„Czułam, że mąż ma romans ze swoją sekretarką. Jak inaczej wytłumaczyć to, że spędza noce w pracy?”

załamana kobieta fot. iStock, fizkes
„Najpierw parsknęłam śmiechem na tę sugestię, ale po chwili spoważniałam. Może nie powinnam zakładać, że Sławek jest inny niż wielu facetów? A co jeśli to prawda i ma kochankę?”.
/ 30.06.2023 19:15
załamana kobieta fot. iStock, fizkes

Sklep zoologiczny, w którym pracowałam, ograniczył godziny otwarcia i szefowa zdecydowała, że będzie pracować sama. Straciłam więc pracę i poczucie bezpieczeństwa. Dobrze, że Sławek pracował w kancelarii jako sekretarz i zapewniał mnie, że mecenasi pracują zdalnie, więc przez cały czas on także ma masę pracy.

– A ty nie możesz pracować zdalnie? – zdziwiłam się tylko. – Skoro wszystkie pisma są załatwiane mailowo, to po co musisz tam codziennie jeździć?

– Bo ktoś musi podlewać rośliny – odpowiedział i roześmiał się na znak, że to tylko żart. – Po prostu ktoś musi być na miejscu, żeby odbierać telefony na numer stacjonarny, szukać pism w archiwum, odbierać pocztę, jeździć do sądu i tak dalej. Ale przecież jeżdżę samochodem, a w kancelarii jestem całkiem sam, więc nic mi nie grozi.

Miał korzystać z pralni na dole

– Wiesz co? Będzie wygodniej i tobie, i mnie, jeśli koszule i garnitury będę trzymał w kancelarii, a przebierał się w coś innego do jazdy samochodem – uznał pewnego dnia. – Łatwiej wyprać koszulkę i dżinsy niż marynarkę, no nie?

– A koszule? – zapytałam.

– Aaa, szef zawsze korzystał z pralni na dole, a że teraz nie przyjeżdża, to mogę korzystać z jego abonamentu. To lepiej, bo wszystko będę miał na miejscu świeżutkie i wyprasowane.

Uśmiechnęłam się z zadowoleniem. W tych wszystkich problemach i niepewnym czasie przynajmniej szefostwo Sławka zachowywało się przyzwoicie. Byłam ogromnie dumna z tego, że mąż pracuje w kancelarii adwokackiej. Miał odpowiedzialne stanowisko, przez te wszystkie lata dużo nauczył się o prawie. Aż jaśniałam, kiedy podczas imprez ktoś go pytał, jak złożyć pozew albo na czym polega odwoływanie się od wyroku.

Oczywiście nie był prawnikiem i nie udzielał porad prawnych, ale ludziom imponowało, że potrafi doradzić w kwestiach organizacyjnych i zna na wyrywki przepisy. Miło też było móc się pochwalić, że poznał osobiście byłego ministra sprawiedliwości i znaną celebrytkę, której nawet osobiście podawał kawę. Lubiłam opowiadać o pracy męża, więc podczas rozmowy z mamą czy siostrą wspominałam o tym, że Sławek ma się świetnie podczas pandemii.

– Jest teraz sam w kancelarii, szefowie dali mu nawet abonament na pralnię. Ostatnio jeździł do biura prokuratora – streszczałam to, co słyszałam od męża, kiedy wracał po pracy.

A wracał coraz później. Do tego wychodził dużo wcześniej niż kiedyś, co mnie dziwiło.

– Nie szkodzi – mówił. – Jasne, muszę być na siódmą i wyjść po dziewiętnastej, ale w ciągu dnia, jak nic się nie dzieje, to mogę się przespać na kanapie.

Uznałam, że skoro tak musi być, to musi. Przecież teraz to na nim „stała” cała kancelaria, nic dziwnego, że siedział tam po dwanaście godzin na dobę. Tyle że kiedy wspomniałam o tym Marcie, mojej przyjaciółce, ta zmarszczyła brwi.

– Mąż mojej siostry mówił dokładnie to samo. Pracował do późna, a czasami spał na kanapie w biurze. Wiesz, co się okazało? Że miał romans…

Najpierw parsknęłam śmiechem na tę sugestię, ale po chwili spoważniałam. Może nie powinnam zakładać, że Sławek jest inny niż wielu facetów? Faktycznie spędzał w pracy niepokojąco dużo czasu… Nie chciałam, żeby zjadły mnie podejrzenia, ale też nie miałam zamiaru odgrywać roli pierwszej naiwnej. Nazajutrz zadzwoniłam do męża, ale nie na jego komórkę, tylko na numer stacjonarny kancelarii. Kiedy wrócił o dwudziestej, zapytałam go, dlaczego nie odbierał przez cały dzień.

– Byłem w sądach – wyjaśnił ze zmęczeniem. – Cały dzień woziłem pisma.

Nie miałam powodu mu nie wierzyć. Zrobiłam się jednak czujna, kiedy poprosił, żebym nie dzwoniła więcej na stacjonarny.

– Szef i wspólnicy zaczęli wpadać do kancelarii i kiedy mnie nie ma, odbierają telefon – wytłumaczył mi. – Zajmowanie służbowej linii przez prywatnych rozmówców jest u nas źle widziane.

Powtórzyłam to Marcie i pokiwała głową, jakby to, co usłyszała było zrozumiałe i smutne jednocześnie. Nie miała wątpliwości: Sławek coś przede mną ukrywał.
Postanowiłam go zaskoczyć i pojechałam do jego pracy. Weszłam na drugie piętro zabytkowej kamienicy i zastałam zamknięte drzwi. Od razu zadzwoniłam do męża.

