„Matka wytyka mi, że jestem idiotką, bo utrzymuję faceta. Ona idiotką nie była, oskubała z forsy całą hordę naiwniaków”

kłótnia matki z córką fot. Adobe Stock, JenkoAtaman
„Ja doskonale rozumiem, że ktoś taki jak moja matka po prostu nie jest w stanie poznać się na jego osobowości, wychwycić jego uroku. Przecież jedyny urok, który ona łapie, ma na imię mamona. Jeśli facet nie śmierdzi groszem, wtedy jedynie i po prostu śmierdzi. Lenistwem albo nieudacznością, albo brudem. Wszystkim naraz”.
/ 26.11.2022 19:15
kłótnia matki z córką fot. Adobe Stock, JenkoAtaman

– Łaskawie się ode mnie odczep! – krzyknęłam, choć w myśli użyłam ostrzejszego słowa.

Mamusia nie znosi przekleństw, ma się za kobietę delikatną, subtelną. „Jak ty mówisz, jak jakieś lumpy spod budki z piwem – a fe!” i robi tę swoją oburzoną minkę, trzepocząc przy tym sztucznymi rzęsami. A mnie śmiać się chce. Świętoszka się znalazła! Słówka okrągłe i gładkie jak jej naładowana botoksem gębusia, między słówkami zaś? Sama ohyda!

Kto dwa razy się rozwiódł, przejechał walcem również innych zakochanych facetów, oskubał ich z forsy i godności, jeśli nie owa „subtelna” pani? Oj, znam ja tę jej słodycz, to „łagodne” usposobienie matki. W istocie jest jak wąż: zimna, śliska, nieuchwytna. I kąsa śmiertelnym jadem.

Jak nie śmierdzi groszem, to po prostu... śmierdzi

– Nie zamierzam tego, moja kochana, akceptować. Nie zgadzam się, protestuję. Nigdy nie pozwolę, by moją córkę wykorzystywał jakiś pasożyt, śmierdzący leń, karykatura mężczyzny. To jest nie–do–pusz–czal–ne.

Ach te usteczka, na czerwono, w dzióbek.

– A o kim mówisz, jeśli można wiedzieć?

– Ty się, Oliwka, nie zgrywaj. Doskonale wiesz, o kim mówię.

– Nie mam pojęcia. Bo chyba nie o Filipie, moim chłopaku? Nie pasuje do niego żadne z określeń, których raczyłaś użyć.

– Nie?

– Nie. Filip bardzo ciężko pracuje, codziennie. Pisze powieść.

– Wiesz, od kiedy słyszę o tej jego powieści? Od pół roku! I co? Skontaktował się z jakimś wydawnictwem, pokazał to, co napisał, dostał zaliczkę? Na jakim ty świecie żyjesz, dziewczyno? Czasem wstydzę się sama przed sobą, że mam taką głupią córkę.

– Dzięki. Miło słyszeć.

– Wiem, że niemiło. Ale spójrz, jak to z boku wygląda. Ty się zaharowujesz, a on coś tam sobie pisze. Albo i nie pisze. Widziałaś? Czytałaś? Nagrywasz kamerą, co robi, gdy ciebie przez cały dzień nie ma w domu, bo ciężko pracujesz?

– Oczywiście, że nie nagrywam, za kogo mnie masz? A książkę przeczytam, jak skończy. Rozumiem, że nie chce pokazać czegoś, co jest jeszcze rozgrzebane, niegotowe.

On nigdy niczego nie skończy. Prawdopodobnie dlatego, że w ogóle nie zaczął. Pomieszka jeszcze u ciebie przez kilka miesięcy, pozwoli się karmić, poić i rozpieszczać jak piesek, a jak już wreszcie przejrzysz na swoje piękne oczy i powiesz dość, to znajdzie sobie następną kretynkę. Kto wie, czy nie kolejną. Kto wie, która ty jesteś w tej kolejce zaślepionych idiotek.

To wtedy właśnie chciałam jej odpowiedzieć: „Odp…dol się ode mnie”I od Filipa, który jest artystą, człowiekiem obdarzonym wrażliwością, fantazją, polotem. Talentem przede wszystkim. Ja doskonale rozumiem, że ktoś taki jak moja matka po prostu nie jest w stanie poznać się na jego osobowości, wychwycić jego uroku. Przecież jedyny urok, który ona łapie, ma na imię mamona. Jeśli facet nie śmierdzi groszem, wtedy jedynie i po prostu śmierdzi. Lenistwem albo nieudacznością, albo brudem. Wszystkim naraz.

