Stanowiłem tzw. dobrą partię, kiedy żeniłem się z Agnieszką. Nikt z jej rodziny nie miał wątpliwości, że trafiła najlepiej, jak mogła. Ja zresztą też nie narzekałem. Agnieszka była naprawdę piękną i ponętną kobietą. No i wydawało mi się, że kompletnie nie interesują jej moje pieniądze, że gdybym ich nie miał, też byłaby ze mną.
Kilka pierwszych lat naszego wspólnego życia rzeczywiście można uznać za bajkę. Rozrywaliśmy się w najlepszym stylu, nie przejmując się codziennością. Zwiedziliśmy pół świata, Agnieszka zrezygnowała z pracy. Zresztą, ile ona tam zarabiała jako nauczycielka... Ja miałem kasy jak lodu.
Gdy moja żona zaszła w ciążę – wszystko, co dobre, minęło. Nie powiem, była przykładną gospodynią i matką dla naszych dzieci. Ale w łóżku... szkoda gadać. Zupełnie zapomniała, do czego służy seks, a ja przecież z kamienia nie jestem. W dodatku po obu porodach tak się roztyła, że strach.
Na nic zdały się moje próby zainteresowania jej seksem na nowo. Nie słuchała też, gdy mówiłem, żeby coś zrobiła ze sobą, bo wkrótce nie będzie mogła zmieścić się w żadnych drzwiach. No dobra, może byłem złośliwy, ale cholera mnie brała na widok Agnieszki i jej stylu życia. Nic tylko dzieci, dzieci i jedzenie. Kompletnie przestała dbać o siebie, a mogliśmy pozwolić sobie na baseny, spa czy masaże. Przecież ja, mimo upływu lat, zachowywałem dobrą formę. W końcu miałem dość.
Tak bardzo brakowało mi seksu, że zacząłem rozglądać się za jakąś apetyczną dziewczyną. Nie musiałem daleko szukać – moja sekretarka nadawała się jak ulał. Co więcej, jak mi powiedziała, patrzyła w moją stronę od dobrych kilku lat. No to się w końcu doczekała...
Marlena bardzo szybko przesłoniła mi cały świat. Była nie tylko śliczna, ale też żywiołowa i inteligentna. No i umiała sprawić, żeby mężczyzna w łóżku oszalał z rozkoszy. Na początku spotykaliśmy się w wielkiej tajemnicy. Nie chciałem, żeby się żona czegoś domyślała. Niepotrzebne mi były awantury. Jednak po roku takiej ostrożności zauważyłem, że Agnieszki kompletnie nie interesuje, gdzie jestem ani co robię. Ja się tłumaczyłem z każdego wyjścia, plotłem niestworzone historie o nagłych delegacjach, nocnych (kto robi interesy nocą?) spotkaniach z klientami, a ona przyjmowała to wszystko bez mrugnięcia okiem. Myślałem, że po prostu jest taka głupia, naiwna...
Mój romans z Marleną kwitł. Oczywiście w firmie zachowywaliśmy pozory – nie miałem ochoty być szefem z kawałów, który sypia ze swoją sekretarką. Poza tym ona naprawdę była świetna w tym, co robiła zawodowo, więc nie chciałem jej stracić jako pracownicy. I prywatnie również... Gryzła mnie jednak świadomość, że zdradzam żonę. Mieliśmy dzieci, wspólny dom, przeżyliśmy kilka całkiem dobrych lat.
Postanowiłem otwarcie porozmawiać z Agnieszką. Dla własnego sumienia i dlatego, że uważałem, że jestem jej to winny. Niestety, gdy tylko zacząłem delikatnie mówić o naszym oddalaniu się od siebie,
o kryzysie w związku, ona przerwała mi:
– Nie wysilaj się, Stasiek, wiem o tobie i tej twojej sekretarce.
Zdębiałem, bo nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy. A moja żona mówiła dalej. O tym, że już dawno zorientowała się, co robię po godzinach pracy, że nawet nie musiała sprawdzać prawdziwości anonimu, który ktoś życzliwy jej przysłał. I że ma dla mnie pewną propozycję. Wciąż zaskoczony, nadstawiłem uszu.
– Sypiaj sobie z nią, ile chcesz. Ale w weekendy, święta i wakacje masz być w domu ze mną i z dziećmi. I ani słowa rodzinie, bo inaczej się z tobą rozwiodę, a to cię będzie drogo kosztowało.
Przeżuwając w myślach wszystko, co mi powiedziała, usłyszałem na koniec:
– I niech się ona nawet nie waży pomyśleć, że coś z tego będzie na dłużej. I niech się nie zbliża do naszego domu.
Co miałem robić? Oczywiście, że przystałem na warunki Agnieszki. Pomyślałem, że właściwie i tak mam fart. Bo czy często zdarza się żona akceptująca kochankę?!
Żyjemy w tym naszym trójkącie od trzech lat i, o dziwo, zaczęliśmy się z Agnieszką nawet całkiem fajnie dogadywać. Jest w porządku i nie robi mi wyrzutów. Ale widzę, że Marlena chyba się we mnie zakochała. Lubię ją, ale do miłości mi daleko. Trochę się boję, co jej może przyjść do głowy. Ostatnio z płaczem wyznała mi, że chciałaby żyć inaczej, bo męczą ją już te tajemnice...
Mogłem powiedzieć, że Agnieszka o nas wie, ale sam bym sobie tym wyznaniem zaszkodził. Marlena uznałaby, że żona mnie nie kocha i namawiałaby mnie na rozwód. A rozwodzić to ja się nie zamierzam. Za dużo włożyłem w tę firmę, w dom, w dzieci, żeby mnie Aga ze wszystkiego ograbiła.
Więcej listów do redakcji: „Nie kocham męża. Tęsknię za mężczyzną, z którym miałam romans przed ślubem. On jest ojcem mojego syna”„Wyparłem się córki, ale zrozumiałem swój błąd. Po 15 latach chcę odzyskać z nią kontakt, ale jej matka to utrudnia”„Miałam raka, straciłam dwie piersi i męża, który mnie kochał, dopóki byłam zdrowa”