Gdy mąż przejął po swoich rodzicach część kamienicy w centrum miasta, myśleliśmy, że los się do nas uśmiechnął. Wydawało nam się, że nasza sytuacja finansowa w końcu się poprawni, bo będziemy mogli wynajmować budynek.
— Na parterze jest świetne miejsce na sklep lub biuro, wymaga tylko niewielkiego odświeżenia — zapewniał Janek, już myśląc o przyszłych zarobkach.
Zastanawiałam się nad tym coraz bardziej... w moim umyśle zaczęła rodzić się zupełnie inna wizja, ale Janek był tak nakręcony na wynajem, że nie odważyłam się podzielić z nim moim marzeniem. Zdałam sobie sprawę, że to on powinien podjąć ostateczną decyzję. Dlatego marzyłam sobie we własnej głowie, obserwując, jak sytuacja się rozwija. Janek załatwił ekipę remontową, która miała zacząć pracę lada chwili.
A życie płynęło dalej
Każdego dnia chodziłam do pracy, którą lubiłam i która dawała mi satysfakcję. Byłam nauczycielką przedszkolną i nie potrafiłam sobie wyobrazić, że mogłabym robić coś innego. Niestety, instytucja, w której pracowałam, nie pozwalała mi rozwijać swoich umiejętności.
Sztywne zasady, archaiczne techniki pedagogiczne oraz dyrekcja nieprzychylnie nastawiona do zmian — bardzo chętnie przeprowadziłabym tam rewolucję, ale nie miałam do tego uprawnień.
Działałam więc tak, jak mogłam. Oddawałam się całkowicie opiece nad dziećmi, ignorując utrudnienia. A w głowie coraz bardziej żywe było marzenie, by otworzyć własne przedszkole. Wiedziałam jednak, że wiąże się to z dużymi wydatkami. Poza tym nie miałam pomysłu, gdzie mogłabym takie przedszkole w ogóle otwierać. W ciasnym mieszkaniu w bloku?
Jak cudownie byłoby zmienić parter mojej kamienicy w przedszkole... Wzdychałam, zmywając wieczorem makijaż, stojąc przed lustrem w malutkiej łazience.
— Mówiłaś coś? — usłyszałam z sąsiedniego pokoju.
Nieświadomie powiedziałam to na głos, mimo iż nie planowałam dzielić się tym z Jankiem. Nie zamierzałam go wpędzać w poczucie winy i wpływać na jego decyzje. Zresztą zaczął już remont, także prawdopodobnie i tak nic by z tego nie wyszło. Sięgnęłam po krem, który stał na półce, ale poczułam ciężar dłoni na ramieniu. Spojrzałam w lustro. Janek stał tuż za mną. Cicho i sprawnie znalazł się obok. Ach, ten mój mąż…
Boję się długów...
— Tak ciężko wzdychasz, że nawet lustra w domu zaczynają parować. Co się stało? Powiedz mi, widzę przecież, że coś jest nie tak. Pogadasz ze mną?
Obróciłam się i delikatnie pogłaskałam go po twarzy. Nie mogłam dłużej udawać, nic się przed nim nie ukryje. Za dobrze mnie zna. Powiedziałam mu o więc o moich marzeniach, które ukrywałam głęboko w sobie.
— Nawet jeśli uznałbyś, że da się przekształcić parter w przedszkole, skąd wzięlibyśmy na to pieniądze? Po prostu nie mamy środków na taki krok — mówiłam. — No, a poza tym, otwarcie takiego miejsca wiąże się z wieloma wymaganiami do spełnienia, mnóstwem zasad, to jest naprawdę skomplikowane, więc sama rozumiem, że to głupie... — mówiłam zbyt szybko, zdenerwowana, jakbym się tłumaczyła, a moje policzki stawały się coraz bardziej czerwone. Wstydziłam się, że mąż przyłapał mnie na takich myślach. Przecież Janek od dawna miał konkretne plany co do kamienicy.
— Uspokój się — przerwał mi.
Spojrzałam na niego. Jego uśmiech przypominał uśmiech, którym obdarza się dziecko, kiedy oznajmia, że gdy dorośnie, wyjdzie za księcia z bajki. No cóż... Moje marzenia były z tej kategorii. Bajki.
Kilka dni później, gdy oglądałam ulubiony serial, nie usłyszałam zgrzytu zamka. Janek wrócił do domu.
— Skarbie... — zatrzymał się na progu, parząc mnie przez chwilę.
Rzuciłam na niego okiem: miał na sobie szalik, spod którego wystawał czerwony nos, a zaróżowione od mrozu policzki zdradzały, że się uśmiecha,
— Co tam? Jakieś dobre wieści? — zapytałam.
— Na razie nie, ale już niedługo będzie się dużo fajnych rzeczy działo — odparł, odwijając szalik i zdejmując płaszcz.
No proszę, ten to wie, jak mnie zaciekawić
— Otworzysz przedszkole, o którym marzyłaś — oznajmił.
Ok, tego się nie spodziewałam. Nie byłam pewna, jak zareagować. Czy on mówił serio?
— Nie musisz tego robić — wymamrotałam, z trudem przełykając ślinę.