Tak było z tym biednym Januszem, za którego, niestety, a szkoda, już nie zdążyła wyjść. Szkoda, bo gdyby został jej mężem, prawdopodobnie musiałaby mu pomóc, jak już popadł w te swoje tarapaty. Uszczknąć co nieco z uzbieranego na poprzednich mężach mająteczku. A tak – kopnęła go w dupę, niech sobie sam radzi, skoro sam zawinił. Pewnie zawinił, ja tam nie wiem, mało go znałam i głównie z opowieści. Spytałam tylko wtedy: „Nic naprawdę nie możesz dla niego zrobić? Jesteś bogata”. A ona mi na to: „Wcale nie. Nie na tyle, by ratować złodzieja”.

Złodzieja? Tak się co do niego pomyliła? A przedtem, jak na narty razem do Szwajcarii jeździli, do Grecji, Portugalii na lato, to był najcudowniejszy facet świata? Zaradny, przedsiębiorczy, mądry, odpowiedzialny? Nic nie wyczuła swoim małym noskiem, żadnego smrodziku?

Wszystko co ma, zawdzięcza facetom

– Czy tylko dlatego, że jestem twoją córką, masz prawo nazywać mnie idiotką, kretynką? Wydzierać się na mnie, ingerować w moją prywatność? Jestem dorosłą kobietą, żyję po swojemu.

– Po pierwsze – nie wydzieram się. Po drugie – strasznie dorosłą. Oliwko, ty się nie zachowujesz jak dorosła kobieta.

– Sorki, ale pracuję, zarabiam…

– To jeszcze nie świadczy o dojrzałości.

– …i to moja sprawa, na co wydaję pieniądze. Jeśli mam ochotę utrzymywać faceta, robię to. Równie dobrze mogłabym je rozdać. Albo zainwestować w przyszły lot w kosmos. Na przykład. Póki co, inwestuję w pisarza. Jestem przekonana, że robię coś dobrego. Wierzę w Filipa.

– Pozwól sobie jednak przypomnieć, że mieszkanie, w którym ten truteń się panoszy, kupiłam ci ja sama, jakoś nie dołożyłaś się do niego ze swoich wspaniałych zarobków. Nie spłacasz też dzięki temu żadnego kredytu jak większość ludzi w twojej sytuacji. Studia, dzięki którym zarabiasz dziś swoje „krocie” – w każdym razie tak ci się wydaje, że to krocie – też ja ci opłaciłam. Zachowujesz się jak pani swojego losu, ale wszystko, co masz, zawdzięczasz mnie. Może więc posłuchałabyś czasem, co mam ci do powiedzenia…

– Więc słucham. Ale nie wiem, do czego to może prowadzić, oprócz jedynie bólu wszystkich zębów naraz.

– Wiem, że cię boli. Przykro jest spojrzeć prawdzie w oczy.

– O tak, akurat ty wiesz o tym najlepiej.

– Ja? Co masz na myśli, Oliwio?

– Że nie patrzysz prawdzie w oczy, bo byłoby to dla ciebie nazbyt bolesne.

– Czyżby?

– Tak. „Dałam ci na mieszkanie, dałam ci na studia”. Wielka łaska! Jestem twoją córką, w dodatku jedyną. Miałaś, to dałaś. Nie dają ci, co nie mają.

– Ach tak?

– Tak. Ale ja nawet nie o tym. Wiesz, co mnie najbardziej w tobie wku…, wkurza? Że masz się za wielką feministkę, a tymczasem wszystko zawdzięczasz facetom.

– Mam się za feministkę z wielu różnych powodów, o których nie pora w tej chwili dyskutować. I bynajmniej nie wszystko zawdzięczam facetom. Przeciwnie, raczej sama sobie. I jestem od nich całkowicie niezależna, z czego chyba zdajesz sobie sprawę.

– Szczególnie finansowo!

– Tak, szczególnie finansowo.

Wolę być wykorzystywana niż wykorzystywać

– Mamo, nie bądź obłudna. Nienawidzę tej twojej hipokryzji. Myślisz, że nie wiem, ile zostawił ci tata?

