Rodzice zerwali ze mną kontakt, gdy postawiłem na swoim i się ożeniłem się z kobietą, dla której straciłem głowę. Żona zostawiła mnie dla bogatego i bardziej przebojowego faceta. Podobno byłem nudny, mało ambitny, naiwny, a przy tym za bardzo litowałem się nad innymi.
Pomagałem obcej starszej kobiecie, czego nikt nie potrafił zrozumieć. Wszystko uległo zmianie, gdy ta sama kobieta umarła i zostawiła mi swój majątek.
W życiu podejmowałem złe decyzje
Nigdy nie byłem dobry w kierowaniu swoim życiem. Poszedłem na polonistykę, choć mogłem wybrać inny kierunek, bardziej przyszłościowy w przekonaniu moich rodziców i wszystkich wokół. Znajomi się ode mnie odwrócili, bo miałem dla nich mało czasu – byłem zajęty studiami. Poza uczelnią natomiast pracowałem nad szkicem swojej pierwszej powieści, więc rzadko wychodziłem z domu.
Tylko Robert i Paula, przyjaciele z liceum, utrzymywali ze mną kontakt, bo podobnie jak ja uwielbiali czytać, a moje osiągnięcia pisarskie bardzo ich interesowały. Uważali zresztą, że mam talent i już wkrótce powinienem zacząć wydawać swoje utwory.
Kiedy zająłem się pisaniem tekstów dla przypadkowych firm i działałem jako wolny strzelec, żeby się jakoś utrzymać, poznałem Ulę. Wpadliśmy na siebie w kawiarni, a ona wydawała się zafascynowana moim zajęciem. Miała mnie za artystę czy coś w tym stylu. Rodzice twierdzili, że to nie dziewczyna dla mnie, bo interesuje ją tylko wygląd, a na nowe ciuchy potrafi przepuścić całą swoją wypłatę. Oczywiście, nie posłuchałem i się z nią zaręczyłem.
Tuż przed ślubem między Ulą a moją matką doszło do okropnej kłótni. Teraz nie pamiętam już nawet, o co poszło, ale matka stwierdziła wtedy, że muszę wybrać: albo ona, albo moja narzeczona. I wybrałem, a rodzice się ode mnie zupełnie odcięli.
Tylko pani Róża mnie rozumiała
Po ślubie było między nami jako tako. Ula poświęciła się pracy, często też wychodziła ze znajomymi, a ja… cóż, żyłem raczej we własnym świecie. Żona zarzucała mi, że na niczym się nie znam, nigdzie nie chodzę, niczym się nie interesuję. Denerwowało ją, że cały czas tylko ślęczę nad laptopem i piszę. Jak nie swoją powieść, to jakieś nudne teksty na zlecenie. A przecież kasy z tego prawie nie było.
Jako że całymi dniami siedziałem w domu, to na mnie spadał obowiązek robienia regularnie zakupów. Podczas jednego z takich wyjść zauważyłem panią Różę, naszą sąsiadkę, wracającą z osiedlowego marketu. Ledwie sobie radziła z torbami pełnymi zakupów. Zaproponowałem wtedy, że jej pomogę.
I tak zaczęła się nasza znajomość.
Jak się okazało, pani Róża była emerytowaną korektorką i świetnie znała się na słowie pisanym. Umówiliśmy się więc, że ja będę robił dla niej zakupy i pomagał w domowych porządkach, a ona przyjrzy się tekstowi mojej powieści i pomoże go doszlifować. Tak też zyskałem najbliższą mi osobę.
Nowa znajomość była bardzo nie w smak Uli. Narzekała, że więcej uwagi poświęcam obcej starej babie niż własnej żonie. Próbowałem tłumaczyć, że pani Róża to nasza sąsiadka, która nie do końca radzi sobie z domowymi obowiązkami. Mówiłem też, że mamy podobne zainteresowania, a ona może mnie wesprzeć zawodowo. Do Uli to jednak nie trafiało. Uważała, że postradałem zmysły i jest ze mną coraz gorzej.
Zostałem całkiem sam
Któregoś dnia żona wpadła do salonu, gdzie siedziałem jak zwykle z laptopem i oznajmiła:
– Chcę rozwodu.
Popatrzyłem na nią nieprzytomnie.
– Co?
– Mam kogoś – rzuciła chłodno, wyraźnie zirytowana, że musi mi się tłumaczyć. – I jeszcze dziś się do niego wyprowadzam.
Tak, to akurat było do przewidzenia. Dotychczas mieszkaliśmy w wynajmowanej kawalerce, której stan i wystrój nie powalał. Jeśli ten jej kochanek był dobrze ustawiony, pewnie dysponował lepszym lokum.
– No ale… jak to? – rzuciłem oszołomiony. – Przecież…
– Przecież co? – weszła mi w słowo. – Jesteś do niczego! Myślałam, że pobawisz się trochę w to swoje pisanie, a potem dorośniesz. A z tobą to ani się gdziekolwiek pokazać, ani się tobą pochwalić. Nawet znajomych nie masz. No, pomijając tę twoją staruchę!
