„Matka ukrywała partnera przed synem. Nie chciała, żeby był zazdrosny o jej miłość. Przez wiele lat zastępował jej męża”

Matka traktowała syna jak męża fot. Adobe Stock, Drazen
„– Tak? To dlaczego bardziej przeżywa pan romans mamy niż jej śmierć? Dlaczego to rzutuje na pański związek? Nie musi pan mi odpowiadać, niech pan odpowie sobie. Odezwał się dopiero po chwili. – Nie zniósłbym opowiadania o tamtych czasach – przyznał. – Nawet o tym nie myślę”.
/ 12.09.2022 07:15
Matka traktowała syna jak męża fot. Adobe Stock, Drazen

Tyle się naczekałam na wiosnę, a teraz mogę ją oglądać tylko z okien. Czemuż nigdy nie zainwestowałam w lornetkę?

– Jak słowo daję – zrugała mnie Anda, gdy spotkałyśmy się pod śmietnikiem. – Chciałabym mieć takie kłopoty!

Zdążyłam tylko pomyśleć, że gdy się stoi przepisowe półtora metra od siebie, trudno prowadzić normalną rozmowę, kiedy Anda wyznała teatralnym szeptem:

– Co ja mam powiedzieć? Miesiącami przędłam internetowy romans, miał mnie właśnie odwiedzić, a tu wprowadzili zakaz.

– Nawet się nie zająknęłaś – syknęłam, przykładając zwinięte dłonie do twarzy.

– Pani zabiera te ręce – wymierzyła we mnie paluch. – Gdzie w ogóle są rękawiczki? W tym wieku nawet maseczka powinna być obowiązkowa!

Wzruszyłam ramionami: nie chce mówić, to nie

Wchodziłam już do klatki, gdy zawołała: „Zadzwonię za dziesięć minut!”.

– Nie mówiłam nic, bo nie chciałam zapeszyć – wyjaśniła przez telefon. – Poza tym i tak wszyscy się śmieją, że jestem kochliwa.

– A jaka masz być? Przecież ledwo skończyłaś trzydziestkę, dziewczyno! Gadaj, co to za jeden?

Okazało się, że Tomasz, informatyk z Wrocławia. Spotkali się w marcu na koncercie w Gliwicach. Było tak romantycznie. Teraz miał przyjechać tutaj… Ale przydarzyła się pandemia.

– Jak kocha, to poczeka – pocieszyłam.

Słabo, bo słabo, ale komu jak nie starszej pani wypada rzucać takie teksty? Przez te rewelacje w nocy przyśniło mi się, że siedzę w poradni i wchodzi przystojny brunet. Przedstawia się jako Tomasz i prosi o rady, jak omotać dziewczynę poznaną przez internet. Po czym jedną ręką kładzie przede mną na biurku kartkę i długopis, drugą – wyciągniętą zza pleców siekierę. I oświadcza, że mam kwadrans. Tym razem ucieszyłam się, gdy Adelka mnie zbudziła.

– Doskonały timing, kochanie – pochwaliłam, sypiąc jej do miseczki karmę.

Mruknęła zachęcająco, nie odrywając się od posiłku. W sumie może i dobrze, że dziś jadę do poradni tylko po to, by zabrać swoje papiery? Jeszcze wczoraj martwiłam się, że na razie koniec z przyjmowaniem pacjentów, a dziś dostrzegam w tym dobre strony… Albo tak się przejęłam snem, albo zaczyna mi się udzielać powszechna panika. To byłoby fatalne, więc w drodze do poradni starałam się wynajdować dobre strony stanu epidemii. Na przykład opustoszałe ulice – czy to nie luksus dla kierowcy? Na biurku czekała na mnie kartka: „Wszystkiego dobrego, przede wszystkim zdrowia, Agato! Mam nadzieję, że wkrótce wznowimy współpracę. Anatol. PS Pamiętasz Dawida, który był u Ciebie w minionym miesiącu? Zapisał się do mnie na terapię :) Co się odwlecze, to nie uciecze. Dobra robota, dziewczyno!”.

Usiadłam na fotelu, wyjęłam z szuflady dokumenty, cały czas myśląc o wiadomości od kolegi.

Czy pamiętam Dawida?

Jakby tu był! Wszedł skrępowany i niepewny. Najpierw się sobie przedstawiliśmy, potem tradycyjnie zapytałam, co sprowadza go do poradni.

– Chciałbym z kimś porozmawiać – zaczął. – Z kimś, kogo już więcej nie spotkam, rozumie pani?

– Rozumiem – uśmiechnęłam się. – W książkach najczęściej jest to współpasażer w pociągu lub w samolocie, prawda?

