaj się, Ola!

– Nie chcę.

– No już. Bez marudzenia.

Mietek traktuje mnie często jak małą dziewczynkę. Może dlatego, że nie mamy dzieci, a podejrzewam, że bardzo by chciał słyszeć w domu tupot małych nóżek. Nie rozmawiamy o tym, to temat tabu.

– Ola, dziś jest ostatni taki dzień. Teraz albo nigdy! Musimy odgruzować to mieszkanie, bo się podusimy. Proszę.

– Powiedz od razu, że musimy je odgruzować, bo przyjeżdża twoja matka.

– To też. Ale przypomnij sobie, jak było przyjemnie, kiedy zrobiliśmy ostatnie porządki. To było w sierpniu?

– W lipcu. Ale teraz nie zamierzam sprzątać. Daj mi spokój.

Naciągnęłam kołdrę na głowę

To miłe uczucie, tak schować się przed całym światem. Niestety, mój facet nie dawał za wygraną.

– No dobra, popieściliśmy się trochę, pomarudziliśmy, ale wystarczy.

Wyłuskał mnie z mojej gawry i postawił na nogi. Rzuciłam okiem na lustro oparte o przeciwległą ścianę. Mietek trzymał mnie pod ramiona, podciągając do góry stary, rozciągnięty podkoszulek. Myślę o sobie z politowaniem. Głupi ten mój Mietek, tyle dookoła pięknych, dorodnych, okrągłych i roześmianych dziewczyn.

– Zobacz, jak ładnie wyglądamy. Widzisz? Ty, króliczku, i ja. Kocham na ciebie patrzeć, jak jesteś taka rozespana, rozmemłana i tak zmysłowo pachniesz.

Mówiłam: idiota!

– Czy nie powinieneś udać się z tym do psychiatry? To zakrawa na ciężkie zboczenie i kompletny zanik zmysłu estetyki.

– Jesteś piękna, Oleńko.

– Jesteś głupi, Mieczysławie.

Taki był właśnie ten nasz sobotni poranek. Po południu miały przyjechać mama Mietka i jakaś jego daleka kuzynka.

– A ta Dobrochna to po co? – spytałam.

– Co to za pytanie: „po co?”. Normalnie, jak to w rodzinie. Nie widzieliśmy się już ponad dwadzieścia lat.

– Ja ci tu nie sprowadzam żadnych kuzynów – powiedziałam.

– Bo ich nie masz – odgryzł się.

Prysznic mnie trochę ożywił. Kawa i jajko sadzone dodały sił. Zabrałam się do porządkowania mieszkania. Mietek walczył z porozwalanymi na podłodze książkami, magazynami, płytami DVD. Wyciągnął spod naszego łóżka kilka spracowanych chusteczek do nosa i dwa kubki z wysuszonymi fusami herbacianymi. Naprawdę jesteśmy parą ostatnich brudasów. 

– A wiesz, że Dobrochna wyszła za mąż za znanego poetę? – spytał Mietek.

– Ma jakieś nazwisko? Ten poeta?

– Pewnie ma, ale nie pamiętam. Nie jestem dobry we współczesnej poezji. A wiesz, że jak miała chyba czternaście lat, to uciekła z domu? Z miesiąc jej nie było, ciotka odchodziła od zmysłów. Dopiero policja znalazła ją w Bieszczadach u jakichś hipisów. Myślę nawet, że miała jakieś problemy z używkami.

– Matka wariatka i kuzynka z nałogiem, fajnie się zapowiada ten wieczór rodzinny.

– Nie mów tak o mojej mamie!

– Przepraszam, nie sądziłam, że mnie słuchasz – powiedziałam.

– Olu, ja cię bardzo proszę, postaraj się być dla nich miła. To tylko dwa dni. Niecałe – dodał Mietek.

Chciałam powiedzieć: „Tylko?”, ale ugryzłam się w język.

– Powinnam chyba coś ugotować, nie sądzisz? – spytałam.

– Nie, zamówimy coś. Kurczaka, sushi albo pizzę. To przecież żadna uroczystość. Zwykła wizyta.

Tyle dobrze. Ludzki pan z tego Mietka. Miał rację, i tak nie wiedziałabym, co im zrobić do jedzenia. Mamę Mietka widziałam raptem kilka razy, a ta mała to dla mnie jedna wielka tajemnica.

Aż się boję, co to będzie za dziewczyna

Mietek pojechał na dworzec, a ja w ramach robienia się na bóstwo przeczesałam włosy i włożyłam trochę lepszą bluzkę.

– Oleńka! Moja kochana synowa! Jak zawsze piękna i wystrojona – ruszyła na mnie mama Mietka i wycałowała wyszminkowanymi ustami w oba policzki.

– Cześć, jestem Dobrochna – wyciągnęła do mnie rękę jakaś składnica złomu.

Dziewczyna miała kolczyki w uszach, w nosie i dolnej wardze. Podałam jej rękę i zagapiłam się na wystające spod kołnierza wykończenie jakiegoś misternego tatuażu.

– To smok – roześmiała się. – Oplata moje całe ciało.

– Już przestań – skarciła ją mama Mietka. – Wszyscy doskonale widzą, jak wyglądasz. Nie ma potrzeby jeszcze o tym opowiadać.

