„Mąż ganił mnie nawet, gdy zupa była za słona, więc tym razem to ja mu dopiekłam. Przespałam się z jego kuzynem”

zakochana kobieta fot. iStock, laflor
„Marek potrafił tylko krytykować wszystko, co ugotowałam lub kupiłam, jego syn natomiast nie przepuścił żadnej okazji, żeby ze mnie zadrwić”.
/ 08.08.2023 20:45
zakochana kobieta fot. iStock, laflor

Kiedy mój pierwszy mąż, Dawid, mnie zostawił, miałam czterdziestkę na karku. Wydawało mi się, że to koniec. Że będę już sama, w swoich czterech ścianach, za przyjaciela mając tylko namolnego sąsiada po sześćdziesiątce, który czepiał się, gdy tylko głośniej włączyłam telewizor.

W ogóle nienawidziłam mieszkać w tym bloku – ogromnym molochu z wielkiej płyty. Mieszkanie dostałam po babci, a były mąż nie chciał się o nie kłócić. Nie dziwiłam mu się. W końcu jego kochanka miała lokal w nowym budownictwie.

Nie szukałam nikogo, bo rozwód mocno mną wstrząsnął. Na Marka wpadłam przypadkiem, w klinice dentystycznej. Kiedy wymienialiśmy się kolejnymi spostrzeżeniami, utworzyła się między nami jakaś dziwna więź. Widziałam, jak on na mnie patrzył, ale nie dopuszczałam do siebie myśli, że mogę mu się podobać. Był dwa lata młodszy ode mnie, dobrze ustawiony, bo prowadził własną firmę. Zdziwiłam się, gdy ostatecznie wymieniliśmy się numerami, a on zadzwonił już następnego dnia.

Podobno miałam szczęście

Kiedy tylko moja matka poznała Marka, rozpływała się w zachwytach.

— Taka świetna partia — powtarzała. — Ty się go trzymaj, Oliwka! Gdzie ty takiego drugiego znajdziesz? I to w tym wieku!

Również wszystkie koleżanki nie mogły uwierzyć, że tak mi się trafiło. Zwłaszcza że Marek poważnie myślał o naszym związku. Przedstawił mi nawet swojego szesnastoletniego syna, Kubę. Kiedy zauważył, że nie jestem przerażona jego obecnością, po pół roku mi się oświadczył.

Otoczona tymi wszystkimi zachwytami na jego temat i urzeczona jego dotychczasową prezencją, od razu się zgodziłam. A potem były już tylko wielkie przygotowywania do ślubu i uroczystość, którą uważałam za najwspanialszy dzień w moim życiu. Przynajmniej wtedy.

Po ślubie wprowadziłam się do Marka. Miał dom na jednym z tych luksusowych osiedli. Byłam nim oczarowana, podobnie jak wszystkim w środku. Z moim świeżo upieczonym mężem ustaliliśmy, że rzucę pracę w sklepie odzieżowym i zajmę się domem. Miałam też opiekować się Kubą, bo, choć chłopak był prawie dorosły, Marek utrzymywał, że ciągle potrzebował porządnego wsparcia odpowiedzialnej osoby.

Z początku wszystko szło gładko

Do czasu, aż nie postanowiłam zrobić zupy pomidorowej, którą tak lubił Dawid. Zawsze dodawałam do niej dużą ilość bazylii, czosnku i oregano, co według mojego byłego męża stanowiło świetne połączenie. Ja też byłam z niej całkiem dumna, a i rodzice chętnie zabierali ją do domu, gdy zrobiłam więcej. Tymczasem, gdy podałam danie, a Kuba, siedzący z nami przy stole, wziął łyżkę do ust, wypluł natychmiast wszystko z powrotem.

— Co to jest? — skrzywił się i wstał. Potem zwrócił się do ojca: — Mogłeś chociaż sobie wziąć jakąś, co dobrze gotuje.

Kiedy poszedł do siebie, spojrzałam zdumiona na męża.

— Nie mam pojęcia, o co mu chodzi — mruknęłam. — Wyszła taka jak zawsze.

