Żaden rodzic nie chce wstydzić się za swoje dzieci, ale niektórzy zapominają, że to działa w dwie strony. Nigdy nie zrobiłem niczego, co mogłoby przysporzyć wstydu mojej matce, za to ona... mam wrażenie, że nigdy o mnie nie myślała.
Matka zarabiała pod latarnią
Nie chciałem, żeby ktokolwiek dowiedział się, jak zarabia na chleb. Wymyśliłem alternatywną prawdę, którą z dumą rozgłaszałem wśród kolegów. Jak na ironię, to tylko spotęgowało drwiny, bo i tak wszyscy wiedzieli, czym trudni się moja matka. Nawet nie starała się ukryć, że sprzedaje swoje ciało. Gdy dziś o tym myślę, trudno jest mi oprzeć się wrażeniu, że nawet była z tego dumna.
– Przyjedziesz w niedzielę na obiad? – zapytała mnie przez telefon matka.
– Nie wiem. Chyba nie – odpowiedziałem zdawkowo, nie chcąc zagłębiać się w szczegóły.
– Tak dawno mnie nie odwiedzałeś. W końcu zapomnisz, że masz matkę.
– Bez przesady. Przecież widzieliśmy się w ostatnie święta.
– Nie możesz do końca życia karać mnie za to, że robiłam, co musiałam, żeby zapewnić ci utrzymanie.
– To twoja opinia, mamo. Za nic cię nie karzę. Po prostu nie mam czasu. Muszę kończyć. Porozmawiamy kiedy indziej, dobrze?
Mówiłem prawdę. Moja obojętność nie była żadną karą. Ja po prostu wolę ograniczyć swoje kontakty z matką do absolutnego minimum i nie powinno jej to dziwić. Może ona woli żyć w świecie złudzeń i wmawiać sobie, że prostytuowała się, bo nie miała innego wyjścia. Fakty są jednak inne. Robiła to, bo lubiła zarabiać właśnie w taki sposób.
Pochodzę z rozbitej rodziny. Ojciec odszedł od nas tuż po moich narodzinach. Matka niewiele o nim mówiła, a on nie dążył do kontaktu ze mną. Nigdy go nie poznałem. Do dziś nie wiem, dlaczego wybrał życie bez zobowiązań. Pamiętam tylko, jak czasami płakałem w poduszkę.
W miasteczku, w którym dorastałem, nie byłem żadnym wyjątkiem. Wielu moich kolegów wychowywało się bez ojca. Niektórzy cierpieli z tego powodu bardziej niż inni. W końcu samotnej kobiecie trudno jest utrzymać dom. W odróżnieniu od nich ja nigdy nie zaznałem biedy. W domu nie brakowało jedzenia. Komornik nie groził nam zajęciem ostatniej rzeczy, która przedstawiała jakąkolwiek wartość. Chodziłem w markowych sneakersach, nie w dziurawych trampkach. A jednak przez rówieśników byłem wyszydzany bardziej niż inni. Wszystkie drwiny dotyczyły jednego – profesji mojej matki.
Koledzy wytykali mnie palcami
Już jako dziesięciolatek rozumiałem, czym się trudniła. Ona chyba myślała, że dzieci w tym wieku jeszcze nie wiedzą, czym jest seks. Może w jej czasach rzeczywiście tak było, ale nie w XXI wieku. Rozumiałem też, czym jest nierząd, choć wtedy zawód wykonywany przez matkę określałem znacznie wulgarniej. Skoro ja wiedziałem, co znaczy „zarabiać ciałem”, nie powinienem być zaskoczony, że wiedzą to także moi koledzy.
– Adaś, przypomnij mi. Skąd twoja mama ma pieniądze na takie drogie buty dla ciebie? – zapytał mnie kiedyś Marcin, mój kolega z klasy.
– Moja mama jest prezeską wielkiej firmy i dużo zarabia – odpowiedziałem z dumą. To była stworzona przeze mnie alternatywna wersja rzeczywistości. Zawsze, gdy ktoś mnie pytał, czym zajmuje się mama, udzielałem właśnie takiej odpowiedzi.
– Tak? A co to za wielka firma?
Na to pytanie nie byłem przygotowany. Musiałem coś szybko wymyślić, inaczej wydałoby się, że ściemniam. Akurat jadłem kanapkę z dżemem, więc wyobraźnia podsunęła mi jasny i klarowny obraz.
