Czasem najgorsze momenty w życiu bywają wstępem do najlepszych. Warunki są dwa – nie wolno się załamywać i warto ryzykować.
– Straciliśmy część kontraktu z funduszem – powiedziała moja szefowa. – Będziemy musieli zamknąć laboratorium, rehabilitację, EKG i USG. Oczywiście możesz próbować w naszej drugiej placówce, wystawię ci doskonałą opinię, nawet sama tam zadzwonię. Ale walczymy o oszczędności, a tam jest pełna obsada…
Wiedziałyśmy, że nie mam szansy na pracę
Co z tego, że byłam doświadczoną laborantką i miałam na ścianie dyplomy wszystkich kursów obsługi urządzeń radiologicznych. Nasze dwie przychodnie były jedynymi tego typu placówkami medycznymi w promieniu ponad trzydziestu kilometrów. Żeby znaleźć pracę w zawodzie, musiałabym szukać bardzo daleko od domu. Poza tym miałam już czterdzieści siedem lat i zero szans w wyścigu z młodszymi. Wróciłam do domu załamana. Myślałam, że mój mąż okaże mi nieco współczucia, ale on się ucieszył!
– I tak zarabiałaś marnie. Potrzebuję pomocy w warsztacie – żeby ktoś usiadł w biurze, otworzył klientom, fakturę wypisał… Z tego będzie więcej pożytku niż z tej twojej pracy w przychodni. A płacił ci będę tyle samo. Żebyś nie mówiła, że nie masz własnych pieniędzy na kremy i lakiery.
Włodek niczego nie rozumiał. Praca w służbie zdrowia była zawodem, który kochałam. Nie chodziło tylko o pieniądze. Włodek jest kamieniarzem, ma własny warsztat. Nie cierpieliśmy biedy. Ale ja nie wyobrażałam sobie, że spędzam dni przy cmentarzu, w paskudnym kantorku, który mój mąż szumnie nazywa biurem. Mniejsza o to, że było tam brzydko i zimno. W porównaniu z pracą w przychodni byłaby to dla mnie degradacja. Poza tym nie chciałam być pracownicą Włodka. Po prawie trzydziestu latach małżeństwa nasz związek był już tylko dotrzymywaniem sakramentalnej umowy.
Odchowaliśmy dzieci. Włodek całe życie ciężko pracował, dbał o dom. Nigdy nie brakowało mi niczego, co było potrzebne i funkcjonalne. Nowa, bardziej ekonomiczna lodówka? Bardzo proszę. Nowa pościel, bo stara się sprała? Oczywiście.
Nie, Włodek nie był złym mężem
Dnie spędzał w warsztacie, wieczorami reperował samochód, oglądał żużel albo programy motoryzacyjne. Nie pił, może dlatego, że unikał towarzystwa kolegów. Niestety, unikał każdego towarzystwa. Ostatni znajomi przestali nas odwiedzać, kiedy ich i nasze dzieci wyrosły ze wspólnych imprez. Moje marzenia o wakacjach też pozostały tylko marzeniami. Włodek uważał, że urlop najlepiej spędzić, pracując w ogródku.
Następne tygodnie spędziłam, szukając jakiejkolwiek pracy. Niestety, nawet w sklepach nie było niczego wolnego. W recepcji hotelu powiedziano mi, że na tym stanowisku może pracować tylko młoda osoba. Po miesiącu nie miałam już złudzeń – jedyna, fatalnie płatna, ale wolna posada była w barze przy ruchliwej szosie. Szukano kogoś do smażenia kiełbasek i frytek.
– Żartujesz? Wolisz stać nad grillem i wąchać stary olej niż pracować w moim biurze? No faktycznie, znalazłaś sobie prestiżowe stanowisko!
Włodek był pewny, że się nie zdecyduję. I właśnie to jego zachowanie sprawiło, że przyjęłam tę ofertę. Pierwsze dni w barze były okropne. Właściciel nie dbał o czystość – sama, po godzinach, doszorowałam kuchnię i grill. Kierowcy, którzy zatrzymywali się na posiłek, bywali zmęczeni i niecierpliwi albo wydawało im się, że każda kobieta marzy o słuchaniu ich niezbyt śmiesznych żartów. Może po miesiącu przeszłabym jednak do kantorka przy cmentarzu, gdyby właśnie wtedy nie pojawił się Adam. To była jego stała trasa, ale akurat w momencie, kiedy zaczęłam pracować, miał dwa tygodnie przerwy na remont wozu. Na oko oceniłam go na pięćdziesiątkę z „małym hakiem”. Był szczupły, zadbany i miał modnie przystrzyżoną brodę.
Zachowywał się inaczej niż wszyscy. Pochwalił kiełbaski, zamienił kilka słów, uśmiechnął się na pożegnanie i rozbawił mnie, obiecując, że wróci za trzy dni. Wrócił za trzy dni, potem za sześć i dziewięć. Za każdym razem spędzał przy barze chwilę dłużej, ale nie popisywał się znajomością żartów o teściowych. Któregoś dnia zapytał, czemu jestem smutna. Nie wiem dlaczego, ale opowiedziałam mu historię swojej pracy w barze… Słuchał uważnie. Myślałam, że powie coś zdawkowego, ale pomyliłam się.
