„Nieznajomy wyświadczył mi przysługę, a ja wyszłam przed nim na oszustkę. Nie mogłam sobie tego wybaczyć”

dziewczyna, którą coś dręczy fot. Adobe Stock, dragonstock
„Chciałam iść do bankomatu, żeby od razu oddać mu pożyczone pieniądze, ale powiedział, że się śpieszy i naprawdę nie trzeba. Czy ja wiem? Dwa złote jeszcze bym przyjęła, ale dwanaście? Umówiliśmy się więc nazajutrz w tym samym miejscu...”.
/ 02.03.2022 07:07
dziewczyna, którą coś dręczy fot. Adobe Stock, dragonstock

Był jakiś kwadrans po siedemnastej, ponure wczesnowiosenne popołudnie, w dodatku poniedziałek. Z pracy wyszłam wyjątkowo zmęczona i pieszo ruszyłam w stronę centrum. „Spacer dobrze mi zrobi, może ból głowy nieco odpuści” – mówiłam sobie. Po drodze gapiłam się na wystawy sklepów. Kiedy mijałam „Bajkę” – olbrzymi dom towarowy z zabawkami – przypomniałam sobie o urodzinach siostrzenicy. „Muszę kupić jej prezent” – pomyślałam. 

Weszłam do środka i bezradnie rozejrzałam się po najbliższych regałach, nie bardzo wiedząc od czego zacząć poszukiwania podarunku dla mocno rozkapryszonej pięciolatki. Moja siostra i jej mąż byli wziętymi prawnikami – nie mieli zbyt wiele czasu dla dziecka – chowała je niania, za to rodzice wynagradzali dziewczynce swoją nieobecność tonami prezentów.

„Cóż, znowu wyjdę na biedną ciocię targającą pod pachą taniego miśka” – westchnęłam. No ale, nie mogło być inaczej, skoro zarabiałam jedną dziesiątą tego, co moja starsza siostra, a jako samotna kobieta musiałam się jeszcze utrzymać.

Podszedł do mnie młody, uśmiechnięty sprzedawca. Zapytałam o coś dla pięciolatki i dziesięć minut później wyszłam stamtąd z prezentem. Szczęśliwa i zadowolona z siebie, z uczuciem dobrze spełnionej misji wstąpiłam jeszcze po drodze na szybką kawę, a przechodząc przez handlowy pasaż, zauważyłam, że kumulacja w lotto przekroczyła dwadzieścia milionów.

„A co mi tam?” – pomyślałam i weszłam do kiosku. „Może akurat los się do mnie uśmiechnie?” Szybko skreśliłam cztery zupełnie przypadkowe kombinacje sześciu cyfr i ustawiłam się w kolejce.

– Tylko lotto? – zapytała ekspedientka, kiedy podałam jej kupon.

Potwierdziłam, wyjmując z torebki portmonetkę.

– Dwanaście złotych – mruknęła dziewczyna.

Otworzyłam portfel i… Matko jedyna, jaki wstyd! Tu nie można było płacić kartą, a ja nie miałam gotówki. Półtorej stówy wydałam przecież na prezent dla małej. Do tego prawie dycha za kawę i byłam bez grosza.

Po prostu za mnie zapłacił

Z kieszonki na drobne udało mi się wyłuskać jakieś dwa złote z groszami i w zasadzie to było tyle, ile przy sobie miałam. Dziewczyna zza kontuaru szybko zaczęła się niecierpliwić.

– Może się pani pospieszyć? Jest kolejka – syknęła, mierząc mnie pełnym wyższości wzrokiem.

– Przepraszam… Zapomniałam, że wydałam wszystkie pieniądze – powiedziałam, kuląc się ze wstydu. – Zaraz skoczę do bankomatu i…

– Proszę pani, już wydrukowałam kupon! Kto za niego zapłaci, jeśli tu pani nie wróci?! – warknęła dziewczyna, zupełnie tracąc cierpliwość.

Zaczęłam nerwowo przeczesywać torebkę, czując na sobie palące spojrzenia stojących za mną w kolejce klientów. A jak na złość kolejka była naprawdę długa. Na dnie torby znalazłam złotówkę i jakieś miedziaki, wciąż jednak nie rozwiązywało to mojego problemu. W handlowym pasażu było strasznie gorąco, dodatkowo płonęłam ze wstydu.

– Ile wyszło za to lotto? Dwanaście złotych, tak? – nagle usłyszałam głos stojącego za mną faceta, który wyjął swój portfel i zapłacił za mnie.

– Nie wiem, jak panu dziękować – szepnęłam, chowając wykupiony przez nieznajomego kupon. – Tutaj zaraz, piętro wyżej jest mój bankomat. Jeśli poczeka pan chwilę…

– Przepraszam, zaraz mam pociąg – przerwał mi i pakując do podróżnej torby gazetę, którą kupił, usiłował wyminąć mnie w ciasnym przejściu.

– To jak panu oddam te pieniądze? – zdziwiłam się, usiłując znaleźć w torebce moją wizytówkę, która akurat gdzieś przepadła.

Powiedział, że to drobiazg. Zmierzyłam go zdziwionym spojrzeniem, zastanawiając się, co jest grane. Wyglądał świetnie – wełniany płaszcz, skórzane buty, elegancka torba. Ale dlaczego miałby podarować mi dwanaście złotych. Dwa złote jeszcze bym przyjęła, ale dwanaście?

– Umówmy się na jutro, dobrze? – powiedziałam – Będę tutaj na pana czekała o tej samej porze. Siedemnasta pięćdziesiąt, pasuje panu? – zapytałam, prawie biegnąc, żeby za nim nadążyć.

Widać było, że naprawdę się spieszył – ruszył szybkim krokiem w stronę zejścia na perony i prawie nie zwracał na mnie uwagi.

