„Mąż bił mnie i gwałcił, a ja przez lata nie potrafiłam o siebie zawalczyć. To była kara za to, że go nie kochałam”

Kobieta, która bije mąż fot. Adobe Stock
„Gdybym czekała na miłość, jaką znałam z telewizji, pewnie wciąż jeszcze byłabym panną i dziewicą. U nas, jedna na sto bierze ślub z miłości, reszta sama się oszukuje, bo czas nagli, rodzice chcą wypchnąć z domu, a kandydatów nie widać. Myślisz, że ja jedna nie wiem nic o prawdziwej miłości? Że ja jedna dawałam mężowi dla świętego spokoju?”.
/ 13.12.2021 15:40
Kobieta, która bije mąż fot. Adobe Stock

Chciała wyrzucić z siebie ból. Na swojej drodze spotkała mnie. Nie wierzyła, że spotka wielką miłość, więc jak się nie ma, co się lubi...

- Zobacz – powiedziała i wyciągnęła przed siebie zaciśniętą pięść.
Rozprostowała palce. Moim oczom ukazało się poorane drobnymi bliznami wnętrze dłoni.
– To ślady po petach – powiedziała.
Podchwyciła mój zaskoczony wzrok, jakby czekała, żeby się wytłumaczyć.
– Pamiątka po kochanym mężu.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Prawie się nie znałyśmy. Po prostu spotkałyśmy się po latach na ulicy. Nie mogłam uwierzyć, że widzę ją w Warszawie. Myślałam, że wszystkie moje koleżanki z dzieciństwa zostały u nas na wsi i dawno już są szczęśliwymi matkami, urzędniczkami, sklepowymi albo nauczycielkami. Ucieszyłam się na jej widok. Ona w pierwszej chwili mnie nie poznała, ale wystarczyło bym się jej przypomniała, żeby od razu zaciągnęła mnie do kawiarni.
– Opowiem ci o moim wyzwoleniu – zaczęła.

Nie wiem, czemu wybrała mnie na swojego spowiednika. Prawie się nie znałyśmy. W szkole miałyśmy różnych znajomych i zainteresowania, łączyło nas tylko tyle, że chodziłyśmy razem do klasy. Ale może właśnie fakt, że się zbyt dobrze nie znamy, spowodował, że otworzyła się przede mną. Obca, w obcym mieście, niczym nieznany współpasażer z pociągu, któremu opowiada się całe swoje życie. Zamieniłam się więc w słuch, czując, że powinnam milczeć.
– Pamiętasz Andrzeja? – zaczęła. – Nie? No tak, był dwa lata młodszy od nas, a w podstawówce z takimi się nie zadawałyśmy. Ja też wtedy nie zwracałam na niego uwagi, ale Andrzej był wytrwały i dopiął swego. Zdobył mnie. Przynosił prezenty, nadskakiwał, dorabiał po nocach, żeby kupić używany samochód i zabierać mnie nim do miasta na piwo czy do kina. Nie kochałam go, ale imponował mi uporem. Mama mówiła, „on o ciebie zadba, jak żaden tutaj”, uwierzyłam jej i przyjęłam jego oświadczyny. Tak naprawdę, byłam wtedy jeszcze dzieckiem. Oboje byliśmy, ale sama wiesz, jak jest. U nas, na wsi dwudziestolatka, to prawie stara panna – zaśmiała się ponuro.

Zorganizowaliśmy huczne wesele. Takie, o jakim zawsze marzyłam na 150 osób. Suknia – beza, długi welon i bukiet, który niemal przysłaniał mnie całą. A potem zaczęło się życie. Przez pierwsze lata było dobrze. Oboje pracowaliśmy i jakoś wiązaliśmy koniec z końcem. Kupiliśmy mieszkanie na kredyt, od czasu do czasu wyjeżdżaliśmy nad morze albo w góry. Do szczęścia brakowało nam tylko dziecka. Andrzej marzył o potomku. Mnie się nie spieszyło, ale wszyscy wokół naciskali. Moi rodzice, jego... Po trzech latach zaczęłam myśleć, że chyba coś ze mną jest nie tak. Andrzej zaproponował badania. Wyniki wyszły dobrze. Mogliśmy być rodzicami, ale wciąż nimi nie byliśmy i nikt nie umiał nam powiedzieć dlaczego.

Potem Andrzej zmienił pracę. Zatrudnił się w warsztacie samochodowym, no i zaczął pić. Najpierw z kolegami z pracy zostawał na piwie, po którym wracał potulnie do domu, potem musiał wypić kilka, aż z czasem zamienił browary na wódkę. I pił. Bez końca. Do nieprzytomności. W domu, w pracy, po godzinach. Wyrzucili go. Dotąd nie wiem, czemu, skoro wszyscy tam, jak to się ładnie mówi, nadużywali alkoholu. Taki zawód, ale padło na Andrzeja.

