„Mąż kazał mi iść do pracy, a teraz ze mnie kpi, że pracuję w lumpeksie. Bez doświadczenia mogłam pomarzyć o lepszej”

smutna kobieta fot. Getty Images, Leon Harris
„Po powrocie do domu, z dumą oznajmiłam Mariuszowi, że wkrótce nasz budżet nieco się podreperuje. – I co, zamierzasz sprzedawać szmaty w jakimś starym, śmierdzącym sklepie? – zadrwił”.
/ 21.03.2024 18:30
smutna kobieta fot. Getty Images, Leon Harris

Kiedyś czułam się winna, że nie pracuję i że cały ciężar utrzymania naszej rodziny spoczywa na barkach męża. Ale teraz wiem, że Mariusz zwyczajnie lubi mnie upokarzać. Dlaczego to robi? Nie wiem. Ale nie tak powinno wyglądać małżeństwo oparte na szacunku!

Skupiłam się na rodzinie

Dość młodo wyszłam za mąż. W Mariuszu urzekły mnie męskość, stanowczość i poczucie bezpieczeństwa, które mi dawał. Wiedziałam, że jest odpowiednim mężczyzną dla mnie: takim, z którym będę mogła założyć upragnioną rodzinę, takim, który spełni swój męski obowiązek i zadba o nas wszystkich. Taki też był plan: gdy braliśmy ślub, Mariusz miał już stabilną pracę w firmie transportowej. Oczywiste więc było, że to on skupi się w naszym małżeństwie na pracy, a ja będę odpowiedzialna za wychowanie dzieci i opiekę nad domem.

– Na razie o nic się nie martw. Mamy mieszkanie po moich dziadkach, mam niezłą pracę. Może nie będziemy żyli w luksusach i jedli kawioru, ale na spokojne życie dla nas i dla potencjalnego dziecka wystarczy – mówił, czule mnie obejmując.

Byłam zadowolona z takiego układu. Naprawdę zawsze marzyłam o rodzinie i o macierzyństwie. Chciałam kompletnie poświęcić się roli matki i żony, więc luksus w postaci męża utrzymującego cały nasz dom był dla mnie czymś, co z początku wydawało się spełnieniem marzeń.

Już rok po ślubie urodziła się Sandra. Byłam w niej zakochana po uszy: uwielbiałam ją karmić, kąpać i obserwować, jak codziennie uczy się czegoś nowego. Jasne, bycie młodą mamą bywało ciężkie, ale cudowne momenty z córeczką i możliwość poświęcenia jej całej mojej energii i uwagi, wynagradzały mi nieprzespane noce, dopijanie wiecznie zimnej kawy i stosy prania.

Idąc za ciosem, szybko zdecydowaliśmy się na drugie dziecko.

– Zwariowałaś! Jak ty sobie poradzisz z dwójką maluchów, kiedy Mariusz będzie w pracy? Chyba nie wiesz, na co się piszesz! – ostrzegała mnie matka.

– Mamo, przestań, dla mnie macierzyństwo naprawdę jest błogosławieństwem. Uwielbiam to. Nie zwracam uwagi na niedospanie, na zmęczenie... Ja po prostu to kocham – przekonywałam.

Drugie dziecko było spełnieniem marzeń

Mariusz nie oponował. On również uważał, że „najlepiej załatwić to za jednym zamachem”.

– Pieniędzy nie powinno nam zabraknąć, ja się dobrze odnajduję w pracy, a ty w domu. Na co tu czekać? – oznajmił z uśmiechem.

Zgadzałam się z nim. Na szczęście nie miałam żadnych problemów z zajściem w drugą ciążę. Sam okres oczekiwania i poród również przebiegły względnie spokojnie i bezproblemowo. Jasne, gdy urodził się Adaś, było ciężko. Momentami nawet żałowałam, że zdecydowałam się na drugiego malucha w tak krótkim odstępie czasu. Dzieciaki jednak regularnie rekompensowały mi trudy macierzyństwa.

Niestety, stosunek męża do naszych wcześniej ustalonych zasad i podziału obowiązków, zaczął się zmieniać.

– Naprawdę nie ma jeszcze obiadu? Przecież cały dzień siedzisz w domu... – jęczał nieprzyjemnie po powrocie z pracy.

– Mariusz, mam na głowie dwójkę maluchów! Może chciałbyś mnie zastąpić i zobaczyć, że wcale się nie lenię? Przecież mam pełne ręce roboty! – tłumaczyłam się.

Kręcił nosem, ale w końcu się uspokoił. Niestety, Mariusz, nie dość, że wymagał ode mnie coraz więcej, zaczynał czepiać się moich codziennych wydatków, które naprawdę nigdy nie były rozrzutne.

– Tusz do rzęs za czterdzieści złotych? Paulina, czy ty uważasz, że ja śpię na pieniądzach?! – wytykał mi.

– Ale Mariusz... Ja praktycznie nie kupuję kosmetyków. Używam najtańszych kremów z drogerii, prawie się nie maluję. Czy naprawdę nie mogę sobie kupić porządniejszego tuszu? – argumentowałam, ale mąż nadal był nadąsany.

– Jak chcesz wydawać na fanaberie, to sama zabierz się za robotę – mruknął w końcu.

– Co takiego?

– A no to, że dzieci kosztują więcej, niż ci się wydaje! Nie stać mnie już na utrzymywanie was wszystkich – wypomniał mi znienacka.

Byłam mocno zdziwiona

Dlaczego nie mówił o tym wcześniej? Czy naprawdę musiał mnie o tym poinformować w taki sposób?