– Chyba tak – westchnął. – Tyle że kto dziś podróżuje pociągami? A samoloty tanich linii nie dość, że są głośne, to jeszcze mają po trzy siedzenia w rzędzie i na ogół przynajmniej jedno z nich zajmuje płaczące dziecko.

– Coś w tym jest – przyznałam.

– Moja mama zginęła w wypadku dwa miesiące temu – opowiadał. – Teraz porządkuję jej mieszkanie. Właściwie nasze, tam się wychowałem; dopiero od dwóch lat mieszkam w Gdańsku ze względu na pracę.

Złożyłam kondolencje, podziękował zdawkowo.

– Powinna pani wiedzieć, że byliśmy sobie ogromnie bliscy – powiedział w końcu. – I nie chodzi o to, że jestem wychuchanym maminsynkiem… Po prostu razem przeszliśmy piekło – tak, to dobre określenie. Przeszliśmy piekło i mogliśmy liczyć na siebie w każdej sytuacji. Wiedziałem, że mama nigdy nie zawiedzie, i mam nadzieję, że miała takie samo zdanie na mój temat.

Poprosiłam, by doprecyzował „piekło” .

– Mój ojciec był alkoholikiem – skrzywił się. – Wysoko funkcjonującym. Na zewnątrz dyrektor sporej instytucji państwowej, w czterech ścianach psychopata. Nie lubię o tym opowiadać. Czytała pani „Dr. Jekylla i Mr. Hyde’a”?

Skinęłam głową, a wtedy Dawid stwierdził, że mam wystarczający obraz.

Po prostu byliśmy z mamą towarzyszami broni – dodał. – Ona, oczywiście, wyższym rangą. Dopiero gdy ojciec rozwalił się samochodem, zaczęliśmy normalnie żyć. Na początku było ciężko, ale po sprzedaży domu ogarnęliśmy temat: zmieniłem szkołę, zacząłem planować studia, mama uzupełniła wykształcenie i znalazła świetną pracę. To było niezwykle wyzwalające… – zamyślił się. – Zmieniło się wszystko, oprócz tego, że wciąż byliśmy dla siebie nawzajem opoką.

– I teraz pana matka nie żyje, tak?

– Jakieś cholerne fatum – zacisnął pięści. – Rozjechał ją pijany kierowca. Na pasach!

Faktycznie, fatum – pokiwałam głową. – I wielka strata.

– Radziłem sobie z tym, powoli, ale sobie jakoś radziłem – powiedział. – Nie jestem sam, mam dziewczynę, myślimy o ślubie. Rzecz w tym, że… – zacukał się, by w końcu wybuchnąć: – Okazało się, że wcale mamy nie znałem! To ja od roku bałem się jej powiedzieć, że kogoś mam, bo nie wiedziałem, jak to przyjmie, a ona się cały czas spotykała z jakimś facetem. Znalazłem w domu ich zdjęcia, jakieś prezenty z dedykacjami, w szafie była nawet jego bielizna!

– I jak pan się z tym poczuł? – zapytałam.

– A jak miałem się czuć? Jak oszukany i niegodny zaufania frajer.

Matka prowadziła sekretne życie

– Była dojrzałą kobietą – przypomniałam. – Rzadko się zdarza, by matki zwierzały się dzieciom, nawet dorosłym, ze swojego życia intymnego.

Ale my sobie wszystko mówiliśmy, rozumie pani?

– Przyjmuję do wiadomości – oznajmiłam powoli, by złapał różnicę. – Ale nie uważam tego za normalne. Każdy powinien mieć sferę prywatności, nawet w małżeństwie, a co dopiero w relacji rodzic – dziecko. Poza tym to, że mówiliście sobie wszystko, to niezupełnie prawda. Sam pan przecież przyznał, że zataił przed matką istnienie narzeczonej…

– Przecież bym jej w końcu powiedział!

– Co właściwie pana powstrzymywało? – zapytałam. – Przecież to zwykła kolej rzeczy, że dorosłe dzieci wiążą się z innymi ludźmi…

Westchnął zrezygnowany.

– Nie chciałem, by mama poczuła się mniej ważna, odstawiona na boczny tor. Ukrywałem Aśkę dla jej komfortu psychicznego.

– Hm… Nie przyszło panu do głowy, że mama trzymała swój związek w tajemnicy z podobnych powodów? Bo mogła zakładać, że poczuje się pan odrzucony?

Po raz pierwszy miałam wrażenie, że naprawdę mnie słucha. Przez chwilę patrzył w okno, a potem ukrył twarz w dłoniach.

– Sugeruje pani – spytał, gdy już trochę się pozbierał – że mama mogłaby mi powiedzieć prawdę, gdyby wiedziała, że mam Aśkę?

– Niczego nie sugeruję, ale sam pan przyzna, że taka opcja istnieje.

– Chciałem tylko ją chronić.

