Nareszcie – westchnąłem, wysiadając z autobusu w Szczawnicy. Miałem przed sobą tydzień wakacji, które zamierzałem spędzić na włóczeniu się po górach. Zarzuciłem plecak na ramię i ruszyłem do wynajętej przez internet kwatery.
– Coś pan jest wcześniej… – stwierdziła gaździna, gdy się jej przedstawiłem, po czym spojrzała na mnie jakoś tak dziwnie. Raz, a potem drugi.
W końcu machnęła ręką i dodała:
– Jeszcze mi poprzedni goście nie odjechali, musi pan poczekać z godzinkę.
Rzeczywiście na podwórku stały dwa samochody na wrocławskich numerach, a w ich otwartych bagażnikach piętrzyły się bambetle. Odstawiłem plecak w kąt i już miałem zamiar przysiąść na ganku, gdy z domu wybiegł jakiś chłopak.
Stałem naprzeciwko samego siebie
Minął mnie, podszedł do opla i wrzucił coś do środka. Potem się odwrócił… Spojrzałem na niego i odjęło mi mowę. Jakbym przeglądał się w lustrze, tyle że moje odbicie miało nieco inaczej zaczesane włosy i nosiło bojówki, a nie dżinsy jak ja. Ten drugi też rozdziawił usta i tak staliśmy, gapiąc się na siebie.
– Jestem Arek – przedstawił się.
– A ja Łukasz – odparłem wolno.
– Jasny gwint! – czyjś okrzyk wybudził nas z tego letargu. Niewysoka blondynka stała obok, wpatrując się w nas z mieszaniną strachu i rozbawienia.
– Rany, wyglądacie jak bliźniacy.
Fakt. Byliśmy tego samego wzrostu i pewnie w podobnym wieku, tylko że Arek nie nosił okularów.
– Mam soczewki kontaktowe – odezwał się nagle, jakby czytał mi w myślach!
– Jesteś z Wrocławia? – zapytałem.
– Tak, a ty?
– Mieszkam od urodzenia w Gdańsku.
Przez twarz chłopaka przebiegł dziwny cień. Dopiero po chwili się odezwał:
– Ja też urodziłem się w Gdańsku. Możesz mi to wytłumaczyć, stary?
– Kiedy? – spytałem, czując, że zaczynam drżeć z emocji.
– 24 marca 1987 roku – odparł.
Powoli wyjąłem z portfela dowód, podałem go Arkowi. Spojrzał, jego oczy całkiem znieruchomiały. Wziął głęboki oddech i stwierdził:
– No to mamy problem. Urodziliśmy się w Gdańsku tego samego dnia.
Usiedliśmy na schodach obok siebie i po chwili podobnym gestem skrzyżowaliśmy ramiona. Obu nas to speszyło.
– Słuchaj – zaczął – wiem, że to pewnie nieprawdopodobne, ale… może my naprawdę jesteśmy braćmi?
W pierwszym odruchu chciałem uciec na koniec świata
Miałem przecież całkiem poukładane życie, fajną siostrę, mamę, tatę, a tymczasem teraz…
– Mam oboje rodziców – zastrzegłem.
– Ja też, ale to jeszcze o niczym nie świadczy – mruknął Arek.
– Co sugerujesz?
– Niczego nie sugeruję! – zdenerwował się. – Zrozum! Żyłem sobie spokojnie, aż pewnego dnia moja dziewczyna zaspała i nie wyjechałem o świcie z kwatery! Tylko dlatego poznałem ciebie! A przecież mogliśmy się minąć, nigdy nie spotkać!
– To co robimy? – spytałem.
– Musimy jakoś dojść do prawdy – oświadczył. – Moim zdaniem konieczna jest terapia szokowa. Do Wrocławia jest bliżej niż do Gdańska, więc…
– Jedziemy – zdecydowałem się.
Byliśmy w aucie sami, bo dziewczyna Arka przesiadła się do znajomych i pewnie była już w połowie drogi do Wrocławia. Prawie przez całą drogę milczeliśmy, skrępowani, obserwując siebie nawzajem. Mieliśmy te same gesty, podobne odruchy, nawyki. Zauważyłem na stacji, że Arek pije identyczną kawę i jak ja odruchowo sięgnął po cytrynową gumę. Ale czy to były dowody? Tysiące ludzi żuje taką gumę.
