„Chciałam otwartego związku i namiętności, a dostałam zaborczego zazdrośnika, który skradł mi serce”

Zakochana kobieta fot. Adobe Stock, kieferpix
„Ten związek wydawał się wspaniały, wręcz idealnie skrojony na nasze potrzeby. Cudowne spotkania, wypełnione ciepłem i namiętnością, które w założeniu powinny mieć niewielkie znaczenie, zamieniły się jednak w emocjonalną bliskość. Nie tego chciałam, ale serce nie oszukasz”.
/ 28.01.2022 11:32
Zakochana kobieta fot. Adobe Stock, kieferpix

Siedzę i patrzę na telefon. Targają mną sprzeczne uczucia. Z jednej strony chciałabym zobaczyć na ekranie choćby jedną wiadomość od ciebie, ale z drugiej… boję się tego. Nie chcę się dowiedzieć, że to już koniec, chociaż wcale bym się nie zdziwiła.

Dlatego tylko siedzę i patrzę. Nie chcę zrobić nic konkretnego. Nie mam na to ochoty ani siły. Zbyt dużo kosztowało mnie nasze ostatnie spotkanie. A ciebie? Tego nie wiem. Przez chwilę miałam wrażenie, że odczułeś ulgę.

I może tak jest, skoro nie dałeś znaku życia od dwóch dni. Lecz z drugiej strony, przecież tak właśnie ustaliliśmy, prawda? I to była bardziej moja decyzja niż twoja.

– Może uważasz, że powinniśmy od siebie odpocząć? – rzuciłeś w przypływie złości. – Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że masz mnie już dosyć.

– To mnie się zdaje, że ty masz mnie dość! – odgryzłam się.

Pokręciłeś głową i westchnąłeś ciężko. Doskonale wiesz, jak drażnią mnie te twoje sztuczki, te chwile, kiedy mam wrażenie, że traktujesz mnie protekcjonalnie.

– Stałeś się zazdrosny – powiedziałam.

To była prawda. Te SMS-y w środku nocy z wyznaniem, jak bardzo tęsknisz i jak ci mnie brakuje, nagłe telefony. Te pretensje, że nie odzywam się godzinami.

– A jeśli nawet? – zapytałeś. – Przecież to naturalne, że chciałbym mieć cię tylko dla siebie.

– Ale przecież masz! – warknęłam porządnie już rozzłoszczona. – Tak się umówiliśmy i dopóki się spotykamy, nie zamierzam wiązać się z nikim innym!

Zacisnąłeś wargi w wąską kreskę i znów powtórzyłeś, że twoim zdaniem mam ciebie dość. Nie powinieneś się dziwić, że zareagowałam, jak zareagowałam. Do niedawna nie umiałam powiedzieć, jak z nami jest naprawdę.

Z początku ten związek wydawał się wspaniały, wręcz idealnie skrojony na nasze potrzeby. Cudowne spotkania, wypełnione ciepłem i seksem, które w założeniu powinny dla nas obojga mieć niewielkie znaczenie, zamieniły się jednak w emocjonalną bliskość.

Nie przypuszczałam, że tak mocno przywiążę się do ciebie. Przecież żadne z nas nie pragnęło nowego związku, nie po to skomunikowaliśmy się na portalu randkowym. To miał być uczciwy, przyjacielski układ.

W każdym razie tak mi się zdawało…

Obojgu nam się tak zdawało, jeśli miałabym uwierzyć w twoje zapewnienia. W końcu to najczęściej mężczyźni szukają właśnie niezobowiązujących układów. Ale to się zmieniło. Wprawdzie żadne z nas nie wspominało o zamieszkaniu razem, ale spotkania stały się częstsze, przestało chodzić tylko o przyjemność. I wydawało mi się to cudowne. Jednak im ludzie bardziej się zbliżają, tym mocniej narastają różne napięcia.

Dlatego teraz siedzę i patrzę na ten przeklęty telefon. Telewizor brzęczy, leci mój ulubiony serial, ale nie potrafię się skupić. Przyślesz jakąś wiadomość? Zadzwonisz? A może już siedzisz na portalu i szukasz nowej partnerki do luźnych spotkań?

Na samą myśl o tym diabli mnie biorą i sama mam ochotę założyć nowe konto – bo tamto przecież zlikwidowałam – i przekonać się, czy moje podejrzenia są słuszne. Ale gdybym to zrobiła, czułabym się nie w porządku. Przecież nie zerwaliśmy, tylko zawiesiliśmy nasz związek.

Otwieram laptop, ale tylko po to, żeby puścić utwór, którego słucham na okrągło przez ostatnie dni. I nucę razem z Markiem Grechutą:

„Dam ci serce szczerozłote,
Dam konika cukrowego.
Weź to serce, wyjdź na drogę
I nie pytaj się Dlaczego?”

Ale ja mam ochotę zapytać „Dlaczego?”. Dlaczego tak się stało? Przecież miało być pięknie, spokojnie, bez ciosania kołków na głowie partnera. Gdzieś tam w głębi dusza podpowiada, jaka jest przyczyna takiego stanu rzeczy, ale nie chcę jej słuchać.

Boję się tego, co może mi powiedzieć. Szczególnie teraz, kiedy podjęliśmy decyzję o czasowym rozstaniu, odczuwam obawę przed okrutnie szczerą rozmową z samą sobą. Pamiętam nasze pierwsze spotkanie.

Przyszedłeś do kawiarni z maleńkim bukiecikiem kwiatów. Spodobało mi się to. Gdybyś przywlókł spory wiecheć, czułabym się zobowiązana, żeby zostać nawet, gdybyś mi się nie spodobał, a poza tym, przeszkadzałby, gdybyśmy chcieli się przejść.