Nie przerażałoby mnie to, bo miałam pracę, a mój mąż należał do obrotnych, gdyby nie fakt, że coraz częściej po wódce stawał się agresywny. Dopóki pił z kumplami w barze i wracał późno, był jeszcze spokój. Tylko od czasu do czasu zmuszał mnie… No wiesz – zawiesiła głos. – Do seksu… – westchnęła, a ja poczułam jak jej ulżyło. Wyglądała tak, jakby nigdy dotąd nie wymawiała tego słowa.

„Ech, my wiejskie dziewczyny. Zawsze w tyle i choćbyśmy nie wiem ile tytułów naukowych zdobyły, jakich stanowisk nie zajmowały, przy niektórych tematach zawsze będziemy się rumienić” – pomyślałam. A ona w tym czasie kontynuowała swoją opowieść.

– Nie byłam jakoś szczególnie temperamentną dziewczyną, nie bardzo znałam się na tych sprawach. Nie wiedziałam nawet, że mogę czerpać z tego jakąś przyjemność, a już tym bardziej, że mogę powiedzieć „nie”. Może zabrzmi to śmiesznie, ale niczego nie czułam. Ani fajerwerków, ani obrzydzenia. W porównaniu z tym, co nastąpiło później, seks na zawołanie był czymś nawet normalnym i chyba przyjemnym – sięgnęła po papierosa, ale go nie zapaliła.

Obracała papierosa w dłoniach, masując skryty w pergaminie tytoń.
– Może to była kara za to, że go nie kochałam? – zawiesiła głos.
– Nie kochałaś i pozwalałaś na to wszystko? – zapytałam zaskoczona.
– Hm… Dziewczyno, gdybym czekała na miłość, jaką znałam z telewizji, pewnie wciąż jeszcze byłabym panną i dziewicą. U nas, jedna na sto bierze ślub z miłości, reszta sama się oszukuje, bo czas nagli, rodzice chcą wypchnąć z domu, a kandydatów nie widać. Myślisz, że ja jedna nie wiem nic o prawdziwej miłości? Że ja jedna dawałam mężowi dla świętego spokoju? Oj, Iza, w jakimś dziwnym świecie żyjesz – westchnęła.

– Nie odeszłam, bo nie jestem rewolucjonistką. Nikt nie nauczył mnie dbać o siebie. Wierzyłam za to, że skoro z nim wzięłam ślub, to z nim muszę się zestarzeć. Jak moja mama, babcia i wiele innych przede mną. W głowie mi się nie mieściło, że można odejść od męża. Co z tego, że pił. Bo to on jeden? Dla niego najgorsze było, że nie możemy mieć dzieci, a ja żyłam w takim stłamszeniu, że gdy mój mąż krzyczał, „zostawię cię!”, to naprawdę się bałam. Byłam jak dziecko we mgle. Nawet kiedy zaczął mnie bić, był lepszy od połowy swoich rówieśników. Pierwszy cios trafił mnie w oko. Przez dwa miesiące chodziłam z przekrwioną gałką oczną i siniakiem wielkości słoika powideł. Przeprosił, a jakże. Przyszedł z kwiatami, płakał nad sobą, że taki pijak, nieudacznik, ani pracy, ani dzieciątek. Utuliłam go jeszcze, zaczęłam pocieszać, wierząc w zmianę i szczerość wyznania. Zapominając o własnym bólu i upokorzeniu. Idylla trwała tydzień. Potem znowu dostałam. Oszczędził oko, ale brzuch bolał bardziej. Regularne bicie przyszło z czasem. Po nerkach, żeby nikt nie widział śladów. Za wszystko – uśmiech na imieninach cioci, rozmowę z 75-letnim wujkiem, z którym na pewno się łajdaczyłam, za ładną sukienkę, spóźniony powrót z pracy, zbyt dobry humor lub skwaszoną minę. Katował mnie kulturalnie. Bez zbędnego hałasu – w jej głosie wyczułam sarkazm. – Nie krzyczał, bo miał arytmię i szybko tracił oddech. Pewnie by mnie zatłukł w tej ciszy na śmierć, gdyby któregoś dnia w pijackim widzie nie kupił samochodu. Chciał się odbić od dna. Mówił, że znajdzie pracę, będzie dojeżdżać i zmieni nasz los.
– Zmienił i to bardzo… – spojrzała na mnie smutno.

