„Matka wykrzyczała, że żałuje, że jestem jej córką. Nienawidziła mnie, bo byłam podobna do ojca, który odszedł”

Matka mnie nienawidziła, bo przypominałam ojca fot. Adobe Stock, deagreez
„– Dopóki mieszkasz ze mną, masz się stosować do zasad. Chcesz być taka dorosła? Jeszcze zobaczysz, że to nie takie łatwe. Twój ojciec nie potrafił być odpowiedzialny, czemu ty miałabyś być inna? Ta sama krew, ta sama skaza”.
/ 16.05.2022 13:02
Matka mnie nienawidziła, bo przypominałam ojca fot. Adobe Stock, deagreez

Byłam skonana. Marzyłam o łóżku, ale nie wyglądało na to, żeby gra w karty miała się naszym gościom szybko znudzić. I jeszcze kopcili jak kominy fabryczne. Mogłabym im zabronić, nawtykać, ile wlezie, a nawet wyrzucić, gdybym była u siebie. Problem w tym, że nie byłam.

Kostek przygarnął mnie dwa miesiące temu

Na początku w ogóle nie przeszkadzały mi balangi do świtu, chaos panujący w mieszkaniu, brak reguł co do sprzątania, gotowania i spania. Nawet mi się podobało. Delektowałam się smakiem wolności. Mogłam robić, co mi się podobało. Nie to, co w moim rodzinnym domu.

– Gaś światło. Wiesz, która godzina? Jak myślisz, kto za to płaci? Krasnoludki? Noc jest od spania, a nie od czytania. I powiedz swoim kolegom, żeby raczyli się przedstawić, kiedy dzwonią. A w ogóle co to za obyczaje, żeby wydzwaniać do ludzi o jedenastej wieczorem?

I tak w kółko. Kompletnie nie mogłyśmy się z mamą porozumieć. Jakbyśmy pochodziły nawet nie z odmiennych światów, a wręcz z odległych o miliardy lat świetlnych galaktyk. Myślałyśmy, mówiłyśmy i ubierałyśmy się inaczej. Nawet jadłyśmy co innego! Ona nie umiała się uwolnić od kotletów schabowych z duszoną kapustą, a ja wolałam jogurty, sałatki i kiełki. Przecież to zdrowe jedzenie, ale niestety nie dla mojej matki.

– Jesteś chuda jak patyk. Zjedz coś porządnego – słyszałam.

Miałam wrażenie, że żyję pod jednym dachem z obcym, który bez przerwy mi to wypominał i krytykował.

– Dopóki mieszkasz w tym domu, masz się stosować do jego zasad. Pójdziesz na swoje, to będziesz robiła, co zechcesz, a wtedy przekonasz się, że to wcale nie tak łatwo wziąć życie we własne ręce. Twój ojciec nie potrafił być odpowiedzialny, czemu ty miałabyś być inna? Ta sama krew, ta sama skaza – znowu to usłyszałam.

Wciąż do tego wracała pełna zgorzknienia i rozczarowania, jakby zazdrościła mi młodości i wszystkich tych szans, które były jeszcze przede mną.

Próbowałam ją zrozumieć

Z jej punktu widzenia ojciec nie poradził sobie z dorosłością, z byciem mężem i rodzicem. Któregoś razu po kolejnej kłótni z matką wyszedł i już nie wrócił. Nawet nie próbowała go szukać. O tym, że żyje, świadczyły przysyłane nieregularnie pieniądze i pocztówki, które mama z uporem maniaczki darła na strzępy. Pieniądze odkładała na konto. Ostatni przekaz przyszedł właśnie dwa miesiące temu. I znów pojawiła się okazja, żeby przypomnieć mi, czyją jestem córką.

– Zostawił nas same. Niech nie myśli, że jakiekolwiek pieniądze to naprawią. Grosza nie tknę z jego brudnej kasy – stwierdziła z zawziętym grymasem twarzy. – Jednak tobie może kiedyś się przydadzą. Oczywiście jak zmądrzejesz i już będziesz wiedziała, co chcesz zrobić ze swoim życiem – jak zwykle znalazła powód, żeby mi dowalić.

