Czy można kochać tylko jedno swoje dziecko? Dla matki jest to rzecz zupełnie niewyobrażalna.
A dla ojca? Mój mąż jest przykładem, że to, niestety, możliwe. Nie umiem pojąć, dlaczego mężczyźni potrafią kochać wybiórczo.
Tacy sami, ale inni
Nasi synowie urodzili się tego samego dnia, tymczasem mój mąż oszalał tylko na punkcie jednego z nich, Bartka. Czy dlatego, że starszy z bliźniaków przyszedł na świat zdrowy, podczas gdy młodszy…
Doskonale pamiętam dzień ich narodzin. Pierwszy z bliźniaków, Bartek, już kwilił w ramionach położnej, kiedy wokół mnie zaczął się wzmożony ruch. Początkowo nie zorientowałam się, co się dzieje, wyczerpana urodzeniem pierwszego z synków.
Nie zdecydowałam się na cesarkę, bo obaj chłopcy byli ułożeni prawidłowo. Poza tym podwójna ciąża to w mojej rodzinie nie nowina, sama mam bliźniaczego brata i wiem, że mama rodziła nas siłami natury. A jest drobniejsza ode mnie. „Skoro ona sobie świetnie poradziła, to ja też potrafię” – uważałam.
Jednak poruszenie na sali porodowej wzbudziło mój niepokój. W końcu dotarło do mnie, że to dlatego, iż tętno mojego drugiego synka spada!
– Jedziemy na salę operacyjną! – zdecydował lekarz, a ja przerażona poddałam się jego woli.
Okazało się, że młodszy z bliźniaków, Radek, po tym jak urodził się jego starszy brat, przekręcił się tak nieszczęśliwie, że zaplątał się w pępowinę! Okręciła się wokół jego szyi i podczas przechodzenia chłopca przez szyjkę macicy zaczęła się zaciskać! To dlatego jego tętno słabło… Dusił się!
Gdy lekarz w końcu wydobył go na świat, synek był kompletnie siny. Dostał zaledwie dwa punkty w skali Apgar i natychmiast znalazł się pod tlenem!
Kiedy po czterech dniach wychodziłam ze szpitala, tuliłam w ramionach tylko jednego z synów, Bartusia. Jego braciszek musiał zostać pod opieką lekarzy.
Serce mi pękało, kiedy myślałam o tej bezbronnej istotce w inkubatorze, oddychającej z pomocą respiratora, z igłą kroplówki wbitą w żyłę na główce. Karmiłam starszego synka piersią i płakałam nad losem drugiego. Nie wiedziałam nawet, jak poważne procesy zachodzą w mózgu Radka, naiwnie wierząc, że skoro dostaje tlen, to wszystko będzie z nim w porządku.
Czekałam na cud
Jak się później dowiedziałam, przywrócenie krążenia i oddychania nie usunęło zagrożenia. Komórki mózgu Radka nadal obumierały i to trwało jeszcze wiele dni. Dlaczego, przecież miały już pod dostatkiem tlenu?
Lekarze wyjaśnili mi w końcu, co działo się w organizmie mojego maluszka i przyznali, że niewiele można zrobić w takich sytuacjach. Chociaż dziś wiem, że w niektórych nowoczesnych szpitalach w wypadku dzieci urodzonych z niedotlenieniem stosuje się hipotermię, czyli obniża się temperaturę ich mózgu, co powstrzymuje obumieranie komórek. Ale, niestety, szpital, w którym rodziłam, nie miał odpowiedniego wyposażenia.
Kiedy po dwóch tygodniach zabieraliśmy Radeczka do domu, lekarze nie ukrywali, że skutki niedotlenienia nie są im do końca znane i mogą się ujawnić dopiero po kilku miesiącach, a nawet latach! Pierwszym był zanik odruchu ssania. Radek nie chciał sobie radzić z piersią i nawet przykład brata niewiele zdziałał.
Z niepokojem czekałam na rezonans magnetyczny, który miałam zrobić Radeczkowi, gdy skończy trzy miesiące. Obserwowałam synka, to jak na przykład spazmatycznie czasami zaciska piąstki i bałam się innych konsekwencji niedotlenienia okołoporodowego, na przykład dziecięcego porażenia mózgowego, które mogło się jeszcze pojawić.
Mąż wybrał sobie ulubieńca
Żyliśmy z mężem w ciągłym napięciu. Z niepokojem obserwowałam także, jak źle Tomek znosi wyraźnie gorszą kondycję jednego z synków. Nie próbował nawet ukrywać, że faworyzuje Bartusia, który nie tylko rozwijał się prawidłowo, ale nawet wyprzedzał dzieci w swoim wieku.