Nie powiedziałam wtedy, jak bardzo ubodła mnie uwaga jego syna. On natomiast, zamiast za niego przeprosić, wzruszył tylko ramionami i sam skosztował zupy. Nie wypluł jej co prawda, ale z trudem przełknął.

— To jest obrzydliwe, Oliwia — rzucił szorstko. — Czy ty nie wiesz, jak powinna smakować zupa pomidorowa? Musiałaś tam wrzucić tyle tego badziewia?

— Doprawiłam — broniłam się, wciąż oszołomiona. — Mojemu byłemu mężowi zawsze smakowało…

A twojemu obecnemu nie — Pokręcił głową i wstał. — Jesteś beznadziejna. Nawet zupy nie potrafisz przygotować jak należy!

Stałam wtedy i patrzyłam jak odchodzi, nie do końca wierząc, że to się naprawdę wydarzyło.

Razem z Kubą traktowali mnie jak służącą

Z czasem życie z Markiem i Kubą pod jednym dachem stało się przytłaczające. Całymi dniami prałam, gotowałam, sprzątałam i nigdy, przenigdy nie usłyszałam od żadnego z nich dobrego słowa. Marek potrafił tylko krytykować wszystko, co ugotowałam lub kupiłam, jego syn natomiast nie przepuścił żadnej okazji, żeby ze mnie zadrwić.

— Widziałeś, tato, w co ona się ubrała? — śmiał się kiedyś, gdy założyłam sięgającą nieco nad kolana, rozkloszowaną sukienkę w kolorze indygo i planowałam wyjść z przyjaciółką do galerii handlowej. — Ona w ogóle pamięta, ile ma lat?

— Nie życzę sobie takich komentarzy! — skarciłam go. — Marek, powiedz mu coś.

— Ale ja się z nim zgadzam — stwierdził ku mojemu zdumieniu mąż, stając ze skrzyżowanymi ramionami w przedpokoju. — Po czterdziestce nie wypada ci już chodzić w takich kieckach, Oliwia. Nogi ci się marszczą. I to widać.

Aż zaniemówiłam.

— No i gdzie ty się w ogóle wybierasz? — rzucił ostrzej. — Jest góra prania do wyprasowania. Nic nie robisz, nie pracujesz, więc nie będziesz latać z tymi swoimi przyjaciółkami, tylko zostaniesz w domu i się tym zajmiesz.

Jak zwykle, postawił na swoim. Nie złościłam się o to na niego. W końcu miał rację. On pracował, zarabiał ogromne pieniądze, więc mógł wymagać. A ja mogłam przecież zacisnąć zęby dla tego wszystkiego. W końcu miałam życie jak w bajce.

Jesteś wspaniałą kobietą, Oliwio

Któregoś popołudnia Marek urządził przyjęcie dla znajomych i dalszej rodziny. Ja oczywiście byłam kucharką, kelnerką i sprzątaczką w jednym. Jako swojej żony nawet mnie nie przedstawił. Machnął tylko ręką w kierunku kuchni i mruknął, że tam jestem. I tyle.

Ja zresztą nie chciałam się za bardzo rzucać w oczy. Nie znałam tych wszystkich ludzi, a większość z nich trochę mnie przerażała. Mężczyźni dyskutowali o jakichś przetargach i sytuacji na giełdzie, co dla mnie stanowiło czarną magię, kobiety z kolei rozmawiały głównie o ostatnich zabiegach kosmetycznych, a ja… nawet gdybym je lubiła, nie miałabym na nie w obecnym życiu czasu.

— Oliwia, tak? — usłyszałam za sobą.

Odwróciłam się i zobaczyłam przystojnego, ciemnowłosego mężczyznę o magnetyzującym spojrzeniu ciemnoniebieskich oczu.

— Tak, żona Marka — potwierdziłam. — Coś panu potrzeba?

— Nikodem — przedstawił się. — Jestem kuzynem twojego męża. No, dość dalekim, więc pewnie dlatego nie zostaliśmy sobie przedstawieni…

— Nie, spokojnie, Marek nikomu mnie nie przedstawiał — palnęłam, zanim pomyślałam, co mówię.

Spojrzał na mnie w zdumieniu.

— Dziwny ten mój kuzyn — przyznał. — Ja to bym się od razu pochwalił taką żoną. Zwłaszcza że robisz przepyszną musakę.

— Przestań — szepnęłam. — No ale cieszę się, że ci smakowało. Marek stwierdził, że jak zwykle wydziwiam z potrawami.

Podszedł bliżej, uważnie mi się przyglądając.

— Chyba nie jesteś z nim szczęśliwa.

Potrząsnęłam głową.

— Nie — mruknęłam. — Ja tylko…

— Jesteś wspaniałą kobietą, Oliwio — przerwał mi, delikatnie chwytając mnie za ramiona. — A Marek jest głupcem, skoro tego nie docenia.

Komplementy zamiast wiecznej krytyki

Rozmowa z Nikodemem bardzo mnie poruszyła. Choć sądziłam, że nigdy więcej go nie spotkam, robiło mi się jakoś cieplej na sercu, gdy o nim pomyślałam. Niby mimochodem zapytałam o niego Marka. Wypowiadał się o nim z pogardą, jakby nic dla niego nie znaczył. Okazało się, że jego kuzyn jako jedyny z rodziny nie interesował się finansami, a poświęcił się sportowi. Był trenerem personalnym i miał swoją siłownię.

— Mogłabyś tam w sumie zajrzeć — zauważył Marek. — Trochę się zapuściłaś. Mógłby coś z tobą zrobić. Może przynajmniej tyle potrafi.

Nie skomentowałam, ale uznałam, że skorzystam z tej rady. Ku mojemu zdumieniu, Nikodem bardzo ucieszył się na mój widok. Umówiliśmy się na treningi, a on uparł się, że nie chce ode mnie pieniędzy.

— Jesteśmy rodziną, Oliwia — stwierdził. — Nie będę ciągnął od ciebie kasy.

Zaczęłam więc regularnie, dwa razy w tygodniu, chodzić do niego na siłownię. Z czasem zaczął zabierać mnie też na kawę, potem wyszliśmy do kina. Nigdy nie szczędził mi komplementów. Przy nim czułam się piękna, atrakcyjna, mądra i ważna. Zapomniałam już, że w ogóle można się tak czuć. I korzystałam z tych chwil w towarzystwie Nikodema jak mogłam.

Nie jestem jego własnością

Któregoś dnia pokłóciłam się z Markiem tuż przez treningiem. W rezultacie, zamiast iść na siłownię, utknęłam w samochodzie na parkingu i się rozpłakałam. Wtedy wyszedł do mnie Nikodem. Przytulił mnie, pocieszył, wziął wolne w pracy i zabrał mnie do siebie. Nie wiem, jak to zrobił, ale kiedy siedziałam koło niego na kanapie i wypłakiwałam kolejną już paczkę chusteczek, nagle zrozumiałam, że nie jestem własnością Marka.

Że nie muszę się godzić na to wszystko. Że mogę być naprawdę szczęśliwa.
Dziś z utęsknieniem czekam na rozprawę rozwodową. Od męża wyprowadziłam się zaraz po tym, jak pierwszy raz przespaliśmy się z Nikodemem. Oczywiście, mieszkam u niego.

Ma uroczy, dwupoziomowy domek pod miastem. Uwielbiamy leżeć razem w ogrodzie i cieszyć się swoim towarzystwem. On obiecał, że jak tylko będę wolna, postara się, żebym została jego żoną. Mam nadzieję, że powiedzenie „do trzech razy sztuka” rzeczywiście sprawdzi się w moim wypadku.

Czytaj także:
„Mąż wolał pójść na ryby, niż spędzić ze mną wakacje. Nie dał mi wyboru. Złowiłam sobie włoskiego kochanka”
„Dla męża byłam tylko dekoracją do jego majątku. Perfekcyjna pani w perfekcyjnym domu i małżeństwo na pokaz”
„Na wakacjach byłem jak lep na gorące mamuśki. Widocznie samotny tatuś to dobra partia dla kobiet”

Redakcja poleca

REKLAMA