„Matka wysłała mnie na studia, a potem załatwiła mi pracę w bankowości. Tylko że ja chciałam mieszkać na wsi...”

kobieta, która marzy o tym, by żyć na wsi fot. Adobe Stock, fizkes
– Mowy nie ma! Zostaniesz w Warszawie, skończysz porządne studia i zrobisz karierę. To lepsze niż grzebanie się w gnoju! – wrzasnęła. Od tamtej pory nigdy już nie pozwoliła mi pojechać do wujka. Przypilnowała, bym po maturze złożyła papiery na marketing i zarządzanie, na wakacje wysyłała mnie za granicę.
/ 30.07.2021 09:08
kobieta, która marzy o tym, by żyć na wsi fot. Adobe Stock, fizkes

Nie lubiłam życia w mieście. Marzyłam, by przenieść się na wieś, ale brakowało mi odwagi. Głównie przez mamę, która przez lata skutecznie wybijała mi to z głowy. Ale jedna wyprawa wystarczyła, żebym zrozumiała, że właśnie tam jest moje miejsce…

Wszystko zaczęło się od telefonu wujka Stefana. A dokładniej od reakcji mojej mamy

Odłożyła słuchawkę i zatarła ręce.

– No, lepiej późno niż wcale – w jej głosie słychać było satysfakcję.
– O co chodzi? – zainteresowałam się.

Bardzo lubiłam najstarszego brata mamy. Był wesoły i serdeczny. Gdy chodziłam do szkoły, spędzałam u niego na wsi każde wakacje. To były najwspanialsze chwile w moim życiu. Marzyłam, że kiedy dorosnę, zamieszkam tam na stałe.

– Stefan zdecydował się na sprzedaż gospodarstwa! A myślałam, że już nigdy nie zmądrzeje. Tysiąc razy mu mówiłam, żeby po śmierci Tereski rzucił to wszystko i przeniósł się do miasta. I w końcu wyszło na moje – ciągnęła.
– Na pewno się nie przesłyszałaś? – przerwałam jej.
– Nie jestem głucha! Przed chwilą poprosił, żebym do niego przyjechała. Chce przed sprzedażą uporządkować rzeczy i podzielić pamiątki rodzinne – odparła.
– To może cię zastąpię? Akurat nie mam na ten weekend żadnych planów! – zaproponowałam.
– Naprawdę? To wspaniale! Wiesz, jak nie lubię tam jeździć – odetchnęła z ulgą.

Nienawidziła wsi. Uciekła do miasta tuż po ukończeniu szkoły średniej i potem rzadko odwiedzała rodzinne strony. Miałam wrażenie, że gdyby mogła, to najchętniej zapomniałaby o swoim pochodzeniu.

W sobotę późnym popołudniem dotarłam na wieś

Ten sam stary, obrośnięty bluszczem dom, te same, tylko trochę większe jabłonie, a za płotem bezkresne pola. Poczułam, jak robi mi się ciepło na sercu. Ostatni raz byłam tu, gdy miałam 18 lat. Zakochałam się wtedy w Marku, synu sąsiadów. Studiował na Akademii Rolniczej i miał głowę pełną ambitnych planów. Z wielką pasja opowiadał, jak to po skończeniu studiów ostro zabierze się do pracy i zamieni podupadające gospodarstwo rodziców w rentowne przedsiębiorstwo rolne.

Do dziś pamiętałam nasze potajemne schadzki i pocałunki, i wreszcie pierwszą noc… I plany, że kiedy zdam maturę, także pójdę na studia rolnicze. Przyjadę do niego na wieś, weźmiemy ślub i będziemy żyli długo i szczęśliwie. Niestety, zwierzyłam się z tych planów mamie. Dostała histerii.

– Mowy nie ma! Zostaniesz w Warszawie, skończysz porządne studia i zrobisz karierę. To lepsze niż grzebanie się w gnoju! – wrzasnęła.

