„Mąż latami bił mnie i poniżał. Trwałam przy nim tylko ze względu na syna. Niestety, młody szybko uczył się od tatusia…”

kobieta, którą poniża mąż fot. Adobe Stock, missty
„Im był starszy, tym bardziej przypominał swojego ojca. Widział, jak Jacek mnie mnie traktuje, i zaczął go naśladować. Już nie był moim kochanym synkiem, przylepką. Stał się opryskliwy, niegrzeczny. Łudziłam się, że wchodzi w okres buntu i dlatego się stawia. Znosiłam jego zachowanie, starałam się tłumaczyć, jakoś do niego dotrzeć. Bez skutku”.
/ 07.10.2022 16:30
kobieta, którą poniża mąż fot. Adobe Stock, missty

Gdy prawie przed dwudziestu laty wychodziłam za Jacka, wierzyłam, że moje małżeństwo będzie szczęśliwe. Niestety, srodze się zawiodłam. Po ślubie mąż bardzo się zmienił. Nie był już czułym i opiekuńczym mężczyzną, w którym się zakochałam, ale tyranem i damskim bokserem. Bił mnie i poniżał na każdym kroku. Byłam dla niego workiem treningowym, na którym wyładowywał swoje frustracje.

Był coraz bardziej podobny do ojca

Na początku wierzyłam, że się zmieni, ale było coraz gorzej. Z upływem czasu stawał się bardziej bezwzględny i okrutny. Nieraz myślałam, by od niego odejść, ale zawsze rezygnowałam. Powód był jeden: nasz syn, Piotruś. Chciałam, by miał wszystko, co najlepsze. Niestety sama nie mogłam mu zapewnić dostatniego życia. To mąż miał pieniądze, pozycję, znajomości. A ja? Byłam tylko kurą domową, szarą myszą. Bez pracy, mieszkania… Bez niczego…

Trwałam więc w tym małżeństwie, ciesząc się, że chociaż synek mnie kocha i szanuje. Gdy był mały, okazywał to na każdym kroku. Przytulał się do mnie, całował, nie odstępował ani na krok. Był jedynym promyczkiem słońca rozświetlającym czarne niebo. Często wyobrażałam sobie, że wyrośnie na dobrego, czułego mężczyznę. Ta myśl trzymała mnie przy życiu, pozwalała przetrwać najtrudniejsze chwile.

Mijały lata, syn dorastał. Im był starszy, tym bardziej przypominał swojego ojca. Nie tylko z wyglądu, ale także z zachowania. Widział, jak Jacek mnie mnie traktuje, i zaczął go naśladować. Już nie był moim kochanym synkiem, przylepką. Stał się opryskliwy, niegrzeczny. Na początku łudziłam się jeszcze, że po prostu wchodzi w okres buntu i dlatego się stawia. Znosiłam jego zachowanie ze spokojem, starałam się tłumaczyć, jakoś do niego dotrzeć. Bez skutku…

Kiedy go o coś pytałam, prosiłam, żeby coś zrobił, wywracał oczami, ignorował mnie lub odpowiadał takim samym lekceważącym tonem jak mąż. Kiedyś bezczelnie próbował zatrzasnąć mi przed nosem drzwi do pokoju.

– Dość! Jestem twoją matką! Masz mnie szanować! – krzyknęłam.

Spojrzał na mnie z politowaniem.

– Szanować? Ciebie? Chyba żartujesz! Nie zasługujesz na to!

– Dlaczego? – wykrztusiłam.

– Bo gdybyś zasługiwała, to tata by cię szanował – wypalił i wypchnął mnie do przedpokoju.

Z żalu przepłakałam całą noc…

Nie wiem, czym sobie na to zasłużyłam

Kilka dni temu doszło do kolejnej scysji. Właśnie podawałam obiad, gdy Piotrek stwierdził, że chce jechać na ferie w góry, z kolegami.

– Pojeździmy na nartach, zabawimy się – mówił do ojca.

A jedźcie! Kiedy macie się wyszaleć jak nie teraz – odparł Jacek.

Aż podskoczyłam.

– Nie ma mowy. Przypominam ci, że on ma dopiero szesnaście lat, jest za młody na samodzielne eskapady. A poza tym musi się uczyć… jest zagrożony z dwóch przedmiotów… – zaczęłam tłumaczyć.

Mąż spojrzał znacząco na syna.

Ty jej powiesz czy ja? – zapytał.

– Ja – odparł Piotrek.

– O co chodzi? Nie rozumiem – spytałam zdumiona.

– O to, żebyś zamknęła mordę! Nikt cię nie pytał o zdanie. Zrozumiałaś? A teraz zmiataj do kuchni, tam jest twoje miejsce – wysyczał przez zaciśnięte zęby.

Jacek patrzył z dumą na syna. Miałam wrażenie, że zaraz poklepie go po ramieniu, pochwali za zachowanie… I wtedy coś we mnie pękło. Bez słowa wyszłam do przedpokoju i zaczęłam pakować walizkę.

– Gdzie się wybierasz?! – warknął mąż wściekły i zaskoczony.

– Odchodzę – odparłam spokojnie, za dużo przeszłam, już nie mogli mnie zranić.

– Zobacz, Piotrek, mamusia się obraziła. Ale wróci i to z podkulonym ogonem – zarechotał.

– A niech idzie, dupy nie będzie zawracać – podsumował syn.

Był zimny, bezwzględny, obcy… Taki sam jak ojciec…

Tamtego popołudnia nie próbowałam nawet się kłócić ani protestować. Gdy spakowałam walizkę, po prostu wyszłam z domu. Ani mąż, ani syn nie próbowali mnie zatrzymywać. Może do końca nie wierzyli, że rzeczywiście wyjdę, a może było im to obojętne?

W każdym razie od tamtej pory mieszkam u przyjaciółki. Kasia namawia mnie, żebym jak najszybciej złożyła pozew o rozwód, obiecuje, że pomoże mi stanąć na nogi.

Czas najwyższy, żebyś pomyślała o sobie. Dość się już w życiu nacierpiałaś. I przez męża, i przez syna – powtarza.

Kiedy tego słucham, robi mi się potwornie smutno. Zastanawiam się, czym sobie zasłużyłam na taki los, co zrobiłam w życiu źle? Przecież tak bardzo się starałam…

Czytaj także:
„Na 15. rocznicę ślubu chciałam zrobić mężowi niespodziankę, ale wszystko poszło nie tak. Wybuchła wielka awantura...”
„Cudowna dziewczyna o boskiej figurze i pięknych oczach, zechciała takiego frajera, jak ja? Wiedziałem, że coś tu śmierdzi”
„Wiktor przygarnął mnie pod swój dach i pokochał mojego syna jak ojciec. Myślałam, że to dobry człowiek, ale się pomyliłam”

Redakcja poleca

REKLAMA