– Pani Róża jest bardzo wartościową osobą…
– To następnym razem może ożeń się z panią Różą – warknęła i wyszła się pakować.
Było mi przykro, gdy zostałem w domu całkiem sam. Dzwoniłem do Uli, ale ani razu nie odebrała. Zupełnie wyrzuciła mnie ze swojego życia. Na szczęście miałem wsparcie w pani Róży, która odkąd moja żona się ulotniła, spędzała ze mną jeszcze więcej czasu. To z jej pomocą udało mi się skonstruować mail do wydawnictwa i wysłać moją poprawioną powieść.
Niestety, niedługo później pani Róża zasłabła. Zabrano ją do szpitala, a tam pojawiły się jakieś komplikacje i lekarze nie zdołali jej odratować. Długo nie mogłem się z tym pogodzić. Przecież dopiero co razem śmialiśmy się z jednego ze zmienionych wątków w moim tekście, a teraz mojej przyjaciółki i mentorki już nie było.
Spadek był dużą szansą
Najbardziej jednak zdumiała mnie jedna rzecz – zostałem uwzględniony w testamencie pani Róży. Jak się okazało, starsza pani nie miała żadnych krewnych, dlatego postanowiła zapisać cały swój majątek właśnie mnie. Byłem zszokowany, gdy odkryłem, że tak naprawdę miała na własność duży dom pod miastem, a tu przeniosła się tylko po to, aby było jej łatwiej. W niewielkim mieszkanku nie musiała tyle sprzątać, a i do sklepów miała znacznie bliżej niż spod miasta.
Poza domem i wspomnianym mieszkankiem, otrzymałem jeszcze sporo środków pieniężnych. Mogły mi zapewnić finansowy spokój na kilka ładnych lat. Kiedy moja rodzina dowiedziała się o moim nagłym wzbogaceniu, znalazłem się w centrum uwagi.
Mama odwiedziła mnie, żeby wypytać, co u mnie, ponarzekać na Ulę, która tak perfidnie mnie porzuciła i zapewnić o swojej dozgonnej miłości. Tata z kolei wydzwaniał co wieczór i usiłował mnie gdzieś wyciągnąć. A to do baru, a to na mecz, a to na męski seans do kina. Żebym nie miał żadnych wątpliwości co do tego nagłego wybuchu rodzicielskich uczuć, matka już przy trzeciej wizycie próbowała mnie wybadać ile i czy w ogóle jej pożyczę.
W połowie miesiąca niespodziewanie w progu mojego mieszkania pojawiła się też Ula.
– O, dobrze, że cię zastałam – zaczęła. – Mogę wejść?
Oczywiście, zgodziłem się, bo nie miałem powodu jej odmówić.
– Tak sobie myślę, że może ten nasz rozwód byłby trochę na wyrost – mruknęła i uśmiechnęła się niepewnie. – Może jednak powinniśmy dać sobie jeszcze jedną szansę?
Zamrugałem. Nie wierzyłem, że naprawdę to powiedziała. Że dojrzała do tego, by zawalczyć o nasze małżeństwo.
– Mówisz poważnie? – spytałem jeszcze.
– No pewnie – stwierdziła ożywiona. – Zacznijmy wszystko od nowa. Słyszałam, że ta stara babka zapisała ci jakiś wypasiony dom pod miastem, więc zobacz, jaki piękny mielibyśmy start!
I w tym momencie zrozumiałem, że tak naprawdę przez kilka lat byłam z kobietą, której w ogóle nie znałem.
Rodzice wrócili do niekontaktowania się ze mną, gdy kategorycznie odmówiłem im pożyczki. Ula, po dłuższych tłumaczeniach, w końcu zrozumiała, że nie chcę mieć z nią nic wspólnego i tym samym nie zamieszka w wymarzonym domu pod miastem. Nasz rozwód w końcu stał się faktem. A ja się przeprowadziłem.
Jedno z wydawnictw zaproponowało mi współpracę. Już wkrótce na rynku ukaże się moja książka, nad którą pracowaliśmy wraz z panią Różą. Wydawca wyraził także wstępne zainteresowanie kolejnymi tomami zaczętej przeze mnie serii. W takim razie pozostaje mi tylko pisać i niczym innym się nie przejmować. Mam tylko nadzieję, że moja przyjaciółka byłaby ze mnie dumna.
Czytaj także:
„Kolosalny spadek po teściu, chcieliśmy przekuć w biznes. Utopiliśmy dorobek jego życia w kiepskiej inwestycji”
„Wszyscy rzucili się na spadek po ojcu jak pazerne hieny. Nie chciałem brać udziału w tej farsie, a i tak zarobiłem najwięcej”
„Córki wspierały mnie po śmierci żony - dopóki się nie zakochałem. Teraz małpy upokarzają moją ukochaną i biją się o spadek”