Pomiędzy mną a Ewą jest tylko 2 lata różnicy. Na tyle niewiele, że była duża szansa, abyśmy zostały przyjaciółkami. W końcu miałyśmy podobne problemy i z powodzeniem mogłyśmy się wspierać, dzielić dziewczyńskimi sekretami i mieć wspólne tajemnice przed rodzicami. Ale u nas było zupełnie inaczej. Nie udało się nam nawiązać żadnej więzi, nie zbudowałyśmy nawet cienkiej nici sympatii.
Ulubiona córeczka mamusi
Do dzisiaj zastanawiam się, czy to wina ciężkiego i samolubnego charakteru Ewy, czy raczej podejścia mamy, która tak ją wychowała. Odkąd pamiętam, wciąż faworyzowała moją starszą siostrę.
Już w przedszkolu zauważyłam, że coś jest nie tak. Mama często przytulała Ewę, układała z nią puzzle i cierpliwie odrabiała lekcje. Chociaż ta bardzo się złościła i w ogóle nie chciała mozolnie pisać kolejnych literek.
– Ania, nie przeszkadzaj! Nie widzisz, że uczymy się razem z Ewą. Ona chodzi już do szkoły i bardziej potrzebuje pomocy niż ty. Idź do swojego pokoju. No już, szybciutko – często na mnie krzyczała, gdy z dziecięcą naiwnością próbowałam zainteresować ją sobą i zaprosić do wspólnej zabawy lalkami.
Wtedy jeszcze myślałam, że to przywilej uczniów pierwszej klasy, którzy po prostu potrzebują większego zainteresowania rodziców niż przedszkolaki takie jak ja. Z czasem jednak ja także poszłam do szkoły, ale w naszym domu niewiele się zmieniło.
W centrum zainteresowania zawsze była Ewa. Siostra była chwalona za każdy lepszy stopień, narysowaną laurkę czy nieudolnie wyrecytowany wierszyk. Moje szkolne sukcesy były ignorowane. Mama często machała ręką.
– Ewa jest starsza, zobaczysz jak pójdziesz do trzeciej klasy, to też nie będziesz dostawać samych piątek – powtarzała. – Teraz masz łatwe zadania. Ewcia jest taka inteligentna.
Mijały kolejne lata, a w naszych stosunkach niewiele się zmieniało. Może tylko tyle, że im byłam starsza, tym nabierałam większej świadomości. Zaczęłam więc jeszcze lepiej zauważać wyraźne faworyzowanie mojej siostry.
Czułam się samotna
Ewa miała nowe ubrania, opłacone lekcje śpiewu. Dla mnie nie było nic
Często zastanawiałam się, dlaczego mama nie traktuje nas równo. Ewę zapisała na lekcje śpiewu, chociaż tak naprawdę ona nie miała żadnego talentu. Mama jednak często chwaliła się jej umiejętnościami wokalnymi przed ciociami czy swoimi koleżankami.
– Nasza Ewa zostanie gwiazdą sceny – powiedziała kiedyś do babci, gdy ta z dziadkiem przyjechała do nas w odwiedziny.
Babcia popatrzyła na mamę dziwnie, ale nic się nie odezwała. Uśmiechnęła się tylko i wzięła mnie na kolana.
Uwielbiałam jej wizyty. Była jedyną osobą w rodzinie, która okazywała mi nieco serca. Gdy przyjeżdżała, zawsze miała dla mnie prezent, mocno mnie przytulała i całowała.
– Moja kochana mała wnusia – często powtarzała.
– Kocham cię, babciu – odpowiadałam i zawisałam małymi rączkami na jej szyi, bojąc się odkleić od niej.
– Ania, przestań. Nie widzisz, że pognieciesz babci Helenie ubranie, ubrudzisz je – najczęściej w takich chwilach strofowała mnie mama.
Niestety, dziadkowie mieszkali ponad 200 km od nas i przyjeżdżali rzadko. Myślę, że nie bardzo lubili synową. Tata w tym czasie pracował jako kierowca ciężarówki. Jeździł po całej Europie. Niemcy, Belgia, Luksemburg, Francja, Włochy. Zarabiał dość dużo, ale ja raczej tego nie odczuwałam.
Zawsze marzyłam, że jest z nami na co dzień, a ja zawieram z nim komitywę przeciwko mamie i Ewie. Czy tak byłoby w rzeczywistości? Nie wiem. Z perspektywy dziecka wydawało mi się, że tak. Tata był dość zamknięty w sobie i całą odpowiedzialność za codzienne życie rodziny zrzucił na mamę. Pracował, oddawał pensję na potrzeby domowego budżetu i chyba sądził, że to załatwia sprawę.