Gdybyś nic nie przyniósł, uznałabym cię za buraka, który traktuje kobiety bez szacunku. Znalazłeś kompromis. Bo ten bukiecik był mały, poręczny, ale na pewno nie tani. To również potrafiłam docenić.

– Jest piękny – uśmiechnęłam się.

– Piękne kwiaty dla pięknej kobiety – zagrałeś banałem, ale w twoim głosie zabrzmiała taka szczerość i uznanie dla mojej urody, że wyświechtany tekst wydawał się świeży i wręcz odkrywczy.

A potem był ten spacer nad miejskie stawy

Szłam z bukiecikiem i myślałam, że to wszystko może być początkiem bardzo przyjemnej znajomości. Pozwoliłam się pierwszy raz pocałować, kiedy znaleźliśmy się sami w pustej alejce. Twoje usta smakowały kawą i winem. Pachniałeś delikatnymi męskimi perfumami. Podobał mi się ten zapach.

Zapowiadał delikatność i siłę zarazem. No i trafił w mój gust, co jest niezmiernie ważne, szczególnie na pierwszym spotkaniu. Ten, kto twierdzi, że pierwsze wrażenie nie jest istotne, musi żyć na bezludnej wyspie jedynie w towarzystwie własnego odbicia w kałuży.

– Zechcesz się jeszcze ze mną chociaż raz spotkać? – spytałeś na pożegnanie.

Miałam ochotę wykrzyknąć „No pewnie, głuptasie!”, ale zamiast tego uśmiechnęłam się z rezerwą i powiedziałam:

– Dam ci znać, dobrze?

To także była próba. Gdybyś się obraził albo zaczął wściekać, wiedziałabym, że to nie ma sensu. Ale odpowiedziałeś uśmiechem.

– Będę więc czekał. Bo warto. Naprawdę warto.

To był kolejny niby banalny tekst, ale znów słowa trafiły mnie prosto w serce. Nie bałeś się zaryzykować, nie bałeś się wypowiedzieć tego, co czujesz… Zaciskam zęby. Trzeba wziąć się w garść. Sama przecież zaproponowałam, żebyśmy się rozstali na dwa tygodnie.

Widziałam, że nie masz na to ochoty, mimo rzuconych pochopnie słów, ale zgodziłeś się. Zastanawia mnie tylko, dlaczego tak naprawdę tego nie chciałeś? Czy jest coś, czego mi nie mówisz? Coś, co sprawiło, że stałeś się taki zaborczy w stosunku do mnie?

A jeżeli to… Nie, cicho, głupia babo! To nie może być ten głos z głębi duszy. Nie! Na pewno nie! Przecież by o tym powiedział! Nie jest szczeniakiem, który by się wstydził. Patrzę jeszcze raz na telefon. Uparcie milczy… Powinnam go chyba schować, żeby tak się nie męczyć. Przecież nie zadzwoni…

– Jak chcesz – powiedziałeś i odwróciłeś wzrok. – Ty dyktujesz warunki…

– Ja?! – aż mnie zatkało z oburzenia. – Ja dyktuję warunki? To ja doprowadziłam do tego, że musimy pomyśleć, co z tym wszystkim zrobić dalej?!

Milczałeś przez dłuższą chwilę

– Nie. Nie ty doprowadziłaś. W każdym razie nie tylko ty. Ale skoro postanowiłaś, że powinniśmy od siebie odpocząć, chyba właśnie po twojej stronie jest inicjatywa, nie uważasz?

Miałeś rację, ale nie chciałam ci jej przyznać. Dla zasady. Żebyś ty wiedział, ile mnie to kosztowało…
Wstaję, oddycham głęboko. Najwyższy czas przestać się zachowywać jak zrozpaczona nastolatka. Trzeba wziąć się za siebie i spróbować zapomnieć o…

W tej chwili ekran rozjaśnia się. SMS? Nie! Telefon zaczyna dzwonić. Nie muszę nawet patrzeć, kto to, tylko tobie ustawiłam tę melodię. Grechutę właśnie. „Odebrać czy nie?”. Zadaję sobie to pytanie, wiedząc doskonale, że nie znajdę w sobie dość sił, aby zignorować połączenie. Porywam komórkę ze stolika.

– Słucham – mówię najchłodniejszym głosem, na jaki mnie stać.

Chwila milczenia po drugiej stronie.

– Nie mogę bez ciebie… – pada odpowiedź. Słyszę, że jesteś na skraju napięcia. Jeśli powiem coś nie tak, to będzie koniec. Dlatego nie odzywam się. – Kocham cię, ty głupia kobieto! – wyrzucasz z siebie. 

– Kocham cię!

Odbiera mi dech. Właśnie to podpowiadała dusza. Wreszcie to z siebie wyrzuciłeś. I co mam odpowiedzieć?

– Przyjdziesz do mnie? – pytam. Mój głos nie jest już chłodny. Drży.

– Przyjdę…

– Kiedy?

– Zaraz. Stoję pod twoim domem.

Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam taka szczęśliwa. Nie wiem, czy w ogóle byłam kiedykolwiek taka szczęśliwa…

Czytaj także:
„Dzieci są kochane, dopóki są małe, potem zapominają o rodzicach. Nie jesteśmy im już potrzebni”
„Spragniona miłości pojechałam do Zakopanego na łowy, a wróciłam z podkulonym ogonem i złamanym sercem
„Zakochałem się w samotnej matce. W ten sposób z dnia na dzień zostałem ojcem. Nie miałem wyjścia”

Redakcja poleca

REKLAMA