Milczałam, czując, że mój komentarz jest jej zbędny. Nie czekała na niego, upiła łyk wody i wróciła do swojej opowieści.
– Tamtego dnia Andrzej wracał z jakiegoś suto zakrapianego spotkania. Nie zauważył stojącego na poboczu chłopaka. Próbując go wyminąć, zjechał na przeciwny pas i staranował jakieś punto. Sam przekoziołkował i zatrzymał się w rowie. Chłopakowi nic się nie stało. Drugi kierowca miał wstrząśnienie mózgu i złamaną rękę. Najgorzej z wypadku wyszedł Andrzej. Pęknięty w dwóch miejscach kręgosłup, zgniecione kończyny. Przeszedł serię operacji, długą rehabilitację, ale i tak czekał go wózek inwalidzki do końca życia. Przerażona myślałam, że już z tego nie wyjdzie. Załamał się, groził mi swoim samobójstwem. Załatwiłam mu sanatorium, potem następne, wierząc, że jeśli spotka się z takimi samymi jak on, przestanie myśleć o śmierci. I rzeczywiście, przestał. Wrócił do domu po rocznej nieobecności, już nie do naszej wspólnej sypialni, lecz do pokoju obok. Zażyczył sobie specjalne łóżko, telewizor i satelitę. Nie widziałam w tym nic dziwnego. Rozumiałam, że skoro cały czas tylko leży, to pewnie się nudzi, ale nie przypuszczałam, że będzie oglądał filmy porno i erotyki. Gdy pierwszy raz zobaczyłam, jak patrzy na jakieś nagie, obściskujące się ciała, zszokowana wycofałam się do swojego pokoju. Nie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam. Starałam się więc nie myśleć, udając, że to był tylko jego chwilowy wybryk. Potem przyszedł wysoki rachunek za telefon.
– Zapłać, bo co ja mam z tego życia – skwitował Andrzej.
– Zapłaciłam, ale przy kolejnym zażądałam billingu. Tak dowiedziałam się, że mój mąż dzwoni na sekstelefon. Ale to nie wszystko. Którejś nocy obudził mnie dzwonek do drzwi. W drzwiach stała kuso ubrana i mocno wymalowana dziewczyna. Wyminęła mnie, jakbym nie istniała. Dobrze wiedziała, dokąd ma iść.

– Cześć misiu, tęskniłeś – usłyszałam, gdy zamykała drzwi jego pokoju.
Nie mieściło mi się w głowie, że on, kaleka, sprowadza sobie do domu prostytutki. Bo jak powiedział mi rano, Sandra nie była tutaj pierwszy raz.
– Jesteś do niczego – wycedził do mnie. – A ja wciąż mam swoje potrzeby, a teraz umyj mi twarz, ogól i daj coś jeść.
Bez słowa poszłam do łazienki, nalałam wody do miski, wzięłam golarkę, ręcznik. Postawiłam akcesoria przy jego łóżku. Andrzej wydawał polecenia, a ja je wykonywałam niczym wierny pies. Umyłam mu twarz, sięgnęłam po ręcznik, zaczęłam wycierać policzki i wtedy to się stało. Poczułam obrzydzenie. Ręcznik przysłonił twarz Andrzeja, nie śledziły mnie już jego oczy. Byłam sam na sam ze swoimi uczuciami, a wstręt narastał. Podchodził do gardła, zawłaszczał całe ciało, po koniuszki palców, które zaczęłam zaciskać na jego szyi. Nie wiem, co by się stało, gdyby mnie wtedy nie odepchnął.
– Wynocha! – wrzasnął.
Uciekłam przerażona.

W nocy znowu zawitała do nas prostytutka. Słyszałam ich śmiechy za ścianą, jęki. Myślałam, że zwariuję. Gdy wyszła, wpadłam do jego pokoju.
– Co ty robisz? – krzyczałam.
– Może one chociaż urodzą mi dziecko, bo ty nie potrafisz – śmiał się. – Jesteś gorsza od tych dziwek. Nawet zaspokoić mnie nie umiesz. Tego było już za wiele. Poszłam do swojego pokoju, spakowałam walizkę, a rano pojechałam do notariusza, by ustanowić rozdzielność majątkową. Potem z prawniczką napisałam pozew rozwodowy i tego samego dnia złożyłam go w sądzie. Na noc zatrzymałam się u koleżanki. Wiesz, co o mnie mówią u nas na wsi? Jestem ta najgorsza, która zostawiła chorego męża. Nikt nie widział odwiedzających go prostytutek, nie płacił rachunków za jego erotyczne rozmowy, nie znosił jego razów. Wszyscy znają go tylko, jako biednego Andrzeja. To ja jestem winna. Dlatego wyjechałam. Nie wiem, czy umiem zacząć od nowa, czy jeszcze komuś zaufam. Ale jestem wolna. Niewiele brakowało, żebym go zabiła i poszła siedzieć za drania. Tamtej nocy wystraszyłam się samej siebie. Nie szukam rozgrzeszenia. Nie musisz mnie pocieszać. Chciałam, żeby ktoś poznał prawdę.

Wstała, położyła na stole pieniądze za wodę, której nawet nie wypiła i wyszła. Nigdy więcej jej nie spotkałam.

Więcej listów do redakcji:„Przez prawie 20 lat nie miałem pojęcia, że mam córkę. Nie zdążyłem jej poznać, bo.... zmarła”„Moją córkę zabił na pasach pijany kierowca. Zatraciłam się w swojej żałobie i odtrąciłam bliskie mi osoby”„Mam żonę, dwójkę dzieci i kochankę. Żyję tak od kilku lat bez wyrzutów sumienia, bo żona wie o wszystkim”

Redakcja poleca

REKLAMA