„Mąż-hazardzista przegrał mnie w pokera. Gdy do łóżka władował mi się jego kumpel, wiedziałam, że to koniec tego małżeństwa”

kobieta, której mąż jest hazardzistą fot. iStock by Getty Images, Josef Lindau
„Nagle zerwałam się ze strachem, chyba śnił mi się jakiś koszmar… Ale nie, to nie był sen, wciąż czułam nad sobą ostry zapach, ktoś dotykał mojego ramienia, coś mówił. Półprzytomna i wciąż nie do końca rozbudzona, miałam nadzieję, że to jednak tylko zły sen".
/ 21.04.2023 19:15
kobieta, której mąż jest hazardzistą fot. iStock by Getty Images, Josef Lindau

Cicho otworzyłam drzwi pokoju synka i odetchnęłam z ulgą, widząc, że mały śpi. To, co rozegrało się tej nocy w naszym domu, nie obudziło go. Teraz musiałam zadzwonić do swojego brata. Chociaż była dopiero czwarta rano, wiedziałam, że mogę na niego liczyć. Tylko na niego, moi rodzice mieszkali zbyt daleko, a ja potrzebowałam pomocy jak najszybciej.

Zdawałam sobie sprawę z tego, że sama nie dam sobie rady. Bez mieszkania, bez pieniędzy, bez pracy, z małym dzieckiem. No i będę musiała stawić czoła mężowi, powiedzieć mu, że odchodzę, że zabieram ze sobą Rafałka. Musiałam uciekać z tego domu, od Aleksandra, żeby ratować siebie i dziecko.

Przed telefonem do brata zeszłam jeszcze na parter, uchyliłam drzwi do salonu. Mój mąż spał skulony na kanapie, wokół wciąż unosił się zapach papierosów i alkoholu. Na stole, pośród poprzewracanych szklanek do whisky i popielniczek pełnych niedopałków, leżały niedbale porozrzucane karty. Zostały tak pewnie po ostatniej rozgrywce…

Zrobiło mi się niedobrze, szybko wróciłam do siebie na górę. Musiałam spakować trochę najpotrzebniejszych rzeczy, potem, pomimo wczesnej pory, obudzić Rafałka. I powiedzieć mu, że jedziemy na małe wakacje do wujka. Wiedziałam, że niedługo Aleksander ocknie się z tej pijackiej drzemki, a wtedy musiałam już być gotowa. Żeby nie dać mu czasu na obietnice, na jakiekolwiek przeprosiny. Już nie. Dobrze wiedziałam, że znowu będzie błagać mnie o wybaczenie, przysięgać, że od jutra będzie inaczej, że się zmieni, że nas kocha…

Przestałam wierzyć w te zapewnienia o miłości dzisiejszej nocy, gdy jego kolega od pokera, pochylony nad moim łóżkiem, wybełkotał, po co przyszedł. Na samo wspomnienie żołądek znowu podszedł mi do gardła, z trudem się powstrzymałam, żeby nie zwymiotować…

Nie poszłam do pracy, bo… nie musiałam

A przecież mieliśmy wszelkie szanse, żeby być kochającą się rodziną i spokojnie żyć. Aleksander, starszy ode mnie o osiem lat, poważny biznesmen, poruszył moje serce od pierwszego wejrzenia. Zakochałam się w nim głupią bezkrytyczną miłością, a gdy zostaliśmy parą, a potem poprosił mnie o rękę, byłam wprost nieprzytomna ze szczęścia. Sądziłam, że nic lepszego nie mogło mnie w życiu spotkać.

Gdy urodził się Rafałek, zajęłam się prowadzeniem domu, odsuwając w zapomnienie wszystkie swoje zawodowe ambicje. Powodziło się nam dobrze, Alek miał własny, dobrze prosperujący biznes, sporo zarabiał. Szybko dorobiliśmy się dużego domu z ogrodem w dobrej dzielnicy. Firma męża rozwijała się. Wiedziałam, że praca Aleksandra jest wyczerpująca i stresująca, więc starałam się być dla niego wyrozumiałą żoną. I nie miałam mu za złe jego męskich rozrywek, polowania z kolegami z koła łowieckiego, kilkudniowych służbowych wyjazdów czy całonocnych sesji brydżowych.

W swojej naiwnej logice kochającej kobiety, uważałam, że mąż ma do tego wszystkiego prawo. Za to zdecydowanie nie podobało się to Erykowi, mojemu bratu.

