Mam trzydzieści sześć lat i jestem mężatką – z naciskiem na „jestem”, bo żona to rola, którą odgrywam mechanicznie, bez emocji, jakbym grała w niekończącym się spektaklu bez publiczności.
Nudziłam się z nim
Tomek zawsze był dobry, rozsądny i przewidywalny. Ale z roku na rok coraz bardziej czułam, jak gasnę, a on zdawał się tego nawet nie zauważać. Ciągle siedział w starym, rozciągniętym swetrze i z laptopem na kolanach. Na jego twarzy widniało zmęczenie.
– Czuję, że żyjemy obok siebie, a nie ze sobą – wyrzuciłam z siebie któregoś dnia.
– O czym ty mówisz? Przecież wszystko jest dobrze. Pracuję dla nas, żebyśmy mogli mieć stabilne życie.
Ta jego wieczna racjonalność doprowadzała mnie do szału.
– Od miesięcy czuję się niewidzialna! Wracam do domu, a ty jesteś zajęty. Chcę porozmawiać, a ty mnie ignorujesz. Nawet gdy jestem tuż obok, mam wrażenie, że dla ciebie mogłoby mnie nie być.
– Nie przesadzaj – powiedział zniecierpliwionym tonem. – Wiesz, że teraz mam dużo pracy. Zresztą wszystko to robimy dla wspólnego dobra.
Zamarłam. Dla wspólnego dobra? A gdzie w tym wszystkim byłam ja? Jakie to dobro?
– Może gdybyś choć raz przestał myśleć o pracy, zauważyłbyś, że to „wspólne dobro” dawno przestało mnie cieszyć – rzuciłam ostro i wybiegłam do sypialni, trzaskając drzwiami.
Wtedy podjęłam decyzję. Jeśli on nie chce mnie widzieć, znajdę kogoś, kto będzie.
Potrzebowałam odmiany
Paweł był dokładnie tym, czego wtedy potrzebowałam. Spotkaliśmy się przypadkiem w barze. Gdy tylko zobaczyłam jego spojrzenie, miałam wrażenie, że widzi tylko mnie.
– Mogę postawić ci drinka? – zapytał, opierając się nonszalancko o bar.
– Zależy, czy twoje zamiary są czyste – odpowiedziałam, próbując zażartować, choć serce waliło mi jak szalone.
Zaśmiał się, ukazując rząd białych zębów. Był przystojny w sposób, który przyprawiał o zawrót głowy: zadbany, pewny siebie, z lekko rozwichrzonymi włosami, jakby dopiero co wyszedł z sesji zdjęciowej.
– Nie wiem, czy czyste, ale na pewno szczere – odpowiedział, a jego głos brzmiał jak obietnica czegoś, czego od dawna nie doświadczałam.
Tamtego wieczoru rozmawialiśmy godzinami. Opowiadał o swoich podróżach, planach, a każda jego historia wydawała mi się bardziej fascynująca od poprzedniej. Miał coś, czego Tomaszowi brakowało: pasję, pewien rodzaj ognia, który rozpalał moje wyobrażenia o tym, jakie życie mogłabym prowadzić.
Zrobiło się gorąco
Kilka dni później spotkaliśmy się ponownie. Tym razem byliśmy sami. Paweł przywitał mnie kwiatami – drobnym gestem, który zrobił na mnie większe wrażenie, niż chciałabym przyznać.
– Masz w sobie coś, co sprawia, że nie mogę przestać o tobie myśleć – powiedział, zbliżając się do mnie podczas spaceru nad rzeką.
Jego słowa sprawiły, że poczułam się jak bohaterka filmu romantycznego. To nie była szara rzeczywistość z Tomaszem. To było życie.
– Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałam poczuć się w ten sposób – odpowiedziałam, pozwalając, by objął mnie ramieniem.
Wkrótce nasze spotkania stały się tajemnicą, którą pielęgnowałam z zapartym tchem. Każde spojrzenie, każdy dotyk przypominały mi, że jestem kimś więcej niż tylko żoną. Byłam kobietą, która zasługiwała na uwagę.
I właśnie wtedy postanowiłam: odejdę od Tomasza.
– Nie mogę tak dłużej. Między nami wszystko się skończyło. Nie jesteśmy już parą. Jesteśmy tylko dwojgiem ludzi, którzy mieszkają razem – powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy.
Chciałam odejść
Przez chwilę milczał. Słyszałam tylko dźwięk tykającego zegara na ścianie.
– Jeśli tak czujesz… – powiedział w końcu cicho. – Nie będę cię zatrzymywał.
Serce mi stanęło. Spodziewałam się wszystkiego: krzyku, wyrzutów, łez. Ale nie tego.
– To wszystko, co masz do powiedzenia? Nawet nie spróbujesz mnie zatrzymać? – spytałam, czując, jak moje oczy zaczynają się szklić.
– Nie chcę, żebyś była nieszczęśliwa – odpowiedział, unikając mojego spojrzenia.
To było jak policzek. Jak mógł tak po prostu zgodzić się na moje odejście?
– W takim razie… złożę papiery rozwodowe – powiedziałam, starając się utrzymać resztki pewności siebie.
Opuściłam kuchnię, czując ciężar tej rozmowy na swoich barkach. Gdy zamknęłam za sobą drzwi sypialni, łzy zaczęły płynąć strumieniem. Spodziewałam się, że Tomasz zawalczy o nas, że pokaże mi, że jednak jestem dla niego ważna. Ale on tak po prostu pozwolił mi odejść.
