Paweł zdradzał mnie ze swoją sekretarką. Gdy się o tym dowiedziałam i zrobiłam mu awanturę, oświadczył, że Mariola jest w ciąży, a on chce rozwodu, żeby założyć z nią rodzinę. Mnie od 10 lat powtarzał, że jeszcze nie jest dobry czas na dziecko. Poczułam się nie tylko upokorzona, ale i bezczelnie oszukana.
Zostawił mnie dla innej
Usłyszałam trzaśnięcie drzwi, a potem lekki szum otwierającej się windy i poczułam, że mój świat rozsypuje się w drobny mak. Tyle wspólnych przeżyć, planów, marzeń do spełnienia, małych i większych rytuałów. Teraz wszystko to nie ma znaczenia.
Przeszłam do kuchni z zamiarem wstawienia sobie czajnika na zieloną herbatę, która zawsze mnie uspokajała. Herbata może poczekać. Nalałam kieliszek czerwonego wina i wypiłam go do dna. Nieco cierpkie. Dokładnie tak jak moje życie teraz.
Spojrzałam na dopracowane wnętrze. Błyszczące blaty, szkło na ścianie nad kuchenką, na środku wyspa kuchenna z wysokimi stołkami barowymi.
– Biały kredens z witrynką, w której ułożysz gliniane kubki? Ty słyszysz Kamila, co mówisz? Nie mówię ci, że to totalny obciach, ale twój pomysł jest całkiem niefunkcjonalny. Pomyśl, ile to pracy przy układaniu takich bibelotów, ścieraniu kurzy. Daj spokój, styl rustykalny ładnie prezentuje się na kartkach katalogu, ale zupełnie nie sprawdza się w życiu – przekonywał mnie kiedyś Paweł.
– Ale mnie marzy się kuchnia z duszą. Jasna, ciepła i przytulna – próbowałam go przekonać.
– Kuchnia ma być przede wszystkim wygodna. Zresztą, czy ty widziałaś u kogoś z naszych znajomych mieszkanie w tym stylu? – powiedział z pobłażaniem i pokręcił głową.
Ustąpiłam mu. Jak w wielu innych sprawach. Nasze przestronne M4 z dużym tarasem na równie duży kredyt urządziliśmy w stylu nowoczesnym. Połączenie minimalizmu z lekką nutką skandynawskiego designu i nowojorskich klimatów loftowych. Tak przynajmniej określiła je dekoratorka, którą zatrudnił mój mąż.
Teraz to jednak nie miało już żadnego znaczenia. Paweł właśnie wyszedł z naszej wspólnej przestrzeni, taszcząc ze sobą dwie walizki pełne ubrań. Teraz szafy straszyły pustymi wieszakami, a jego półka w łazience od razu przyciągała wzrok brakiem jakiegokolwiek śladu życia.
Podobno nie mogło nam się udać
– W ogóle do siebie nie pasowaliśmy. Przecież sama wiesz, że się ze sobą męczyliśmy. To nie tak, że odchodzę, bo Mariola jest w ciąży. To rzeczywiście pomogło mi podjąć decyzję, ale i tak byśmy się rozstaliśmy. Nasze małżeństwo już dawno nie miało sensu. Nic nas nie łączyło – słowa męża docierały do mnie niczym jakiś szelest z zupełnie innej planety.
– Nie miało sensu? Przecież byliśmy szczęśliwi. Planowaliśmy dziecko, mieliśmy być rodziną. A ty mnie po prostu zdradziłeś, a teraz szukasz głupich wymówek. Jak tchórz. Tym właśnie jesteś. Ostatnim tchórzem – nie mogłam powstrzymać się od krzyku, chociaż wcześniej obiecywałam sobie, że uniosę się dumą.
Kochanka Pawła jest w ciąży, a mnie od dawna kazał odkładać decyzję o dziecku
Miałam być zimna, pozwolić mu odejść i pokazać, że tak naprawdę to ja w ogóle go nie potrzebuję. A jego romans z młodą sekretarką nie zrobił na mnie żadnego wrażenia.
– Nie dramatyzuj Kamila. Zawsze miałaś skłonność do przesady. Zejdź na ziemię. Nasze małżeństwo dawno było fikcją i właściwie to rozpadło się przez ciebie. Teraz muszę zadbać o Mariolę. Ona będzie matką mojego dziecka – mówił ze zniecierpliwieniem, a każde kolejne słowo sprawiało mi jeszcze większy ból.
– My też planowaliśmy dzieci. Właściwie to ty cały czas odkładałeś decyzję. Nigdy nie był odpowiedni czas. A to musiałeś pracować i rozwijać sklep, bo konkurencja w sieci coraz większa, a to najpierw trzeba kupić mieszkanie, odłożyć oszczędności. Mówiłeś, że najpierw chcesz zobaczyć nieco świata, zwiedzać, bawić się, a maluch w domu ogranicza na wiele lat. Gdyby nie twoje lenistwo, już dawno bylibyśmy rodzicami – wylałam całą swoją złość.
– Gadasz głupoty. Zresztą dam ci rozwód bez orzekania o winie. Teraz będziesz mogła ułożyć sobie życie beze mnie. Wreszcie tak, jak chcesz.
I tak po ponad 10 latach małżeństwa zostałam sama w naszym eleganckim mieszkaniu i z dużą ratą kredytu. Z Pawłem znaliśmy się od studiów. Ja byłam na filologii polskiej, on na fizjoterapii, ale mieliśmy wspólnych znajomych.
Kiedyś się kochaliśmy
Poznaliśmy się podczas jakieś studenckiej imprezy i zaiskrzyło. Doskonale się dogadywaliśmy, mieliśmy wspólne zainteresowania, marzenia i cele. A przynajmniej tak mi się wydawało. Teraz wiem, że rzeczywistość nie zawsze wygląda dokładnie tak, jakbyśmy tego chcieli. Wtedy jednak byłam młoda, pełna ideałów i wiary, że świat jest piękny, ludzie wokół dobrzy.
Zaraz po obronie wzięliśmy ślub i zaczęliśmy budować wspólną przyszłość. Paweł początkowo prowadził rehabilitację w przychodni, ale szybko doszedł do wniosku, że to jednak nie to, co chce robić.
– Męczy mnie to i nudzi. Złoszczą mnie już te nobliwe panie i panowie przychodzący do mnie głównie z reumatyzmem, narzekający na drętwienie nóg, strzykanie w kręgosłupie i inne bóle. To nie jest to, co chciałbym robić przez całe życie. Potrzebuję ruchu, jakiejś adrenaliny – tłumaczył mi.
– Ale przecież zawsze chciałeś pomagać ludziom. Mówiłeś, że dlatego wybrałeś taki kierunek studiów.
– W wieku 19 lat nie powinno się decydować o całej swojej przyszłości. To jest największy paradoks, jaki może być. Człowiek jest młody, naiwny i niewiele wie o świecie. Zresztą na ciepłym etacie w państwowym gabinecie nigdy za wiele nie zarobię. Robię to dla ciebie. Chcę żebyśmy do czegoś w życiu doszli. Dla naszej przyszłej rodziny. Dla naszych dzieci – tym argumentem naprawdę mnie wzruszył.
– Chyba masz rację. Ja w szkole też nie mam oszałamiającej pensji ani dużych szans na rozwój kariery, ale kocham uczyć dzieciaki. Tylko, że rzeczywiście mamy niewielką szansę na zakup własnego mieszkania – rozważałam.
Mój mąż razem z kolegą założył sklep internetowy ze sprzętem sportowym, odzieżą, obuwiem i różnymi akcesoriami dla sportowców. Sam od wielu lat grał w piłkę nożną, kochał narty, wspinaczkę po ściance, kiedyś dużo trenował pływanie. Znał się na tym, a jego pasję było widać.
Sklep szybko zdobył rzeszę stałych klientów, rozwinął się. Początkowo pracowali sami. Z czasem zespół zaczął się coraz bardziej rozrastać, a ich firma stała się rozpoznawalna na rynku. Za tym szły coraz większe pieniądze.
Bardzo chciałam zostać mamą
W efekcie kupiliśmy to mieszkanie na nowo wybudowanym osiedlu, zmieniliśmy samochody i zaczęliśmy całkiem wygodne życie. Nawet z moją pensją nauczycielki. W pewnym momencie zauważyłam, że czegoś mi brakuje i zaczęłam przebąkiwać o dziecku.
Paweł jednak nie bardzo palił się do tego pomysłu.
– Jeszcze nie teraz. Mamy czas, najpierw nacieszmy się sobą – tłumaczył mi.
W duchu przyznałam mu rację. Gdy co jakiś czas w mojej głowie pojawiały się wątpliwości, szybko je dusiłam w sobie. Rzeczywiście sporo podróżowaliśmy, planowaliśmy weekendowe wypady ze znajomymi, wieczorami mieliśmy czas dla siebie.
Kiedy zaczęliśmy się od siebie oddalać? Chyba już tak ze 2 lata temu. Paweł zaczął więcej pracować. Przekonywał mnie, że jest kryzys, a on musi postarać się, żeby nie wypaść z rynku. Początkowo próbowałam go przekonywać, że powinniśmy spędzać więcej czasu razem, ale z czasem nieco odpuściłam.
Zaczęłam prowadzić warsztaty literackie dla dzieciaków w szkole, nawiązałam współpracę z miejską biblioteką organizującą spotkania ze znanymi pisarzami i poetami. Wsiąkłam w te nowe obowiązki.
Z czasem uczucia zawsze nieco się wypalają, wkrada się rutyna. To normalne, że po wielu latach nie spędza się już razem każdej wolnej chwili i nie chodzi za rączkę jak wtedy, gdy ma się 20 lat. Przekonywałam sama siebie, że wszystko jest w porządku.
Oczy otworzyła mi dopiero znajoma, która pracowała w sklepie męża. To ja kiedyś ją poleciłam, bo miała dość ciężką sytuację i potrzebowała szybkiego zatrudnienia. Nie byłyśmy jakimiś bliskimi przyjaciółkami, ale chyba chciała mi się odwdzięczyć za dawną pomoc i wsparcie w momencie, gdy najbardziej tego potrzebowała.
Wszyscy wiedzieli, że jest niewierny
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie i spytała, kiedy możemy się umówić. Spotkałyśmy się w przytulnej knajpce. Zamówiłam kawę i szarlotkę z bitą śmietaną, i czekałam. Ewelina długo nie mogła odważyć się i powiedzieć mi, o co jej tak naprawdę chodzi.
– No mów śmiało, bo przecież wiem, że miałaś jakiś powód, żeby ze mną się spotkać – w końcu sama przejęłam inicjatywę, widząc, że koleżanka niespokojnie kręci się na krześle.
– Lubię cię Kamila i wiem, że jesteś uczciwym człowiekiem. Pomogłaś mi stanąć na nogi, chociaż wtedy ledwie mnie znałaś, dlatego nie mogę dalej milczeć – wyrecytowała jednym tchem.
– Ale o czym ty mówisz? – odparłam zdziwiona.
– Twój mąż ma romans. Cała firma o tym gada. Z tą Mariolką, którą jakiś czas temu zatrudnił na stanowisku osobistej asystentki.
Jej słowa wywołały prawdziwą burzę w mojej głowie. Początkowo chciałam zaprzeczyć. Krzyknąć, że to niemożliwe i kazać jej nie kłamać. Ale w głębi serca dobrze wiedziałam, że to prawda. Te ostatnie późne powroty z pracy, służbowe podróże niby na negocjacje z dostawcami, oddalenie się ode mnie, nagłe telefony, z którymi wychodził na taras, żebym nie słyszała o czym mówi, ukradkowe pisanie smsów.
Paweł przyznał się do wszystkiego.
– I tak chciałem z tobą o tym porozmawiać, ale nie wiedziałem, jak zacząć, żeby cię nie zranić. Mariola jest w ciąży, a ja chcę z nią być. Sama wiesz, że między nami wszystko się wypaliło. A ją kocham i wiem, że razem będziemy szczęśliwi – gdy usłyszałam jego słowa, omal nie zemdlałam.
Mój mąż wyprowadził się i złożył pozew o rozwód. Obiecał, że zostawi mi mieszkanie pod warunkiem, że nie będę chciała orzeczenia o winie i alimentów.
Rozwód mnie wykończył
Gdy odszedł, całkowicie się załamałam. Automatycznie wstawałam, myłam się, ubierałam i wychodziłam do pracy. Prowadzenie lekcji było dla mnie męczarnią. W ogóle nie mogłam się skupić, a radosne szczebiotanie dzieciaków doprowadzało mnie do szału.
„Mnie świat się zawalił, a te, jak gdyby nigdy nic się śmieją, gadają o jakichś głupotach”– myślałam ze złością. Do tego widziałam ukradkowe spojrzenia, gdy wchodzę do pokoju nauczycielskiego. No tak, oni przecież wiedzą. Matematyczka mieszka w tym samym bloku, co ja. Trudno, żeby nie zauważyła, że Paweł się wyprowadził.
Nie wynajmowałam adwokata. W końcu nie mieliśmy w planach walki o majątek, opiekę nad dziećmi czy wyciąganie jakichś małżeńskich brudów.
–Jesteśmy kulturalnymi ludźmi, dlatego powinniśmy rozstać się kulturalnie – mówił.
Miałam ochotę krzyknąć, że kulturalni ludzie nie zdradzają żon. Nie ukrywają tego przez długie miesiące i nie mają kochanki w ciąży.
Widok tej jego Mariolki na korytarzu sądowym jeszcze bardziej mnie dobił. Wysoka blondynka z nogami do nieba, wystrojona w drogie ciuszki, mocno umalowana. Do tego wyraźnie zarysowany brzuszek pod zbyt obcisłą marynarką. „Zamienił mnie na lepszy model”– rozżalenie mnie dobijało.
Okazało się, że rozwód wcale nie zostanie orzeczony tak szybko, jak mogłoby się wydawać. Kolejne pytania sędzi i widok Pawła przechadzającego się po korytarzach ze swoją nową miłością pod rękę był dla mnie nie do zniesienia. Podobnie, jak myśl, że oni już niedługo będą mieli dziecko.
A ja przez niego zrezygnowałam z macierzyństwa, bo wciąż mówił, że to jeszcze nie czas. Czy zdążę jeszcze poznać kogoś przyzwoitego i zostać mamą? Ta myśl wciąż wwiercała mi się w głowę i nie dała poradzić sobie z odejściem męża.
Gdy wreszcie sąd orzekł rozwód, byłam wykończona. Fizycznie i psychicznie. Potrzebowałam jakiejś odskoczni i resetu, bo czułam, że mój mózg zaraz eksploduje. Do tego doszłam do wniosku, że pozostanie w tym mieszkaniu nie jest dobrym pomysłem. Rata kredytu była bardzo wysoka, a moja pensja w szkole nieoszałamiająca. Ze wszystkim zostałam sama, a wieczorne powroty do naszego wymuskanego lokum były koszmarem.
Miałam oparcie w siostrze
Uratowała mnie siostra, która kiedyś wpadła do mnie przejazdem. Zobaczyła, w jakim jestem stanie i szybko zaczęła działać.
– Kamila musisz zrobić coś ze swoim życiem, bo zwariujesz – tłumaczyła mi przy talerzu zupy, którą dla mnie ugotowała, gdy usłyszała, że żywię się głównie kanapkami.
– Tak. Tylko niby co takiego? Mam 37 lat, zostałam ze wszystkim sama i czuję, że mnie to przerasta – wylałam całą swoją złość.
– 37 lat to nie 70. Nie jesteś staruszką, a tak się zachowujesz. Musisz pokazać temu Pawłowi, a przede wszystkim sobie, że dasz radę. – mówiła do mnie jak do dziecka.
Tylko ja chyba już nie chciałam dawać rady. Chciałam przez chwilę poczuć się bezpieczna i zaopiekowana. To jednak prawda, że w najtrudniejszych chwilach tęskni się za beztroską dzieciństwa.
– Niedługo masz wakacje. A może tak po zakończeniu roku szkolnego wyjedziesz na dłużej do rodziców. Powiedz, co cię tak naprawdę tutaj trzyma? – znalazła oczywisty pomysł.
Pod koniec czerwca Marysia niemal na siłę pomogła mi się spakować i zawiozła do naszego miasteczka. Gdy weszłam do domu i poczułam słodki zapach świeżych drożdżówek z truskawkami, ogarnęło mnie ogromne wzruszenie. Zaczęłam płakać.
– Płacz dziecinko. To oczyszcza i pomaga nabrać dystansu – mama przytuliła mnie dokładnie tak samo, jak wtedy, gdy miałam 8 lat i stłukłam sobie kolano, ucząc się jeździć na hulajnodze.
Ta wyprawa mnie uratowała
Ten wyjazd rzeczywiście mi pomógł. W otoczeniu bliskich nie miałam czasu wciąż na nowo rozdrapywać ran. Wczoraj Marysia przyniosła mi wiadomość, że w podstawówce w pobliskim miasteczku akurat szukają polonistki. To niecałe 20 km stąd. Chyba rozważę tę możliwość. Przyszedł czas na zmiany i pozostawienie za sobą tego, co było.
Zwłaszcza, że niedawno spotkałam podczas spaceru kolegę, w którym kiedyś się podkochiwałam. Naprawdę świetnie nam się rozmawiało i umówiliśmy się już kilka razy na spotkanie. Jeszcze nie nazywamy ich randkami, ale przecież oboje jesteśmy teraz wolni. Wreszcie czuję, że wszystko jest możliwe.
Czytaj także:
„Szef romansował z młodą sekretarką za plecami wspólnika. Nie wiedział, że ten w tym czasie pociesza jego żonę”
„Mąż rzucił ją dla sekretarki, a ona jeszcze mu współczuła, bo taki biedny i na pewno żałuje… Ta pacjentka mnie zszokowała”
„Przez ponętną sekretarkę nie mogłem zebrać myśli. Jej zgrabne nogi i kuszące pończochy śniły mi się po nocach”