„Matka nie płaciła alimentów, a po latach żąda od nas pomocy. Nie dam ani złotówki tej babie”

mężczyzna porzucony przez matkę fot. iStock, Westend61
„Mama miała prawo do kontaktów z nami i początkowo zdarzało jej się pojawić w jakąś sobotę czy niedzielę, którą wyznaczył jej sąd. Na moje szóste urodziny przyniosła mi czerwone autko, ale kiedy ojciec przypomniał jej, że poza okazjonalnymi prezentami jest winna dzieciom utrzymanie, wkurzyła się i wyrwała mi prezent. Więcej jej nie zobaczyłem”.
/ 30.06.2023 08:30
mężczyzna porzucony przez matkę fot. iStock, Westend61

Bywa, że rodzice się rozstają, i czasem jest to najlepsza opcja, także dla ich dzieci. Tak właśnie było w naszym przypadku. Po urodzeniu Emi, mojej siostry, matka podobno się załamała. Zdarza się. Miała męża, który ją kochał, dwuletniego syna, dla którego była całym światem, zdrową córeczkę, a gasła w oczach. 

Wylądowała w szpitalu, gdzie chodziła na terapię. Znam to wszystko tylko z relacji taty. Byłem za mały, żeby to zapamiętać, choć podobno jeździliśmy tam całą trójką co tydzień. Tata chciał, żebyśmy mimo wszystko trzymali się razem, żeby dzieci dały jego żonie siłę, by chciała wyjść z depresji. I z początku to ponoć działało. 

Ja poszedłem do przedszkola, Emi do żłobka, tata pracował, a mama po powrocie do domu nie mogła się odnaleźć. Miała napady złości. Rozwalała wszystko w mieszkaniu, nas też nie oszczędzała. Po jednym z takich ataków mam pamiątkę w postaci blizny na łuku brwiowym. Tego było dla ojca za dużo. Stwierdził, że albo mama podejmie leczenie, o co wiele razy ją prosił, albo składa pozew o rozwód. 

Podobno nawet próbowała. Nie dała rady. Napady szału były coraz częstsze, a tata nie mógł przecież co rusz urywać się z pracy, żeby nas ratować, bo sąsiedzi dzwonili i alarmowali, że u nas w domu znowu dzieje się coś złego. 

Dla nas rodzina liczyła trzy osoby: my i tata

Sprawa rozwodowa była szybka. Ojciec nie chciał orzekania o winie, choć przyznał przed sądem, dlaczego chce zakończenia małżeństwa. Sąd przychylił się do jego wniosku, by dzieci zostały przy ojcu, a mama miała płacić na nas alimenty. 

Ojciec pewnie nie zobaczył ani złotówki z tych alimentów, a nie było mu łatwo utrzymać naszą trójkę z jednej pensji, i to nauczycielskiej. Starał się, jak mógł, żebyśmy nie czuli się gorsi od reszty klasy, od innych dzieci na podwórku, od kuzynostwa, które miało pełne rodziny. Jasne, miewał gorsze dni. Siedział i płakał, gdy sądził, że już śpimy. Dzwonił do babci, która mieszkała w innym mieście, i ciągle pytał:

– Mamo, ale czy dobrze zrobiłem? Wiem, wiem, jaka ona była… Wiem, że to dla dobra dzieci, że bez niej im lepiej, ale… czy naprawdę? Dobrze zrobiłem? Też jesteś matką… Może by się opamiętała?

Wtedy tego nie rozumiałem. 

Mama miała prawo do kontaktów z nami i początkowo zdarzało jej się pojawić w jakąś sobotę czy niedzielę, którą wyznaczył jej sąd. Na moje szóste urodziny przyniosła mi czerwone autko, ale kiedy ojciec przypomniał jej, że poza okazjonalnymi prezentami jest winna dzieciom utrzymanie, wkurzyła się, że śmiał ją skrytykować. 

– Tak? Okazjonalny? Nieistotny gest? No to go zabieram, skoro jest zbędny i niepotrzebny, podobnie jak ja. 

Zabrała autko i wyszła. Od tamtej pory jej nie widziałem. 

Ojciec starał się nie tracić matki z oczu, głównie dla nas, gdybyśmy chcieli się z nią spotkać. Ale nie byliśmy tym zainteresowani. Po co? Dla nas rodzina liczyła trzy osoby: my i tata. Nie widzieliśmy potrzeby, by to zmieniać. Najżywsze i najboleśniejsze wspomnienie dotyczące matki wiązało się z czerwonym autkiem, które mi zabrała, mój prezent urodzinowy! Po co mi taka matka? 

Oboje staraliśmy się zadbać jak najlepiej o tatę

Żyliśmy więc we trójkę. Kończyliśmy szkoły, zdawaliśmy maturę, szliśmy na studia… Pracowałem dorywczo już w liceum, żeby pomóc tacie w utrzymaniu rodziny. Roznosiłem ulotki, potem zrobiłem prawo jazdy i rozwoziłem pizzę. 

Starałem się, żeby Emi miała pieniądze na kosmetyki i na kino, jak inne dziewczyny w jej wieku. Potem zacząłem naprawiać komputery i coraz modniejsze oraz dostępniejsze smartfony. Studiowałem informatykę. Po nocach uczyłem się programowania, bo widziałem w tym przyszłość i możliwość zarobienia większych pieniędzy. I tak było. 