– Czy pan mnie słyszy?! – wkurzyłam się, bo doprawdy zachowywał się dziwnie. Z jednej strony rycersko ratuje mnie z obsesji, z drugiej burczy coś pod nosem! Przystanął, w końcu zaszczycając mnie odrobiną uwagi.

– Skoro pani nalega, możemy się umówić na jutro. Siedemnasta pięćdziesiąt przy kiosku. Przepraszam, naprawdę muszę już lecieć – dodał.

„No i super” – pomyślałam.

Wieczór zleciał mi na czytaniu najnowszego kryminału kupionego samej sobie w urodzinowym prezencie, szło mi jednak dość mozolnie, bo nie mogłam przestać myśleć o facecie z kiosku. Pewnie dlatego, że był całkiem przystojny – trochę typ prawnika albo biznesmena – idealnie odprasowana koszula, elegancki krawat, skórzane buty. No i te piękne, ciemne oczy…

Zagroziła mi utratą pracy

Następnego dnia ubrałam się wyjątkowo starannie – czerwona wełniana sukienka, czarne rajstopy i botki na wysokim obcasie. Rozpuściłam i ułożyłam włosy. Położyłam sobie nawet pełny makijaż, włącznie z czarnymi kreskami na powiekach, chociaż zazwyczaj rano nie mam czasu na takie rzeczy.

Szefowa zadzwoniła do mnie tuż po ósmej i przepraszając za nagłą zmianę planów, oznajmiła mi, że razem z jej asystentem Grzegorzem jadę w delegację do Katowic.

– Co?! Ale ja mam na dzisiejsze popołudnie własne plany! – oburzyłam się w pierwszym odruchu.

– Nie rozśmieszaj mnie, dziewczyno! – parsknęła.

Potem dodała coś jeszcze o tym, że chętni na moje stanowisko wciskają jej swoje życiorysy na każdym kroku, a kandydaci walą drzwiami i oknami, po czym się rozłączyła.

– Jasne, za taką marną kasę wszyscy z pewnością się tutaj cisną! – warknęłam pod nosem, odkładając słuchawkę.

Wiedziałam jednak, że nie mam wyjścia. Nie mogłam stracić pracy...

Z Katowic wróciliśmy dopiero przed dziewiętnastą. Po drodze z firmy wstąpiłam do handlowego pasażu, chociaż wiedziałam, że faceta od dwunastu złotych już tam pewnie nie będzie. Trudno, żeby czekał na mnie…

Oczywiście miałam rację – ani w kafejce naprzeciwko, ani w samym kiosku go nie było. Rozejrzałam się po całym piętrze, zbiegłam nawet na dół, na perony, jednak nigdzie nie zauważyłam bruneta, który wyłożył za mnie kasę. „Szlag by to!” – wściekałam się w duchu. „Że też nie wzięłam jego numeru!” – wyrzucałam sobie.

Komuś może się wydawać, że zbytnio dramatyzuję, jednak mnie ta sytuacja długo nie dawała spokoju – wyszłam przecież na cwaniarę, która nie oddała tego, co pożyczyła. Zawsze byłam uczciwą osobą, więc jeszcze długo piekły mnie uszy na wspomnienie tamtego spotkania. W końcu jednak dałam sobie spokój z zadręczaniem się, przestałam też co dwa dni zaglądać do tamtego kiosku, wypatrując mojego wybawcy. Przepadł, jak kamień w wodę.

Życie toczyło się dalej – wrzuciłam te nieszczęsne dwanaście złotych do skarbonki i powiedziałam sobie, że trudno, tak wyszło. Zresztą skąd mogłam wiedzieć, kim był ten facet? „Może kiedyś kogoś okradł? Może dorobił się nieuczciwie i chcąc zagłuszyć wyrzuty sumienia, od czasu do czasu robi dobre uczynki?” – pocieszałam się.

Nadszedł maj, a wraz nim moja nowa miłość. To była nasza czwarta randka. Weszliśmy do małej, gruzińskiej restauracji i zajęliśmy stolik przy oknie, kiedy zauważyłam siedzącego w drugiej części lokalu gościa z kiosku. Tego od dwunastu złotych. Była z nim ładna, młoda brunetka.

– Przepraszam, muszę się przywitać ze znajomym – skłamałam mojemu Wojtkowi, pospiesznie wyjmując z torebki portmonetkę.

Szczęśliwie tym razem „dwunastka” była na miejscu – dziesięciozłotowy banknot i dwa złote w bilonie.

– Przepraszam, czy pan mnie pamięta? – zapytałam, stając przy stoliku mojego wybawcy.

Towarzysząca mu brunetka zmierzyła mnie czujnym wzrokiem. Mężczyzna zaprzeczył ruchem głowy i zapytał, o co chodzi. Podałam mu dwanaście złotych, dziękując z szerokim uśmiechem.

– Nie dałam rady się wtedy pojawić – wyjaśniłam.

– Domyśliłem się, że coś panią zatrzymało – powiedział. – Wyglądała mi pani na uczciwą dziewczynę.

Bąknęłam pospiesznie „do widzenia” i wróciłam do swojego stolika. Dziwne. Głupie dwanaście złotych, a tak mnie ta sprawa podgryzała…

Czytaj także:
„U żonki obiadki, a u mnie dziki seks. Sama dałam się wpędzić w ten żałosny trójkąt, ale w końcu powiedziałam dość”
„Dopiero 5 lat po śmierci żony ponownie się zakochałem. Żyłem przez lata bez czułości, a teraz czas na miłość”
„Moja podopieczna oskarżyła wychowawcę o molestowanie. O mały włos, a przed sąd trafiłby niewinny człowiek”

Redakcja poleca

REKLAMA