Nie widziałam ojca od dziesięciu lat, a jednak nie umiałam być na niego zła. Najmilsze wspomnienia z dzieciństwa wiązałam z nim, a nie z matką. To tata się ze mną bawił, uczył pływać, czytał książeczki i opowiadał bajki na dobranoc. Przy nim pękałam ze śmiechu, a matka była surowa, poważna i zawsze psuła nam zabawę tekstami w stylu: „uważaj, bo ją utopisz”, „nie rozśmieszaj jej przed snem, bo nie zaśnie”, „nie dawaj jej słodyczy przed obiadem”.

Kiedy ojciec zniknął, z całego serca próbowałam mamę zadowolić i pocieszyć, lecz im bardziej się starałam, tym było tylko gorzej.

– Przestań! Nie zachowuj się jak on. Bądź poważna i odpowiedzialna – usłyszałam któregoś razu.

Nie umiałam. Wolałam się bawić, niż cały czas użalać się nad sobą i rodziną. Chciałam pamiętać tylko dobre chwile, a moja matka wręcz przeciwnie. Walczyłam z tymi myślami, ale coraz częściej przychodziło mi do głowy, że tata zwyczajnie uciekł od jej ciągłego gderania i zatruwania życia. Wyszedł na chwilę, żeby złapać oddech, uspokoić myśli i postanowił już nie wracać. A jeśli mu się nie udało? Całkiem prawdopodobne, że miał to gdzieś. Niby po co miał wracać? Żeby matka znowu ciosała mu kołki na głowie? Mogłam go zrozumieć. Ja też powoli zaczynałam mieć tego dosyć. Ona umiała tylko marudzić i krytykować.

Bardzo długo tuliłam uszy po sobie

Na początku z szacunku i miłości, bo nie chciałam jej zawieść, potem już tylko ze zwykłej wygody – milczałam i nie dyskutowałam. Ale jak długo tak można? Miałam dwadzieścia lat i całe życie przed sobą. Ona zaś traktowała mnie raz jak smarkulę, która bez jej światłej rady niczego nie zdziała, a raz jak przegraną kobietę stojącą nad grobem.

– Znowu nie wytarłaś podłogi po kąpieli. Nie jestem twoją służącą! Nie zmierzam po tobie sprzątać. Niby zdała maturę, a nie wie, jak się zachować w łazience. I co dalej? Żadnego konkretnego zawodu. Zamierzasz prosto z liceum trafić na bezrobocie? Pięknie! Proponowałam ci, że wkręcę cię do sklepu. W końcu jestem kierowniczką. Szukamy nowych ekspedientek – gderała po swojemu.

Nie zamierzam do końca życia stać za ladą. To nie dla mnie – z premedytacją ją sprowokowałam.

– Jasne, to nie kariera dla księżniczki. Dla mnie owszem. Ale kim ja w końcu jestem? Wyrobnicą, której nikt dobrego słowa nie powie – odpowiedziała.

Właśnie tamtego wieczora, dwa miesiące temu, nie wytrzymałam. Przelała się czara goryczy.

– A kiedy ostatnio powiedziałaś komuś dobre słowo? Zresztą gdzieś mam innych! Kiedy powiedziałaś mi coś miłego? Nie dziwię się, że ojciec uciekł. Zastanawiam się, czy kiedykolwiek ci na nim zależało, choćby w dzień ślubu. A co ze mną? Czasami myślę, że jestem dla ciebie jedynie obowiązkiem. Gdybyś się nie bała, co ludzie powiedzą, po odejściu ojca najchętniej oddałabyś mnie do domu dziecka! – wykrzyczałam prosto w jej zmartwiałą twarz.

– Jak śmiesz… – próbowała mi przerwać.

Bezskutecznie.

– A śmiem! Za bardzo ci go przypominam, wciąż to powtarzasz. Patrząc na mnie, widzisz ojca i natychmiast przypominasz sobie, co ci zrobił. Zostawił cię i porzucił! Mnie też, ale to już się nie liczy. Bo przecież moje uczucia i pragnienia nigdy cię nie obchodziły! Od dziesięciu lat próbuję cię zadowolić i wreszcie pojęłam, że nigdy mi się to nie uda. Jestem tylko jego córką!

– Moją też! – krzyknęła.

– Niestety!

– Niestety… – powtórzyła, lekko zdziwiona i oszołomiona.

Odczytałam to po swojemu i poczułam się, jakby mnie ktoś uderzył w twarz.