– Ojciec pracuje w domu, jest tłumaczem. Pewnie o tej porze będzie sam, więc. Mam taki plan… – Arek wyłuszczył mi swój pomysł.
Zaparkowaliśmy pod domem, w którym mieszkał, i niezauważeni przez nikogo weszliśmy do środka. Arek od razu ruszył do gabinetu taty.
– Synu. Już wróciłeś? Witaj – usłyszałem przyjemny niski głos, na dźwięk którego drgnęło mi serce.
– Tato, odpowiedz mi na jedno pytanie. – zaczął Arek. – Czy ty mnie kochasz?
Na sekundę zapadła cisza, potem ojciec odchrząknął zdziwiony i zapewnił syna:
– Oczywiście.
– A mnie? – wszedłem w światło drzwi.
Zobaczyłem lekko siwego pana, podobnego jak dwie krople wody do Arka i do mnie. Boże…
Ojciec Arka od razu mnie rozpoznał
– Łukasz?! – wyszeptał na mój widok pobladłymi wargami i zachwiał się.
Wszystko stało się jasne.
– Jak mogliście nam to zrobić – wykrzyknął tylko Arek i wybiegł z pokoju.
Poszedłem za nim jak pijany. Wsiedliśmy we dwóch do auta i… Nie mam pojęcia, ile jechaliśmy, łamiąc po drodze chyba wszystkie przepisy! W końcu Arek zatrzymał się na jakiejś leśnej drodze.
– Witaj, bracie – zwrócił się do mnie.
– Witaj… – odparłem i po raz pierwszy uściskaliśmy się serdecznie.
Pewnie w takim momencie powinniśmy jeden przez drugiego opowiedzieć sobie całe życie, porównać je, tymczasem obydwaj mieliśmy wrażenie, jakby przeszłość przestała istnieć. Liczyło się tylko tu i teraz. Milczeliśmy zdruzgotani tym, co zrobili nasi rodzice.
Zadzwoniła jego komórka, potem odezwała się moja
– Ojciec – stwierdził Arek.
– Matka – dodałem natychmiast.
– Pewnie już się porozumieli – szepnął Arek, a potem jak na komendę wymieniliśmy się komórkami i odebraliśmy je.
– Słucham – rzucił brat, po raz pierwszy po latach słysząc głos swojej matki.
– Tak? – odezwałem się do ojca.
Wyczułem, że zawahał się.
– Łukasz? – spytał po sekundzie.
Poznał mnie. Punkt dla niego.
– Musimy porozmawiać… – zrobił pauzę. – Synku – dodał.
Obok mnie Arek starał się mówić spokojnym głosem, ale po policzkach płynęły mu łzy. Słyszałem głos mamy w słuchawce. Też płakała.
– Wtedy to się nam wydawało najlepszym rozwiązaniem – przyznał cicho ojciec, gdy usiedliśmy razem z nim w gabinecie. Mama miała dojechać jak najszybciej, czyli następnego dnia.
– Najlepszym dla kogo? Nie daliście nam żadnej szansy poznania się! To nieludzkie! – wykrzyknął Arek.
– Rozwiedliśmy się, gdy mieliście po cztery miesiące – ojciec rozłożył ręce. – Wydawało nam się to wtedy proste i uczciwe, że mama wzięła jednego syna, a ja drugiego. Żadnych alimentów, żadnych wzajemnych żądań.
– I nie tęskniliście za tym drugim dzieckiem? – spytałem.
– Ja tęskniłem – stwierdził ojciec. – Chociaż nie przyznawałem się do tego nawet sam przed sobą…
Teraz musimy sobie poukładać od nowa świat, który zawalił się nagle na głowę nam wszystkim.
Okazało się, że partnerzy naszych rodziców też nic nie wiedzieli o drugim bliźniaku i przeżyli szok.
Ale najważniejsze, że mamy w tym wszystkim siebie. To zadziwiające, z jaką łatwością weszliśmy w przyjacielsko-braterskie relacje.
Od tych wydarzeń minęło prawie 12 lat, a ja nie pamiętam, że kiedyś nie miałem brata obok siebie.
Czytaj także:
Tomek mnie oszukał. Był striptizerem
Spadek po babci prawie doprowadził mnie do ruiny
Wdałam się w romans z kolegą z pracy
Ojciec zostawił nas, gdy miałam 3 lata
Grzegorz udawał miłość, aby zmusić mnie do prostytucji