– Fabryka dżemów – rzuciłem i przywołałem jeszcze dumniejszą minę. O ironio. Jako dziesięciolatek wiedziałem, czym jest nierząd, ale nie miałem pojęcia, że fabrykę dżemów należy nazywać przetwórnią owoców.
– A powiedz mi, dlaczego twoja mama chodzi do tej fabryki dżemów ubrana jak jakaś ladacznica?
Nagle wszyscy w klasie wybuchnęli śmiechem. Wytykali mnie i krzyczeli, że moja mama pracuje pod latarnią. „To nieprawda! Moja mama jest prezeską!” – krzyczałem wściekły, a z oczu płynęły mi łzy. Zamilkli, dopiero gdy do sali weszła nauczycielka, ale gdy dźwięk dzwonka oznajmił koniec lekcji, wszystko zaczęło się od nowa.
Sprzedawała ciało, bo to lubiła
Urwałem się z lekcji. Nie mogłem słuchać tych drwin. Wróciłem do domu, wściekły i zapłakany.
– Co się stało, synku? – zapytała mnie matka, gdy zobaczyła, w jakim jestem stanie.
– Jeszcze się pytasz?! – wykrzyczałem jej w twarz. – Wszyscy śmieją się ze mnie, że zarabiasz ciałem!
– Dziecko! A skąd ty znasz takie pojęcie?
– Nie odwracaj kota ogonem, tylko powiedz mi, dlaczego to robisz!
– Bo jestem w tym dobra i lubię to, czym się zajmuję. Możesz mi wierzyć lub nie, ale mój zawód jest potrzebny. Gdyby było inaczej, klepalibyśmy biedę.
– Wielkie dzięki, mamo! Wszyscy wiedzą, co robisz i jestem pośmiewiskiem.
– Oj tam. Nie masz się czym przejmować. Rodzice twoich kolegów nie mogą kupić im takich ciuchów, jakie ja ci kupuję. Ich nie stać na komputer ani na wakacje, a nas tak. Widzisz? I tak jesteś górą. Pośmieją się i przestaną.
„Pośmieją się i przestaną”. Tylko tyle miała mi do powiedzenia. Moja matka nie widziała problemu w tym, co robi. Nie rozumiała, jak bardzo mnie krzywdzi. Naprawdę wierzyła, że markowymi ubraniami, wycieczkami i gadżetami może wynagrodzić mi wszystko, co mnie spotyka. To jednak nie było najgorsze.
Najbardziej dobijało mnie, że ta niegodna profesja była wyłącznie jej wyborem. Może gdyby rzeczywiście nie miała innego wyjścia, dziś patrzyłbym na to inaczej. W końcu tonący chwyta się brzytwy. Ona jednak miała wybór. Ma wyższe wykształcenie, głowę na karku i kiedy chce, potrafi być zaradna. Wolała jednak iść na łatwiznę. Kiedyś wyznała mi, że zaczęła zarabiać nierządem, gdy odszedł od nas ojciec. Była przyzwyczajona do wygodnego życia. Nie chciała z tego rezygnować. Wolała sprzedawać ciało, niż skalać sobie ręce pracą.
Nie mogłem tak żyć. Z domu wyniosłem się od razu po maturze. Wyprowadziłem się do innego miasta, gdzie nikt mnie nie znał. Znalazłem pracę. Rok później zacząłem studiować. Nigdy nie wybaczyłem matce tego, co mi zrobiła. Widuję ją tylko kilka razy w roku, a i tak czasami zastanawiam się, czy nie odwiedzam jej zbyt często. Widzę, że sprawia jej to ból, ale trudno. Kiedyś dokonała wyboru i teraz ponosi konsekwencje swojej decyzji.
Czytaj także:
„W walentynki miałem się oświadczyć, ale nakryłem Olę na rozgrzewaniu szefa do czerwoności. Zamiast męża, wolała awans”
„Wbiłam się w bardzo ciasną sukienkę, by na mój widok zaniemówił z wrażenia. A potem zaczął się cyrk i festiwal żenady”
„Mój ojciec na stare lata zwariował i przepisał majątek na Kościół. Ja klepię biedę, a proboszcz je z pozłacanych talerzy”