„Matka mówiła mi, że kobieta jest warta tyle, ilu mężczyzn się nią interesuje. Jestem starą panną i według niej ‒ zerem”

Zmartwiona kobieta fot. iStock by GettyImages, Dima Berlin
„– Nie wiem, po co ja mam do ciebie przychodzić – powiedziała z naganą. – Po prostu mi za ciebie wstyd, wiesz? Kto to widział, żeby czterdziestoletnia pannica nie miała mężczyzny! I to jeszcze, żeby z nikim się nawet wcześniej nie związała! Jak ty to robisz, że nikt nie zwraca na ciebie uwagi?”.
/ 19.11.2023 13:18
Zmartwiona kobieta fot. iStock by GettyImages, Dima Berlin

Odkąd pamiętam, moja mama wartościowała wszystkie kobiety w zależności od tego, jak atrakcyjne były dla mężczyzn. Za wzór mnie i moim dwóm siostrom zawsze stawiała sąsiadkę z drugiego piętra, która zawsze pokazywała się z innym facetem. One oczywiście szybko jej przyklasnęły, ja… no cóż, byłam trochę inna.

Jako dzieciak miałam ciekawsze zajęcia. Wolałam biegać po dworze, bawić się wybranymi zabawkami i czytać książki. Dlatego kiedy ja zaszywałam się w swoim pokoju, niepomna na słowa matki, moje siostry, obie młodsze, wysłuchiwały jej historii o tym, jak uwodziła przeróżnych facetów. Uwielbiały też przesiadywać w oknie i przyglądać się wszystkim przygodnym znajomym sąsiadki. W końcu matka nigdy nie odmówiła sobie potrzeby skomentowania każdego z nich.

Nie byłam jej ulubionym dzieckiem

Kiedy skończyłam 14 lat, zaczęłam dostrzegać różne rzeczy. Jako że sporo czytałam, szybko odkryłam, że to, o czym mówiła matka, w ogóle nie jest najważniejsze. Nie liczyło się, ilu mężczyznom się spodobam, tylko to, czy uda się znaleźć tego jednego jedynego. Tego, z którym można by dzielić życie. W końcu, kiedy matka znowu opowiadała moim urzeczonym siostrom o swoich wielkich miłosnych podbojach, nie wytrzymałam.

– Skoro tylu ich zbajerowałaś, to dlaczego teraz jesteś sama? – spytałam.

Spojrzała na mnie wtedy z politowaniem i stwierdziła:

– Tyle razy mówiłam, że nie chodzi o to, czy się z kimś jest obecnie, ale o to, ilu mężczyzn się tobą interesuje. A mną, mogę cię zapewnić, interesuje się ich bardzo wielu.

– Żadnego nie widziałam – przyznałam.

Pokręciła głową z dezaprobatą, jakbym co najmniej powiedziała coś bardzo głupiego.

– Co z ciebie wyrośnie, Aniu? – Westchnęła ciężko. – Martwię się o ciebie, dziecko. Nic się nie starasz, we wszystkim szukasz dziury. Popatrz na swoje siostry. One na pewno będą miały w życiu powodzenie!

Miałam inne priorytety

Nie do końca przejmowałam się gadaniem matki. W przeciwieństwie do moich sióstr nie zajmowałam się wyłącznie wypychaniem szafy ciuchami (najlepiej obcisłymi, żeby się bardziej podobać chłopcom) czy pindrzeniem się przed lustrem. Rzeczywiście, miały mnóstwo adoratorów, ale nie wiedziałam, w jaki sposób ma im to pomóc w przyszłości – czy ci wszyscy ich fani mieli im załatwić wejście na studia albo dobrą pracę?

Ja zdecydowanie wolałam się poświęcać szkole, a w szczególności humanistycznym przedmiotom. Z roku na rok coraz więcej czytałam i stawałam się coraz bardziej obeznana w literaturze. Pewnie z tego powodu bez problemu dostałam się na filologię polską na wymarzonej uczelni. Nie miałam pojęcia, jak z rekrutacją na wybrany kierunek studiów poradzą sobie moje siostry, które w szkole ledwie zdawały z klasy do klasy. Miałam zresztą pewne podejrzenia, że matka mogła machnąć na to ręką – bo w końcu, na co komu studia?

Totalnie ignorując matkę, siostry i cały ten ich cyrk, jeszcze na studiach załapałam się na staż w wydawnictwie, w którym potem dostałam pracę. Nie marzyłam o niczym innym, bo swoją przyszłość już od szóstej klasy wiązałam z branżą wydawniczą. Rodzina nie rozumiała mojej fascynacji, ale nie bardzo mnie to obchodziło. Podobnie jak ich przekonania odnośnie facetów. Ja żadnego nie miałam i czułam się szczęśliwa. Nie zamierzałam zresztą nikogo szukać na siłę. Uznałam, że jak się ktoś znajdzie, to się znajdzie.