Lekcje śpiewu Ewy zakończyły się, gdy nauczycielka powiedziała mamie, że córka raczej nie ma talentu w tym kierunku. Mama przez kilka dni chodziła zła, a ja bałam się odezwać, aby na mnie znowu nie nakrzyczała.
Dla mnie matka była jak lód
Mama nigdy mnie nie uderzyła, ale nadszarpnęła moje poczucie wartości. Myślę, że nie zapewniła mi bezpieczeństwa i równości, które tak potrzebne są w rozwoju dziecka. Wiecznie była wpatrzona w siostrę. Ją chwaliła, wspierała, przytulała. Dla mnie była zimna i cały czas odganiała niczym natrętnego komara, który tylko przeszkadza.
Ewa dostawała nowe ubrania, zawsze potrafiła wyprosić to, o czym marzyła. Ja najczęściej donaszałam rzeczy po niej.
– Nie ma pieniędzy na fanaberie. Przecież wiesz, że siostra niedługo idzie do liceum, a to będzie kosztować. Musisz chodzić w tych spodniach. Zresztą, co to za różnica? Przecież i tak nie będziesz w innych lepiej wyglądać – syknęła, gdy w szóstej klasie próbowałam namówić ją na nowe jeansy.
– Ale wszystkie koleżanki w klasie takie mają. Tylko ja chodzę w starych i poprzecieranych – chyba pierwszy raz w życiu próbowałam się zbuntować.
– Nie i już. Siostra jedzie w tym miesiącu na wycieczkę. To jest ważniejsze. Może w przyszłym kupię ci coś nowego – odwróciła się i poszła do kuchni, kończąc naszą dyskusję.
Pamiętam, że wtedy bardzo płakałam, a Ewa mi dokuczała.
– Daj spokój, po co ci nowe ubrania? Zresztą, mama weźmie mnie w przyszłym tygodniu na zakupy, to oddam ci te spodnie, w których teraz chodzę. Już mi się znudziły – powiedziała ze śmiechem.
Może zrozumiałabym tę sytuację, gdybyśmy rzeczywiście liczyli każdy grosz. Ale nasza rodzina nie była biedna i spokojnie mama mogłaby kupić mi coś nowego. Tata zarabiał w euro, mama pracowała jako kierowniczka działu w urzędzie i też miała dobrą pensję. Nie znałam dokładnych kwot, ale widziałam przecież, że ani na sobie, ani na Ewie w żaden sposób nie oszczędza.
Nikt nie widział moich sukcesów
Siostra nie dostała się do wymarzonego liceum, dlatego poszła do szkoły o gorszej renomie. Tymczasem ja dostawałam świadectwa z czerwonym paskiem i wygrałam olimpiadę matematyczną.
To chyba rozwścieczyło mamę jeszcze bardziej i postanowiła udowodnić mi, że to jej ulubienica jest inteligentniejsza. Szybko zapisała Ewę na wiele dodatkowych zajęć i korepetycji. W tym samym czasie nie pozwoliła mi chodzić na basen, twierdząc, że nie stać nas na takie fanaberie.
Mimo usilnych starań mamy, Ewie nie chciało się uczyć, dlatego ledwie skończyła pierwszą klasę. Kiedyś podsłuchałam, jak mówi do swojej przyjaciółki, że wcale nie chodzi na dodatkową matematykę i angielski.
– Po co mi te korki? Sama powiedz, tylko czas zajmują. Po lekcjach wolę spotkać się z Michałem albo iść z wami do galerii niż latać na jakieś konwersacje. Ale, jak mama daje pieniądze, to biorę. W końcu i tak nie sprawdza, czy rzeczywiście chodzę na te lekcje – śmiała się.
– Nie boisz się, że korepetytor do niej zadzwoni?
– No co ty. Powiedziałam, że zmieniłam na innego, bo tamten nie umie tłumaczyć. Zresztą ona we wszystkim mi wierzy.
Z wiekiem moja siostra robiła się coraz bardziej cwana, a mama w ogóle tego nie zauważała. Znalazła jakieś nowe towarzystwo, zaczęła ostro imprezować i wracać w nocy do domu.
Ja w tym samym czasie dostałam się do najlepszego LO, dokładnie tego, które nie przyjęło Ewy. Praktycznie ze wszystkim radziłam sobie sama, bo od mamy nie miałam żadnego wsparcia.