– Przynajmniej w jednym jesteśmy zgodne. Kompletnie nie możemy się dogadać – powiedziałam, z całych sił próbując się nie rozpłakać. – Pora przestać próbować – powiedziałam i wyszłam do swojego pokoju.

Zrobiła dwa kroki za mną, ale się rozmyśliła i wróciła do siebie.

Zaczęłam się pakować

Nie zamierzałam ani chwili dłużej spędzić w domu, w którym traktowano mnie jak zło konieczne. Matka nawet nie próbowała mnie zatrzymać. Trudno uznać za próbę pogodzenia słowa, które usłyszałam, trzymając już jedną rękę na klamce.

Jeżeli teraz wyjdziesz, możesz nie wracać. Nie przygarnę cię z powrotem. Radź sobie sama. Zobaczysz, jak to jest – bez pomocy i bez pieniędzy…

Przełknęłam ślinę. Były pieniądze od ojca, niby odkładane dla mnie, ale nie miałam dostępu do tego konta, a prosić się nie będę. Niedoczekanie. Dumnie uniosłam głowę.

– Wolę mieszkać na ulicy niż z tobą! – wygarnęłam jej po raz kolejny.

Nie odpowiedziała, a ja bałam się spojrzeć w jej twarz. Bałam się tego, co zobaczę w jej oczach. Zawziętość, ulgę albo co gorsza obojętność. Potem – kiedy już zbiegałam po schodach – krzyknęła jeszcze za mną.

– Mira, wracaj! – echo na klatce schodowej powtórzyło żałośnie jej słowa.

Za późno. Byłam przekonana, że zrobiła to na użytek sąsiadów. Nie stać mnie było na taksówkę, więc poszłam na przystanek. Nigdy wcześniej nie czułam się tak zagubiona i przestraszona. Łatwo wyjść, trzaskając drzwiami, tylko co potem. Ale już nie było odwrotu. Każdy wie, że kiedyś przyjdzie mu opuścić rodzinny dom. Szkoda, że ja musiałam zrobić to w taki sposób. I że zbyt często czułam się w domu jak kukułcze jajo podrzucone do cudzego gniazda. Było za ciasne, dusiłam się w nim, a innego nie miałam.

Łzy popłynęły dopiero w tramwaju. Ludzie przyglądali mi się ze współczuciem.

– Coś się stało, panienko? – jakaś starsza pani dotknęła mojego ramienia.

– Nie, nic takiego… – szybko otarłam oczy. – Wszystko w porządku – uśmiechnęłam się do niej z wdzięcznością.

Boże, obca osoba okazała mi więcej czułości niż własna matka… Zdecydowałam się pojechać do Kostka. Znając go, nie miałam wątpliwości, że bez oporów przyjmie mnie pod swój dach. Nie byliśmy parą, ale dobrze nam się gadało. Nieraz zwierzałam mu się z problemów z mamą. Jego rodzice wiele podróżowali w interesach i Kostek szybko się usamodzielnił. A gdy skończył osiemnaście lat, kupili mu mieszkanie i wyznaczyli coś w rodzaju miesięcznej pensji. Miał się tylko uczyć. A że był bardzo zdolny, miał dużo czasu na imprezy. Teraz przyszło mi cierpieć z tego powodu. Choć wiem, że po części robił to właśnie dla mnie, żebym nie miała za dużo czasu na myślenie, roztrząsanie i użalanie się nad sobą.

– Co jest, Mira? – zagadnął.

Zastał mnie w kuchni przy zmywaniu.

– A co ma być? – burknęłam.

– Sprzątam. Do jutra rana wszystko zaschnie i…

– Daruj sobie – przerwał mi. – Widzę, że jesteś wkurzona. Masz ich dość? – wskazał brodą pokój.

– To twoi goście. Nic mi do nich – odpowiedziałam ostrożnie.

Przecież nie mogłam w jego własnym mieszkaniu dyktować mu, kogo ma przyjmować i do której godziny.

– Jesteś zmęczona – stwierdził, przyglądając mi się spod oka. – Połóż się u mnie. Ja prześpię się na kanapie.

– A potem niby przypadkiem zapomnisz, że śpię w twoim pokoju i wylądujemy razem w jednym łóżku. Wybij sobie z głowy! – starannie przestrzegałam, by nasz przyjacielski układ nie zmienił się w coś bardziej intymnego.