Od tamtej pory nigdy już nie pozwoliła mi pojechać do wujka. I robiła wszystko, by pomysł o szczęśliwym życiu na wsi jak najszybciej wywietrzał mi z głowy. Przypilnowała, bym po maturze złożyła papiery na marketing i zarządzanie, na wakacje wysyłała mnie za granicę, a gdy skończyłam studia, załatwiła mi pracę w bankowości. Była z siebie taka dumna.

– Wszystko podałam ci na tacy. Doceń to! Ja mogłam tylko pomarzyć o takim starcie w dorosłość! – powtarzała na każdym kroku.

Próbowałam tłumaczyć, że to nie dla mnie, ale uparcie trwała przy swoim

A ja nie umiałam się zbuntować. Tkwiłam więc w tym cholernym banku, męczyłam się i modliłam, aby stało się coś, co odmieni moje życie. Wujek bardzo ucieszył się z mojego przyjazdu. Po chwili jednak posmutniał.

– Matka pewnie ci już powiedziała o moich planach – wykrztusił.
No właśnie, co się stało? Zawsze odgrażałeś się, że nigdy nie sprzedasz gospodarstwa. Że tu się urodziłeś i tu umrzesz. A tu nagle taka szokująca zmiana! Dlaczego? – dopytywałam się.
– Po prostu sam nie daję już rady. Może gdyby zdrowie mi dopisywało, tobym się jeszcze nie poddawał. Ale serce coś mi nawala. Lekarz powiedział, że powinienem się oszczędzać… – westchnął.
– A masz przynajmniej dobrego kupca?
– Tu akurat mi się poszczęściło. Chłopak, który chce kupić moją ziemię, to naprawdę dobry gospodarz. Kocha pracę na roli, zna się na tym i jestem pewien, że niczego nie zmarnuje. Zresztą, co ci będę opowiadać. To Marek. Pamiętasz go jeszcze? Swego czasu mieliście się ku sobie… – spojrzał na mnie znacząco.

Poczułam, jak oblewam się rumieńcem.

– Jasne, że pamiętam. Co u niego? Pewnie ma już żonę, dzieci. Minęło przecież prawie 10 lat – starałam się ukryć zmieszanie.
– Nie, jest ciągle sam. I kiedy się widzimy, zawsze o ciebie pyta. Chyba porządnie zawróciłaś mu w głowie – uśmiechnął się.
– E tam, tylko ci się tak wydaje. Po prostu jest miły i grzeczny. Było, minęło, nie ma o czym mówić… – wykrztusiłam i tłumacząc się zmęczeniem, powędrowałam do gościnnej sypialni na górze.

Nie chciałam, żeby wujek zobaczył, jak zaskoczyły, a jednocześnie ucieszyły mnie jego słowa

W nocy długo nie mogłam zasnąć. Myślałam oczywiście o Marku. O naszej miłości, obietnicach i planach wspólnej szczęśliwej przyszłości. Czyżby rzeczywiście o nich nie zapomniał? Im dłużej się nad tym zastanawiałam, tym bardziej byłam rozżalona. Dotarło do mnie, że zmarnowałam ostatnie lata swojego życia. Zamiast iść za głosem serca, realizować marzenia, trwałam w miejscu, którego nienawidziłam. I to tylko dlatego, że nie potrafiłam przeciwstawić się apodyktycznej matce. Poczułam, jak żal zmienia się w złość.

– Wybacz, mamo, ale nie zamierzam cię dłużej słuchać! – powiedziałam do siebie z mocą.

Gdy zasypiałam, już wiedziałam, co zrobię. Obudziłam się wczesnym rankiem. Byłam w znakomitym humorze. Gdy zeszłam na dół, wujek już krzątał się po kuchni.