– Dlaczego nie? To ciekawe – powiedziałam, ale skuliłam się, bo Mietek posłał mi karcące spojrzenie.

Dobrochna puściła do mnie oko

– Sorry, że zrobiłyśmy taki najazd, ale ciocia strasznie się uparła.

– Nie uparła, tylko wykorzystała okazję. Bo Dobrochna wybierała się do Warszawy na jakiś koncert tych wyjców, co potrafią rozstroić nerwy, i pomyślałam, że to doskonała okazja, żeby was odwiedzić i zobaczyć, jak żyje mój syneczek i jego wybranka. I Dobrochna nie będzie się musiała szlajać po podejrzanych hotelach.

– Co jest, ciociu, podejrzanego w hotelach? – spytała Dobrochna.

– Pluskwy? – podrzuciłam złośliwie.

– Pijani mężczyźni w delegacji? – nie mógł się powstrzymać Mietek.

– Nocne bary z alkoholem…

Wybuchliśmy śmiechem.

– Nie ma się z czego śmiać. Już twoja matka dość przez ciebie wycierpiała. Pójdziesz na koncert i zaraz jak się skończy, masz tu wrócić. Taksówką, żeby nie było żadnego włóczenia się po nocy – dodała.

– Ciociu, ja mam 24 lata!

– A ja cię wystarczająco dobrze poznałam przez te 24 lata.

– Mam propozycję. Niech Ola wybierze się tam ze mną – powiedziała Dobrochna.

Jej uśmiech skierowany do mnie był podstępnie lisi. Wystarczająco lisi, żeby mnie zaintrygować.

– No nie, nie mam nawet biletu.

– Ja mam drugi. I tak miałam go sprzedać pod klubem. A Mietek z ciocią opowiedzą sobie wszystko o bliższych i dalszych krewnych.

– A co to za zespół? – zapytała.

– Uwierz mi, że nic ci ta nazwa nie powie, a nie chcę jej wymawiać na głos przy cioci, sama rozumiesz. Ale będzie świetna jazda, obiecuję.

– Tylko się jakoś odpowiednio ubierz – to Mietek do mnie.

– A po co? Jest świetnie. Ola, jesteś piękna i zostaniesz królową publiczności – śmiała się Dobrochna.

Kiedy ostatni raz byłam na koncercie?

– Nie bądź taka smutna. Co jest? – zapytała mnie znienacka Dobrochna, gdy dojeżdżałyśmy do centrum Pragi.

– Nie wiem. Może po prostu jestem smutna. I ten koncert jest tu? Na Pradze?

– Nie mów, że nie wiesz. Tu się dzieją najciekawsze rzeczy w waszym mieście.

– Słyszałam, że wyszłaś niedawno za mąż za jakiegoś poetę…

– Bzdury. Sypialiśmy trochę ze sobą, ale to gamoń był. Puściłam go w trąbę tydzień temu, stąd ten drugi bilet.

– I co dalej?

– Ze mną? Nic. To co zwykle. Życie.

Ciągle się śmiała. Na upiornym podwórku studni, gdzie paliłyśmy papierosy przed wejściem do sali, której nigdy nie nazwałabym koncertową. Podczas przekomarzań z bramkarzami na temat miejsca na ciele, gdzie mają przystawić pieczątkę. Przy barze. Podczas rozmów z różnymi typami, których, jak się okazało, dobrze znała. Podczas koncertu, gdy skakałyśmy jak w transie. I w drodze powrotnej, gdy wzięła mnie za rękę i znienacka pocałowała w dłoń.

– Jesteś taka piękna. Bardzo ci zazdroszczę. Nie chcę, żebyś była taka smutna. Zrób coś z tym.

Radość? Podniecenie? Ekscytacja?

– Co mam zrobić? – spytałam.

– Wymyśl. Coś, czego naprawdę chcesz. Coś, co uciekło z twojego życia, ale na bank możesz to odnaleźć.

– Jak? – dopytywałam.

– Świat jest taki sam dla ciebie i dla mnie. Ale ja się cieszę, a ty smucisz. Odpowiedź jest tu albo tu – dotknęła najpierw mojego czoła, a potem piersi.

– Naucz mnie – poprosiłam.

– Nie umiem. Ale wiesz co? Bardzo bym chciała jeszcze kiedyś do ciebie przyjechać. Na dłużej.

– W maju. W maju Mietek zawsze jeździ z kumplami na Mazury. Przez tydzień go nie będzie.

Mówiłam i słyszałam w swoim głosie coś, czego dawno nie słyszałam. Co to było? Radość? Podniecenie? Ekscytacja? Jakoś przetrwam tę cholerną zimę.

– Jak można sobie tak zniszczyć życie? Myślę o Dobrochnie – powiedział Mietek po powrocie z dworca.

Uśmiechnęłam się sama do siebie

.

Czytaj także:
„Mój wuj nadal utrzymuje 30-letnią księżniczkę. Nie widzi, że moja kuzynka to pasożyt i zwykły leń?"
„Moja kuzynka i jej mąż zginęli w wypadku, osierocając 2 dzieci. Zamiast oddać je do domu dziecka, postanowiłem... je wychować"
„Moja kuzynka ustawiła sobie życie ślubami z bogatymi facetami. W końcu trafiła kosa na kamień i została z... niczym"

Redakcja poleca

REKLAMA