– Ale Mariusz, przecież mogłeś powiedzieć... Póki moja siostra i obydwie mamy są zdrowe i gotowe do pomocy, mogę przecież znaleźć pracę na pół etatu, przynajmniej na jakiś czas, żeby cię odciążyć – zaoferowałam się natychmiast.

– No cóż, to chyba będzie konieczne – podrapał się po głowie.

Tak więc zabrałam się za poszukiwania dorywczej pracy. Na szczęście udało mi się ją znaleźć dość szybko: okazało się, że w naszym osiedlowym sklepie z używaną odzieżą poszukują ekspedientki na część etatu.

– Jak najbardziej, chętnie zatrudnię młodą mamę! – ucieszyła się właścicielka. – Na pewno wie pani, czym jest ciężka praca... Nie potrzebuję doświadczonej osoby, wszystkiego się pani nauczy.

– Och, to świetnie! Jestem pewna, że szybko przyswoję wszystko, co trzeba! Wie pani, jak to jest z małymi dziećmi. Ciągle na coś brakuje i każdy pieniądz się przyda – odpowiedziałam uprzejmie.

Po powrocie do domu, z dumą oznajmiłam Mariuszowi, że wkrótce nasz budżet nieco się podreperuje.

– I co, zamierzasz sprzedawać szmaty w jakimś starym, śmierdzącym sklepie? – zadrwił.

Zabolało mnie to. Przecież to on chciał, żebym znalazła pracę!

– A co jest złego w tej posadzie? Jest nie najgorzej płatna, bardzo elastyczna, a właścicielka bardzo się ucieszyła, że może pomóc młodej rodzinie... – zaczęłam się tłumaczyć.

– No lepsze to niż nic, ale liczyłem, że będziesz miała większe ambicje... – mruknął nieprzyjemnie.

– Ambicje? Potrzebujemy pieniędzy, a nie wielkiej kariery! – oburzyłam się. – Poza tym, nie mam przecież żadnego doświadczenia, zgodziliśmy się, że będę się realizować jako pani domu... Myślałeś, że zatrudnią mnie od razu na menedżerskim stanowisku w korporacji?

– O proszę, jak nadepnąłem na odcisk! – zarechotał mąż.

Nigdy wcześniej nie zachowywał się w ten sposób. W tamtym momencie zupełnie nie przypominał mojego troskliwego, opiekuńczego męża.

– No cóż, przykro mi, że zawiodłam twoje oczekiwania... Myślałam, że może jesteś mi wdzięczny za to, że z chęcią poświęcam się życiu rodzinnemu i że z radością dbam o nasz dom, wychowuję dzieci i robię wszystko, żeby twoje życie było pozbawione jakichkolwiek obowiązków, poza pracą – zauważyłam trzeźwo, gdy przeszedł mi już pierwszy szok.

Mariusz zamilkł, ale rzucił mi jeszcze chłodne spojrzenie.

Może on lubi mnie upokarzać?

Praca u pani Joanny była naprawdę całkiem przyjemna. Kochałam swoje dzieci, ale doceniałam to, że kilka razy w tygodniu mogę wyrwać się na parę godzin od pieluch i zabawy grającymi kolejkami, porozmawiać z dorosłymi, a w dodatku zarobić parę groszy – i nie musieć się już tłumaczyć mężowi z każdego głupiego wydatku.
 
Niestety, Mariusz zachowywał się, jakby postawił sobie za punkt honoru odebranie mi całej radości z nowej pracy.

– No i ile dziś przyniosłaś, biznesmenko? – drwił, gdy wracałam do domu.

– Dwieście – odparłam spokojnie.

– I co, już wiesz, ile trzeba harować, żeby sobie zarobić na jakiś głupi tusz za cztery dychy? – wypomniał mi protekcjonalnie, jakbym była jakąś rozrzutną, rozpuszczoną nastolatką, która przepuszcza ciężko zarobione pieniądze rodziców.

Bardzo mnie to rozdrażniło.

– Czy ja kiedykolwiek nie doceniałam twojej ciężkiej pracy? Chyba nie musisz mi tłumaczyć wartości pieniądza – odparłam dość chłodno.

– Jednak chyba muszę, bo pieniędzy nie zaczęło nam brakować bez powodu. Tutaj tusz, tam jakieś nowe, zupełnie niepotrzebne ciuchy dla Adasia, który przecież ma całą szafę ubrań po siostrze. Nauczysz się przedsiębiorczości, to może znowu będziesz mogła wrócić do siedzenia w domu – perorował zarozumiale.

Postanowiłam, że nie będę wchodziła w dalszą dyskusję. „Co się stało z moim mężem? Przecież nigdy taki nie był! A może dopiero teraz zaczął pokazywać swoje prawdziwe oblicze?”, myślałam, gdy minęłam już Mariusza i zamknęłam się w sypialni ze łzami w oczach. „Przecież zawsze robiłam wszystko, co tylko mogłam, żeby go uszczęśliwić. Wywiązywałam się z układu, który zawarliśmy. Dlaczego jest dla mnie taki?”. Nie znałam odpowiedzi na to pytanie. Ale wiedziałam, że nie mogę pozwolić sobie na takie traktowanie. Otarłam łzy, pociągnęłam nosem i wyszłam z sypialni.

Czytaj także:
„Żal mi było tej starowinki, bo dręczyły ją choroby i samotność. Zdziwiłam się, gdy lepiej ja poznałam”
„Rodzina sprzedała moje dobre serce za domek letniskowy. Zadufani w sobie skąpcy próbowali na mnie zarobić”
„Dla teściów jestem żałosnym biedakiem. Zawsze mnie poniżają, bo ich córka powinna mieć lepszego męża niż ja”

Redakcja poleca

REKLAMA