Zobaczyłam zjazd do myjni, więc powoli zaczęłam wypuszczać powietrze z płuc. Przynajmniej takie miałam wrażenie, że w momencie przekręcenia kluczyka w stacyjce samochodu Jurka wstrzymałam oddech, i dopiero teraz, po kwadransie, mogłam się rozluźnić.
– Jesteśmy, mały – szepnęłam do siebie i eleganckiego, czarnego mercedesa mojego męża.
Ten wóz był jego największym skarbem. Jurek oszczędzał na niego przez całe nasze małżeństwo, czyli piętnaście lat. I wreszcie nadszedł moment, kiedy pojechaliśmy do salonu i odebraliśmy to lśniące cacko. Mąż uwielbiał nim jeździć, ale mnie już nie pozwalał. Niby miałam prawo jazdy, ale byłam słabym kierowcą, więc oboje uznaliśmy, że lepiej nie ryzykować. Dlatego mój wypad do myjni musiał zostać utrzymany w tajemnicy aż do wieczora. Chciałam zrobić ukochanemu niespodziankę z okazji naszej piętnastej rocznicy ślubu.
Nie było szans, by ukryć moją zbrodnię
Na dwudziestą zamówiliśmy taksówkę, która miała nas zawieźć do eleganckiej restauracji. Chciałam, żeby Jurek, wychodząc przed blok, zobaczył swoje auto idealnie umyte, nawoskowane, z wypolerowanymi felgami i posprzątanym na wysoki połysk wnętrzem. Oczywiście miałam też dla niego prezent. Odpicowanie auta miało być przyjemnym dodatkiem – znakiem, że troszczę się o niego i to, na czym mu zależy.
Kiedy mercedes wyglądał już, jakby dopiero co zszedł z taśmy produkcyjnej, zapłaciłam za cały ten pakiet de luxe i wsiadłam za kierownicę.
– Cholera! – zaklęłam minutę później i wybiegłam przed maskę. – Nie! Błagam! Tylko nie to!
Ale to niestety było TO. Wgniecenie i kilka potężnych rys z przodu samochodu… Nie mam pojęcia, jakim cudem wjechałam w słupek, byłam pewna, że dobrze oceniłam odległość. Co za katastrofa! Zabrałam bez pytania wóz męża – nieważne, że miałam dobre intencje – i uszkodziłam go! I to w dniu naszej rocznicy! Kompletnie spanikowana, zamiast do domu, pojechałam do najbliższego warsztatu samochodowego i dowiedziałam się, że „wyklepanie” będzie kosztować prawie dwa tysiące!
Załamałam ręce, bo nawet gdybym opłaciła to ze swoich uciułanych pieniędzy, samochód i tak musiałby zostać na kilka dni u blacharza. Nie było więc możliwości, by ukryć moją zbrodnię przez Jurkiem…
Jako że mąż miał wrócić od swojej córki około osiemnastej, pojechałam czym prędzej do domu i zaparkowałam mercedesa tam, gdzie stał wcześniej, tylko bliżej ściany budynku. Miałam nadzieję, że Jurek będzie szedł chodnikiem i zobaczy wóz tylko od strony pasażera. Oczywiście zamierzałam przyznać się do stłuczki, ale już po naszej rocznicowej kolacji.
Zdążyłam dosłownie w ostatniej chwili. Jurek przyszedł do domu pięć minut po mnie. Zerknęłam na niego w lekkiej panice, ale najwyraźniej nie zauważył uszczerbku na urodzie swojego ukochanego samochodu. Zaczęłam szykować się do wyjścia. Przed kąpielą wyjęłam z szafy moją najbardziej elegancką sukienkę z czarnego atłasu i przewiesiłam ją przez oparcie krzesła. Na krześle postawiłam żelazko, żeby potem móc szybciutko ją przeprasować.
– Kochanie, długo jeszcze będziesz w wannie? – usłyszałam głos męża.
– Dwadzieścia minut – odkrzyknęłam. – A co, chcesz się ogolić?
– Nie, nie, tak tylko pytam. Z ciekawości. Nie spiesz się, skarbie!
No to się nie spieszyłam. Po kąpieli napisałam na zaparowanym lustrze „Kocham Cię!” i wyszłam, wypuszczając z łazienki kłęby pary. W pierwszej chwili wydawało mi się, że to gorąca para tak pachnie. Ale nie, ten swąd był nie do pomylenia…
– Jurek! Coś się przypaliło? Jakaś ścierka? – zawołałam i ruszyłam do kuchni, by sprawdzić, co to.
– Nieee, to nie ścierka… – wyjąkał mój mąż, kiedy weszłam do kuchni.
Miało być zupełnie inaczej...
Nagle zrobiło mi się słabo.
– Moja sukienka! Coś ty z nią zrobił na Boga?! – wrzasnęłam.
Okazało się, że mąż bardzo chciał mi okazać troskę i miłość w dniu naszej rocznicy, więc postanowił wyprasować moją kreację, żebym miała więcej czasu dla siebie. Tyle że ustawił żelazko na zbyt wysoką temperaturę i w efekcie spalił cały przód mojej eleganckiej drogiej sukni…
Nawet nie miałam siły słuchać jego przeprosin, po prostu się rozpłakałam i wyskoczyłam do niego z pretensjami. To była moja ukochana sukienka! Jedyna, w której wyglądałam jednocześnie szczupło i seksownie. A on ją zniszczył!
