„Najpierw tresowała mnie matka, a teraz narzeczony. Mam dość życia jak pies na łańcuchu”

Zmanipulowana kobieta fot. Adobe Stock, Pixel-Shot
„Wtedy coś we mnie pękło. Ja mam szczęście? Oni ustalają? No tak – planują za mnie, nie dając mi wyboru. Matka rządziła mną i manipulowała odkąd tylko pamiętam. Właściwie to ona mi to życie wymyśliła, a teraz znalazła sobie godnego następcę. Mam gdzieś ich i to całe wesele”.
/ 06.02.2022 07:52
Zmanipulowana kobieta fot. Adobe Stock, Pixel-Shot

Telefon znowu dzwonił, wyciszyłam dźwięk. Moja mama. To już piąty raz dzisiaj. Rafał też dzwonił. I wysłał chyba tuzin SMS-ów. Ostatnich już nawet nie czytałam, kasuję je od razu. Nie mam zamiaru ani z nimi rozmawiać, ani tłumaczyć się z tego, gdzie jestem i co robię.

Postawiłam wszystko na jedną kartę, podjęłam decyzję i spaliłam za sobą wszystkie mosty. No, w każdym razie mam zamiar tak zrobić, bo w przeciwnym razie nie dadzą mi spokoju. Wiem o tym, za dobrze ich znam.

Moja mama zawsze układała mi życie

Rządziła mną, manipulowała. Właściwie to ona mi to życie wymyśliła. A ja musiałam być ślepa i zwyczajnie głupia, żeby przez tyle lat tego nie zobaczyć! Kiedy byłam mała, oczywiście nic nie rozumiałam. Robiłam to, co mi mówiła, i do głowy mi nie przyszło, żeby się buntować.

Kiedy miałam 5 lat, moi rodzice się rozwiedli. Bardzo to przeżyłam, bo uwielbiałam tatę i nie rozumiałam, dlaczego nie będzie z nami mieszkał. Nie pamiętam, jak mama mi to tłumaczyła, za to dobrze pamiętam, że szybko zaczęłam mieć do taty żal.

Właściwie odkąd sięgam pamięcią, obwiniałam go, że od nas odszedł. I nie chciałam się z nim spotykać ani go odwiedzać. A kiedy poznał panią Agnieszkę i z nią zamieszkał, powiedziałam mu, że jej nie lubię i on musi wybrać. Albo ja, albo ona.

To mama kazała mi tak powiedzieć. Pamiętam to doskonale – miałam 8 lat, nie byłam już taka malutka. Kiedy wracałam po weekendzie od ojca (mama tak go nazywała), zawsze musiałam dokładnie jej relacjonować, co robiłam i co robił on.

Byłam za mała, żeby coś ukryć, żeby wiedzieć, co mogę powiedzieć, a czego nie. A mama wychwytywała każdy drobiazg, do którego mogła się przyczepić, i natychmiast go wyolbrzymiała.

Budowała we mnie przekonanie, że tata jest beznadziejny, nie dba o mnie i mu na mnie nie zależy. Na przykład dlatego, że ja chciałam iść na lody, a tata stwierdził, że pada deszcz, więc pójdziemy innym razem. To miał być przejaw jego egoizmu!

Pani Agnieszka była idealnym pretekstem, żeby mnie z tatą skłócić. No i mamie się udało. Tata jeszcze nieraz raz dzwonił, przyjeżdżał do nas, próbował rozmawiać. Na próżno.
Bo ja, podburzana przez mamę, już nie chciałam go widzieć.

Muszę przyznać, że zawsze była genialną manipulantką. To ona wybierała mi koleżanki. Te, które ona lubiła, uwielbiały ją. Te, które według niej nie były dla mnie odpowiednim towarzystwem, bały się jej i w rezultacie przestawały do mnie przychodzić.

Mama nie robiła tego w złej wierze. Ona naprawdę chciała dla mnie dobrze – w swoim przekonaniu chroniła mnie przed niepowodzeniami. Miała nade mną pełną kontrolę: wiedziała, gdzie jestem, z kim, co robię. Nic złego nie mogło mi się stać! Oczywiście dla niej też to było wygodne.