To było takie niesprawiedliwe
Pewnego razu odkryłam, że dostaję o ponad połowę niższe kieszonkowe niż nasza domowa gwiazda. To strasznie mnie rozwścieczyło, ponieważ za te pieniądze musiałam niemal wszystko sobie opłacać. Mama nie dokładała się do wycieczek, wyjść do kina czy jakichś innych drobnych wydatków, które mają dziewczyny w moim wieku.
– Dlaczego Ewa dostaje tak duże kieszonkowe, a ja nie? Czemu ty mnie tak nie lubisz? Co ja ci zrobiłam? – wtedy chyba pierwszy raz w życiu otwarcie wykrzyczałam to, o czym już od tak dawna myślałam.
– Ale o co ci chodzi? Przecież ja was traktuję równo. Jesteście moimi dziećmi i nigdy żadnego nie faworyzowałam – powiedziała spokojnie
– Ona dostaje ponad dwa razy więcej niż ja. Zobaczysz, poskarżę się tacie – straciłam cierpliwość.
– Bezczelna gówniara. Człowiek sobie żyły wypruwa, żeby ci niczego nie brakowało, a tu żadnej wdzięczności. Zresztą po co ci więcej? Przecież prawie się nie malujesz, nie masz chłopaka, niewiele wychodzisz. Nie to co Ewa. Ona jest taka śliczna, to muszę w nią inwestować – wykrzyczała. – Ty jesteś twarda, jak ojciec. Dasz sobie radę. A ona jest taka wrażliwa.
Nic więcej nie powiedziałam. Z mamą nie dało się dyskutować. Zrozumiałam, że jest toksyczna i zapatrzona w moją siostrę niczym w obrazek. Mnie ledwie tolerowała. Zupełnie nie znałam powodu, ale postanowiłam, że więcej nie dam jej tej satysfakcji. Już nie będę prosić się o odrobinę uczucia.
O pieniądze poprosiłam tatę, gdy wrócił na kilka dni do Polski. Zapytał tylko, ile dostaje Ewa i powiedział, że co miesiąc będzie przelewał tyle na moje konto. Niestety, niedługo po naszej rozmowie, tata zmarł. Zasłabł na parkingu, jacyś ludzie wezwali karetkę, ale lekarzom nie udało się go uratować. Miał zawał. Teraz zostałyśmy tylko we trzy: ja, mama i Ewa. A raczej one dwie i ja gdzieś z boku.
Ewa manipulowała matką
W ostatniej klasie moja siostra zupełnie zawaliła szkołę. Na półrocze groziły jest 3 jedynki. Wychowawczyni powiedziała mamie, że może nie zostać dopuszczona do matury.
– Ale mamusiu, ja się naprawdę uczę. Przecież wiesz, jaka jestem pilna. Tyle chodzę na te opłacone przez ciebie korepetycje. To ta matematyczka mnie nienawidzi. Uwzięła się na mnie, bo latem startowałam w tym castingu na miss regionu – przekonywała ze łzami w oczach. – Myślę, że ona jest zazdrosna, bo mogę zostać gwiazdą.
– Na pewno córeczko, na pewno. Jutro pójdę do szkoły i wygarnę jej wszystko –odpowiedziała z pełnym przekonaniem.
Śmiać mi się wtedy chciało z tej gwiazdy. Owszem, siostra wzięła udział w eliminacjach, ale nigdzie się nie dostała. Została odrzucona już na początku. Ale mama oczywiście jej uwierzyła i zrobiła awanturę na całą szkołę. Zagroziła, że pójdzie do kuratorium i naskarży, że jej córeczka jest prześladowana. A jak to nie pomoże, to podzieli się informacją z lokalnymi mediami.
Nie wiem, czy nauczycielka i dyrektor rzeczywiście się przestraszyli, czy po prostu chcieli mieć już spokój, ale w końcu Ewa wyciągnęła się na dopuszczające. Nawet jakoś tam zdała maturę i planowała studia. Na dzienne się nie dostała, dlatego mama opłaciła jej zaoczną kosmetologię na prywatnej uczelni.
– Zobaczysz mamusiu, nauczę się zawodu i będę charakteryzatorką gwiazd. Może nawet dostanę pracę przy jednym z twoich ulubionych seriali – przekonywała mamę, a mnie jej marzenia wydawały się nieco dziecinne jak na dziewiętnastolatkę.
