„Mąż kpi, że sprzątam po domach. Ciekawe co powie, gdy wyczyszczę mu konto i ucieknę z kochankiem”

zakochana para fot. iStock, Luis Alvarez
„– Uciekniemy! – mówił pod wpływem silnych emocji. Jego oczy błyszczały entuzjazmem i pasją. Nawet nie wiedział, jak wiele to dla mnie znaczy. Dla mnie, pomocy domowej, którą pogardzał nawet własny mąż”.
/ 13.10.2023 20:30
zakochana para fot. iStock, Luis Alvarez

Niezbyt dobrze wspominam dzieciństwo. W domu nam się nie przelewało, a ja, jako najstarsza z piątki rodzeństwa, na nic właściwie nie miałam czasu. Mama harowała na dwóch etatach, a ojciec i tak radośnie przepijał wszystko, co przyniosła do domu. Chodziliśmy brudni i głodni, chyba że akurat sąsiadka z naprzeciwka się ulitowała, podtykając nam jakąś zupę czy kotlety, których akurat zrobiła więcej.

Opieki społecznej nikt nigdy nie zawiadomił, bo za bardzo się bali ojca. A on, chociaż nas nigdy nie tknął, strasznie się awanturował, wszczynał bójki w holu kamienicy i od czasu do czasu postraszył też matkę. Ja zwykle opiekowałam się rodzeństwem, więc naukę ogarniałam na tyle, żeby zdać z klasy do klasy. Nie chciałam, żeby w szkole się czepiali, bo przerażał mnie fakt, że ktoś mógłby przyjść z tym do nas. Do naszego domu.

Jak tylko zdałam maturę, poszukałam sobie pracy. Przyjęli mnie bez problemu w osiedlowym spożywczaku. Nosiłam towar, wykładałam go, czasem siedziałam na kasie albo udzielałam informacji zbłąkanym klientom. Nie był to szczyt moich ambicji, ale co było robić. Każda praca przecież dawała jakąś przyszłość. I pieniądze, których wciąż było mało.

Jacek miał zawsze lepszą pracę

Jacek był synem szefa mojej matki. Odkąd zobaczył mnie po raz pierwszy, jak podeszłam pod bar, w którym pracowała, próbował mnie podrywać. Wtedy tego nie rozumiałam, ale od początku traktował mnie trochę z góry, jakby należało mi się wyłącznie politowanie. Chyba uważał, że jestem ładna, więc sprawdzę się w roli jego żony. W chwili, kiedy ja zasuwałam na swojej zmianie w sklepie, on przesiadywał na studiach.

Jak zrobił magistra, dość prędko znalazł sobie jakąś wygodną posadkę w korporacji. Choć trochę się z tego powodu puszył, nic nie mówiłam, bo mi się oświadczył i chciał, żebym wprowadziła się do niego. To z kolei oznaczało wyprowadzkę z domu, a zarazem ucieczkę z toksycznego środowiska rodziny – jedynej, jaką znałam.

Myślałam, że tak będzie lepiej, więc gorączkowo uczepiłam się myśli o ślubie. Nim jeszcze stanęliśmy przed ołtarzem, straciłam pracę. Sklep nie przynosił dochodów, więc właściciel postanowił go zamknąć. Zająć się czymś innym, bardziej dochodowym. Bo mógł. A ja zostałam jak zwykle na lodzie. Dobrze przynajmniej, że Jacek się nie rozmyślił z tym ślubem. Boże, jak ja go wtedy kochałam. Jawił mi się jak jakiś wybawiciel, szlachetny rycerz, który na swoim białym koniu wyciągał mnie z tego potwornego bagna.

Nie widziałam wtedy, że robił to wszystko na pokaz – by znajomi i rodzina mogli go podziwiać, bo przecież litował się nad taką biedną, zagubioną dziewczyną z patologicznej rodziny.

Sprzątanie było moją nową szansą

Jakieś dwa miesiące po ślubie przypadkiem znalazłam ogłoszenie zamożnej kobiety, która szukała kogoś do sprzątania domu. Nie wymagała doświadczenia, a zależało jej na uczciwości i sumienności. Niewiele myśląc, a zarazem nie mówiąc nic Jackowi, zgłosiłam się jako chętna. Nie wiem, czym przekonałam tę kobietę, ale dostałam pracę. I nie posiadałam się ze szczęścia.

Nietrudno było mi to ukrywać przed mężem, bo przecież on wychodził do pracy, a ja, jako ta nic nieumiejąca i bezrobotna, miałam siedzieć w mieszkaniu. Zresztą, dom tej kobiety miałam odwiedzać tylko dwa razy w tygodniu o określonej porze. Była to więc idealna szansa na zarobienie jakichkolwiek pieniędzy i dołożenie się do domowego budżetu, bo bardzo źle się czułam, z tym że nic nie robię.

Moja pracodawczyni poleciła mnie koleżance, która też szukała kogoś do sprzątania, a ona z kolei podpowiedziała znajomemu, że trafiła na idealną osobę, która na pewno chętnie ogarnie również dom jego i żony. To właśnie tam poznałam Emanuela, który zupełnie odmienił moje życie.

Emanuel pozytywnie mnie zaskoczył

Emanuel był synem państwa, w których domu sprzątałam w każdy piątek. Miał 22 lata i studiował prawo. Jak mi się zwierzył, w ogóle go to nie interesowało. Posiadał artystyczną duszę, a ten paskudny kierunek wybrali mu rodzice. Nie chcieli słyszeć o tym, że ich syn mógłby się marnować na czymś takim, jak akademia sztuk pięknych. Mieli już zresztą dla niego miejsce w swojej kancelarii.