Niepotrzebnie skomplikowałoby to sytuację. Kostek nie był święty, ale czułam przez skórę, że bardziej potrzebuje przyjaciółki niż kolejnej dziewczyny. Nie przyznałby się do tego, ale czasami musiał czuć się bardziej samotny niż ja.

– Wiesz, że znowu dzwoniła twoja matka? – mruknął.

Zesztywniałam. Nie wiem, skąd zdobyła numer komórki Kostka i dlaczego akurat jego. Nigdy o nim nie mówiłam w szczególny sposób. Był po prostu jednym z wielu znajomych.

– I co? – zapytałam.

– Standard. Szedłem w zaparte. Nie wiem, gdzie jesteś, co się z tobą dzieje, ale ona się martwi. Gotowa wyśledzić, gdzie mieszkam i sprawdzić…

– Nie wierzę, by się do tego posunęła. Co innego kilka telefonów po znajomych, żeby pokazać, jaką jest troskliwą mamusią. Co innego spuścić z tonu i zrobić coś więcej, zrezygnować z dumy, nie daj Boże wystawić się na pośmiewisko. Musiałoby jej zależeć.

– Może zależy?

Chciałam odpowiedzieć coś dowcipnego, ale w tym momencie rozległy się okrzyki z salonu.

– Mira, Kostek, chodźcie! Szybko!

Nie miałam ochoty ruszać się z miejsca, ale kolejny hałaśliwy rechot niemal mnie sparaliżował.

– Mira! To chyba twoja stara w telewizji! Chodź! W tym programie, gdzie szukają zaginionych owieczek!

Na sztywnych nogach podeszłam do drzwi. Gdzieś z dala, z bardzo daleka, jakby to dotyczyło kogoś obcego, dochodziły mnie komentarze.

– Widzicie? – ekscytowała się Hanka. – To na pewno jej matka! Zróbcie głośniej! Widziałam ją tylko raz, ale w życiu nie zapomnę. Tak mnie zmierzyła wzrokiem, aż zimno mi się zrobiło. Nie dziwię się, że cała rodzinka od niej uciekła…

– Ciekawe, kogo szuka matka Miry? Swojego męża czy córeczki? – kolejna osoba postanowiła zadrwić z niej i… ze mnie, uświadomiłam sobie.

I znowu wybuch złośliwego śmiechu. Chciałam wrzasnąć, żeby się zamknęli, że nie mają prawa śmiać się z mojej matki, ale kompletnie zaschło mi w gardle, bo ją zobaczyłam i w przeciwieństwie do Hanki z trudem ją rozpoznałam. Niby ona, ale gdzie podziała się jej duma, jej wyniosła postawa? Siedziała na brzeżku fotela, wygładzając nerwowo spódnicę na kolanach, i cicho odpowiadała na pytania dziennikarki. A oni wciąż się śmiali i komentowali. Kamera przeniosła się na innych gości w studio, a ci nie przestawali żartować. Ale podli ludzie!

– Zamknąć gęby! – wyręczył mnie Kostek. – Jeszcze jedno słowo, a wywalę was na zbity pysk.

– No, co ty, stary, pośmiać się nie można… – Hanka próbowała go udobruchać.

– Nie można! Wynocha, już was nie widzę! Koniec balangi – wskazał ręką drzwi.

Wzrok miał wściekły, a ton tak kategoryczny, że bractwo posłusznie zaczęło się zbierać do wyjścia.

– Dziękuję – szepnęłam, gdy zostaliśmy sami. – Nie chciałam, żeby słuchali, patrzyli na nią i na mnie, to zbyt… – nagle usłyszałam, załamuje mi się głos.

– Zbyt osobiste – znowu mnie wyręczył. – Ja też mam wyjść?

– Nie, zostań. Trochę się boję… sama nie wiem czego, po prostu… – pokręciłam bezradnie głową.

Usiadł obok mnie na kanapie i objął.

– Kiedy zrozumiesz, kim są twoim rodzice, do czego są zdolni dla ciebie albo wbrew tobie, dorastasz. Ja dojrzałem w wieku trzynastu lat, kiedy moi starzy po raz pierwszy wyjechali i zostawili mnie na pół roku pod opieką jakieś obcej babki. Od tamtej pory nic się nie zmieniło, nadal mają mnie w dupie. Dorastanie, mała, nie jest przyjemne, jest przerażające. Nic dziwnego, że się boisz.