– Nie sądzisz, że twój mąż zbyt często jest poza domem? Właściwie to całymi dniami siedzisz sama z dzieckiem. Czemu nie pojedziesz z nim kiedyś na takie polowanie? My z Alą zajmiemy się małym – spytał mnie pewnej soboty, gdy znów zdarzyło mi się spędzić u nich popołudnie.

– A cóż ja bym miała tam robić? – roześmiałam się. – Ja nie lubię lasu, a jeszcze patrzeć, jak oni strzelają do tych biednych zwierzaków… Nie, to nie dla mnie – pokręciłam stanowczo głową. – A poza tym, tam jest tylko samo męskie towarzystwo i…

– Jesteś tego na sto procent pewna? – przerwała mi bratowa.

– Tak myślę… Chyba – zmarszczyłam brwi. – Nigdy nie pytałam Alka.

– To może powinnaś – powiedział Eryk, patrząc na mnie dziwnym wzrokiem. – Kobiety też umieją i lubią strzelać, zwłaszcza te młode.

Mój brat wyraźnie coś insynuował, a mnie się to wcale nie podobało. Aleksander ciężko pracował, aby nam niczego nie brakowało, więc uważałam, że powinien mieć czas tylko dla siebie, żeby odreagować stresy. A relaks dawały mu wyjazdy na polowania i gra w brydża.

– Monika, a ty jesteś pewna, że on gra tylko w brydża? – spytał mnie któregoś dnia Eryk. – Bo na mieście się mówi, że twój mąż gra w pokera i to ostro, również w kasynie. Nie wiedziałaś o tym?

– Nie! Co ty mówisz? – popatrzyłam na niego z przestrachem. – Jak to w kasynie? Przecież…

– Widzieli go tam niektórzy, mówią, że gra wysoko, i co gorsza, przegrywa – odparł Eryk. – Ty lepiej z nim pogadaj… Nie chcę się wtrącać, ale może sprawdź też wasze konto.

Ciężko mi było uwierzyć w to, o czym mówił brat. To prawda, że Aleksander często wracał do domu późno w nocy, zasłaniając się służbowymi sprawami, zazwyczaj czuć było od niego alkohol. Ale nie robiłam mu wymówek, tłumacząc sobie, że jego pozycja tego wymaga. Wciąż go usprawiedliwiałam, i to był chyba mój największy błąd. Jednak, gdy usłyszałam od brata o kasynie, zdecydowałam się sprawdzić nasze wspólne konto, nie dopuszczając jednak do siebie jeszcze niczego złego. Ale to, co zobaczyłam na wydruku, sprawiło, że nogi się pode mną ugięły. Z konta systematycznie znikały spore sumy.

I dopiero wtedy zdecydowałam się porozmawiać z mężem. Jeszcze tego samego wieczoru podjęłam temat. Ale on tylko zbył mnie śmiechem.

– Kochanie, mężczyzna z taką pozycją jak moja, musi mieć swoje męskie grzeszki, jak szklaneczka whisky czy partyjka z przyjaciółmi – patrzył na mnie z politowaniem, że mogę być taka głupia i pytać go o te sprawy. – Nie powinnaś sobie tym zaprzątać swojej pięknej główki – objął mnie, pocałował, a mnie uderzył zapach alkoholu.

Na koncie brakuje dużo pieniędzy, co z nimi zrobiłeś? – spytałam, patrząc mu prosto w oczy. – Wiem, że grasz i przegrywasz.

Jak on się wtedy wściekł!

Byłam pewna, że romansuje po nocy

– A co to jest, inwigilacja jakaś czy co?! W co ty się bawisz? – krzyczał. – Gram za swoje pieniądze, przegrywam też swoje, ty na nie nie pracujesz, więc się odczep!

– Zawsze sądziłam, że to są nasze wspólne pieniądze – powiedziałam cicho.

Aleksander jakby się wtedy opamiętał. Znowu mnie objął i pocałował.

– Nie gniewaj się, nic złego się nie dzieje, nie masz powodów do obaw – mówiąc to, całował moje włosy.

– Wiesz, jaką mam ciężką robotę, jakoś muszę odreagować życie w ciągłym stresie. Te partyjki naprawdę dobrze mi robią, a ty od razu widzisz we mnie hazardzistę.

– Martwię się o ciebie. Czy to tak trudno zrozumieć? – otarłam łzy. – Nie ma cię w domu całymi wieczorami, nie wiem gdzie jesteś, ani z kim, nie wiem, co robisz…

Powinnaś mieć do mnie zaufanie – odparł poważnym tonem. – Ja po prostu gram z kumplami na mieście, to przecież nic złego.