— Wiem, że nie muszę, ale naprawdę tego chcę. Słuchaj, dobrze to przemyślałem.
Janek zdjął buty i usiadł w fotelu naprzeciwko mnie. Jego twarz stała się nagle tak poważna jak wtedy, gdy mi się oświadczał. Zrozumiałam, że to, co chce mi powiedzieć, jest absolutnie na serio.
— Zrobimy gruntowny remont, urządzimy parter zgodnie ze standardami. Jest tam sporo miejsca, byłoby szkoda go nie wykorzystać...
— Skąd mamy wziąć na to wszystko pieniądze? — zapytałam, podnosząc nieco ton. Chciałam w to wierzyć, cieszyć się, że moje marzenie faktycznie się spełni. Bałam się jednak, że jego realizacja wpędzi nas w kłopoty, w spiralę długów.
— Sprzedamy mieszkanie.
— I co? Przeprowadzimy się do kamienicy?
Janek kiwnął głową. Tak, to wydawało się sensowne. Dobry sposób, żeby uzyskać wkład własny potrzebny do kredytu. Serce podskoczyło mi z nadziei. Przytuliłam się do Janka, a moje łzy moczyły jego koszulę. Kiedy już leżeliśmy w łóżku i nie mogliśmy zasnąć z powodu emocji, Janek cicho powiedział:
— Mam przeczucie, że stworzymy piękne miejsce, w którym będziemy szczęśliwi.
Już następnego dnia zaczęłam działać, a energia aż ze mnie buzowała. Zajęłam się biurokracją, ale mimo że nie było łatwo, nie poddałam się. Dostałam pozytywne oceny od odpowiednich instytucji, otrzymałam kredyt, a Janek nadzorował prace remontowe i wykończeniowe.
— Słyszałam, że otwierasz przedszkole — w sklepie zaczepiła mnie koleżanka, z którą pracowałam przez kilka ostatnich lat. Właśnie wróciła do pracy po macierzyńskim i szukała miejsca przyjaznego dla młodych mam, w którym mogłaby zostać na dłużej.
— To właściwie oddział przedszkolny — sprostowałam. — Przynajmniej na razie. A co?
— Jak będziesz szukać pracowników, pamiętaj o mnie.
— Zapamiętam — odpowiedziałam z radością.
Naprawdę się cieszyłam, że chciała ze mną pracować. Szanowałam ją i lubiłam, a nawet przy niewielkim obłożeniu, jakie planowałam na start, i tak będę musiała kogoś zatrudnić. Lepiej dać posadę osobie godnej zaufania niż komuś przypadkowemu.
Bywało, że pracowałam po kilkanaście godzin
Kilka miesięcy później, promenując radością jak prawdziwa gwiazda, przecięłam wstęgę na wejściu do mojego przedszkola. W końcu będę mogła całkowicie i bezwarunkowo poświęcić się pracy, którą zawsze uwielbiałam, wprowadzać techniki i metody, które sprawią, że najmłodsi poczują się w moim przedszkolu jak w swoim drugim domu.
Tak jak Janek planował, nasze nowe mieszkanie znalazło się nad przedszkolem. To spełnienie kolejnego marzenia: w końcu przestrzeń zastąpiła ciasnotę. Jasny i przestronny salon, duża łazienka, przytulna sypialnia, a w niej mój ukochany mąż, który na mnie czekał. Wyrozumiały i cierpliwy, ponieważ przez pierwsze sześć miesięcy poświęcałam nawet kilkanaście godzin dziennie na opiekę nad dziećmi i załatwianie kolejnych spraw, które się pojawiały. W miarę jak mój punkt przedszkolny działał dłużej, otrzymywałam coraz więcej telefonów od zainteresowanych rodziców.
— Nie chciałbym tego mówić, ale w sumie... a nie mówiłem?
Zmierzch już dawno nastał, a ja zasiedziałam się przy stosie dokumentów, z okularami na nosie i mruczącym kotem na udach. W ciągu dnia nie miałam czasu, żeby zająć się papierami, ale nie miałam problemu z tym, żeby poświęcać na to wieczory. Realizacja marzeń zawsze ma swoją cenę.
— Udało Ci się stworzyć niesamowite miejsce. Byłem pewien, że tak właśnie będzie.
Gdy podniosłam głowę, nasze spojrzenia się skrzyżowały — oboje byliśmy dumni z tego, co udało nam się osiągnąć. Zadowoleni rodzice, dzieci szczęśliwe, personel pełen zrozumienia i szacunku dla swoich podopiecznych. Mimo ogromu pracy, i konieczności radzenia sobie z różnymi problemami, nie zawsze łatwymi wyzwaniami, to właśnie ten sukces był czymś, o czym marzyłam od lat.
Czytaj także:
„Przedszkolanki znęcały się nad moim synem. Te bezduszne babska krzyczały na Ignasia i zostawiały go samego bez jedzenia”
„Przez 2 lata modliłam się do św. Rity o dobrego męża. Stał się cud i dostałam wdowca w pakiecie z niemowlakiem”
„Przez lata byłam sprzątaczką u bogaczy. Rozpuszczona córunia moich pracodawców okrutnie mnie potraktowała”