Moje małżeństwo z Waldemarem nie należało do udanych. Już po kilku latach od złożenia przysięgi mój małżonek stał się zrzędliwym, a nieraz nawet agresywnym człowiekiem, który przestał okazywać mi miłość. Początkowo byłam zbyt słaba, by uwolnić się z tej relacji. Główną przeszkodą był brak pracy i własnych środków finansowych do życia. Na szczęście poszłam po rozum do głowy i w pewnym momencie postawiłam na siebie. W ten sposób mogłam odzyskać na nowo siebie. A on bardzo się zdziwił!
Niby kochał, ale krytykował
Bardzo cieszyłam się, że znalazłam osobę, przy której mogłam rozkwitnąć. Gdy Waldemar mi się oświadczył, odczuwałam motyle w brzuchu! Niestety początkowe poczucie szczęścia dość szybko wyparowało.
Wspaniałe początki, pełne miłości i obietnic, stopniowo przemieniały się w coś zupełnie innego. Już po kilku latach wszystko zaczęło się psuć. Pierwsze oznaki były subtelne: krótkie wybuchy gniewu, przekomarzanie się, które z czasem zaczęło przybierać bardziej obraźliwą formę. Stopniowo, jego zachowanie zaczęło się pogarszać. Mój mąż był stale zrzędliwy i krytykował mnie nawet za drobne rzeczy, a każda próba rozmowy na ten temat kończyła się wojną słowną.
— Jak mogłaś w ten sposób postawić ten garnek na gazie? To takie trudne, żeby przewidzieć, że się przewróci?! Masz zerową koordynację!
— Waldek, już za to przepraszałam. Ileż można to samo powtarzać i się kajać?
— Ciągle tylko jęczysz i beczysz, a nic nie poprawiasz w swoim zachowaniu! Normalnie jak dziecko.
Płakałam, a on coraz bardziej mnie pogrążał i deptał moje poczucie własnej wartości.
Coraz więcej agresji
Jego negatywne zachowanie dawało się odczuć także w naszej codziennej komunikacji. Stał się obojętny na moje potrzeby i uczucia, a miłość, którą kiedyś wyrażał w gestach i słowach, zaczęła jakby zanikać. Zamiast budować naszą relację, Waldemar zaczął izolować się emocjonalnie, a czasem nawet fizycznie, unikając bliskości.
To jego agresywne zachowanie z czasem zaczęło mnie najbardziej niepokoić. Spory między nami stawały się coraz bardziej intensywne, a niekiedy nawet przemieniały się w awantury. W jednym z najgorszych momentów, doszło do fizycznego starcia, które zszokowało mnie i otworzyło oczy na to, jak bardzo zepsuła się nasza relacja.
Ale w tamtym momencie jeszcze nic nie mogłam zrobić. To on pracował i zarabiał pieniądze, a do naszego wspólnego majątku wniósł mieszkanie, które dostał od rodziców jeszcze przed ślubem. Dlatego w razie rozwodu zostałabym z niczym... Ta świadomość nie dawała mi spać po nocach.
Musiałam zawalczyć o siebie
Długo wahałam się nad tym, co powinnam zrobić. Aż w końcu poszłam po rozum do głowy. W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że muszę postawić na siebie, że nie mogę dłużej tkwić w tej beznadziejnej sytuacji.
Decyzja była trudna, ale wiedziałam, że muszę działać. W tajemnicy przed Waldemarem znalazłam pracę na nocną zmianę. Pomyślałam, że on i tak ma tak głęboki sen, że niczego nie zauważy. Zawsze śmiałam się z tego, że nawet wybuch bomby nie mógłby wyrwać go z nocnego wypoczynku.
Miałam wychodzić koło dwudziestej trzeciej i wracać o piątej. Wymyśliłam nawet bajeczkę na wypadek, gdyby pewnego dnia wcześniej wstał albo później położył się spać. "Po prostu poszłam na chwilę na dół do sąsiadki". W ciągu dnia odsypiałam, ale on o tym nie wiedział, bo był w pracy.
Potrzebowałam pieniędzy
Co miesiąc dostawałam do ręki dobre pieniądze, które ukrywałam przez Waldkiem, bo nie miałam i nie chciałam mieć odrębnego konta bankowego. Nikt nie mógł się dowiedzieć o moim sekrecie, a zwłaszcza mąż. Bo zgromadzone pieniądze miały być moją przepustką do wolności. Właśnie taki był plan.