Myślałam, że go spławi, ale się jej spodobał

Długo nie przychodziło mi do głowy, by się zbuntować. Dobrze pamiętam, kiedy zdarzyło mi się to pierwszy raz. Koleżanka z liceum – chodziłam wtedy do drugiej klasy – robiła imprezę. Mieliśmy po 17 lat, uważaliśmy się za dorosłych i chcieliśmy tak być traktowani. Mama nie zgodziła się, żebym poszła.

Pokłóciłyśmy się okropnie, wyszłam, trzaskając drzwiami. Chodziłam po ulicy i płakałam ze złości. Było ciemno i na szczęście nikt nie widział moich łez. W duchu wyobrażałam sobie, co powiem mamie, co zrobię. Ale nie zrobiłam nic. Nie poszłam na tę imprezę, za bardzo się bałam. I kiedy mama zadzwoniła na komórkę, powiedziałam, że zaraz wracam.

– Denerwowałam się! Przecież ja się po prostu o ciebie martwię – stwierdziła rzeczowo, gdy weszłam do domu. – Wiadomo, co się wyprawia na takich imprezach.

– Wiem, że się martwisz, ale mogłabyś mi zaufać – odpowiedziałam.

To był pierwszy i właściwie ostatni raz, kiedy się pokłóciłyśmy. Mama niczego więcej mi nie zabraniała, tylko w dyplomatyczny sposób narzucała mi, co mam robić. Tłumaczyła, perswadowała, podawała przykłady – i ja wybierałam to, co ona chciała. Na przykład – chłopaka.

Rafała poznałam na studiach, ale nie był to pierwszy facet, którego przyprowadziłam do domu. Żaden mamie się nie podobał i tak długo wytykała mi ich wady, że wreszcie z nimi zrywałam. A Rafał nawet nie był moim chłopakiem, w ogóle niespecjalnie mi się podobał.

Nawet przystojny, ale zarozumiały. Jego rodzice byli adwokatami i nieźle zarabiali, Rafał uważał, że wszystko mu się od życia należy. Szpanował dobrym samochodem, markowymi ciuchami, pieniędzmi w knajpach.

Właściwie to sama nie wiem, po co go przyprowadziłam. Chyba dla świętego spokoju – podrywał mnie, a ja chciałam się go pozbyć i doszłam do wniosku, że moja mama spławi go w pięć minut. Nie przewidziałam jednej rzeczy: że Rafał się jej spodoba…

Na listę gości nie miałam wpływu

Nie mam pojęcia, jak to się stało i kiedy, ale zaczęliśmy ze sobą chodzić. Fakt, Rafał jest inteligentny i oczytany, nawet ma poczucie humoru, więc nudzić się przy nim nie da. Miło się z nim jeździło na drogie wycieczki. No i mama go lubiła – a to było wygodne.

Do tej pory, jak ktoś do mnie przychodził, zawsze była niesympatyczna i ludzie źle się u mnie czuli. A Rafała zapraszała do dużego pokoju na kawę, na ciastka. Zdarzało się, że kiedy on przychodził, spędzaliśmy cały wieczór we trójkę. I było naprawdę fajnie! Wszystko zaczęło się psuć, kiedy zrobiłam magisterkę i zaczęłam rozmyślać o studiach doktoranckich.

– A po co ci to? O ślubie trzeba pomyśleć, o dzieciach. Naukowcem i tak nie będziesz
– od razu zgasiła mnie mama.

– Ale chcę pracować na uczelni, to mnie kręci – próbowałam bronić swoich marzeń.

– Przemyśl to jeszcze – powiedziała mama. – A najlepiej porozmawiaj z Rafałem.

Dziś podejrzewam, a właściwie jestem pewna, że ona z nim wcześniej rozmawiała. Bo mówił dokładnie to samo: po co mi ten doktorat, i w ogóle – powinnam dorosnąć, bo to dziecięce mrzonki.

A na końcu swojego przemówienia… oświadczył mi się. I mama musiała o tym wiedzieć, bo już czekała na nas w dużym pokoju z odświętną kolacją! A potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. Nagle okazało się, że mamy już zarezerwowany termin, że jest sala, że Rafał szuka orkiestry. Poddałam się temu, jednak nie zrezygnowałam z planów.

– Przyjęli mnie na studia doktoranckie – oznajmiłam im we wrześniu. – Tak jak chciałam, będę miała wykłady na uczelni.

– Przecież umówiliśmy się, że o tym zapomnisz! – naskoczył na mnie Rafał.

– Umówiliśmy się? Nieprawda.

