„Mąż ignorował moje ciągoty do macierzyństwa, więc zadbałam o siebie sama. Dziecko dał mi przystojny kochanek”

Szczęśliwa matka fot. iStock, Vera Livchak
„Kocham małą, a widząc, jak doskonałym ojcem jest Jurek, jestem pewna, że podjęłam właściwą decyzję, rezygnując z rozwodu. Mimo to czasem ogarnia mnie strach, że mój sekret może wyjść na jaw”.
/ 09.12.2023 09:15
Szczęśliwa matka fot. iStock, Vera Livchak

Zawsze pragnęłam mieć liczną rodzinę. Już będąc nastolatką, fantazjowałam o domu na obrzeżach miasta, mężu, który mnie pokocha i przynajmniej trójce dzieci. Wizualizowałam sobie rodzinną sielankę niczym z reklamy, nie mogąc doczekać się momentu, kiedy spotkam swoją drugą połówkę i razem z nią spełnię swoje marzenia.

Byłam przeszczęśliwa

Na szczęście los się do mnie uśmiechnął. Kiedy moje przyjaciółki przechodziły przez kolejne miłosne zawirowania, ja wcześnie spotkałam miłość mojego życia. Jurka poznałam na jednym z wykładów. Podszedł do mnie i zapytał, czy obok mnie jest wolne miejsce. Ja spojrzałam na niego, zobaczyłam jego orzechowe oczy i od razu wiedziałam, że… to jest ten jedyny.

Nie pomyliłam się. Od tego momentu byliśmy praktycznie nierozłączni. Wszystko działo się tak naturalnie, nie miałam najmniejszych wątpliwości, że to on zostanie moim mężem. Już w trakcie studiów zdecydowaliśmy się na wspólne życie, a po uzyskaniu dyplomów wzięliśmy ślub.

Miałam wrażenie, że wszystko toczy się zgodnie z moim wymarzonym scenariuszem. Owszem mieszkaliśmy w wynajętym mieszkaniu, zamiast w moim wymarzonym domu na przedmieściach. Uznałam, że na wszystko jednak przyjdzie czas i cieszyłam się swoim szczęściem. Kiedy pierwszy raz poruszyłam temat powiększenia rodziny, usłyszałam:

– Moja droga, może najpierw skupmy się na znalezieniu stałego zatrudnienia, przecież obecnie pracujemy na umowach–zleceniach. Byłoby też dobrze mieć swoje własne mieszkanie...

– Rozumiem – westchnęłam. – Tylko ja tak bardzo pragnęłabym być matką... Może powinniśmy to przemyśleć?

– Kochanie, tylko co dalej? Chcesz, żeby nasze dziecko jadło na kolację kanapki z pasztetem? – zaśmiał się. – Martuś, poczekajmy trochę. Zapewniam cię, że to nie potrwa długo. Ja również o tym marzę, ale pragnę mieć pewność, że naszemu dziecku nie zabraknie absolutnie niczego.

Jurek delikatnie pocałował mnie w czoło, a ja pomyślałam, że być może jego słowa mają sens. Byliśmy świeżo upieczonymi magistrami historii, a na tą chwilę wcale nie narzekaliśmy na nadmiar ciekawych propozycji zatrudnienia.

Właściwie jakimś cudem zdołaliśmy złapać kilka zleceń na umowy zlecenia. I tak naprawdę to ledwo wiązaliśmy koniec z końcem. Mimo to, czułam się szczęśliwa, będąc u boku mojego ukochanego i z optymizmem spoglądałam w przyszłość. Przecież najważniejsze było to, że byliśmy razem!

Poczułam, że to czas na macierzyństwo

Z czasem udało mi się uzyskać stałą umowę o pracę. Nie w zawodzie, w którym się kształciłam, ale zarobki mi to rekompensowały. Myślałam o pozostaniu w branży reklamowej. Tymczasem Jurek otrzymał etat na uniwersytecie. Stała praca pozwoliła nam na zaciągnięcie kredytu i zakup niewielkiego mieszkania na peryferiach miasta. Nie była to dla mnie idealna sytuacja, chciałabym mieszkać w wymarzonym domu, ale jak się nie ma co się lubi….

Czas płynął, a my coraz lepiej radziliśmy sobie w życiu. Odnosiliśmy sukcesy w pracy, nasze małżeństwo rozwijało się znakomicie, a sytuacja finansowa wyraźnie się poprawiła. Byliśmy pewni, że jeśli utrzymamy ten trend, będziemy w stanie spłacić nasze mieszkanie znacznie szybciej niż zakładaliśmy.

Wraz z mężem podjęliśmy decyzję, że nadszedł odpowiedni moment i nie ma sensu dłużej czekać. Pełni optymizmu i determinacji zaczęliśmy starania o nasze pierwsze dziecko.

Ten dzień, kiedy zdecydowałam się odstawić antykoncepcję, miał dla mnie ogromne znaczenie. To miał być pierwszy krok do realizacji naszych marzeń. Patrząc na Jurka, wiedziałam, że on również bardzo się cieszy i chcę tego dziecka. Przez następne dni byłam w prawdziwej euforii.

Zaczęłam się niepokoić

Zaglądałam do sklepów z zabawkami dla dzieci. Byłam bowiem przekonana, że wkrótce stanę się ich stałą klientką. Wręcz chłonęłam wiedzę na temat ciąży i tego, co należy robić w pierwszych dniach życia malucha. Obserwowałam młode matki z wózkami, zastanawiając się, jak będzie wyglądać nasze dziecko. Zastanawiałam się, czy będzie miało moje oczy, a może Jurka? Czy to będzie chłopiec, czy dziewczynka? Czułam się prawie jak na haju. Nie przestawałam myśleć o przyszłej ciąży.

Jednak po upływie miesiąca, potem kolejnego i jeszcze jednego – nic się nie zmieniło. Zaczęłam się niepokoić.

– Jurek, może zdecydujemy się na wizytę u lekarza? Może powinniśmy poddać się leczeniu?

Daj spokój. Kochanie, nie zawsze udaje się za pierwszym razem. Poczekajmy. Na pewno wszystko będzie w porządku – próbował mnie uspokoić.

Jednak z każdym kolejnym miesiącem, który nie przynosił oczekiwanych rezultatów, byłam coraz bardziej zaniepokojona. Czytałam książki oraz internetowe artykuły na temat zapłodnienia, zażywałam mnóstwo suplementów diety, korzystałam z różnych, więcej lub mniej naukowych metod – niestety, bez skutku. W końcu niemal zmusiłam Jurka do pójścia do lekarza.

– Proszę, się nie przejmować. Zrobimy wszystkie niezbędne testy i zobaczymy, co jest nie tak – powiedział ginekolog, patrząc na nas łagodnie. – Tymczasem radzę nadal podejmować próby zajścia w ciąże.

I tak rozpoczęło się moje szaleństwo związane z badaniami, interpretacją wyników i analizami. Byłam wykończona, ale jednocześnie pewna, że robię wszystko to, co powinnam. Poddawałam się badaniom i dbałam o swoje zdrowie. Zachęcałam do tego samego mojego męża.

– Nie jedz tego hamburgera – niejednokrotnie go upominałam. – Powinieneś się zdrowo odżywiać. Przecież wiesz, jak to jest ważne – mówiłam do niego, jak do małego dziecka, a on patrzył na mnie zaskoczony, trzymając hamburgera w ręku, jak ktoś złapany na gorącym uczynku.

Maż nie oponował i zgadzał się na mój dyktat w tym zakresie. To, kiedy uprawialiśmy seks, zależało od terminów moich dni płodnych. Jednocześnie każdy dzień przynosił tylko rozczarowania. Każda miesiączka symbolizowała nasze niepowodzenie. Bardzo szybko oboje nabawiliśmy się stresu i chodziliśmy podminowani.

Atmosfera stała się nieprzyjemna

Codziennie się kłóciliśmy, co dotychczas nie miało miejsca w naszym związku. To zaczęło mnie niepokoić. Coraz częściej płakałam skrycie w poduszkę, podczas gdy Jurek uciekał od domowej atmosfery na piwo z przyjaciółmi lub zaszywał się w pracy po godzinach. Czułam, że bardzo szybko oddalamy się od siebie... Zaczęłam nawet zastanawiać się, czy tylko wizja dziecka jeszcze łączy nas ze sobą.

Lekarz, po przeprowadzeniu szeregu badań, oznajmił:

– Nie dostrzegam żadnych medycznych przeszkód, abyście stali się rodzicami – powiedział, rozkładając ręce.

– O co w tym wszystkim chodzi? – zapytałam, ponieważ psychicznie przygotowałam się już na jakąś chorobę, a nawet na całkowitą niepłodność moją lub męża.

– Czasami ciężko to zrozumieć. Medycyna nie zna jeszcze odpowiedzi na wszystkie pytania – oznajmił tajemniczo, a ja poczułam, jak grunt ucieka mi spod stóp. Na co zatem mogę liczyć, skoro nie na medycynę– Proszę o cierpliwość – dodał, widząc moje zaskoczenie. – To są wbrew pozorom dobre informacje.

Opuszczając gabinet, każde z nas w milczeniu próbowało przetrawić, to co usłyszeliśmy w gabinecie.

– Chyba już wolałabym bezpłodność, przynajmniej dałoby się ją leczyć... – powiedziałam w końcu.

Co ty gadasz?! – mój mąż spojrzał na mnie zdziwiony. – Wciąż mamy szansę. Musimy po prostu dalej próbować... Albo po prostu zaakceptować fakt, że bycie rodzicami nie jest nam pisane – dodał cicho.

– Zwariowałeś?! – teraz ja nie posiadałam się ze zdumienia. – Czy moje szczęście nie ma dla ciebie absolutnie żadnej wartości?! Jeżeli nie uda nam się to na naturalny sposób, to... zdecydujemy się na inseminację lub in vitro! – wykrzyczałam głośno to, co siedziało mi w głowie od kilku tygodni.

– A twoje szczęście nie bierze pod uwagę moich emocji? Czy jestem dla ciebie tylko reprodukcyjnym bykiem, który jak się okazuje, nawet nie jest w stanie spełnić swojego zadania?! Kochasz się ze mną jak z maszyną! Nie czuję nawet, żeby chodziło ci o coś więcej niż tylko o dziecko... – wycedził, a ja oniemiałam, bo nigdy nie zwracał się do mnie w taki sposób. – Ja także pragnę mieć dziecko, ale chcę również żyć! Z dzieckiem czy bez! – zakrzyknął wyraźnie poruszony.

– Jak możesz mówić takie rzeczy? – wyszeptałam.

Kolejne dni były straszne. Przez wiele dni nie odzywaliśmy się do siebie. Cierpiałam, patrząc na to jak Jurek męczy się ze sobą, a jednocześnie jednak czułam się mocno dotknięta. Wydawało mi się, że to ja bardziej cierpię, a mój mąż nie dostrzega tego, jak ważne jest dla mnie dziecko. Mój świat się rozpadał i nie widziałam nadziei na jakikolwiek ratunek...

Ten wyjazd dobrze mi zrobił

Właśnie wtedy moja przyjaciółka, zaproponowała mi kobiecy wypad na parę dni.

– Zrelaksujesz się, odpoczniesz i zobaczysz wszystko w nowym świetle – powiedziała Iwona, a ja uznałam, że to naprawdę mądra propozycja.

Niespodziewanie poczułam potrzebę ucieczki od problemów, które mnie otaczały, a także od własnego męża. Jurek zareagował na moją decyzję o wyjeździe dość ozięble, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że podjęłam słuszną decyzję. Już kilka dni później stałam na peronie z solidną walizką.

Pensjonat, w którym się zatrzymałam, okazał się fantastycznym miejscem, które od razu przypadło mi do gustu: urokliwe, spokojne, prawie przy samej plaży. Wyszłam na balkon, głęboko wciągnęłam powietrze i poczułam zapach morza. Poczułam, że jestem tam, gdzie powinnam być.

Wyłączyłam telefon i postanowiłam, że przez te kilka dni nie będę myśleć o problemach. Niezwykle przyjemnie spędzałyśmy czas ten na rozmowach przy filiżance kawy czy spacerując wzdłuż wybrzeża. Tęsknota za Jurkiem dawała jednak o sobie znać, aczkolwiek starałam się ją tłumić. Przez myśl przeszła mi nawet kwestia rozwodu i, mimo iż cały czas kochałam swoje męża, doszłam do wniosku, iż może się to okazać jedynym wyjściem.

Ostatniego wieczoru, spakowałam walizki i gdy moja przyjaciółka już spała, udałam się do baru na ostatniego drinka. Chciałam się przygotować psychicznie do niełatwej rozmowy ze swoim mężem.

– Wyczuwam, że ma pani kłopoty. Czy to jednak nieodpowiedni moment i przeszkadzam pani? – zapytał przystojny, młody barman, jakby czytając moje myśli.

– To dopiero początek moich kłopotów...

– A słyszała pani, że to właśnie barmani są doskonałymi doradcami – spojrzał na mnie w sposób, w jaki mój mąż nie patrzył na mnie już od dłuższego czasu...

Nie jestem pewna, jak do tego doszło, ale całkowicie się otworzyłam przed tym nieznanym mężczyzną. Właściwie opowiedziałam mu o wszystkim. O moich pragnieniach, związku małżeńskim i bólu, który wręcz rozrywa moją duszę oraz o jego źródłach, a barman słuchał i wydawał się wszystko rozumieć.

Jurek czekał na stacji

Nie jestem w stanie określić, czy to przez alkohol, czy może dlatego, że poświęcił mi tyle czasu, ale finalnie znaleźliśmy się w łóżku. Po wszystkim od razu pożałowałam. Wyrzuty sumienia dopadły mnie w okamgnieniu. Leżałam obok młodego, atrakcyjnego mężczyzny i chciałam, żeby to był Jurek. Miałam olbrzymie poczuciu winy. Wręcz czułam obrzydzeniu do samej siebie... Załamana, powróciłam do swojego pokoju, a następnego dnia z ulgą wsiadłam do pociągu.

Iwona nie zadawała żadnych pytań, co przyjęłam z wielką wdzięcznością. Kiedy zauważyłam na stacji kolejowej Jurka z wiązanką róż, poczułam się szczęśliwa, a jednocześnie było mi wstyd. W jednej chwili dotarło do mnie, jak mocno go kocham i jak wielkie świństwo mu zrobiłam.

– Już dobrze, nie płacz. Zachowałem się strasznie, przepraszam cię. Teraz wszystko będzie inaczej... – szeptał mi do ucha, gdy rzuciłam się mu na szyję. Mój mąż ani przez moment nie podejrzewał, że mogę mieć coś na sumieniu.

Następne dni sprawiły, że znowu poczuliśmy się, jakbyśmy mieli po 20 lat. Rozkoszowaliśmy się swoim towarzystwem i snuliśmy marzenia o przyszłości. Stopniowo wracaliśmy do stanu równowagi. Nadal pragnęliśmy zostać rodzicami, ale zdecydowaliśmy, że to pragnienie nie zdominuje naszego życia.

Miałem wrażenie, że moje życie powoli wraca na właściwe tory, chociaż poczucie winy nadal mi dokuczało. Dopiero po kilku tygodniach zauważyłem, że nie mam okresu... Nigdy ręce nie drżały mi tak bardzo, jak podczas wykonywania tamtego testu ciążowego. Kiedy zobaczyłam dwie linie, nie mogłam w to uwierzyć. Nie mówiłam o tym nikomu, po prostu poszłam do lekarza.

– Brawo, jest pani w piątym tygodniu ciąży! – powiedział lekarz z uśmiechem.

Poczułam się nieswojo, bo to oznaczało, że dziecko mogło być jednakowo efektem romantycznego weekendu z mężem – lub owocem zdrady… Wówczas zdecydowałam, że nie powiem o tym nikomu. Ani mężowi, ani rodzicom, ani nawet przyjaciółkom.

To musi pozostać moją tajemnicą

Jurek był niezmiernie szczęśliwy, ja też zresztą. W czasie ciąży czułam się wspaniale, jakbym czekała i przygotowywała się do tego przez całe życie. I chyba tak właśnie było. Kiedy na świat przyszła Kasia, z przerażeniem sprawdzałam, czy jest podobna do Jurka. Jak na razie, nie ma niczego, co mogłoby mnie zdemaskować.

Kocham małą, a widząc, jak doskonałym ojcem jest Jurek, jestem pewna, że podjęłam właściwą decyzję, rezygnując z rozwodu. Mimo to czasem ogarnia mnie strach, że mój sekret może wyjść na jaw...

Mogę jedynie modlić się, aby do tego nie doszło, ponieważ wiem, że moje szczęście mogłoby wówczas legnąć w gruzach niczym domek z kart. Być może jednak to właśnie niewierność uratowała nasze małżeństwo.

Czytaj także:
„Ojciec wyjechał na emigrację, by żyło nam się lepiej. Tak się zaangażował, że razem z kasą przywiózł drugą rodzinę”
„Święta spędzę sam jak palec, bo zamiast ubierać choinkę z córką, wolałem w hotelu rozbierać stażystkę”
„Przed laty mój ojciec zawrócił w głowie kelnerce i zwiał. Owoc jego romansu zapukał do moich drzwi”

Redakcja poleca

REKLAMA