Spotkałam się z Pawłem w kawiarni niedaleko jego biura. Wyglądał nienagannie, jak zawsze. Zimą też potrafił emanować letnim urokiem, podczas gdy ja walczyłam z szalikiem, który zasłaniał mi twarz.
– Dobrze cię widzieć – powiedział z uśmiechem, zerkając na mnie znad filiżanki espresso.
Nie był zachwycony
Czułam, jak moje serce przyspiesza. Tego dnia byłam gotowa na więcej, na rozmowę o naszej wspólnej przyszłości. Spojrzałam mu w oczy, szukając jakiejś wskazówki, że chce tego samego co ja.
– Złożyłam Tomaszowi propozycję rozwodu – powiedziałam w końcu, czując, jak ciężar tych słów wisi w powietrzu.
Przez chwilę wyglądał na zaskoczonego, ale szybko odzyskał swój zwykły wyraz twarzy.
– Serio? Nie wiedziałem, że posuniesz się tak daleko – powiedział spokojnie, ale jego ton nie brzmiał, jakbym się spodziewała.
– Myślałam, że tego chcesz – odparłam, nagle czując niepokój.
– Cieszę się, że coś zmieniasz w swoim życiu, ale nie komplikujmy tego. Po co teraz wielkie plany? Mamy czas – rzucił, jakby sprawa była błaha.
– Zostawiłam dla ciebie wszystko – powiedziałam cicho.
– Ale… nikt cię o to nie prosił – odpowiedział z taką pewnością siebie, że poczułam, jak grunt usuwa mi się spod nóg.
Siedzieliśmy w milczeniu, a ja uświadamiałam sobie, że coś, co miało być nowym początkiem, zaczynało wyglądać na ślepą uliczkę. Paweł nie miał dla mnie odpowiedzi, nie miał planu. Nie wiedziałam, co dalej.
Byłam rozczarowana
Paweł od kilku dni unikał rozmów. Gdy w końcu odebrał telefon, czułam, że muszę dowiedzieć się prawdy.
– Co się dzieje? Czemu mnie unikasz? – zapytałam prosto z mostu.
– Po prostu mam teraz dużo na głowie – odpowiedział z irytacją.
– Czy to ma coś wspólnego z nami? Z moją decyzją? – naciskałam.
– Wyjeżdżam na kilka tygodni. Muszę złapać oddech – powiedział.
– Odpocząć? Właśnie rozwalam swoje życie, a ty potrzebujesz ode mnie odpoczynku? – rzuciłam, czując, jak łzy zbierają mi się w oczach.
– Nie bierz tego tak osobiście. Nie chodzi o ciebie. Po prostu potrzebuję przestrzeni – odparł, a w jego głosie nie było nawet cienia emocji.
Chciałam coś odpowiedzieć, cokolwiek, ale słowa uwięzły mi w gardle. Rozłączył się, zanim zdążyłam zebrać myśli.
Wieczorem, zrozpaczona, chwyciłam telefon i zadzwoniłam do Tomasza. Był moją ostatnią deską ratunku, choć wiedziałam, że to było nie fair wobec niego. Sygnał dzwonienia wydawał się ciągnąć w nieskończoność. W końcu odezwała się poczta głosowa.
Zostałam sama
Zrezygnowana, usiadłam na kanapie i wpatrywałam się w pusty salon. W głowie przemykały mi słowa Pawła, zimne i wyrachowane.
– Co ja najlepszego zrobiłam? – wyszeptałam sama do siebie, czując, jak samotność ściska mnie za gardło.
Wigilia nadeszła szybciej, niż się spodziewałam. Siedziałam przy stole w naszym mieszkaniu – moim mieszkaniu, bo Tomasz już zdążył się wyprowadzić. Nie zostawił mi nic poza pustką i kilkoma kartonami rzeczy, które uznał za niepotrzebne.
Paweł nie napisał. Nie zadzwonił. Jego ostatnia wiadomość brzmiała: „Wesołych Świąt, Ewa. Dbaj o siebie”. Dwa zdania, które brzmiały bardziej jak przypomnienie o terminie wizyty u dentysty niż jak coś, co usłyszeć chciałaby kobieta, która oddała dla niego całe swoje życie.
Próbowałam zadzwonić do Tomasza jeszcze raz. Wiedziałam, że to desperacki gest, ale musiałam usłyszeć jego głos. Poczta głosowa. Kolejny sygnał, że nie ma już drogi powrotu.
Zrozumiałam, że zostałam z tym wszystkim sama. Nie z Pawłem, który był tylko cieniem idealnego życia. Nie z Tomaszem, którego nie potrafiłam docenić. Może zrobiłam dobrze, jednak i tak zostałam sama ze swoimi błędami, swoimi decyzjami i pustym mieszkaniem. Wzięłam do ręki opłatek. Przełamałam go.
– Wesołych Świąt, Ewa – wyszeptałam do siebie, czując, jak łzy spływają mi po policzkach.
Czasami to, co wydaje się wyzwoleniem, jest początkiem najgłębszego zniewolenia. A ja? Ja zostałam sama. Ze sobą i z opłatkiem.
Ewa, 36 lat
Czytaj także:
„Cwana panna przejęła mieszkanie syna i rozgościła się jak królewna. Jak dalej tak pójdzie, sama przez nią zbankrutuję”
„Po rozwodzie podglądałam byłego męża w internecie. Robiło mi się niedobrze od tego, co widziałam”
„Kobiety mają 6 zmysł, jeśli chodzi o zdrady. Nie sądziłam tylko, że mój mąż wpędzi mnie w takie bagno”