Tak żyłam przez trzy lata. W ten sposób udało mi się zaoszczędzić około 200 tysięcy złotych, które gromadziłam w tajemnicy, ukrywając przed Waldemarem. To były trudne lata, ale wiedziałam, że muszę zrobić to dla siebie, dla swojej przyszłości i dla szansy na odzyskanie szczęścia. Najgorsza była dla mnie niepewność: czy on w końcu się nie domyśli? Poza tym dość wyczerpujące było dla mnie to, że nie mogłam do końca wypocząć w ciągu dnia, bo przed przyjściem męża musiałam jeszcze posprzątać i ugotować. Całe to przedstawienie musiało przecież wyglądać naturalnie i nie mogłam wywołać żadnych podejrzeń.
Rozwód był ratunkiem
W końcu nadszedł moment, na który przygotowywałam się przez tyle lat. Waldemar nie spodziewał się tego, co się wydarzy. Pewnego dnia, kiedy zebrałam wystarczająco dużo siły, postanowiłam, że to jest właściwy moment. Wzięłam do ręki pozew rozwodowy, który skrupulatnie przygotowałam w konsultacji z prawnikiem, i stanęłam przed nim, unikając jego wzroku, ale czując każde bicie serca w piersi.
— Waldemar — powiedziałam, a mój głos brzmiał dziwnie obco — Musimy porozmawiać. Wtedy podniosłam wzrok, patrząc mu w oczy, widząc mieszankę zaskoczenia i dezorientacji na jego twarzy. Wiedziałam, że czas najwyższy powiedzieć to głośno, choć drżałam z nerwów. Byłam jednak zdeterminowana.
— To pozew rozwodowy. Żądam rozwodu - rzuciłam mu dokumentami prosto w twarz.
Patrzył najpierw na mnie, potem na papiery. Jego wzrok wyrażał jednocześnie zaskoczenie, gniew i rozbawienie.
— Ty chyba sobie żartujesz, Aldonko.
— Nigdy w życiu nie mówiłam bardziej serio.
— Nie możesz — powiedział zdecydowanym, kategorycznym tonem. — Coś ty znowu wymyśliła w tej swojej małej główce.
— Nie będę się godzić na dalsze obrażanie, więc uznam, że to ostatni taki tekst.
Chyba zaczął dostrzegać, że mówię poważnie i nagle zmienił strategię.
— I tak nic nie wskórasz. Wylądujesz na ulicy bez moich pieniędzy. Nic nie dostaniesz. Może jakieś ochłapy, a poza tym mieszkanie i tak jest moje.
— Przygotowałam się i na taki scenariusz. Wszystko przemyślałam.
— Co takiego?
— To, co słyszysz. Przez te wszystkie lata znosiłam upokorzenia i twoje wybuchy tylko po to, żeby w tajemnicy zbierać pieniądze na moje nowe, lepsze życie. Bez ciebie. Spakowałam już rzeczy. Widzimy się na sali sądowej i liczę na to, że skończy się na jednej rozprawie. I że będzie to ostatni raz, gdy jeszcze kiedykolwiek mnie zobaczysz.
To mówiąc, wzięłam walizkę i po prostu wyszłam z mieszkania, pozostawiając za sobą mojego zaszokowanego męża, który chyba doznał dziwnego olśnienia. Ale mnie już nic nie obchodziło. Był dla mnie obcą osobą.
Nowe życie w pojedynkę
Na szczęście, zgodnie z moimi przewidywaniami, rozwód został orzeczony szybko, bo po jednej rozprawie. Zaoszczędzone pieniądze oraz to, co zostało mi przyznane w ramach rozwodu, przeznaczyłam na zakup małego mieszkania. Tylko dla mnie. Znalazłam też dobrą stałą pracę w normalnych dziennych godzinach. Okazało się, że moje wcześniejsze doświadczenie zawodowe nie poszło na marne.
Dziękowałam sobie za mój spryt i upór. Na nowo uwierzyłam w siebie.
Oczywiście, nie było to łatwe. Proces "naprawiania" samej siebie po tak trudnych przeżyciach wymagał wysiłku i wytrwałości. Ale teraz, patrząc wstecz, widziałam, jak wiele osiągnęłam.
Jestem żywym dowodem na to, że jestem wystarczająco silna, by podjąć trudne decyzje i działać w obliczu przeciwności. Moje życie zaczęło nabierać sensu, a każdy krok, jaki podjęłam, przyczyniał się do odbudowy mojego poczucia własnej wartości i pewności siebie.
Z Waldemarem nie utrzymuję żadnych kontaktów. Tak jest lepiej. Ten człowiek już nigdy w życiu mi nie zaszkodzi.
Czytaj także: „Kiedy dostałem spadek nagle stałem się atrakcyjny. Niewierna żona się odnalazła, a rodzina waliła drzwiami i oknami”
„Córki wspierały mnie po śmierci żony - dopóki się nie zakochałem. Teraz małpy upokarzają moją ukochaną i biją się o spadek”
„Teściowa chciała mnie przekupić i wpędzić w ramiona kochanka. Nie byłam godna, by urodzić dziecko z genami jej syna”