I wtedy chyba diabeł zakręcił ogonem, bo z bezmyślności zrobiłam coś, czego żałowałam potem każdego kolejnego dnia.

– Mógłbyś przecież zaprosić kolegów do domu. Gralibyście sobie tutaj, zamiast na mieście, skoro to daje ci tyle wytchnienia – zaproponowałam mu. – Na dole jest przecież duży salon, nikt nie będzie wam przeszkadzać, nawet jakieś kanapki czy ciasto mogłabym wam przygotować.

Doprawdy, sama nie wiem, jak mogłam być tak głupia! Ale to raczej była kwestia mojego ślepego wciąż zaufania do męża. Jednak wtedy jeszcze nie wiedziałam, jak naprawdę wygląda, to z pozoru niewinne granie Aleksandra. Dopiero, gdy te spotkania zaczęły odbywać się u nas regularnie, prawie co weekend, zrozumiałam, że mąż jest prawdziwym hazardzistą, człowiekiem chorym. Potrafił grać do upadłego, o najwyższe stawki, dołożyć do puli samochód, nasze pieniądze, ale jak twierdził, zawsze się odgrywał i wychodził na swoje.

Którejś nocy obudziłam się i zobaczyłam, że nie ma go w łóżku. Czekałam chwilę, sądząc, że jest w łazience, w końcu wyszłam z naszej sypialni. Spod drzwi pokoju, gdzie stały regały z książkami i komputer, widać było światło. Najciszej jak mogłam, podeszłam pod drzwi, uchyliłam je. Aleksander siedział przy biurku, wpatrzony w komputer, jego palce szybko poruszały się na klawiaturze laptopa. Był tak okropnie zaabsorbowany swoim zajęciem, że gdybym nawet wystrzeliła ze sztucera tuż za jego plecami, pewnie by mnie nie usłyszał.

Pomyślałam wtedy, że ma jakąś kobietę, i po nocach, w tajemnicy przede mną, romansuje z nią na necie. A potem spotykają się gdzieś, pewnie w godzinach jego pracy… Cicho przymknęłam drzwi i cofnęłam się. Nie chciałam, by wiedział, że poznałam jego tajemnicę. Ledwie doszłam do sypialni, nie mogłam zapanować nad łzami, serce pękało mi z bólu. Jak on mógł być tak nikczemny! Zawsze przecież powtarzał, że mnie kocha, że jestem całym jego światem, a poza moimi plecami spotykał się z inną babą!

Co, jeśli któregoś dnia przegra dom?

Przecież nie byłam jakąś zaniedbaną kurą domową, w rozdeptanych pantoflach i starym szlafroku. Wręcz przeciwnie! Bardzo dbałam o swój wygląd, wiedziałam, że jestem atrakcyjną, wciąż młodą kobietą, widziałam to w oczach innych mężczyzn, nawet tych jego kolegów od pokera. Zwłaszcza jeden z nich wyraźnie mnie adorował. Patrzył na mnie w taki sposób, że czułam zażenowanie. Nieraz, niby żartem powtarzał, że jak mi się Aleksander już znudzi, to żebym pamiętała o nim, pierwszy ustawi się w kolejce. Nie zważałam na te głupoty, ale właśnie ze względu na Aleksandra miło mi było, że podobałam się innym mężczyznom.

Jednak, jak się okazało, dla mojego męża nie byłam wystarczająco  atrakcyjna, skoro znalazł sobie inną kobietę. Musiałam wiedzieć, kto jest moją rywalką, więc następnego dnia, gdy tylko Alek wyszedł do pracy, włączyłam jego komputer. Nie miałam żadnych problemów, żeby przejrzeć wczorajszą historię otwieranych stron na necie, nic nie było tam kodowane. I po chwili ze zdumieniem zobaczyłam te, z których korzystał Alek w nocy.

Nie romansował z nikim, on grał online w jakimś kasynie we Włoszech. Na własne oczy zobaczyłam historię całej rozgrywki. Jakie kolory i numery obstawiał, i w końcu, jak wielkie pieniądze przegrał. Tylko w ciągu tej jednej dzisiejszej nocy.

– Co ty robisz, Alek? – gdy tylko wszedł wieczorem do domu, napadłam na niego. – Przecież ty już nie panujesz sam nad sobą, to jest chore, powinieneś się leczyć…

– O czym ty bredzisz, dziewczyno? – przerwał mi ze złością.