Gdy kiedyś sprzątałam, zastałam go w jednym z pokoi, do którego wcześniej nie zaglądałam, bo był zamknięty na klucz. Z początku nie zauważyłam jego obecności, skupiona na pięknych, choć mrocznych obrazach, zajmujących miejsce niemal pod wszystkimi ścianami.

– Podobają ci się?

Podskoczyłam na dźwięk nieznanego głosu. Kiedy się odwróciłam, stał za mną. Umazany farbą, rozczochrany, a jednak bardzo pociągający.

– Tak, bardzo – przyznałam, po czym dodałam pośpiesznie: – Przepraszam, że przeszkodziłam. Nie wiedziałam…

– Nic się nie stało – przerwał mi z łagodnym uśmiechem. – Ale… może zrobisz sobie przerwę i porozmawiamy? Lidia, tak?

Zgodziłam się wtedy. I była to niewątpliwie najlepsza decyzja, jaką podjęłam w życiu.

Mąż tylko mnie niszczył

W końcu postanowiłam przyznać się przed Jackiem do tego, czym obecnie się zajmuję. Przez krótką chwilę myślałam sobie, że będzie ze mnie dumny. Że ucieszy się, że tak poważnie podchodzę do życia i naszego finansowego zaplecza. On tymczasem po prostu mnie wyśmiał.

– Sprzątasz po domach? – drwił, a w jego głosie pobrzmiewało niedowierzanie. – No proszę! Do czego to podobne, żeby się tak upodlić. No ale, czego innego spodziewać się po tobie.

– Mam z tego całkiem niezłe pieniądze – broniłam się, chociaż mój głos z każdym kolejnym słowem tracił na pewności. – To nie tak dużo pracy…

– Nie no, jasne – zaśmiał się – Pucujesz podłogi jakimś bogatym gogusiom, bo nic innego nie potrafisz, więc każde usprawiedliwienie jest dobre – pokręcił głową – Oj, Lidka, jaka ty jesteś żałosna. Nie wiem, co ty byś beze mnie zrobiła.

Chciałam mu się wtedy odszczeknąć, że właściwie to wcale go nie potrzebuję, ale nie miałam odwagi. Czułam się taka bezsilna, zdeptana i nijaka. Jakby miał rację. Jakbym naprawdę nic nie potrafiła osiągnąć sama.

Ta deklaracja sporo dla mnie znaczyła

Im dłużej pracowałam, tym bardziej zbliżałam się do Emanuela. On chętnie zapraszał mnie na wystawne kolacje, zabierał do kina i na zakupy. Parę razy był ze mną też w galerii sztuki. Nie powiem, byłam oczarowana tym wszystkim, a jego towarzystwo coraz bardziej mi odpowiadało.

On mówił mi, że jestem piękna, wyjątkowa i mam niebywałą wrażliwość na sztukę. Coraz częściej łapałam się na tym, że biorę sobie do serca wszystkie te jego rozmarzone, łagodne uśmiechy i miłe słowa. W końcu zaprosił mnie do swojej sypialni, a ja nawet nie myślałam o tym, żeby odmawiać.

– Nie wytrzymam już długo z mężem – powiedziałam mu wtedy, gdy siedzieliśmy w rozkopanej pościeli. – On… kompletnie mnie nie rozumie. Nawet mnie nie kocha.

Spojrzał na mnie ze smutkiem.

– Moi rodzice kochają tylko pieniądze i prestiż – przyznał. – Nie ma znaczenia, czego ja chcę. Liczy się tylko to, co sobie zaplanowali. A ja mam być odpowiednio dopasowanym kawałkiem w tej ich układance.

Położyłam mu głowę na ramieniu.

– Życie jest do bani – mruknęłam.

– Niekoniecznie – poderwał się gwałtownie – Tylko, jeśli na to pozwolimy, Lidka.

Popatrzyłam na niego w zdumieniu

– Emanuel?

– Uciekniemy! – mówił pod wpływem silnych emocji.

Jego oczy błyszczały entuzjazmem i pasją. Nawet nie wiedział, jak wiele to dla mnie znaczy. Dla mnie, pomocy domowej, którą pogardzał nawet własny mąż.

– Skoro oni nas nie rozumieją, to na nas nie zasługują, Lidka! Zaczniemy nowe lepsze życie!

Wiem już, że mnie i Emanuela połączyła prawdziwa miłość. Nie potrafię bez niego żyć, a on nie chce myśleć o kolejnych dniach spędzonych beze mnie. Planujemy już wspólną przyszłość – w innym mieście, z dala od jego rodziców i mojego męża.

Bo uciekniemy. Lada chwila wyczyszczę Jackowi konto i zniknę bez słowa. Emanuel także weźmie pewną kwotę od rodziców, a potem udamy się w nieznane. Jeszcze nie postanowiliśmy, gdzie dokładnie, ale na pewno tam, gdzie nikt nas nie znajdzie. Musimy tylko być cierpliwi i wybrać odpowiedni moment. Bo każde z nas ma prawo do szczęścia, choć inni próbowali nam go odmówić.

Czytaj także:
„Żona mówiła, że brzydzi się roboty na wsi. Nie przeszkadzało jej za to brykanie na sianie z sąsiadem zza płotu”
„Myślałam, że pogróżki, które dostaję, to tylko głupie żarty. Nie sądziłam, że to zemsta osoby, której ufałam”
„Chciałem zrobić sąsiadce awanturę za zdemolowanie mi mieszkania. Tak mnie omotała, że położyłem po sobie uszy”

 

Redakcja poleca

REKLAMA