Nigdy nie myślałam o tym, że Marcel mógłby mnie zacząć zdradzać. Doskonale się dogadywaliśmy, byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, a ja zawsze mogłam liczyć na jego wsparcie. Znaliśmy się ze studiów, więc połączyły nas zainteresowania i to, że nadawaliśmy na tych samych falach. Koleżanki często zazdrościły mi, że znalazłam sobie takiego fajnego męża.
Mąż zmienił się fizycznie
Szybko stał się częścią mojej rodziny. Mój brat został jego najlepszym kumplem, a tata radził się go w najróżniejszych sprawach. Tylko matka była sceptyczna, chociaż jego rodzice mnie ubóstwiali. Ale jej naprawdę nie szło dogodzić, więc się tym za bardzo nie przejmowałam.
Z czasem Marcel zmienił się nieco fizycznie. Siedząca praca, której w całości się poświęcał, dawała o sobie znać. Ja tam nie narzekałam – zrobił się z niego po prostu taki misio, który nadal potrafił mnie rozbawić, a jednocześnie był niemożliwie uroczy.
Zresztą, mężowie moich znajomych tak się zapuścili, że przy nich wciąż wyglądał jak młody bóg. Kinga zapytała mnie nawet kiedyś, jak on to robi, że się nie starzeje. Uśmiechnęłam się wtedy tylko pod nosem i nic nie powiedziałam. Cieszyłam się, że Marcel ma takie świetne geny. Miałam nadzieję, że przejmie je nasze dziecko – w końcu byłam w ciąży.
Matka lubiła mu dogryzać
Tylko moja matka dogryzała Marcelowi. Ilekroć pojawialiśmy się u rodziców albo ona wpadała do nas z kolejną bardzo ważną sprawą, zawsze miała dla niego jakąś uszczypliwą uwagę.
– No widać, że z tobą coraz gorzej – rzuciła, gdy siedzieliśmy przy niedzielnym obiedzie. – Mężczyźni to tak w ogóle o siebie nie dbają, a chcieliby, żeby kobiety stawały na głowie, byle tylko zachwycać.
– Ja uważam, że Anita jest najpiękniejsza – zauważył Marcel z łagodnym uśmiechem. – I wcale nie musi do tego stawać na głowie.
Chociaż odwzajemniłam jego uśmiech, matka nie odpuszczała:
– Zastanowiłbyś się nad sobą. Jesteś coraz starszy, Marcelu. To widać.
Nagle zaczął znikać
Nie minęło więcej niż dwa tygodnie, gdy Marcel zaczął się jakoś dziwnie zachowywać. Totalnie zmienił swój styl – z koszul i dżinsów przerzucił się na obszerne bluzy i dresy. Pracował w domu, w gabinecie, więc właściwie nie musiał się szykować do pracy, a to sprawiało, że w takim stroju spędzał cały dzień. Z początku próbowałam go pytać, co takiego się stało, ale wzruszał tylko ramionami. Jako że nie mogłam z niego nic wydusić, w końcu odpuściłam.
Bardziej niepokojące okazały się jednak jego wieczorne wyjścia. Otóż Marcel dzień w dzień, a raczej wieczór w wieczór, wymykał się z domu. Miał różne niedorzeczne wymówki. A to kolega coś od niego pilnie chciał, a to jego mama po coś zadzwoniła, a to mój brat gdzieś go nagle wyciągnął. W dzień natomiast ciągle narzekał, jaki to jest zmęczony i senny. W ogóle chodził jakiś taki nieprzytomny.
Tym razem też musiał pilnie wyjść, bo, jak twierdził, szef potrzebował go pilnie widzieć.
Nie wierzyłam w to
– Pracujemy nad ważnym projektem – tłumaczył. – Uznał, że musimy się spotkać twarzą twarz. Rozumiesz.
I tyle go widziałam. A potem nie było go i nie było, przez bite dwie godziny. A kiedy w końcu usłyszałam skrzypnięcie drzwi wejściowych, poziom mojej irytacji powoli sięgał zenitu.
Była dwudziesta trzecia. Marcel znów wrócił cały zapocony. Zanim zdążyłam zwrócić mu uwagę, sam poszedł pod prysznic. Pytanie go, dlaczego jest w takim stanie i tak mijało się z celem. Pewnie jak zwykle stwierdziłby, że wracał do domu biegiem, żebym się przypadkiem nie martwiła.
– Przepraszam, Anitko – usłyszałam oczywiście, gdy już umyty, wszedł do sypialni. – Trochę nam się przeciągnęło. No, a potem leciałem na autobus i cały się zziajałem. Ale zdążyłem!
– Jasne – burknęłam i przewróciłam się na drugi bok, tyłem do niego. Nie miałam ochoty na żadne rozmowy.
Matka miała własną teorię
Minęły cztery miesiące, a w zachowaniu Marcela nic się nie zmieniło. No, może tylko był nieco mniej zmęczony. W pewnym momencie ta jego dziwaczna zmiana zaczęła mi tak działać na nerwy, że postanowiłam powiedzieć o niej matce. Jak mogłam się spodziewać, niemal od razu tego pożałowałam.
– I ty nic z tym nie robisz? – rzuciła z oburzeniem. – No Anita, naprawdę! Czekasz, aż ci tę flądrę do domu sprowadzi?
Zamrugałam.
– Jaką flądrę? – spytałam, mocno zbita z tropu.
– No wiesz – rzuciła z głębokim przekonaniem. – Zrobił się nieswój, zmęczony, ciągle wychodzi… Na bank musi mieć jakąś babę.
Normalnie bym ją wyśmiała i przyznała, że przecież Marcel nie jest taki, ale w tym wypadku hormony zrobiły swoje.
– Tak myślisz? – spytałam niepewnie. – Ale… gdzie by ją poznał?
– A bo to wiele facetowi potrzeba – żachnęła się. – Może poszedł kiedyś do sklepu czy piekarni i wpadł na jakąś pannę. I ja ci mówię, Anita, ty się za to weź! Bo jeszcze zostaniesz sama z dzieckiem!
Postanowiłam go przycisnąć
Słowa matki dały mi do myślenia. Kochałam Marcela i nie potrafiłam zrozumieć, co się z nim stało. Przecież cały czas okazywałam mu zainteresowanie, nie wydawało mi się też, żebym kiedykolwiek go zaniedbała. No i zawsze mógł ze mną porozmawiać na każdy temat. Może miał problemy? Może coś go gryzło? No, na kryzys wieku średniego to było jeszcze chyba za wcześnie!
Kiedy kolejnego wieczora znowu zaczął się zbierać do wyjścia, zastąpiłam mu drogę z groźną miną.
– No, dokąd dzisiaj? – rzuciłam wyzywającym tonem. – Z Bartkiem? A może z Krzyśkiem? A nie! Pewnie mój brat znowu potrzebuje pomocy! Zgadłam?
Wyraźnie się zmieszał.
– Anitko, nie powinnaś się denerwować – zaczął. – W twoim stanie…
– Co „w moim stanie”? – nie wytrzymałam. – Myślisz, że kobieta w ciąży traci mózg i nie wie, co się wokół niej dzieje?!
Pogłaskał mnie po włosach, ale ja się odsunęłam.
– Kochanie… – Westchnął ciężko. – Przysięgam ci, że nie dzieje się nic złego.
– Więc powiedz mi, dokąd cały czas wychodzisz! – nakazałam twardo. – Do jakiejś kobiety, tak?
Nie przyszło mi to do głowy
Wytrzeszczył oczy.
– Co? – wykrztusił. – Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy?
– No ciągle wychodzisz – odparłam. – Znikasz co najmniej na dwie godziny, zawsze o tej samej porze… Nie wiem, może ze sobą biegacie? Wracasz cały spocony…
– Bo chodzę na siłownię! – prawie krzyknął. – Twoja matka nie daje mi żyć! Ciągle tylko słyszę, jak to nie masz na co patrzeć i jaki to nieatrakcyjny jestem. Jak to cię nie mogę zadowolić, bo się starzeję! No to… chciałem jej wytrącić oręż z ręki, czy coś w tym stylu.
Marcel rzeczywiście nie kłamał. Nie miałam zresztą podstaw, by mu nie wierzyć. No i udało mu się zresztą nieźle wyrzeźbić mięśnie, więc gdzie indziej niż na siłownię miałby chodzić? W sumie nie żałowałam, że się na to zdecydował, bo teraz wygląda jeszcze lepiej niż wcześniej. No i koleżanki jeszcze bardziej mi zazdroszczą.
Ostatnio jednak zdecydował się bardziej skupić na mnie i naszym jeszcze nienarodzonym synku. Ja łatwo się denerwuję i nie ze wszystkim sobie radzę. Uważam, że trafił mi się najbardziej uroczy mężczyzna na świecie. A że przy tym jest troszkę głupiutki, to co z tego? W końcu to całkiem urocze, że tak się bał, że jest dla mnie nieatrakcyjny.
Czytaj także: „Syn zaginął 20 lat temu, a ja nie traciłam nadziei, że się znajdzie. Pękło mi serce, gdy znów go zobaczyłam”
„Gdy teściowa trafiła do szpitala, teść był zrozpaczony. Bardzo chciałam go pocieszyć, więc wylądowałam z nim w łóżku”
„Przez 41 lat gryzły mnie wyrzuty sumienia, bo po porodzie zostawiłam córkę w szpitalu. A teraz ją spotkałam”