– Dorastanie? – powtórzyłam zdziwiona.

Kamera znów pokazywała moją matką. Wzięłam pilota i zrobiłam głośniej.

– Gdyby przypadkiem, pani córka oglądała ten program, co chciałaby jej powiedzieć? – zapytała dziennikarka łagodnym, pełnym współczucia głosem.

Myślałam, że jest z żelaza, że nie ma uczuć, a teraz siedziała tam taka krucha, niepewna, samotna, nerwowo miętosząc w rękach chusteczkę.

– Powiedziałabym jej, że… – zawahała się, spuściła wzrok na dłonie, zacisnęła je z determinacją, podniosła głowę, spojrzała prosto w kamerę, prosto w moje oczy, i dokończyła: – Wracaj Miruś, wracaj, córeczko. To nieprawda, że jesteś dla mnie tylko obowiązkiem. Jesteś dla mnie wszystkim – przełknęła ślinę i przetarła oczy. – Wszystkim, co mi zostało, kiedy twój ojciec… Zawsze zależało mi na twoim szczęściu i dobru. Może nie umiałam tego okazać, ale to prawda. Jestem inna niż ty, ale przecież to nie znaczy, że nie możemy się porozumieć. Wybacz mi to, co powiedziałam. Nie myślałam tak… A ty, przecież ty też nie mówiłaś poważnie, prawda? Nie mogłaś na poważnie myśleć, że ja… – urwała, patrząc zaczerwienionymi oczami. – Wróć i porozmawiajmy, proszę.

– Boże! – jęknęłam, gdy program się skończył, a ja przypominałam sobie wszystko, co jej mówiłam. – Kostek, ona stanęła przed kamerami, przełamała wstyd, schowała dumę do kieszeni, a ja oskarżałam ją o takie rzeczy, że strach! Wstyd mi. Okropnie mi wstyd. I co ja mam teraz zrobić?

Kostek wziął z moich dłoni pilota i wyłączył telewizor.

– Wróć. – Pogłaskał mnie po twarzy. – Po prostu wróć i porozmawiaj z nią.

– Ale to boli… – wykrzywiłam usta w podkówkę. – Dowiodła, że mnie kocha, ale wciąż pamiętałam, jak mnie krytykowała i próbowała zmienić.

– Może się bała, że odejdziesz jak twój ojciec, którego chyba bardzo kochała. Ale nie wiem na pewno. Mogę się tylko domyślać, że był jedynym szaleństwem w jej uporządkowanym życiu i drogo za to zapłaciła. Zostałaś jej tylko ty, tak podobna do niego. Starała się ciebie zatrzymać, a zarazem nauczyć samodzielności. To drugie jej się udało… – odgarnął lok z mojej twarzy i założył za ucho. – Znalazłaś pracę, a odkąd się pojawiłaś, moje mieszkanie zaczęło wreszcie przypominać dom. Zawiesiłaś firanki, napełniłaś lodówkę, uruchomiłaś pralkę i odkurzacz, uratowałaś od zapomnienia żelazko, ale nie to jest najważniejsze…

– A co? – spytałam szeptem.

– Od dwóch miesięcy mam komu mówić „dobranoc” i dzień dobry”, mam z kim jeść śniadania i kolacje, mam się z kim śmiać, oglądać telewizję, sprzątać i robić zakupy. Ktoś się martwi, żebym nie zmókł na deszczu i się nie przeziębił, ktoś każe mi nosić czapkę w upał, żebym nie dostał udaru, ktoś każe mi wynosić śmieci i sikać na siedząco. Myślisz, że chcę to stracić? Ale nie pora na wyznania, nie teraz. Nie chcę budować czegoś nowego i pięknego na gruzach czyjejś miłości. Wróć i porozmawiaj z mamą. Pogódź się z nią. Zapytaj, co jest prawdą. A ja poczekam na ciebie.

W ten sposób na własnej skórze przekonałam się, że dorastanie może być bolesne. Wrócę do mamy, porozmawiam z nią, ale nie wyprowadzę się od Kostka. Być może potrzebuje mnie więcej niż jedna osoba.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA