Pewnej letniej niedzieli wychodziłam z mężem z kościoła po mszy. Jak zwykle trzymałam go pod ramię. Dobrze pamiętam chwilę, gdy Jaro zmylił krok i cały zesztywniał. Spojrzałam na męża i zobaczyłam, że wzrok ma utkwiony w punkt po drugiej stronie ulicy… Stało tam duże białe auto, z którego wychylała się piękna blondynka. Patrzyła na nas z dziwnym uśmiechem.
Nie podobało mi się to
– Kto to? – spytałam męża.
– Nie wiem – wymamrotał, a mnie serce ścisnęło się boleśnie; skłamał.
Jaro był piekielnie zdenerwowany przez kolejne dni. Starał się to ukryć, ale kochałam go od dziecka, więc potrafiłam rozpoznać każdą jego emocję. Wieczorem przyuważyłam, jak stał przy łóżeczku Adasia i patrzył na śpiące dziecko z jakąś taką żałością. Jaro uwielbiał syna. Ale tamtego wieczoru miałam wrażenie, że się z nim żegna. Dlaczego? Uznałam, że to z powodu tej kobiety, która przybyła z jego dawnego życia. Kobiety, którą on kocha. Która może go skrzywdziła, więc opuścił wielki świat i wrócił do domu, do zapyziałego miasteczka, ale wciąż ma ją w sercu. A teraz ona przyjechała, by go odzyskać. Nie mogłam jeść, spać, strach ściskał mi żołądek.
Jak ja będę bez niego żyć? Jaromir był moją miłością od zawsze. Oboje dorastaliśmy w L., chodziliśmy do tej samej szkoły. Był starszy ode mnie o dwa lata i inny od tych wszystkich chłopaków z miasteczka – krzykliwych, wulgarnych i głupich. Jaro czytał książki, grał na gitarze i był delikatnie śliczny, w typie młodego Marka Grechuty. Podczas pewnych wakacji – miałam wtedy czternaście lat – ja i Jaro staliśmy się przyjaciółmi. Rozmawialiśmy o książkach, o tym, jak wyobrażamy sobie nasze życie. On chciał być prawnikiem i bronić niesłusznie oskarżonych, ja lekarką. Pamiętam, jak leżeliśmy wieczorami w pachnącej trawie, patrzyliśmy w rozgwieżdżone niebo i snuliśmy nasze fantazje. Aż się chciało dorosnąć. Przyjaźń trwała i po wakacjach, a ja cały czas czekałam, by przekształciła się w coś więcej. I byłam zazdrosna o każdą dziewczynę, na którą spojrzał.
Bałam się, że ja pozostanę tylko przyjaciółką. Dlatego prawie zemdlałam ze szczęścia, gdy Jaro spytał, czy nie chciałabym zostać jego dziewczyną. Miałam wtedy szesnaście lat. Mój pierwszy pocałunek pamiętam do dziś – delikatny, próbujący. Podniecający. Gdyby wtedy sięgnął po więcej, oddałabym mu się z ochotą. Ale Jaro się nie śpieszył. Rok później oboje mieliśmy nasz pierwszy raz. Byłam pewna, że kiedyś się pobierzemy. Wiele bym dała za to, by tamte miesiące, zanim Jaro wyjechał na studia, zapętliły się w czasie jak w „Dniu świstaka”.
Mogłabym przeżywać je bez końca
Jaro wyjechał, nowe życie studenta pochłonęło go i dzwonił coraz rzadziej. Coraz rzadziej przyjeżdżał. Że niby zajęcia, sesje, brak czasu. Planowałam, że kiedy ja do niego dojadę – studiowalibyśmy w tym samym mieście – to nasz związek odżyje. Niestety, mój ojciec zmarł na zawał i musiałam zostać z mamą. Żadnych studiów medycznych. Żadnych studiów stacjonarnych. Skończyłam zaocznie finanse, żebym mogła utrzymać rodzinę. Po śmierci ojca okazało się, że miał długi. Mama o tym nie wiedziała, bo nigdy z nią na te tematy nie rozmawiał. Nasze miasteczko jest bardzo tradycyjne. Mężczyzna zarabia na dom, kobieta o niego dba. Gdy tata odszedł, mama się posypała.
Przez trzydzieści lat związku całkowicie ją ubezwłasnowolnił. Nie wiedziała, jak żyć samej. Tak więc zajęłam się rodziną i czekałam na Jaromira. Czekałam i tęskniłam, ale on nie wracał. W końcu dostałam od niego list, że po studiach zostaje w mieście. I że rozumie, że ze względu na mamę nie dołączę do niego. Dlatego zwraca mi wolność. Wolność! Nie chciałam być wolna od niego. Nocami płakałam i tęskniłam, błagałam Boga, by wypalił ze mnie tę miłość do człowieka, który mnie nie chce. Ale Bóg, jak zwykle, słuchał modlitw innych ludzi. Siedem lat później zdarzył się cud – Jaromir wrócił do domu. Prawie się nie zmienił – trochę zmężniał. Zamiast loków na głowie miał żołnierskiego jeża. A na brodzie małą bliznę, której nie pamiętałam. Ta mała blizna boleśnie uświadomiła mi, że już nie znam mojego ukochanego tak dobrze jak kiedyś. Że dzieli nas siedem lat odmiennych doświadczeń. O których Jaromir nie chciał mi powiedzieć.
– Daj spokój – wzruszył ramionami, gdy go spytałam. – Studia, praca, trochę spotkań z przyjaciółmi. Zwykłe nudy, nie ma o czym mówić.
– A ta blizna?
– Zaciąłem się przy goleniu. No więc, wyjdziesz za mnie?
– Zamierzasz wrócić do miasta?
– Nie wracam, obiecuję.
Patrzył mi w oczy, a ja się wewnętrznie rozpływałam, choć starałam się ze wszystkich sił, żeby tego nie zauważył.
– Okazuje się, że wielkie miasto nie jest dla mnie. Pogadałem więc z ojcem. Założę tu kancelarię prawną, będę jedynym adwokatem i notariuszem w okolicy. Ludzie nie będą musieli jeździć do powiatu. Dorobię się. Aga, przestań mnie karać. Tak, zachowałem się jak palant. Ale jesteś jedyną kobietą, z którą mogę sobie wyobrazić wspólne życie.
To był strzał prosto w serce.
Jak mogłam dłużej udawać obrażoną?
Cztery lata później, gdy mieliśmy już dom i dziecko, a ja byłam bardziej zakochana niż kiedykolwiek w moim cudownym, łagodnym mężu, pojawiła się kobieta w białym samochodzie. Moje szczęście, moja przyszłość były zagrożone. Postanowiłam ubłagać ją, by zostawiła nas w spokoju. Wzięłam ze sobą zdjęcia naszego synka i pojechałam do najbliższego naszej mieścinie motelu. Miałam szczęście, blondyna stała przed wejściem i paliła papierosa. Gdy mnie zobaczyła, uśmiechnęła się dziwnie i zaprosiła do pokoju. Weszłam i od razu zaczęłam mówić, prosić, pokazywać zdjęcia.
Kobieta patrzyła na mnie jak na jakieś dziwadło, a potem bez słowa podeszła do stołu, na którym stał włączony laptop. Puściła jakiś film i skinęła na mnie, żebym podeszła. Przez pierwsze sekundy nie rozumiałam, dlaczego pokazuje mi jakieś amatorskie ujęcia amorów grupy ludzi. Aż w końcu rozpoznałam twarz jednego z mężczyzn. Jaromir. W ekstazie, jakiej nigdy nie przeżywał, gdy kochał się ze mną. Nagle wszystko stało się jasne i oczywiste. Jego delikatność. Jego wstrzemięźliwość seksualna. Jego... oziębłość i brak zainteresowania mną.
– Nie powiedział ci – głos kobiety był złośliwie współczujący. – Oszukał.
– To był… eksperyment – wyszeptałam.
Roześmiała się. Poczułam, jak rosną we mnie wstręt, obrzydzenie i nienawiść. Zaczęłam drżeć, w uszach mi huczało.
– Nie, złotko. On lubi takie eksperymenty regularnie. Zdradza cię i nie wystarcza mu jedna kobieta. Lubi to robić ze wszystkimi. Z naturą nie wygrasz, zwłaszcza w wielkim mieście, gdzie można być, kim się zechce. I gdzie jest mnóstwo pokus. Więc wrócił do domu, żeby go nie kusiło. Ożenił się, spłodził dziecko – usta kobiety wygięły się w drwiącym uśmiechu. – Próbował zaklinać rzeczywistość. Ale przeszłość zawsze odbija się czkawką.
– Kim dla niego jesteś? – spytałam.
– Kimś, kto chce, by zapłacił za spokój i zmazanie przeszłości.
Patrzyłam na tę kobietę i wiedziałam, że to się nie skończy. Będziemy płacić za spokój, ale nigdy go nie dostaniemy.
Moje cudowne małżeństwo się skończy
Wieczory przy filmach. Śmiech i dyskusje. Wspólne gotowanie. Bawienie się z dzieckiem. Czułość, przyjaźń. Moja miłość. Reszta nie miała znaczenia. A ona to zniszczy. Trzymałam dłonie na laptopie. Zacisnęły się właściwie same. Całą narastającą we mnie wściekłość, gniew i nienawiść władowałam w uderzenie maszyną twarzy kobiety, która siedziała przy stole. Krzyknęła, gdy złamałam jej nos. Poleciała krew, a ja straciłam nad sobą kontrolę. Nie pamiętam, jak ją biłam, pamiętam tylko białą wściekłość i strach. Kiedy wrócił mi rozum, byłam już w drodze do domu.
Wystarczyło dyskretnie wyjść. Rozbity laptop zabrałam ze sobą, zniszczyłam go i wyrzuciłam do elektrośmieci. Przez tydzień czekałam, aż policja stanie na progu mojego domu i zarzuci mi, że zaatakowałam człowieka. Ale nikt się nie pojawił. Nigdy nie powiedziałam Jaro, że znam jego tajemnicę. I nie zdradziłam mu swojej. A kiedy nocami śni mi się obrzydliwy film, budzę się zlana potem. Wtedy mój mąż tuli mnie do siebie i mówi, że jestem bezpieczna. I to mi wystarcza.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”