– Nie bredzę! – krzyknęłam. – Grasz na pieniądze i to nałogowo, jesteś hazardzistą, jesteś chory!

– Czego ty się czepiasz?! Sama chciałaś, żebym spotykał się z kumplami na kartach w domu, kanapki nam robiłaś – Aleksander popukał się w czoło. – Ty sama nie wiesz, czego chcesz – chciał mnie wyminąć, ja jednak chwyciłam go za ramię.

– Wiem, że grasz w internecie – syknęłam z gniewem. – I jak dużo przegrywasz… – głos mi się załamał. – Zaczynam się bać. Co będzie, jeśli któregoś dnia okaże się, że nie mamy już gdzie mieszkać, przegrasz nie tylko pieniądze, ale i nasz dom?

Nie odezwał się już słowem, odepchnął mnie i poszedł do salonu. Otworzył barek i nalał sobie pełną szklaneczkę wódki, wychylił ją jednym łykiem. To było zbyt wiele, jak na moją wytrzymałość.

– Jak ja mogę żyć z kimś tak nieodpowiedzialnym jak ty! – rozpłakałam się. – Przy tobie nie można być pewnym jutra. Zastanów się nad tym, Alek. Przecież mamy dziecko! Dlaczego nie pomyślisz o Rafałku?

– Zamknij się – warknął, patrząc mi w oczy twardym zimnym wzrokiem. – Ciężko haruję, żebyś miała wszystko, czego zapragniesz. Siedzisz w domu jak królowa, nic nie robisz, to czego jeszcze chcesz? Jakieś zakazy i nakazy ci chodzą po głowie… Odbiło ci, ale wiedz, czy ci się to podoba czy nie, będę grał.

– Jesteś chory, Alek, powinieneś się leczyć, proszę cię… – błagałam go niemal, ale on nie chciał mnie słuchać, tylko nalał sobie drugą szklankę alkoholu i po prostu wyszedł z pokoju.

Pił coraz więcej, już codziennie. I grał też prawie co noc, i w każdą sobotę z kumplami… Leżałam wtedy skulona na swoim łóżku w sypialni, nasłuchując odgłosów z salonu. Bałam się jego powrotów na górę, bo potrafił być wtedy bardzo brutalny w egzekwowaniu swoich małżeńskich praw. Dlatego po pewnym czasie przeniosłam się do pokoju gościnnego. 

Wtedy to po raz pierwszy Aleksander zaczął mnie przepraszać, obiecywać, że się zmieni i skończy z graniem. Początkowo mu wierzyłam, bo bardzo tego chciałam. Ale nadchodził weekend i w salonie odbywała się następna pokerowa sesja. Ja znowu płakałam i krzyczałam, groziłam odejściem. Skruszony mąż, gdy tylko wytrzeźwiał, znowu błagał o wybaczenie i obiecywał gruszki na wierzbie. A ja znowu mu wierzyłam.

To musiało się stać, bym się otrząsnęła

Zdawałam sobie sprawę, że powinnam podjąć jakąś radykalną decyzję, zrobić coś, żeby przerwać ten chocholi taniec. Zadbać o siebie i synka, nie oglądając się na Alka. Jednak wciąż się łudziłam, miałam nadzieję, że on rzeczywiście się zmieni. Przestanie pić i grać, będzie się leczył i wrócą nasze szczęśliwe lata, wolne od jego hazardu i picia. I pewnie bym tak trwała w tych swoich głupich złudzeniach, gdyby nie tamta sobotnia noc.

Położyłam się późno, jak zwykle, gdy mój mąż i jego kumple od pokera zajmowali nasz salon. Próbowałam oglądać film, nie mogąc zasnąć, ale jakiś irracjonalny niepokój sprawiał, że nie za bardzo orientowałam się, co się dzieje na ekranie telewizora. Było już po północy, gdy zajrzałam jeszcze do pokoju synka. Mały spał spokojnie, więc ja też się położyłam. Do uszu włożyłam zatyczki, a głowę nakryłam poduszką, żeby nie słyszeć hałasów z dołu. Powoli odpłynęłam.