Strasznie się ze mną oboje pokłócili, poryczałam się. Ale tym razem, po raz pierwszy w życiu, postawiłam na swoim. Niestety, oni nie popuścili. Nie podoba im się moja praca, nie chcą słuchać o problemach i sukcesach.

Nie pomagają mi. Oboje żyją tylko ślubem. Moim i Rafała – ale to on i mama wszystko ustalają. Moje zdanie się nie liczy. Chciałam mieć ciche, kameralne wesele, wynajęli salę na 150 osób!

– A jak to sobie wyobrażasz? – tłumaczyła mi mama. – Policz wszystkie ciotki z naszej strony, rodzina Rafała. No i znajomi!

– A właśnie – chciałabym zaprosić trzy koleżanki z uczelni z partnerami – przypomniało mi się.

– No, moja droga, to za późno się obudziłaś – mama wzruszyła ramionami. – Lista gości jest zamknięta.

– A ktoś mnie w ogóle pytał o zdanie? – nie wytrzymałam.

– A interesujesz się czymś w ogóle? Poza uczelnią? – docięła mi mama. – To Rafał o wszystko dba, o wszystko zabiega, załatwia. Masz szczęście, że z tobą jest. To naprawdę wspaniały chłopak. Ciebie nic nie interesuje, to my wszystko ustalamy!

Wtedy coś we mnie pękło. Ja mam szczęście? Oni ustalają? No tak – planują za mnie, nie dając mi wyboru. Zarezerwowali termin ślubu, kompletnie ignorując fakt, że to jest czas sesji na studiach! Wybrali muzykę, ja nie miałam wpływu nawet na dobór gości!

To w końcu czyje jest to wesele – moje czy ich?!

Jednak czara goryczy przelała się tydzień temu. Rafał pokazał mi bilety na wycieczkę, którą wykupił na miesiąc miodowy. Podróż poślubna do Australii! 

– Przecież wiesz, że zaraz po ślubie jadę na badania z uczelni – powiedziałam, oddając mu bilety. – Starałam się o ten grant, termin jest ustalony od miesiąca.

– A ty wiedziałaś, kiedy bierzemy ślub! – wysyczał wściekle.

– Dobrze wiesz, że mam wtedy sesję na uczelni, a potem chcę robić badania – popatrzyłam mu w oczy. – Tyle że ciebie to nic nie obchodzi. Ja cię nie obchodzę! Chcesz mieć kukiełkę, nie żonę!

– Co ty bredzisz? Może powinnaś pogadać z mamą? – zasugerował wtedy.

– Z mamą? No tak, wy już wszystko ustaliliście między sobą. I wyobrażasz sobie pewnie, że będziesz mną kierować tak jak ona?

– Chyba coś ci się pomieszało w głowie! W każdym razie, ja tej wycieczki nie odwołam, za dużo mnie kosztowała.

– To jedź z moją mamą. I ślub też z nią weź!

Wtedy wybiegłam z domu. Tak jak stałam. Na noc poszłam do Anety, koleżanki z uczelni. Potem wypłaciłam pieniądze z konta – miałam przecież dostęp do konta Rafała – i kupiłam ciuchy.

Wynajmę małą kawalerkę, Aneta powiedziała, że mi pomoże. I zacznę nowe życie. Dlatego teraz mama i Rafał wydzwaniają do mnie bez przerwy, piszą SMS-y. Nie chcę ich znać, nie chcę z nimi rozmawiać.

Może kiedyś, jak trochę ochłonę, spróbuję z nimi pogadać. Ale na razie muszę zacząć żyć po swojemu, robić to, co ja chcę, co ja uważam za dobre dla mnie, wziąć sprawy w swoje ręce. A przede wszystkim muszę odnaleźć tatę i go przeprosić. Mam nadzieję, że zechce się ze mną spotkać… A jak nie? Trudno – najwyższy czas zacząć myśleć o sobie! 

Czytaj także:
„Chciałam otwartego związku i namiętności, a dostałam zaborczego zazdrośnika, który skradł mi serce”
„Kumpel zdradzał żonę z kim popadnie. Ja kochałem ją nad życie, w złości wykrzyczałem, że jej mąż to zwykły padalec”
„Zastępowałam siostrzenicy matkę, bo ta wolała latać na imprezy, niż zająć się dzieckiem. Sama się na to zgodziłam”

Redakcja poleca

REKLAMA