– Mam nadzieję, że nie podpisałeś z Markiem żadnej umowy – zaczęłam.
– Jeszcze nie, a co?
– To nie podpisuj. Przynajmniej na razie.
– Dlaczego? – zdziwił się.
– Bo właśnie znalazłeś pomocnika. Może nie najlepszego, ale za to pełnego zapału i dobrych chęci – odarłam wesoło, wskazując na siebie.

Wujek na te słowa aż przysiadł z wrażenia.

– Zaraz, zaraz, chyba się przesłyszałem. Chcesz powiedzieć, że się do mnie przeprowadzasz? – nie dowierzał.
– Tak. I to w ciągu najbliższych dni. No chyba że mnie nie chcesz. Wtedy zabieram pamiątki i wracam do stolicy – zawiesiłam głos.
– Ależ chcę, i to nawet nie wiesz, jak bardzo! To najlepsza wiadomość, jaką ostatnio usłyszałem! – krzyknął i rzucił mi się rozradowany na szyję.

Po chwili jednak przycichł.

– Rany boskie, wiesz, że twoja matka nigdy ci tego nie daruje…
– Trudno. Ja już podjęłam decyzję. I jej nie zmienię – odparłam z pewnością w głosie.

Jak się zapewne domyślacie, mamie rzeczywiście nie spodobały się moje plany

Gdy usłyszała, że zamierzam rzucić wspaniałą pracę w banku i przeprowadzić się na wieś, dostała histerii. Zaczęła swoją starą śpiewkę o tym, jak to sobie żyły wypruwała, by zapewnić mi szczęśliwą przyszłość w wielkim mieście. I jaka to jestem niewdzięczna.

– Mamo, pomyliłaś swoje i moje życie. Ty nienawidziłaś wsi, ja ją kocham. Zrozum to wreszcie – tłumaczyłam. Jednak nic nie pomagało.
– Nawet nie wiesz, na co się porywasz. Za miesiąc wrócisz z podkulonym ogonem. Szkoda tylko, że zostaniesz bez pracy. Ale ja ci drugi raz nie pomogę. Zapamiętaj to sobie – oświadczyła lodowatym tonem, a potem odwróciła się na pięcie i zamknęła się w swoim pokoju.

Nie odzywała się do mnie przez kilka następnych dni. Chodziła tylko po mieszkaniu i rzucała mi wymowne spojrzenia. Miała zapewne nadzieję, że zmusi mnie w ten sposób do zmiany decyzji. A ja? Sama byłam zdziwiona, że jej dąsy nic mnie nie obchodzą. Uporządkowałam wszystkie swoje sprawy w pracy, spakowałam trochę najpotrzebniejszych rzeczy i tydzień później wyruszyłam na wieś. Im bliżej celu byłam, tym bardziej szczęśliwa się czułam.

Wujek znowu przywitał mnie bardzo serdecznie. Ale tym razem nie był sam. Czekał na mnie również Marek

Gdy go zobaczyłam, omal nie zemdlałam. Wyglądał o niebo lepiej niż wtedy, gdy byłam w nim szaleńczo zakochana.

– No cóż, musisz obejść się smakiem. Gospodarstwo zostaje w rodzinie – powiedziałam, siląc się na beztroskę.
– Rzeczywiście, na razie się nie udało. Ale może kiedyś… – Marek uśmiechnął się tajemniczo.

Do dziś zastanawiam się, o co mu wtedy chodziło. O ziemię? A może o mnie? A może o wszystko? Nie mam pojęcia. Jedno jest pewne – odnalazłam miejsce, gdzie wreszcie będę szczęśliwa. Moje życie zaczyna się od nowa. Wreszcie! 

Czytaj także:
Mój były mąż okazał się mordercą, ale to na mnie wszyscy wydali wyrok
Jestem samotną matką i mam raka. Jeśli umrę, syn trafi do domu dziecka
Iwona prawie rozwiodła się z mężem, ale zrezygnowała. Nie chciała wstydu

Redakcja poleca

REKLAMA