Nagle zerwałam się ze strachem, chyba śnił mi się jakiś koszmar… Ale nie, to nie był sen, wciąż czułam nad sobą ostry zapach, ktoś dotykał mojego ramienia, coś mówił. Półprzytomna i wciąż nie do końca rozbudzona, miałam nadzieję, że to jednak tylko zły sen, ale woń alkoholu była zbyt silna, dłoń błądząca po mojej szyi i piersiach nie była złudzeniem, a ten pijacki szept…

Zerwałam się gwałtownie, zasłaniając się kołdrą i natychmiast zapaliłam nocną lampkę. Zrobiło mi się słabo, gdy zobaczyłam, kto pokłada się na moim łóżku. Nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. W naszej małżeńskiej sypialni był jeden z kolegów męża, ten właśnie, który tak często dawał mi do zrozumienia, że mu się podobam. Był pijany jak bela i uśmiechał się obleśnie. Jego wielkie dłonie ze złotym, grubym łańcuchem na nadgarstku znowu zbliżały się do moich piersi…

– Jak pan śmiał tu wejść! – krzyknęłam przerażona. – Zaraz zawołam męża! Lepiej, żeby pan stąd natychmiast wyszedł! Dobrze radzę…

– Przyszedłem tylko po to, co mi się należy – wybełkotał, ani trochę nie przejęty moją groźbą. – Męża chcesz wołać, kobieto? Ale po co? On cię właśnie przegrał… – z trudem podniósł się z łóżka i ruszył w moją stronę. – Ale ostra z ciebie laska, lubię takie…

Miałam nad nim przewagę, bo byłam trzeźwa. Złapałam go za fraki i z całej siły wypchnęłam na korytarz. Potknął się o próg i przewrócił. A ja przekręciłam klucz w zamku. Nie zwlekając, pobiegłam do pokoju Rafałka, do którego wejście prowadziło na szczęście nie tylko z korytarza, ale także z naszej sypialni. Na szczęście synek spał spokojnie, więc też zamknęłam jego drzwi na klucz i zbiegłam na dół.

Aleksander i jego dwóch kolegów wciąż jeszcze siedziało za stołem, ale już nie grali. Byli ledwie przytomni, kompletnie odurzeni alkoholem. Nie wiem, skąd wzięłam tyle siły… Chyba gniew i przerażenie sprawiły, że udało mi się ich obu wyrzucić za drzwi. To samo zrobiłam z facetem, który trzymając się poręczy schodów, zwlókł się na dół. Z tym, któremu oddał mnie mój własny mąż. A potem wyrzuciłam jeszcze za nimi ich eleganckie płaszcze i szaliki, żeby nie pomarzli, bo noc była mroźna.

Aleksander coś tam bełkotał pod nosem, ledwie mógł mówić. Chyba  próbował mnie powstrzymać. Ale ja kompletnie go zignorowałam. Udało mu się wstać od stołu, zrobić kilka kroków i… bach! Upadł na kanapę. Został już na niej i w salonie rozległo się głośne pijackie chrapanie.

Weszłam po schodach na górę. Dopiero teraz w pełni dotarło do mnie to, co się stało. Mój mąż dzisiejszej nocy przegrał mnie w karty. Jak tanią dziwkę z knajpy lub z ulicy. Nie mieściło mi się to w głowie! Nawet fakt, że był pijany, nie usprawiedliwiał go. Zrozumiałam, że nie mam już rodziny, męża, że nie mam już nawet domu. Po tym, co się stało, nie mogłam w nim zostać ani chwili dłużej.

Chociaż wiedziałam, że Alek, gdy wytrzeźwieje, będzie mnie błagał na kolanach o przebaczenie, ja się nie ugnę. Dość tego! Przez moment zatrzymałam się przed drzwiami mojego pokoju, dotarło do mnie, że tam, za tymi zamkniętymi na klucz drzwiami zostało całe moje dotychczasowe życie. Czas było zacząć nowe, bez kart, alkoholu, bez Aleksandra. I bez strachu. Musiało zdarzyć się coś takiego, jak tej nocy, żeby to do mnie wreszcie dotarło. Sięgnęłam po komórkę i zadzwoniłam do brata.

– Eryk, proszę, przyjedź najszybciej jak możesz. Potrzebuję twojej pomocy – ledwie mogłam mówić. – Musisz nas stąd zabrać… 

Czytaj także:
„Kuzynka wygrała swojego męża w pokera. Cwaniak działał na 2 fronty i nie mógł się zdecydować, więc baby stanęły do walki”
„Okłamał żonę, że przegrał kasę w pokera, żeby nie spłacać kredytu za dom. Za jej plecami utrzymywał 20-letnią kochankę”
„Wakacje w Chorwacji skończyły się, zanim zdążyliśmy dojechać. Mój mąż przegrał w kasynie pieniądze na wyjazd”

Redakcja poleca

REKLAMA