W końcu nie zaliczyła pierwszego roku i została skreślona z listy studentów. Mama zapłaciła jej czesne w dwuletnim studium kosmetycznym. Ewka jednak nie za bardzo interesowała się nauką. Uczyła się zaocznie i spokojnie mogła iść do jakiejś pracy, ale jej się nie chciało.
– No przecież moja córeczka nie będzie pracować na kasie w jakimś sklepie. To nie dla niej – opowiadała cioci Monice, która ją odwiedziła.
– A może w salonie kosmetycznym?
– Daj spokój. Skończy szkołę, to założy coś swojego.
Szybko zaszła w ciążę
Tymczasem Ewa spała do południa. Potem wstawała, snuła się pod domu, przeglądała Internet, coś oglądała. Popołudniu szykowała się i wychodziła ze znajomymi albo umawiała z kolejnym chłopakiem. Jej imprezowy styl życia i totalna beztroska szybko dały efekt. Moja siostra była w ciąży.
Gdy ja wyjeżdżałam na studia do W., ona szykowała się do porodu. Chłopak na wieść, że zostanie ojcem, dał nogi za pas i wyjechał za granicę.
– A czy to moja wina, że on okazał się takim nieodpowiedzialnym gnojkiem? Myślałam, że stanie na wysokości zadania i poprosi mnie o rękę – przekonywała mamę.
– Spokojnie, damy sobie radę. Wywalczymy alimenty i zajmiesz się maleństwem. Ja ci we wszystkim pomogę.
I tak Ewa po porodzie dalej mieszkała z mamą i razem z dzieckiem żyła na jej koszt. Dla mnie oznaczało to, że na studiach muszę utrzymać się sama. Dostawałam rentę po ojcu, zdobyłam stypendium, dorabiałam, gdzie się da, żeby jakość wiązać koniec z końcem.
Siostra tymczasem szybko poznała Kamila i zaszła w kolejną ciążę. Tym razem chłopak się oświadczył i wprowadził do mamy. Tyle tylko, że narzeczony mojej siostry pracował jedynie dorywczo. Za bardzo nie garnął się, żeby poszukać czegoś na stałe. W efekcie, po kilku latach mama miała na głowie trójkę dzieci i ich rodziców, którzy sami niewiele wnosili do rodzinnego budżetu.
Wyrzuciła mamę z domu
Kiedy mama przepisała Ewie nasz rodzinny dom z ogrodem i działki budowlane, które miała po babci? Zupełnie nie wiem, bo mnie nikt o tym nie poinformował. Dowiedziałam się dopiero, gdy zadzwoniła do mnie ciocia Monika, czyli siostra mamy.
– Ania, twoja mama jest u mnie. Twierdzi, że Ewa i Kamil kazali jej się wyprowadzić. Ponoć zagrozili jej eksmisją, bo planują sprzedać dom i wyjechać za granicę. Ty coś z tego rozumiesz? – usłyszałam wzburzone słowa w słuchawce.
– Co?
– No, wyrzucili ją z domu, bo prawnie jest ich. Mama twierdzi, że mają kupca i chcą jak najszybciej przeprowadzić transakcję.
– Ale jak to? A co z mamą? Gdzie ona będzie mieszkać?
– Nie wiem. Trzeba chyba zadzwonić do jakiegoś prawnika i dowiedzieć się, o co chodzi.
Okazało się, że ponad rok temu mama przepisała cały swój majątek Ewie, a mnie całkowicie pominęła. Jak się jej to udało? Prawnik wyjaśnił mi, że dom był po dziadkach, którzy podarowali go mamie jeszcze przed ślubem. Tata nie był formalnie jego właścicielem, dlatego mogła zrobić z nim, co chciała. A ona chciała oddać go swojej ulubionej córeczce, która przekonała ją, że i tak będą mieszkać w nim wspólnie.
Co teraz zrobię? Nie wiem. Mama całe życie faworyzowała Ewę, a mnie traktowała jak jakiegoś bękarta. Ale czy mogę ją teraz tak zostawić? Muszę jakoś walczyć, żeby jej pomóc.
Czytaj także: „Mój teść chętnie widziałby mnie w więzieniu i ja mu się nie dziwię. Przed jego córką ukrywałem swój prawdziwy zawód”
„Po wyjeździe dzieci na studia harcowaliśmy z mężem w łóżku jak w młodości. A teraz zostaniemy rodzicami w wieku 50 lat”
„Żona się załamała, bo nie mogliśmy mieć dzieci. Wiedziałem, że muszę ją ratować, a pomóc może tylko jedna decyzja”