„Mąż i ja często się kłóciliśmy. Gdy byliśmy już na skraju, udało nam się obudzić żar namiętności dzięki kasetom video”

szczęśliwa para fot. Getty Images, Westend61
„W kolejną sobotę Olek zrobił jednak coś, co nie tylko pozwoliło się nam pogodzić, ale również skłoniło do zastanowienia nad naszym małżeństwem. Olek wszedł do kuchni i zaprosił mnie do salonu. Tam czekała na mnie butelka doskonałego wina i dwie szklanki. Błyszczące i wypolerowane – tak jak lubię”.
/ 05.12.2023 18:30
szczęśliwa para fot. Getty Images, Westend61

Miałam jedynie dziewiętnaście lat, gdy poślubiłam Olka. Do dziś pamiętam, jak idylliczne były nasze początki. Żyliśmy w zgodnym, pełnym czułości i namiętności związku małżeńskim.

Nie umiemy się dogadać

Teraz, kiedy skończyłam czterdzieści lat, wszystko się zmieniło. Wychowaliśmy razem dwójkę cudownych dzieci, które obecnie studiują i radzą sobie znakomicie. Jednak troska o nie pochłonęła dużo naszej energii. Przez ponad dwadzieścia lat codzienne obowiązki stopniowo zabijały nasze uczucia, doprowadzając nas do punktu, w którym jesteśmy teraz. Ciągle narzekamy. Ja na niego. On na mnie

– Baśka, gdzie tym razem schowałaś moje buty? – zawołał mąż z korytarza.

– Wcale ich nie schowałam.

– Jak to nie, skoro nie ma ich tam, gdzie powinny być!

– Czyli na środku korytarza? – przerwałam przygotowanie posiłku i poszłam zobaczyć, jak szuka swoich zniszczonych i rozpadających się kapci.

– Nie bądź taka dowcipna... – mruknął.

– Nie jestem. Na pewno ich nie schowałam. Najwyżej mogłam je odłożyć do dolnej szafki na obuwie.

– Tam ich nie ma, sprawdziłem. Zawsze gdzieś je chowasz, a potem zapominasz. A ja marnuję czas na ich szukanie.

– Czas, który mógłbyś spędzić przed telewizorem.

– Zasługuję na to. Przecież zarabiam na ten dom i ten telewizor!

– A co z moją pracą? Ja nie zarabiam? – również podniosłam ton.

– Tak, pracujesz. Głównie nad tym, jak schować moje rzeczy. Gdzie te pantofle?

– Spróbuj poszukać pod fotelem. Pewnie sam je tam schowałeś... – wróciłam do gotowania. Po chwili usłyszałam pomruki dochodzące z salonu. – Czyli znalazłaś swoje ukochane kapcie.

Oczywiście były tam, gdzie mówiłam... Ale ja też wielokrotnie urządzałam mu sceny bez konkretnego powodu. Zazwyczaj, gdy miałam już wszystkiego dość – byłam zbyt zmęczona, aby znaleźć w sobie nieco cierpliwości i życzliwości. Czepiałam się do niego, a później, podobnie jak on, nie umiałam się do tego przyznać. Nie pozwalała na to moja duma. To powodowało, że ciągle byliśmy podenerwowani.

Nie pamiętałam już, jak to jest przeprosić

– Olek, co ty wyprawiasz!? – aż krzyknęłam, zobaczywszy kawałki tynku porozrzucane na świeżo umytej podłodze. Dopiero co wróciłam z zakupów i zastałam w przedpokoju prawdziwy Armagedon.

– Jak to co? Usuwam ten grzyb. To przecież ty chciałaś! – mój mąż próbował się tłumaczyć.

– Ale dlaczego akurat, teraz kiedy dopiero co posprzątałam mieszkanie?

– A kiedy mam to zrobić, jeśli nie w sobotę? W tygodniu, po pracy, kiedy ledwo mam siły na cokolwiek?

– Znowu będę musiała myć podłogi.

– Posprzątam po sobie, nie martw się...

– Pewnie. Tak jak zawsze... Przynajmniej daj mi przejść, na miłość boską!

Tak właśnie wyglądała nasza małżeńska codzienność. Wieczne kłótnie i niesnaski stały się już normą. Spieraliśmy się na każdy temat, ważny czy też mało istotny. Czy to dzieci, czy moja mama, teściowa, zakupy, o programy w telewizji, porządkowanie, skarpety porozrzucane po domu, pieniądze przepuszczone na błahostki, nieumytą wannę, gości, jego piwo czy moje kosmetyki...

Tak, zdarzały się między nami momenty względnej ciszy i spokoju, ale nigdy nie byliśmy pewni, kiedy znów pojawią się awantury. Ponieważ sprzeczki wybuchały nagle, bez ostrzeżenia. Tak jak na przykład podczas sprzątania piwnicy, gdy natknęliśmy się na stare kasety wideo z naszych pierwszych lat małżeństwa. Żadne z nas nie sądziło, że te taśmy będą powodem kolejnej gwałtownej sprzeczki.

Przynieśliśmy je do domu, pełni entuzjazmu, i włożyliśmy do magnetowidu, który też znaleźliśmy w piwnicy i czekał na lepsze dni. Zirytowało nas to, że prawie niczego nie można dostrzec na tych starych taśmach VHS. Że są zniszczone.

– Do licha... Spójrz, tutaj mamy nasze wesele, a tu chrzest Marcina. A tutaj nasze pierwsze wspólne wakacje... – mąż wskazywał etykiety na kolejnych kasetach.

– I co? Czy coś nie działa?

– Działa, jest obraz, ale taki, że ledwie coś można zobaczyć. Wilgoć i brud zrobiły swoje... – ciężko westchnął Olek.

– Co to znaczy zrobiły swoje? Nie rozumiem?

– No zniszczyły kasety. Chyba już nic z tego nie będzie.

– Jak to nic nie będzie? Olek, do diabła... Przecież to nie są jakieś stare pocztówki. To są nasze jedyne pamiątki z tamtego okresu.

– Rozumiem, nie musisz mi tłumaczyć. Też mi ich brakuje i nie rozumiem, dlaczego na mnie krzyczysz? Czy to ja je zniszczyłem? – krzyczał poirytowany Olek.

– A kto? Ile razy prosiłam cię, abyś uporządkował piwnicę? Wyrzucił niepotrzebne rzeczy i przyniósł to, co dla nas ważne!? No, ile razy?

– Nic nie mówiłaś o przynoszeniu. Narzekałaś tylko na bałagan.

– No i co!? Czy posprzątałeś? Czy posprzątałeś!? – dla mnie to był koniec dyskusji.

Tak zaczęła się kolejna sprzeczka pełna goryczy i wzajemnej antypatii. Zasadniczo bezcelowa, ponieważ w końcu to, że kasety uległy uszkodzeniu, również było moją winą. Faktycznie, prosiłam go, aby tam posprzątał, aby uporządkował piwnicę, ale w końcu sama też mogłam wynieść stamtąd wartościowe przedmioty.

Zrobiłam mu scenę, o której wiedziałam, że jest bez sensu. Odreagowałam na nim moje emocje. Dzisiaj moje wyrzuty sumienia są jeszcze silniejsze niż wtedy, ponieważ niedługo potem Olek zrobił coś, co okazało się prawdziwym przełomem. Co uświadomiło mi, że musimy się otrząsnąć, ponieważ wciąż się kochamy.

Musimy wrócić do tego, co było dobre

Konflikt dotyczący kaset, był bardziej intensywny niż zazwyczaj. Kolejne dni upłynęły w ciszy. Przez cały tydzień nie rozmawialiśmy ze sobą. W kolejną sobotę Olek zrobił jednak coś, co nie tylko pozwoliło się nam pogodzić, ale również skłoniło do głębokiego zastanowienia nad naszym małżeństwem. Olek wszedł do kuchni i zaprosił mnie do salonu. Tam czekała na mnie butelka doskonałego wina i dwie szklanki. Błyszczące i wypolerowane – tak jak lubię.

– Czy przyjmiesz propozycję? – spytał, uśmiechając się. – Obejrzymy coś.

– Przepraszam, ale co? Bo w tej chwili jestem dość zajęta – pokazałam na kuchnię, gdzie czekała na mnie praca.

– Tylko pozwól mi coś ci włączyć. Potem sama zdecydujesz, czy warto poświęcić temu czas.

Napełnił mój kieliszek winem, chwycił pilot od odtwarzacza DVD i uruchomił film, a na telewizorze pojawiły się początkowe sceny z naszej ceremonii zaślubinPatrzyłam na siebie sprzed kilku lat i starałam się pojąć, jak to się stało, że jednak oglądamy ten film, z która kasety nadawała się tylko do wyrzucenia.

– Olek, skąd wziąłeś ten film? To przecież było na taśmach... A teraz odtwarzasz z płyty...

– Znalazłem firmę, która specjalizuje się w odzyskiwaniu nagrań z dawnych kaset VHS. Nie jest to też tak kosztowne, jak mogłoby się wydawać.

– Ile to kosztowało?

– To jest moja tajemnica. – odparł z lekkim uśmiechem.

– A co udało się odzyskać?

– Wszystko. Nasz ślub, narodziny dzieci, chrzest, nasze wyjazdy z maluchami…

– O Boże! To jest niesamowite. Olek! – przytuliłam go, jednocześnie patrząc na telewizor. – Zatrzymaj na moment, muszę wyłączyć gaz w kuchni i siadamy.

Byłam w szoku. To była prawdziwa niespodzianka! Jeszcze przed rozpoczęciem seansu byłam w doskonałym humorze, a każde kolejne nagranie tylko jeszcze bardziej poprawiało mój nastrój. Razem z Olkiem oglądaliśmy początki naszego związku, śmiejąc się i co jakiś czas zalewając się łzami ze wzruszenia. Było zabawnie i nostalgicznie, ale przede wszystkim skłaniało do refleksji.

Co jakiś czas spoglądałam na Olka i miałam wrażenie, że myśli o tym samym, co ja. Że w jego głowie pojawia się to samo pytanie. Co się z nami stało? Dlaczego już nie całujemy się tak jak dawniej, już nie przytulamy się w ten sposób, co kiedyś? Dlaczego nie potrafimy ze sobą rozmawiać? Gdy dotarliśmy do taśmy z chrztu naszej córki Izy, zauważyłam, jak czule na siebie patrzymy, stojąc przed ołtarzem… Wówczas poprosiłam męża, żeby zatrzymał na chwilę taśmę.

– Czy ty też to dostrzegasz? – zadałam mu pytanie.

– Tak, wiem o czym mówisz– westchnął.

– Przecież kiedyś dogadywaliśmy się tak dobrze…

– I nie podnosiliśmy na siebie głosu.

– Co się zatem stało? – zapytałam. – Doskonale to wiesz. Rzeczywistość, monotonia. Ale można to przecież zmienić… Wystarczy tylko się postarać.

Dobra okazja do rozmowy

Wówczas otwarcie porozmawialiśmy o wszystkich rzeczach, które nas dzieliły. O naszych problemach. Okazało się, że Aleksander postrzega nasze kłopoty podobnie jak ja – również pragnął zakończyć tę ciągłe krzyki i kłótnie o nawet najdrobniejsze rzeczy.

Także pragnął za wszystko przeprosić i wiele razy chciał, ale brakowało mu odwagi. Zgodziliśmy się, że musimy wszystko naprawić.

– Może wyjechalibyśmy gdzieś... – zaproponował.

– To jest dobra propozycja.

– Może do Ustki, co myślisz? Tam spędzaliśmy nasze pierwsze wspólne wakacje...

– O mój Boże, byłoby cudownie...

– Czy wiesz, że ten wyjazd jest na kasecie? – zapytał.

– Serio?

– Tak, tutaj. Zobacz! To co prawda zaledwie kilka minut, ale jednak. Odtworzyć?

– Oczywiście, dawaj! Olek... – przerwałam mu jeszcze na moment, zanim ponownie włączył odtwarzanie.

– Co jest?

Kocham cię i przepraszam...

– Nic się nie stało. Ja też cię przepraszam... I też cię kocham, Basieńko.

Tak właśnie zaczęła się następna faza naszego związku. Przynajmniej tak mi się wydaje, ponieważ od momentu, gdy razem oglądaliśmy te nagrania, minęło już półtora roku i dogadujemy się coraz lepiej. Oczywiście, sporadycznie zdarzają się nam kłótliwe momenty, ale widzę, że Olek naprawdę się stara. Również sama staram się opanować, co przekłada się na większą ilość czułości między nami. Każdemu zalecam taką formę terapii. Spójrzcie na swoje wspomnienia, aby ożywić w pamięci te chwile, zanim zaczęliście się kłócić.

Czytaj także:
„Siostra bała się rozwodu, więc trwała przy damskim bokserze. Zmieniła zdanie, gdy na wsi pojawił się nowy proboszcz”
„Zarabiałam więcej od męża, ale udawałam utrzymankę. Miarka się przebrała, gdy zaczął leczyć kompleksy moim kosztem”
„Żona z dnia na dzień oznajmiła, że wyjeżdża do Niemiec, a mnie zostawia z kredytem i pustym kontem”

Redakcja poleca

REKLAMA