Wiodło mi się coraz lepiej. Wynająłem niewielki garaż, który przerobiłem na warsztat, i otworzyłem serwis komputerowy. Z czasem zająłem się głównie programowaniem, ale kolega ze studiów dalej naprawiał sprzęty, pracując dla mnie. Poznałem moją przyszłą żonę, wzięliśmy ślub. Emi też niedługo potem się zaręczyła. Z dalekim kuzynem mojej żony, którego poznała na naszym weselu. 

Życie po kiepskim początku układało nam się całkiem nieźle. Powoli zapominaliśmy o biedzie z czasów naszego dzieciństwa, o dniach, kiedy trzeba było wybierać między zapłaceniem rachunku a kupnem jedzenia czy butów. 

Oboje z Emilką staraliśmy się zadbać jak najlepiej o naszego tatę, który przez lata ciężkiej pracy dorobił się wielu schorzeń. Odbijała się na nim praca na pełen etat jako nauczyciel, a potem dorabianie po magazynach, sklepach, gdziekolwiek, byle przynieść do domu dodatkowy grosz. 

Ale rak krtani to już było za dużo, czysta niesprawiedliwość losu. Zaskoczył nas wszystkich. Mnie, Emi, która wtedy była w ciąży, moją żonę i nasze dzieci. Jak sobie poradzimy bez naszego taty i dziadka? Tylko on zdawał się pogodzony z tym kolejnym wyrokiem… 

– Grunt, że wy jesteście urządzeni, szczęśliwi, zdrowi. Dzięki temu ja jestem o was spokojny – powtarzał. 

Zgasł, choć nie żałowaliśmy pieniędzy na nowatorskie terapie, nierefundowane leki, zagraniczne kliniki…

Tata spoczął na cmentarzu, opłakiwany przez całą rodzinę, a matka… trafiła do domu pomocy społecznej. Ponieważ nie pracowała, nie miała emerytury ani renty, więc gmina zwróciła się do jej najbliższych o pokrycie kosztów utrzymania. Najbliższych, czyli jej dzieci, mnie i Emi. 

Mam ją po tym wszystkim utrzymywać? Po moim trupie!

Oboje zostaliśmy wezwani do uiszczenia połowy kosztów utrzymania naszej matki. To były duże kwoty. Było mnie na to stać. Zarabiałem dość dobrze; firma też przynosiła jakieś dochody, choć od kiedy w niej nie pracowałem, raczej symboliczne. Moja żona miała niezłą pensję jako kierownik działu w jednej z korporacji. 

Gotowało się we mnie na myśl, że mam oddawać takie pieniądze na rzecz matki, która nigdy o nas nie dbała i nigdy nie płaciła tych marnych stu złotych alimentów. 

Tak, dokładnie tyle, żałosne sto złotych, ojciec nigdy nie wystąpił o podwyżkę, bo po co. Nie dawała setki, a da więcej? Bez szans. A teraz my mieliśmy ją utrzymywać latami za kilka tysięcy miesięcznie? Po moim trupie.

W tajemnicy przed Emilką odwiedziłem naszą matkę. Z trudem ją poznałem. W niczym nie przypominała roześmianej, pięknej kobiety ze zdjęć, które miałem. Była zniszczoną życiem i używkami kobietą, która nie miała jeszcze sześćdziesiątki, a wyglądała dużo starzej. 

Chciałem spojrzeć jej w oczy i zapytać, jak można być tak bezwstydną i żądać od nas takich pieniędzy, jakichkolwiek pieniędzy. Po tym wszystkim? Ale w jej spojrzeniu było tylko… Nawet nie wiem, jak to nazwać, jakaś chamska buta łamana przez litość nad samą sobą. 

Przywiozłem jej prezent. Nie znałem jej, nie wiedziałem, co może sprawić jej przyjemność, ale kupiłem kosz prezentowy, największy, jaki znalazłem. Zauważyłem, jak zaświeciły jej się oczy, gdy powiedziałem, kim jestem, a właściwie kiedy jej wzrok padł na kosz. Nic dziwnego, furda syn, ale tam były czekoladki, kawa, herbata, wino, wszystko najlepszego gatunku.  

– Dla mnie jesteś matką tylko z nazwy – zacząłem. – Na uszach stanę, byś nie wyciągnęła od nas ani grosza. A ten kosz prezentowy… Pamiętasz, jak zabrałaś mi autko? Mój prezent na szóste urodziny? Więc zrobię tak samo. Przyniosłem, ale zabiorę z powrotem. 

Wiem, że zachowałem się podle. Ale nie umiałem się powstrzymać. Żal, który wzbierał we mnie przez tyle lat, wylał się. Dotrzymam danego matce słowa. Dowiodę przed sądem, że nigdy się nami nie interesowała, nigdy o nas nie dbała, więcej, krzywdziła nas, więc nic jej nie jesteśmy winni. Niech znika, byśmy mogli wrócić do spokojnego życia. Bez widma tej obcej nam kobiety na horyzoncie.

Czytaj także:
„Wybrałam się na degustację win. Nie miałam pojęcia, że dzieją się tam takie rzeczy”
„Opiekowałam się dziadkami najlepiej jak umiałam, a oni przepisali dom na mojego leniwego brata”
„Nie warto interesować się tym, co jest zapisane w gwiazdach. Warto za to wiedzieć, co zostało zapisane u notariusza”

Redakcja poleca

REKLAMA