– Zostawił to, co mi się należało.

– I Marek też?

– Marek też. A co? Może powinni mnie byli zostawić bez grosza? Może twój tata nie powinien był nawet płacić alimentów? Wielu tak robi. Ja – wywalczyłam swoje, a przy okazji twoje, to dla mnie powód do dumy.

– Ha ha. Obu zdaje się ty rzuciłaś! Skrzywdziłaś ich i może to ty im powinnaś płacić alimenty.

Co ty o tym wiesz?

– Coś tam wiem, coś tam słyszałam.

– Poza tym: jakie to ma znaczenie. Nie pozwoliłam potraktować swojej skromnej osoby jak głupią gęś. I dokładnie to samo radzę tobie.

– Dziękuję ci za twoje rady. Wolę swoją wersję feminizmu. Ja naprawdę nie zależę od żadnego mężczyzny. To Filip zależy ode mnie! Przynajmniej na razie. I wiesz co? Dobrze mi z tym.

– Super. Gratuluję.

– Bardzo dziękuję.

– Nie chce mi się już dłużej o tym gadać, Oliwko. W końcu rób jak chcesz, oczywiście masz do tego prawo. Tylko nie załamuj potem rąk, nie płacz, nie histeryzuj, nie żałuj. Bo zapewniam cię – jesteś wykorzystywana.

– Nie jestem. Ale nawet jeśli, lepiej być wykorzystywaną, niż wykorzystywać.

– Tylko nie zaczynaj od początku.

Machnęła ręką. Odczepiła się wreszcie. Na jak długo? Za dobrze ją znam.

Wracałam do domu przez park i myślałam o tym, by natychmiast po powrocie wyciągnąć na spacer Filipa. Za dużo pracuje, cały dzień przed komputerem, piątek, świątek, niedziela. Napisać powieść – nie mówiąc o talencie, jakiegoż to wymaga samozaparcia, jakiej wewnętrznej samodyscypliny. A ja? Koń w kieracie, od linijki do linijki, od godziny do godziny. Trzeba. Tak to jest, gdy się człowiek nie urodził artystą.

Lepiej dobrze zjeść, niż ładnie pachnieć…

– Zmęczony? – zawołałam już od wejścia.

– Bardzo! – Filip pokiwał głową.

– Bo pomyślałam, żeby wyjść na spacer.

– Ale ja głodny jestem.

– To może…

– To możemy pójść do knajpy. Ale najpierw, potem dopiero spacer.

W sumie, okej. I tak nic nie ma w lodówce, przez tę kłótnię z matką zapomniałam zrobić zakupów.

– Pizzeria? – zaproponowałam.

– Wiesz co, Oliwka? Zjadłbym coś bardziej konkretnego. Co tu mówić – kawał dobrego mięcha. Tam, gdzie byliśmy poprzednim razem, robią taką pyszną jagnięcinę…

A już myślałam, że wreszcie kupię te wymarzone perfumy. Trudno, najwyżej po następnej wypłacie. Lepiej dobrze zjeść, niż ładnie pachnieć…

– I wino też mają dobre. Trzeba to uczcić – skończyłem rozdział. Męczyłem się nad nim ze dwa tygodnie!

– Wspaniale! Opowiesz? Proszę! Jestem taka ciekawa, umieram z ciekawości.

– Wszystko w swoim czasie.

Za obiad zapłaciłam kartą. A potem pomyślałam, że kelner jest naprawdę czarujący. Tak się do mnie uśmiechał i tak ładnie patrzył mi w oczy. Przystojniak, zasłużył na godziwy napiwek. Jak tylko Filip oddalił się do kibelka, dyskretnie przeliczyłam gotówkę. Niech sobie chłopak ma! Wstałam i wyszłam, kołysząc biodrami.

Czytaj także:
„Teściowie uważali, że ciąża zrujnuje karierę ich córeczki. Walczyłem o swoje dziecko, ale 18-latka nikt nie traktował serio”
„Mąż dzwonił do matki raz na miesiąc, a dziadków w ogóle miał w nosie. Kpił z tego, że ja rozmawiam z rodziną codziennie”
„Jestem adwokatem od rozwodów i nie wierzę w miłość. Codziennie widzę zdrady i wojny. A przecież wszyscy się kiedyś kochali”

Redakcja poleca

REKLAMA