Z roku na rok wydawała mi się coraz bardziej śmieszna

Mijały lata, a ja wciąż pracowałam w tym samym wydawnictwie, tyle tylko, że teraz byłam w nim redaktorką prowadzącą. Moje siostry już dawno wyszły za mąż i wciąż dla zabawy podrywały innych facetów – tylko ja, zakała rodziny, miałam czterdziestkę i pozostawałam singielką. Singielką, która ani myślała, żeby wymyślać jakieś głupie randki.

Od pewnego czasu musiałam też znosić regularne naloty matki, przekonanej, że trzeba mnie jakoś koniecznie nawrócić. Nie wiedziałam, co ją napadło, ale być może miało to jakiś związek z przekwitaniem. Może martwiła się, że nigdy nie poczuję się kobietą, czy coś w tym stylu. Tak czy inaczej, denerwowała mnie okrutnie.

Któregoś razu przyszła do mnie w wyraźnie bojowym nastroju.

– Nie wiem, po co ja mam do ciebie przychodzić, Aniu – powiedziała z wyraźną naganą. – Po prostu mi za ciebie wstyd, wiesz? Kto to widział, żeby czterdziestoletnia pannica nie miała mężczyzny! I to jeszcze, żeby z nikim się nawet wcześniej nie związała! Jak ty to robisz, że nikt nie zwraca na ciebie uwagi?

Wzruszyłam ramionami.

– Nie stroję się tak jak wy, to na pewno – stwierdziłam. – I nie noszę dekoltów do pępka. A co do tych czterdziestolatek bez faceta… jest teraz dużo takich ludzi, mamo.

Skrzywiła się i pokręciła głową.

– Ja nie wiem, co z tobą jest nie tak – mruknęła. – Brzydka nie jesteś, choć masz wiele po swoim ojcu, w domu miałaś dobry przykład, a w ogóle się nie starasz! Siedzisz tu sama jak palec, zamiast przyznać, że jest ci źle i poszukać mężczyzny!

– Ale mi jest dobrze – zaoponowałam. – I naprawdę, nie zamierzam nic zmieniać.

Rozmowa z Beatą poprawiła mi humor

Po wizycie matki byłam kompletnie wypluta. Zwłaszcza że nasłuchałam się o bezsensownych pomysłach na związek i sposobach na zdobycie dowolnego faceta. Nie miałam już na nic ochoty, dlatego też, gdy jedna z moich bliższych znajomych z wydawnictwa, Beata, zaproponowała spacer i rozmowę, z początku chciałam odmówić. W końcu jednak się przemogłam i zgodziłam się na spotkanie.

– Co to za nastrój? – spytała, gdy już spotkałyśmy się nieopodal mojego bloku. – Znowu matka ci truje?

Przewróciłam oczami.

– Jeszcze jak – stwierdziłam z przekonaniem. – Ubzdurała sobie, że muszę sobie kogoś znaleźć i że wtedy będę lepszą kobietą, czy coś takiego.

Wydawało mi się, że Beata jest równie zachwycona, co ja. Ona także nie miała rodziny, a całe swoje życie poświęciła głównie pracy.

– A, niektóre matki takie są – stwierdziła z przekonaniem. – Moja też długo nie mogła zaakceptować, że nikogo nie mam i nie szukam. A życie singla to przecież zło wcielone.

Zaśmiałam się mimowolnie. Bo miała rację. Ukrywanie się niczego nie zmieniało, a ja nie chciałam też tego ciągnąć w nieskończoność. Zresztą, czemu to ja miałabym ustępować, skoro to one miały zupełnie dziwaczny sposób na życie.

Postawiłam na własne życie

Niewiele myśląc, przestałam zapraszać mamę do mojego mieszkania. Na szczęście, jej się też do tego nie paliło. Może spisała mnie już po prostu na straty – nie wiem. W każdym razie mogłam odetchnąć z ulgą.

Nigdy nie czułam się świetniej, niż teraz. Właśnie z tego powodu nie chcę się dać w nic wmanipulować. Mam dobrze płatną pracę, a w niej zajęcie, które kocham, przestronne mieszkanie i własne reguły, których się trzymam. A że jestem zachwycona swoimi dotychczasowymi osiągnięciami, nie zamierzałam za nie przepraszać ani upodabniać się do innych. A matka? Cóż, może kiedyś to do niej dotrze. 

Czytaj także:
„Wnuczka mojej przyjaciółki to maszkara. Kiedy jej to powiedziałam, przestała się do mnie odzywać. A ja tylko byłam szczera”
„Wpadłem z pierwszą lepszą laską z klubu. Nie pamiętałem nawet jej imienia, a teraz mamy tworzyć rodzinę”
„Albo zoperuję biust, albo stracę męża. Przyjaciółki zazdroszczą mi hojnego ślubnego, a ja płaczę w ukryciu, bo czuję się niekochana”

Redakcja poleca

REKLAMA