– Zastanawiał się pan kiedyś, przed czym konkretnie? – zapytałam. – Skoro po śmierci ojca mama zrobiła karierę i wiodła ustabilizowane, dostatnie życie?

Jego matka wyszła za mąż bardzo młodo

W zasadzie trochę przez niego, bo była już w ciąży. Może gdyby zdążyła lepiej poznać ojca, zobaczyć jego prawdziwą twarz pod maską czarującego człowieka sukcesu…

– Poczuwa się pan do odpowiedzialności za wybory rodziców? – zdziwiłam się.

– Może trochę… Trudno się nie poczuwać. W każdym razie uważałem, że po tych wszystkich strasznych latach mamie należy się miłość i szczęście. I zrobiłem, co w mojej mocy, by jej to zapewnić.

Po tym wyznaniu byłam już właściwie pewna, że problem Dawida jest dużo większy niż jego niemożność pogodzenia się z okrytym tajemnicą związkiem matki. Brał na siebie odpowiedzialność za sprawy, na które nie mógł mieć wpływu, był nadopiekuńczy, odsuwał swoje potrzeby, dążąc do wymyślonych priorytetów… Wszystko to wskazywało jasno, że potrzebuje pomocy. Po kolei.

– Zatem jednego może pan być pewien – pana matka kochała, była kochana i wszystko wskazuje na to, że była szczęśliwa.

Spojrzał zdziwiony.

– Myśli pani?

Uśmiechnęłam się i skinęłam głową w odpowiedzi.

– Pańska narzeczona nie uważa podobnie?

– Nie powiedziałem Aśce, co znalazłem u mamy – wzruszył ramionami. – Nie wiedziałem jak… To takie dwuznaczne.

– Co jest dwuznacznego w tym, że dwoje dorosłych ludzi jest sobie bliskich? – zaskoczył mnie.

– W sumie nie wiem. Poza tym… Teraz, po tym odkryciu, jestem chyba ostrożniejszy, jeśli idzie o zaufanie wobec kobiet. Skoro mamy nie rozgryzłem, to co dopiero Aśkę. Nie ma się co spieszyć.

– Panie Dawidzie, mam pytanie, które może wydawać się bez związku z problemem, ale moim zdaniem odpowiedź na nie jest bardzo ważna: czy kiedykolwiek był pan na terapii w związku z dzieciństwem spędzonym w rodzinie alkoholowej?

– Nie, po co? – zdziwił się. – Sprawę alkoholizmu mam odfajkowaną: nie biorę świństwa do ust, a straconych lat i tak nikt mi nie wróci.

– To nie jest takie proste, mówi się przecież o współuzależnieniu. Tworzą się mechanizmy obronne umożliwiające przetrwanie i one niestety zostają jako schematy zachowań.

– To jakieś bzdury! – żachnął się.

– Proszę odpowiedzieć sobie na pytania: ile osób z grona pańskich znajomych ma tak ścisły związek z rodzicem, jak pan miał z matką? Czy jest szansa, by kiedykolwiek nawiązał pan podobnie głęboką więź z narzeczoną? I co z zaufaniem, które jest dla pana tak deficytowym towarem?

– To są psychologiczne teorie...

– Tak? To dlaczego bardziej przeżywa pan romans mamy niż jej śmierć? Dlaczego to rzutuje na pański związek? Nie musi pan mi odpowiadać, niech pan odpowie sobie.

Odezwał się dopiero po chwili.

– Nie zniósłbym opowiadania o tamtych czasach – przyznał. – Nawet o tym nie myślę.

– Mówi się, że dziecko, które dorasta w takich warunkach, przywdziewa zbroję rycerza – przypomniałam sobie. – W zbroi można przetrwać, ale nie da się żyć.

Jak w ogóle wygląda terapia? Tak tylko pytam, z ciekawości, żeby nie było.

– Mój kolega prowadzi takie zajęcia. Tutaj, w tym gabinecie – sięgnęłam do pojemnika na biurku i podałam mu informator poradni Anatola. – To dobry fachowiec, jeden z najlepszych.

Niech da sobie pomóc

Gdy Dawid wyszedł, zastanawiałam się, czy to aby na pewno sukces, gdy pacjent opuszcza gabinet, nie myśląc o problemie, z którym przybył, bo jego umysł zaprząta już całkiem inna kwestia. Teraz dzięki wiadomości od Anatola miałam odpowiedź – Dawid był gotów na krok do przodu.

Już w samochodzie, jadąc pustymi ulicami, przypomniałam sobie jego słowa, że matka nie miała dość czasu, by lepiej poznać przyszłego męża. Pomyślałam, że może i Andzie tymczasowe odłożenie romansu w świat wirtualny nie zaszkodzi… Zawsze dobrze poznać kogoś lepiej.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA