Mój mąż zawsze był domatorem. Ja sama lubię spędzać czas zarówno przed telewizorem, jak i w kuchni, pichcąc coś pysznego albo piekąc ciasto, ale czasem miałam ochotę wyjść na spacer czy pojechać na krótką wycieczkę. Niestety, wtedy Waldek zawsze stawał okoniem. Im był starszy, tym mniej chętnie wychodził z domu, a już na emeryturze nie sposób było go przekonać, żeby choć poszedł rano do sklepu po bułki, co robił bez namawiania przez całe życie.
– Oj, zjemy wczorajszy chleb! Nie musimy mieć świeżego pieczywa codziennie.
– Kiedyś tak nie mówiłeś…
– Kiedyś nie bolał mnie kręgosłup. Teraz już jestem za stary! – odpowiadał i miałam wrażenie, że niemal na siłę chce się zestarzeć.
Zrobił się z niego zmęczony tetryk
Nieraz kłóciliśmy się o to, że nie chce mu się już nawet zejść po schodach po pocztę. Kiedy jednak naszemu synowi urodziła się córeczka, Waldek nieco odżył. To była pierwsza od wielu lat dziewczynka w rodzinie.
Bracia Waldka mają synów i wnuków, moja siostra także ma samych chłopców w rodzinie. A nasz jedyny syn do trzydziestego piątego roku życia z nikim się nie spotykał, więc wydawało nam się, że na wnuki nie mamy co liczyć. Aż poznał Wandę i wszystko potoczyło się błyskawicznie.
Zakochał się tak bardzo, że miał ochotę oświadczyć się już po tygodniu. Wstrzymał się jednak przez pół roku i później, gdy zamieszkali już razem, zaprosili nas na swój ślub. Niestety, tylko cywilny, ale choć tyle dobrego, że zdecydowali się sformalizować związek. Na dziecko nie musieliśmy długo czekać.
Hania urodziła się w marcu i całkowicie podbiła nasze serca. Nie potrafiłam wyjść do sklepu, żeby nie kupić dla małej jakiegoś ciuszka czy zabawki. Po prostu zupełnie oszalałam jako babcia, ale wcale się tego nie wstydziłam. Kiedy Hania skończyła dwa lata, Jacek zapytał, czy nie mielibyśmy nic przeciwko temu, żeby zostawili nam malutką na tydzień, bo chcieliby wyjechać na wakacje tylko we dwoje.
Pytanie! Oczywiście, że nie mielibyśmy nic przeciwko temu! Nie marzyłam o niczym innym, niż żeby spędzić z wnusią trochę więcej czasu. Jacek z Wandą przywieźli wraz z małą dwie walizki rzeczy – od ubranek, butelek, kaszek przez kremy, szczotki, ukochane pluszaki, kołderkę, materacyk – po łóżeczko turystyczne. Aż trudno było uwierzyć, że taka mała istotka potrzebuje tylu rzeczy.
Poczułam wielki sentyment
Zajmowanie się małą było dla mnie frajdą, ale już pierwsza noc okazała się kubłem zimnej wody. Teraz dopiero zrozumiałam, czemu to młodzi mają dzieci! W naszym wieku nie dałoby się już rady tyle poświęcić! Wstawałam w nocy z dziesięć razy.
Mała w dzień była wesoła i zadowolona, że jest u babci, ale nocą przypomniało jej się, że nie ma jej rodziców i urządziła nam prawdziwy koncert. Waldka oczywiście nawet dzwon Zygmunta nad głową nie byłby w stanie wybudzić ze snu, lecz ja budziłam się na każde sapnięcie.
– Wiesz co, Grażynko… pośpij sobie jeszcze – powiedział rano Waldek, widząc, że jestem aż blada ze zmęczenia. – Ja wezmę Hanię na spacer.
– Poważnie? – zdumiałam się, a on spojrzał oburzony, jakby spacer w jego wykonaniu był czymś całkowicie naturalnym.
– A cóż w tym dziwnego, że chcę iść na spacer z wnuczką?
Pokiwałam głową, choć mógł sobie gadać, co chciał, to było dziwne. Oczywiście to na mnie i tak spadło przygotowanie Hani do tego spaceru: ubranie, przygotowanie foremek do piaskownicy, założenie bucików i kapelusika przeciwsłonecznego.
Waldek nie wiedział, co gdzie jest i zapomniał już, jak się „obsługuje” takiego malucha. Tyle było z mojego „pospania sobie”! Kiedy wyszli, włączyłam telewizję śniadaniową i położyłam się w salonie na kanapie, licząc na to, że może jednak uda mi się jeszcze trochę dospać.
Szczerze mówiąc, myślałam, że zaraz wrócą, ale nie! Nie było ich niemal dwie godziny. Aż nie mogłam uwierzyć, kiedy zobaczyłam ich powracających w doskonałych humorach.
Bawił się aż za dobrze
– Ale się świetnie bawiliśmy! – powiedział Waldek; nie mogłam wyjść z podziwu nad jego nagłą przemianą.
Zrobiłam na obiad pierogi, choć nie byłam pewna, czy Hani posmakują takie polskie specjały. Moja synowa gotuje inaczej niż ja, chyba nowocześniej, ale ja się nie znam na tych wszystkich jej koktajlach i dietetycznych sałatkach, więc zrobiłam po swojemu. Niech wnusia wie, że u babci jest inaczej. Nie mogłam nacieszyć oczu, kiedy zobaczyłam, jak wsuwa pierożki. Zjadła trzy i po obiadku od razu poszła spać.
Syn i synowa dzwonili co jakiś czas, by podpytać, czy dajemy sobie radę, ale zapewniałam ich, że nie ma problemu. O temacie nieprzespanej nocy nie wspominałam, bo nie chciałam, żeby się zamartwiali. Następna noc była jednak podobna do poprzedniej, tyle że rano Waldek znów stanął na wysokości zadania i poszedł z malutką na spacer. Ten rytuał powtarzał się przez kolejne dni. Bardzo się z tego cieszyłam. Liczyłam na to, że Waldek trochę się rozrusza przy Hani i może później będzie też chętnie wychodził na spacery ze mną.
Przedostatniego dnia pobytu wnusi u nas przypomniałam sobie, że miałam poprosić Waldka, żeby kupił mięso na rosół po spacerze. Chciałam mu jeszcze krzyknąć przez okno, bo oczywiście, mimo że ma komórkę, nigdy jej ze sobą nie bierze, ale już ich nie było.
Uznałam, że sama pójdę
Ubrałam się i ruszyłam w drogę. Mięsny jest niedaleko placu zabaw, więc uznałam, że zrobię niespodziankę mężowi i wnuczce. Jakież było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam, że Hania bawi się sama w piaskownicy z innymi dziećmi, natomiast mój mąż otoczony wianuszkiem babć coś opowiada, a one zaśmiewają się do łez. Przystanęłam chwilę za drzewem, żeby go poobserwować. Nawet nie patrzył na Hanię, bo tak był zajęty brylowaniem!
Mówił coś, gestykulując, a wszystkie panie słuchały go z wyraźnym zaciekawieniem, jakby całkiem serio zainteresowały się samotnym dziadkiem, który nagle zaczął pojawiać się w ich gronie. Nie mogłam uwierzyć, że Waldek wychodził z małą tak chętnie właśnie z tego powodu.
Nawet słowem nie wspomniał, ile pań towarzyszy mu podczas tych „spacerów”. A ja, naiwna, myślałam, że tak się zmienił dzięki Hani. Chciałam podejść, ale nagle wpadłam na dużo lepszy pomysł. Był nieco złośliwy i, owszem, mógł podnieść ciśnienie Waldkowi, ale zawsze narzekał, że ma niskie, więc może nie groziło to od razu zawałem!
Postanowiłam dać mu nauczkę
Niezauważona poszłam do piaskownicy i wzięłam Hanię za rączkę. Oczywiście ruszyła ze mną bez słowa, a Waldek nawet nie zauważył jej zniknięcia. Byłam ciekawa, kiedy się zorientuje, a jednocześnie wściekła na jego niefrasobliwość i totalną nieodpowiedzialność.
Poszłam z małą do sklepu, kupiłam mięso i po dziesięciu minutach byłam z powrotem. Waldek biegał z ogniem w oczach po całym placu, natomiast jego damskie towarzystwo nagle się ulotniło.
– Grażynka! Mój Boże! – krzyknął na nasz widok. –To ty porwałaś Hanię? Jak mogłaś?!
– Nie porwałam, skarbie. Po prostu się nią zajęłam, bo ty najwyraźniej byłeś zajęty innymi sprawami.
Mąż poczerwieniał i zaczął się gęsto tłumaczyć. Nie miałam zamiaru łatwo mu odpuścić. Nie dlatego, żebym faktycznie szczególnie obawiała się konkurencji czy była bardzo zazdrosna. Chodziło mi raczej o to, żeby uzmysłowić mu, jak niepoważnie się zachował, a przy okazji wykorzystać do maksimum asa, którego miałam w rękawie.
– A zatem z innymi paniami lubisz sobie wyjść, ale z żoną już nie?
– Grażynka, przecież ja tylko rozmawiałem. One były takie zachwycone, że dziadek opiekuje się samodzielnie wnusią. Początkowo były tylko dwie, a później jakoś ich przybywało… pojawiły się dwie kolejne i jeszcze kilka. I wszystkie się tak mną zachwycały. Ale ja wcale nic nie zamierzałem! Musisz mi uwierzyć. Po prostu…
– Umowa jest prosta. Dwa razy w tygodniu wychodzimy razem na spacer i w co drugi weekend jedziemy razem na wycieczkę. Wiem, że potrafisz się ruszyć, już mi to pokazałeś. I żadnego „ale”, bo powiem Jackowi i Wandzie, co się dzisiaj stało!
Mężowi w końcu wrócił zapał do życia!
Waldek spojrzał na mnie trochę zawstydzony, a trochę rozbawiony moim szantażem. Zgodził się, bo nie miał wyjścia. Nie wiem, czy to moja zasługa, czy też towarzystwo adoracji tak dodało mu skrzydeł, ale bez względu na motywację cieszę się, że mojemu mężowi w końcu wrócił zapał do życia!
W te wakacje postanowiliśmy nawet pojechać nad morze z Hanią, podczas gdy Jacek i Wanda pojadą razem w góry. Żartuję sobie z Waldka, że musi trochę zrzucić brzuszek i kupić modne kąpielówki, bo kto wie, jakie babcie spotka na plaży.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”