– Tak mi przykro, kochanie… – Jurek miał minę zbitego psa. – Chciałem tylko, żebyś miała niespodziankę, kiedy wyjdziesz z łazienki…
Podniosłam głowę znad spalonego atłasu i spojrzałam na niego, myśląc o tym, że właściwie świetnie rozumiem, co czuje. A potem wyznałam mu, co się stało z jego samochodem. Teraz Jurkowi błysnęło w oczach przerażenie i sekundę później był już na klatce schodowej. Wrócił po dziesięciu minutach, przygnębiony i wyraźnie tłumiący w sobie złość. Przeszedł obok, rzucając mi wściekłe spojrzenie i komentarz, że skoro mi zabronił brać samochód, to wiedział, co robi, bo nie umiem jeździć!
Pogładziłam zniszczoną sukienkę i westchnęłam ciężko.
– To co? Nie idziemy na tę kolację? – zapytałam dla jasności, bo w takich nastrojach nie nadawaliśmy się do świętowania. – Zresztą i tak nie mam w czym, bo zniszczyłeś mi kieckę…
– Wszystko mi jedno – mruknął, i zamknął się w pokoju.
Usiadłam w kuchni i rozpłakałam się. To nie tak miało być! Mieliśmy dzisiaj uczcić nasz związek, przypomnieć sobie, dlaczego się pobraliśmy. To miało być święto miłości, a nie wzajemnych pretensji i rozżalenia z powodu zniszczonych przedmiotów… Ale co mogłam zrobić? Jurek był na mnie wściekły, nie odzywał się.
Owinęłam się kocem, usiadłam na kanapie i cichutko chlipałam. Musiałam chwilę poryczeć, zanim wezmę się za racjonalne działania. Nasza rezerwacja za godzinę przepadnie, ktoś powinien też odwołać taksówkę…
– Kinga? – usłyszałam nagle głos męża za plecami. – Słuchaj, to bez sensu… Chodźmy na tę kolację. To przecież nasza rocznica. Popatrz, wybrałem ci spódnicę i tę czerwoną bluzkę, w której byłaś na sylwestra. Wyglądasz w niej zabójczo. Nie bój się, nie próbowałem ich prasować! – dodał szybko, jakby ze strachem.
Odwróciłam się i zobaczyłam, że jest ubrany w garnitur, a pod szyją ma muszkę. Uśmiechnęłam się przez łzy i poszłam się szykować. W spódnicy i bluzce nie czułam się tak wytwornie jak w mojej wieczorowej sukni, ale przecież nie to było tego dnia najważniejsze. Cieszyłam się, że jednak wyszliśmy z domu.
O miłość trzeba dbać
Zanim kelner podał szampana, Jurek położył na stole malutkie pudełeczko. W środku były złote kolczyki z błyszczącymi kamieniami.
– To kryształy – wyjaśnił. – Bo dzisiaj jest nasza kryształowa rocznica. Sprawdziłem w internecie.
– Są prześliczne – uśmiechnęłam się, również wręczając mu prezent.
Był to bon na szaloną jazdę sportowym samochodem po torze wyścigowym. Jurek aż podskoczył z radości na krześle, kiedy go zobaczył.
– Jak ty mnie znasz, kochanie! – pocałował mnie w rękę. – Wiesz, co mnie uszczęśliwia. Dziękuję ci za to! I przepraszam, że wściekłem się o samochód. Po prostu byłem zaskoczony. Ale przecież ubezpieczenie to pokryje, nie ma się o co martwić…
Ja też pokajałam się z powodu wybuchu na widok spalonej sukienki. W sumie i tak była na mnie przyciasna i potrzebowałam nowej. Nie było warto się o nią kłócić.
Resztę wieczoru spędziliśmy jak para młodych zakochanych. Jedzenie i wino było cudowne, a deser i pocałunki wyjątkowo słodkie. Biorąc pod uwagę to, co się stało kilka godzin wcześniej, bawiliśmy się świetnie.
Kiedy wychodziliśmy z restauracji, trzymając się za ręce, pomyślałam, że oba te dramaty z samochodem i sukienką nie były tak do końca niepotrzebne. Bo uświadomiły nam, że nawet takie sytuacje nie są w stanie nas od siebie oddalić. „Przeżyliśmy wgnieciony błotnik nowego auta i spalenie ulubionej kiecki, to przeżyjemy i inne kryzysy” – pomyślałam optymistycznie, wsiadając do taksówki.
– Ojej, przepraszam! – zawołał nagle Jurek, bo mnie potrącił, skutkiem czego moja kopertówka upadła na ziemię. – Telefon cały?
Zajrzałam do torebki i z ulgą stwierdziłam, że wyświetlacz nowego smartfona się nie stłukł. Ale nawet gdyby tak się stało, to czułam, że nie przejęłabym się tym. W końcu to tylko kolejny przedmiot, a przedmioty się niszczą, normalna sprawa. Najważniejsze w życiu to nie pozwolić zniszczyć więzi łączącej dwoje ludzi. Bo na miłość nie ma ubezpieczenia i nie można ot tak kupić sobie nowej, prawda? Więc to o nią trzeba dbać…
Czytaj także:
„Mężowi na bezrobociu kompletnie odbiło. Ubzdurał sobie, że mam kochanka, bo nie mógł znieść, że to ja na nas zarabiam”
„Spędziłam z Jackiem upojne noce, ale gdy spotkaliśmy się na mieście, udawał że mnie nie zna. Nic dziwnego, był z kobietą”
„Dla męża byłam >>pasożytem<<, więc zażądał rozwodu. Nie sądził, że to doda mi skrzydeł, a sam będzie zbierał szczękę z podłogi”