– Pani nie jest ponurą osobą. Dlatego wyczułem, że coś poważnego panią dręczy. Czuje się pani oszukana, prawda? Nie tak się pani umawiała z życiem. Ale najbardziej boli panią to, że mężczyzna, z którym pani jest, nigdy nie doceniał pani pracy. Ani tego, że teraz pani o nią walczy. Każda praca może być w porządku, jeżeli ktoś to szanuje i podziwia…
Zaskoczył mnie; przecież ani słowem nie wspomniałam o Włodku. Uśmiechnął się, widząc moje zmieszanie.
– Widzę, że trafiłem. Nie, nie jestem jasnowidzem. Byłem dwa razy żonaty i dwa razy rozwiedziony. Za pierwszym razem spaprałem wszystko, za drugim już pod koniec zmądrzałem, ale było za późno. I teraz jestem mądry, ale samotny, i jem posiłki w przydrożnych barach. Ale zawsze mówię sobie, że każdy zwrot w życiu otwiera nowe możliwości. Gdybym jadł kanapki z domu, nigdy nie poznałbym pani.
Tego dnia postanowiłam, że zostanę przy kiełbaskach na kolejny miesiąc. Może to śmieszne, ale te parę zdań Adama – właśnie tego dnia dowiedziałam się, jak ma na imię – dodało mi sił. Bar wcale nie musi być moim ostatnim przystankiem.
Będę przyglądała się nowym możliwościom…
Nasze rozmowy z Adamem stały się rytuałem. Złapałam się na tym, że śledzę kalendarz jego rejsów i od rana czekam na moment, kiedy autokar firmy przewozowej „Europa Ekspres” pojawi się na parkingu przed barem. Któregoś dnia uznałam, że jedzenie pieczonych kiełbasek z frytkami dwa razy w tygodniu nie służy dobrze zdrowiu Adama. Zamiast kiełbasy podałam mu gołąbki z ziemniakami, które przyniosłam z domu. Trochę ryzykowałam – gdyby właściciel baru to zobaczył, byłaby awantura. Adam wyraźnie się wzruszył. Powiedział mi potem, że poczuł się, jakby po raz pierwszy od lat przyjechał do domu. Nie zdradziłam się, że mnie też to poruszyło. I że poczułam się w tym barze jak na schadzce…
Adam miał zawsze tylko dwadzieścia minut – tyle czasu trwała przerwa na posiłek, który jego pasażerowie jedli w restauracji znanej sieci fast food, tuż obok. Potem znów wsiadał za kółko i jechał do Amsterdamu, Paryża albo Brukseli. Gdzieś w świat, o którym ja zawsze tylko marzyłam, ale którego nigdy nie miałam okazji zobaczyć na własne oczy. Któregoś dnia pojawił się jednak poza rozkładem – w swój wolny dzień. Nie udawał, że jest tu przypadkiem.
– Musiałem cię zobaczyć – powiedział od razu. – Wróciłem z trasy i pomyślałem, że dopiero pojutrze tu się zatrzymam, i że to o wiele za długo. Wiem, że trochę cię zaskoczyłem. Po prostu zjem kiełbaski i pogadamy. Dwadzieścia minut z przerwami na innych klientów – jak zwykle…
Pogadaliśmy dwadzieścia minut. Potem były następne takie dni. Pod koniec drugiego miesiąca zrozumiałam, że kiedyś mogę odejść z baru, ale nie zrezygnuję z Adama. Na początku trzeciego miesiąca mojej pracy Adam zapowiedział, że nie będzie go przez tydzień – bierze urlop i jedzie odwiedzić brata, którego dawno nie widział. Potem nagle wszedł za bar i na oczach innych klientów pocałował mnie – jak swoją dziewczynę.
– Wrócę po ciebie – powiedział.
Wyjechał, a ja jeszcze tego samego dnia poczułam, że beznadziejnie i bezgranicznie tęsknię. Może bym się tego przestraszyła albo poczuła winna, ale właśnie tego wieczora Włodek, nie odrywając wzroku od telewizora, rzucił w moją stronę krótki komunikat:
– Zainstalowałem w biurze grzejnik z termostatem. Będziesz miała taką temperaturę, jaką chcesz. Możesz już przestać pracować w tym barze.
Powiedział to, i nie czekając na moją reakcję, poszedł spać. Mój mąż sprowadził wszystkie moje potrzeby do kwestii BHP, czyli właściwej temperatury w pomieszczeniu.
Gdy Adam wrócił z Włoch, byłam spakowana
Tydzień później po prostu wsiedliśmy do autokaru, który tym razem prowadził kolega Adama. Dobrze odgadłam – wyjazd do brata nie był zwykłą wizytą. Dzięki pomocy Leszka oboje mamy pracę w miasteczku nad Adriatykiem, sto kilometrów od Rzymu – Adam jako kierowca miejskiego autobusu, a ja w przychodni. Jako laborantka! W laboratorium nie wymagają znajomości włoskiego!
Poza tym będziemy podróżować i stale jeździć nad morze. Spytacie czy nie jestem lekkomyślna – w końcu prawie go nie znam… No tak, ale wreszcie jestem szczęśliwa. A skoro najgorsze momenty w życiu mogą być wstępem do najlepszych – trzeba ryzykować.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”