– Jestem na ulicy – krzyczał, bo faktycznie słychać było uliczny szum w tle. – Idę do biura prokuratora. A co?

– Nic, tak dzwonię… – nie powiedziałam mu, że stoję pod drzwiami kancelarii.

Zrobiłam co innego. Zeszłam na parter i wstąpiłam do pralni. Miła pani z obsługi świetnie znała mojego męża, bo wiele razy przynosił tam garnitury szefa.

– Nie, pan Sławek się u nas nie pokazywał od ponad miesiąca – zaprzeczyła. – Właściwie to nie widziałam go też na klatce.

Zrobiło mi się niedobrze

Już wiedziałam, że mąż nie wychodził codziennie rano do pracy. Zatem dokąd? Posunęłam się do czegoś okropnego. Kiedy zasnął, koszmarnie zmęczony po całym dniu (co on robił przez dwanaście godzin?), wzięłam jego kluczyki i poszłam do samochodu.

Od dwóch miesięcy nie jechałam nigdzie ze Sławkiem, bo bałam się wychodzić z domu. W samochodzie nie było zatem żadnych moich rzeczy. Ani należących do innej kobiety, bo tego szukałam. Żadnej zagubionej szminki pod fotelem.

Już miałam wracać do domu, kiedy zajrzałam do bagażnika. Aż jęknęłam na widok starannie poukładanych w kartonowym pudle koszul i marynarek męża. Zrozumiałam, że wymyślił tę historyjkę z pralnią, żebym się nie zorientowała, że wcale nie nosił swoich eleganckich ubrań. Wychodził z domu w dżinsach i w nich wracał. Rozpłakałam się jeszcze na klatce schodowej. Nie wiedziałam, co zrobić. Sławek wiódł podwójne życie, codziennie kłamał mi w żywe oczy… Obudziło go trzaśnięcie drzwiami.

– Gdzie byłaś? – wymamrotał sennie.

– Gdzie ty byłeś?! – krzyknęłam w odpowiedzi. – Dzisiaj, wczoraj i każdego dnia od dwóch miesięcy?!

Zaczął mówić, że w pracy, ale go zakrzyczałam. Powiedziałam, że wiem o wszystkim, że byłam w kancelarii i pralni oraz zaglądałam do bagażnika samochodu.

– Zdradzasz mnie? Masz drugą rodzinę? – płakałam.

– Iwona, nie! To nie to, co myślisz! – Sławek trzymał się za głowę i miał nieszczęśliwą minę. – Ja… po prostu nie pracuję już w kancelarii… Zwolnili mnie od razu, jak tylko musieli ją czasowo zamknąć. Tak jak ciebie. Nie powiedziałem ci, bo byłaś przybita utratą swojej pracy, panikowałaś. A szef powiedział, że to może będzie sytuacja przejściowa i jeśli zrezygnuję z pensji na trzy miesiące, to mnie zatrudni z powrotem, jak znowu staną na nogi.

Byłam skołowana. Zapytałam, gdzie wobec tego mój mąż spędzał po dwanaście godzin na dobę.

– Pracuję na giełdzie warzyw i owoców – wyznał cicho. – To praca fizyczna, noszenie skrzynek, rozładowywanie towaru. Nie jestem już gościem w garniturze, tylko facetem, do którego woła się „szefuńciu, dwadzieścia pięć kilo ziemniaków migiem!”… Nie chciałem ci mówić… Wiem jak byłaś dumna z mojej pracy…

Rozmawialiśmy jeszcze długo

O tym, że po całym dniu fizycznej harówki Sławek pędzi wziąć prysznic u kolegi, żebym się nie zorientowała, jak bardzo się spocił. O tym, że pracuje po dwanaście godzin, bo pieniądze na giełdzie nie są duże. Byłam wstrząśnięta ogromem poświęcenia mojego męża.

To było dla niego ogromnie trudne – tak przejść zza eleganckiego biurka do skrzyń z pomidorami, ale zrobił to, żebym się nie martwiła. I po to, bym nadal mogła się chlubić jego pracą, bo wiedział, jakie to dla mnie ważne.

Na szczęście po trzech miesiącach adwokaci znowu potrzebowali sekretarza i Sławek wrócił do kancelarii. Gdybym nie poznała wcześniej jego tajemnicy, powiedziałby mi już po wszystkim. Ale dobrze, że tak się stało, bo zrozumiałam coś bardzo ważnego: to nie lukratywna posada ani drogi garnitur określa człowieka, tylko jego charakter.

Jestem dumna z męża i tego jak sobie poradził. Opowiadam o tym i podkreślam, że Sławek mi zaimponował, że podjął się pracy fizycznej, zamiast siedzieć i narzekać. Przy nim czuję się bezpieczna i pewna, że zawsze sobie poradzimy.

Czytaj także:
„Szef od lat robi ze mnie frajerkę. Gdy odkryłam, że nieopierzona młódka zarabia więcej ode mnie, miarka się przebrała”
„Znajomi nie chcą płacić za moją pracę. Uważają, że moje usługi należą im się za darmo, bo to >>żadna sztuka<<”
„Mój narzeczony nie potrafi być romantyczny. Jest przyziemny i pragmatyczny, nie umie się dla mnie postarać”

Redakcja poleca

REKLAMA