Mąż wolał się bawić z Bartkiem, niż wykonywać żmudne ćwiczenia z Radkiem. A co gorsza, nie kwapił się do wychodzenia na spacery z obydwoma synami.
– Bo ludzie im się tak dziwnie wtedy przyglądają! – twierdził.
A pewnego dnia przyprowadził do domu pojedynczy wózek!
– Dostałem od kolegi. Jego córka już z niego wyrosła, a ja uznałem, że nam się przyda – stwierdził niby od niechcenia.
Ale ja wiedziałam, o co mu chodzi! Teraz mógł chodzić na spacery tylko z Bartkiem, udając, że to jego jedyne dziecko.
Rezonans magnetyczny potwierdził, niestety, zmiany w mózgu Radka i konieczność intensywnej rehabilitacji ruchowej. Lekarz pocieszał mnie, że u tak małego dziecka sytuacja może ulec gwałtownej poprawie, więc żebym się nie załamywała.
Stwierdził także, że kiedy moje dzieci podrosną, zbawienny wpływ na lekkie opóźnienie Radka może mieć kontakt z jego bratem. Dziecko będzie bowiem go naśladowało i samo w ten sposób ćwiczyło pewne umiejętności.
Cóż z tego, skoro do mojego męża to nie docierało. Widziałam, że jego niechęć wobec Radka nasila się z każdym dniem. Tomek nie mógł się pogodzić z tym, że kiedy jego starszy Bartuś już próbował chodzić, młodszy nawet nie siadał. Kiedy tylko mógł, zabierał na przykład Bartka do swoich rodziców pod pretekstem tego, że tylko z młodszym będzie mi łatwiej.
Znalazł sobie inną kobietę
Zajęta walką o zdrowie jednego z bliźniaków i wiecznie zmęczona opieką nad oboma, nie zauważyłam jasnych sygnałów. Mąż związał się z kobietą poznaną w biurze. Nie miałam siły o niego walczyć i dałabym mu rozwód bez problemu, gdyby nie jego cyniczna propozycja. Oświadczył bowiem, że... powinniśmy podzielić się dziećmi!
– Ty sobie zostawisz Radka, bo czujesz się z nim bardziej związana uczuciowo, a ja zabiorę Bartusia – powiedział.
– Nie waż mi się mówić, że kocham bardziej młodszego synka, bo kocham ich jednakowo! – wybuchłam. – To ty faworyzujesz starszego! Nie zamierzam ich rozdzielać. Są sobie potrzebni i żaden sąd nie zgodzi się na twoją chorą propozycję! – wykrzyczałam mu.
Chciał się podzielić
Byłam tego pewna, chociaż nie myślałam, że mimo wszystko czeka mnie walka o dzieci. Mąż nie zamierzał bowiem odpuścić i podczas rozpraw w sądzie usłyszałam wiele przykrych słów. Okazało się na przykład, że matka Tomka jest przeciwko mnie.
– To przez ciebie Radek jest niepełnosprawny! Trzeba było od razu kazać sobie zrobić cesarkę, zamiast się upierać przy naturalnym porodzie! – wykrzyczała mi na sali sądowej.
Na szczęście sądowi ani w głowie było rozdzielanie bliźniaków, a dokumentacja szpitalna potwierdziła, że w tym, co się stało Radkowi, nie było mojej winy!
Teraz jestem już trzy lata po rozwodzie. Moi chłopcy mają po cztery lata i z radością stwierdzam, że lekarze mieli rację – Radek dogonił brata, jeśli chodzi o rozwój i w tej chwili nie ustępuje mu w niczym! Ma tylko odrobinę słabszy wzrok.
Tomek z początku próbował spotykać się tylko z jednym z synków, ale to zastopowałam. Teraz zresztą jestem pewna, że nawet nie będzie w stanie faworyzować Bartusia, bo ten od razu staje w obronie brata! Podzieli się z nim każdym cukierkiem i każdą zabawką.
No cóż, tak to już jest z bliźniakami. Więzi, która się między nimi nawiązuje jeszcze w łonie matki, nikt nie rozerwie.
Czytaj także:
„Długo nie mogliśmy mieć dzieci, więc zaadoptowaliśmy dwójkę. Rok później okazało się, że urodzę bliźniaki”
„Byliśmy bliźniakami, a różniliśmy się jak niebo i ziemia. Mnie uważali za gorszą kopię brata, a jemu bardzo to pasowało”
„Przez 23 lata nie miałem pojęcia, że mam brata bliźniaka. Rodzice podzielili się nami po rozwodzie i postanowili ukryć prawdę”