„Matka trzymała ojca krótko, a on był na każde jej skinienie. W końcu nie wytrzymał musztry i role się odwróciły”

Mężczyzna, który postawił się żonie fot. Adobe Stock, Budimir Jevtic
„Trudno było sobie wyobrazić tatę wyczyniającego jakieś wariactwa, to najspokojniejszy człowiek na świecie! Mama, owszem, na co dzień potrafi odstawić niezły cyrka, to urodzona artystka, ale tata – ten biedny, stłamszony od zawsze, staruszek?!”.
/ 03.03.2022 09:55
Mężczyzna, który postawił się żonie fot. Adobe Stock, Budimir Jevtic

Nienawidzę nocnych telefonów. Miałem nadzieję, że Kornelia odbierze, ale tylko naciągnęła kołdrę na głowę i odwróciła się na drugi bok… A tyle się gada o wsparciu w małżeństwie!

– Szymon, to ty? – usłyszałem w słuchawce głos mamy. – Masz wolną chwilę?

Dziwne pytanie o pierwszej w nocy… Niby co miałbym robić? Układać puzzle?

– Zależy, o co chodzi – odparłem asertywnie, bo najwyraźniej miałem wybór.

– O to, że twój ojciec zupełnie zgłupiał na starość! – parsknęła ze złością. – Chcę, żebyś przyjechał i pogadał z nim, bo ja już nie mam siły.

Zapytałem o szczegóły, ale stwierdziła, że to nie na telefon a już na pewno nie o takiej porze! Mam się zjawić, to chyba nie tak dużo – pokonać sto kilometrów, żeby pomóc starej matce, gdy mnie potrzebuje, prawda?

– Postaram się w weekend – położyłem uszy po sobie. – Dzieciaki i Nela…

– Wolę, żebyś był sam – przerwała mama. – Jak zobaczysz, co ojciec wyprawia, przyznasz mi rację.

Byłem ciekaw. Trudno było sobie wyobrazić tatę wyczyniającego jakieś wariactwa, to najspokojniejszy człowiek na świecie! Mama, owszem, na co dzień potrafi odstawić niezły cyrk, to urodzona artystka, ale tata – ten biedny, stłamszony od zawsze, staruszek?!

– Pewnie odmówił jedzenia jej tłustych zup – wzdrygnęła się Nela rano, gdy jej wszystko opowiedziałem. – Albo noszenia skarpet do sandałów.

Obiecałem żonie, że wszystko jej opowiem po powrocie. Może sobie mama robić tajemnice, ale, było nie było, wszyscy już od dawna jesteśmy rodziną! Zresztą i tak pewnie będzie z tego kupa śmiechu!
Albowiem moja rodzicielka jest, jakby to delikatnie ująć, apodyktyczna. Ma swój pogląd na wszystko i jest to zawsze jedyny słuszny pogląd. Kto się z nią nie zgadza, jest głupcem, jeśli popada w recydywę – wrogiem.

Od najmłodszych lat uważałem, że nie warto z nią dyskutować, trzeba robić swoje i najlepiej się z tym nie afiszować. Niech się mamusi zdaje, że orkiestra gra, tak jak ona dyryguje. Metodę najprawdopodobniej przejąłem w drodze osmozy od ojca, o ile jednak dorosłem i mogłem się wyprowadzić na swoje, on wciąż tkwił przy wszechwładnej żonie, z czasem robiąc się coraz bardziej przezroczysty. Podlegał całkowitej kontroli.

I ja miałem uwierzyć, że ten człowiek zwariował?!

Kiedy w sobotę rano dotarłem na wieś, wszystko wydawało się w największym porządku, no, może trawnik nie był ostatnio koszony, ale to mu tylko na dobre wyszło, bo i tak było sucho. Mama siedziała w kuchni, wyraźnie przybita. Poinformowała mnie, że ojciec, jak zwykle, jest w stodole i, proszę bardzo, mogę sam iść zobaczyć, co ten stary wariat wyprawia.

Na Boga, o co tyle szumu? Tata po prostu znalazł sobie najwyraźniej nowe hobby! Zawsze lubił majsterkować, a teraz zajął się rzeźbą w kamieniu.

– Cześć, tatuś – przywitałem się. – Co to będzie?

– A nie widać? – odłożył dłutko i młotek. – Mój nagrobek, synu, mój własny.

Ha, faktycznie, gdy się przyjrzałem lepiej, zauważyłem litery wypisane na kamieniu przy pomocy szablonu. A dokładnie, imię, nazwisko i datę urodzenia ojca.

– Już się wystraszyłem, że tę drugą datę też wpisałeś – zaśmiałem się niezbyt mądrze.

Byłem jednak w lekkim szoku.

– Mam nadzieję, że ty to zrobisz. W końcu nie jesteś aż taki lewus, żeby nie podołać.

– Dzięki. Zawsze mnie motywowała twoja wiara w moje siły.

Podsunąłem sobie taboret i usiadłem przy nim, przypatrując się, jak zgrabnie mu idzie robota. Miał chłop talent, przymierzał, puk, puk młoteczkiem i kamień, choć wściekle twardy, ustępował. Zawsze wydawało mi się to diabelnie trudne, a tu proszę, żadnych rys, pęknięć, latających odłamków.

– Mogę spróbować? – spytałem.

– A chciałbyś? – ojciec spojrzał z zainteresowaniem. – Tam, koło piły leży mój pierwszy kamień, który spaprałem. Możesz sobie przynieść, to taki brudnopis – zaśmiał się.

Przyniosłem, przygotowałem sobie stanowisko pracy i przejęty, wziąłem młotek w dłoń. Wtedy ojciec przypomniał mi, że nie naszkicowałem wzoru. Kopiowym ołówkiem wypisałem na kamieniu swoje imię i zabrałem się do pracy.

– Nie na chama, Szymuś – tata spojrzał mi przez ramię. – Siłą z kamieniem nie wygrasz, jest mocniejszy. Musisz go wyczuć, jak kobietę…

Fachowiec od bab, myślałby kto…

– Zobacz, jak idzie żyła, puknij lekko… Spróbuj z drugiej strony. No, widzisz?

Stał nade mną, przez szpary w deskach stodoły wpadało światło. Przez chwilę poczułem się, jakbym znów był dzieckiem, a on wielkim, niedościgłym mistrzem, który wie wszystko i nauczy mnie tego.

– Teraz będziesz dziecku mącił w głowie?! – usłyszałem spod wrót stodoły głos matki. – Wstawaj, Szymek, raz, raz…

– Ale mamo – usiłowałem bronić ojca. – Przecież tato nie robi nic złego!

– Nie?! A to, że całą rodzinę wystawia na pośmiewisko nie wystarczy?!

– Tylko ciebie, zdradziecka kobieto. Powinienem był już dawno się zorientować, jakie z ciebie ziółko!

Szczęka mi opadła. Czy to powiedział mój spokojny tato? Okazało się, że jakiś czas temu matka postanowiła wykupić dla nich obojga miejsce na cmentarzu. „Nikt nikogo żywcem nie będzie grzebał, ale przezorny zawsze ubezpieczony” – i takie tam.

– Zgodziłem się, a ona kupiła kwaterę obok Kornela! Pamiętasz go? Taki jąkała!

– Wcale się nie jąka, tylko peszyła go twoja obecność! – zaprotestowała matka.

– Pierdoła i tyle! Ale twoja mamunia robiła do niego maślane oczy i wymyśliła sobie, że chociaż po śmierci się przytuli!

Przecież oni mają po siedemdziesiąt lat!

– I jeszcze nagrobek zamierzała zamówić, taki sam jak mają Kornelowie. Osiem tysięcy złotych wywalić po to, żeby mieć seryjny kicz, jak ten palant! Żeby nikt się nie pokapował, gdzie się kończy Kornelek, a zaczynam ja – stwierdził ojciec zjadliwie. – Może ją wsadzą przez pomyłkę do tego samego kotła w piekle, co tego urzędasa, a ja wyląduję z jego ślubną w chórze anielskim? Po moim trupie!

Tata kupił kamień, komplet dłut i postanowił sam sobie zrobić nagrobek. Zawsze tańczył, jak mu zagrali, ale po śmierci będzie żył, jak chce!

– Wszyscy się będą z nas śmiali, Szymuś – biadoliła mama. – Z was też, gdy przyjdziecie nas odwiedzić w Zaduszki.

– Pewnie, że będzie śmiesznie, jak ja będę miał artystyczną robotę, a ty chłam z magazynu – wzruszył ramionami ojciec. – Zdecyduj się, kobieto, czy wolisz mnie, czy Kornela? Jeszcze cię mogę dopisać, miejsce jest...

Matka złapała się za głowę i uciekła ze stodoły, a ojciec podał mi młotek.

– Nie martw się, Szymek – powiedział. – Matka, gdy nie ma problemów, zaczyna je wymyślać sama. W gruncie rzeczy, moja niesubordynacja ją uszczęśliwia.

Dziwne podejście… Ale w końcu kto ją zna lepiej niż on? Kuliśmy tak z godzinkę, a potem poszliśmy do domu na obiad. Była potrawka z kurczaka, ulubione danie taty. 

Czytaj także:
„Nieznajomy wyświadczył mi przysługę, a ja wyszłam przed nim na oszustkę. Nie mogłam sobie tego wybaczyć”
„Padliśmy ofiarą naciągacza. Zapłaciliśmy za remont budynku, który... nigdy nie istniał. Po marzeniach zostały zgliszcza”
„Po 15 latach w końcu oświadczyłem się Bożence. Mieliśmy żyć w wolnym związku, ale jej choroba pokrzyżowała nam plany”

Redakcja poleca

REKLAMA