„Szef romansował z młodą sekretarką za plecami wspólnika. Nie wiedział, że ten w tym czasie pociesza jego żonę”

Przyjaciółka zdradzała swojego męża, a jej mąż zdradzał ją... ze mną fot. Adobe Stock, Halfpoint
„Romans rzeczywiście był, ale wszystko wskazywało na to, że skończył się dawno temu. Owszem, przed dwoma laty sekretarka zwierzyła się znajomej, że gdyby nie żona, to facet wziąłby z nią ślub, lecz nic poza jej przekonaniem na to nie wskazywało”.
/ 01.08.2023 19:15
Przyjaciółka zdradzała swojego męża, a jej mąż zdradzał ją... ze mną fot. Adobe Stock, Halfpoint

Przejrzałem jeszcze raz akta. Podejrzanych była trójka. Stefan, wieloletni wspólnik Marka. Krystyna, sekretarka w firmie denata. I Malwina, wdowa po nim. Sęk w tym, że lista podejrzanych pokrywała się z listą świadków. A każdy z nich wskazywał kogoś innego.

– To na pewno wspólnik – mówiła wdowa. – Mąż opowiadał, że wykrył w firmie jakieś malwersacje. Najpierw postanowił pogadać ze Stefanem, żeby dobrowolnie oddał pieniądze, które wyprowadził na podstawie fikcyjnych faktur. Tego dnia mąż zadzwonił do mnie i powiedział, że się wszystkiego wyparł. Uprzedził, że będzie później w domu, bo musi jechać na policję. To była nasza ostatnia rozmowa – płakała kobieta.

– To ta sekretarka – mówił z kolei Stefan. – Miała romans z szefem! Najpierw próbowała ze mną, ale ja się w takie rzeczy nie bawię w pracy… Kiedyś ich przyłapałem, oni mnie nie zauważyli. Jednak ona robiła się coraz bardziej bezczelna i wydawało jej się, że jak robi schadzki z szefem, to już nie jest sekretarką. Parę razy przywołałem ją do porządku. Ona chciała, żeby Marek stanął w jej obronie, ale on wiedział, że biznes to biznes, a romansowanie to inna sprawa. I nie miał zamiaru odchodzić od żony. Ona się strasznie wkurzyła. Tego dnia wyszedłem wcześniej z pracy, oni jeszcze zostali.

Potem Marka już nikt nie widział…

– To żona! – twierdziła z kolei sekretarka. – My się z Markiem bardzo kochaliśmy. On chciał ją zostawić, tylko bał się, że po rozwodzie Malwina dostanie tyle, że nie będzie miał kontroli nad firmą. Ale ostatnio mówił, że znalazł na to jakiś sposób. Tamtego dnia zadzwonił do mnie już z domu… Powiedział, że przyznał się do wszystkiego żonie i jedzie już do mnie. Przygotowałam nawet kolację. No i nie przyjechał.

Zbadałem oczywiście dokładnie każdy wątek. Malwersacji w firmie nie udało mi się wykryć, choć jakiś czas temu faktycznie wspólnicy kłócili się o jakieś lewe faktury. Romans rzeczywiście był, ale wszystko wskazywało na to, że skończył się dawno temu. Owszem, przed dwoma laty sekretarka zwierzyła się znajomej, że gdyby nie żona, to facet wziąłby z nią ślub, lecz nic poza jej przekonaniem na to nie wskazywało. Zatem denat wcale nie chciał odejść od żony. I chyba się nim znudziła, bo widywano ją ostatnio z innym facetem. Za to w czasie, kiedy trwał romans szefa z sekretarką, jego żonę przez jakiś czas pocieszał… wspólnik.  Zrezygnował, bo kobieta zaczęła przebąkiwać o rozwodzie z mężem. A to by skomplikowało zarządzanie wspólną firmą.

Nie widziałem innego wyjścia na zakończenie tej sprawy, jak doprowadzić do konfrontacji wszystkich podejrzanych. Zaprosiłem ich i posadziłem naprzeciwko siebie po drugiej stronie biurka…

Wszyscy jesteście winni. Powinniście pójść do więzienia – oznajmiłem wreszcie.

Zaczęli głośno protestować, upierać się, że są niesłusznie podejrzewani, że ten, kto ich oskarża, na pewno sam jest winien.

Aż mnie głowa zaczęła boleć

Przerwałem im:

– Każde z waszej trójki miało motyw i dlatego inni postanowili to wykorzystać, żeby oskarżyć niewinną osobę…

– Ja po prostu dzieliłem się uzasadnionymi wątpliwościami – odezwał się Stefan.

– Tak jak inni, po prostu pan kłamał. Do faktów z przeszłości dorobiliście współczesną bajkę i nam ją „sprzedawaliście”, sprowadzając śledztwo na fałszywe tory. Tymczasem zarówno oględziny miejsca wypadku, jak i badania denata wskazały jednoznacznie brak „udziału osób trzecich”. To był nieszczęśliwy zbieg okoliczności. Gość jechał za szybko, auto wypadło z drogi i wpadło do Wisły. Była bardzo wysoka woda, przeniosła samochód kawałek dalej i dopiero gdy opadła, znaleźliśmy go.

– Czyli nikt z nas nie jest winny? – zapytała nieśmiało sekretarka.

– Śmierci pana Marka nie.

– Możemy iść? – zapytała wdowa.

– Nie. Jesteście aresztowani za składanie fałszywych zeznań. Posiedzicie „na dołku” dwa dni, to się wam odechce takich numerów.

Nie słuchałem już protestów i utyskiwań. Zawołałem kilku chłopaków, którzy skuli i wyprowadzili całe to wredne i zakłamane towarzystwo. A ja zamknąłem sprawę morderstwa, którego nie było. 

Czytaj także:
„Mąż był całym moim światem, gdy zmarł, wpadłam w czarną rozpacz. Mimo to już na pogrzebie zakochałam się w sąsiedzie”
„Mój narzeczony zmarł miesiąc przed naszym ślubem. Zabrał do grobu nasze plany, marzenia, całą miłość i szczęście”
„Zaręczyłam się jeszcze w klasie maturalnej. Gdy ukochany przedwcześnie zmarł, nie umiałam się z nikim związać do 30-stki”

Redakcja poleca

REKLAMA