„Matka ściągała mnie na dno, tylko ojciec we mnie wierzył. Gdyby nie on, wciąż tkwiłabym w tej zapyziałej dziurze”

smutna córka fot. Adobe Stock, lisinama
„Od pierwszego dnia nauki wkuwałam do nocy, a świtem zrywałam się do pociągu. Kiedy przebrnęłam pierwszy rok, byłam już pewna: udowodnię sobie i światu, że mój ojciec się nie pomylił”.
/ 14.03.2023 20:30
smutna córka fot. Adobe Stock, lisinama

Mojego ojca nikt nie szanował. Tylko jego młodszy brat powtarzał, że gdyby nie wódka, Zdzisiek daleko by zaszedł… Bywało, że tata przez trzy, cztery dni nie trzeźwiał. Ale kiedy nie pił, siadał przy mnie i patrzył, jak rozwiązuję zadania.

– Ty, Hania, zdolna jesteś – nieraz słyszałam. – Na studia pójdziesz. Tylko dobrze wybierz, żebyś była kimś…

– O, mądrala się znalazł – w słowach mamy zawsze słychać było pogardę dla męża. – Ty, córcia, ojca nie słuchaj. Lepiej pomyśl, do jakiej szkoły cię posłać. Jarek będzie mechanikiem. No, a ty… – ciągnęła – do wszystkiego się nadasz. Możesz iść na fryzjerkę czy krawcową. Każdy fach potrzebny.

Pamiętam, jak ojciec wtedy burczał na nią złowieszczo, ale awantur nie wszczynał. Przepijał majątek – jak mówili wszyscy, ale był spokojnym pijakiem. Czasem zdarzało się, że mój brat nie umiał rozwiązać zadania z fizyki. Wtedy tata się wtrącał i mówił:

– Hankę poproś, to ci pomoże …

Brałam Jarka książkę i tłumaczyłam mu, co i jak, a tata patrzył na mnie z satysfakcją.

– Widzisz, synu! Twoja siostra od razu wiedziała, że tu trzeba inaczej liczyć.

Byłam ojcu wdzięczna, że mnie docenia

Od początku szkoły najlepiej radziłam sobie z matematyką. Potem doszła fizyka i chemia, w klasie nikt się ze mną nie mógł z tych przedmiotów równać. Chciałam iść do liceum, chociaż mama najchętniej posłałaby mnie do jakiejś zawodówki albo najwyżej technikum. Żaden z tych pomysłów mi się nie podobał. Nie to, żebym nie chciała pracować, ale instynktownie czułam, że dokonam czegoś więcej.

Nie miałam tylko pojęcia, jak się do tego zabrać. W domu zawsze było krucho z pieniędzmi… Mimo wszystko udało mi się uprosić mamę, żeby z tym zawodem jeszcze poczekać, i zdałam do najbliższego liceum. Cieszyłam się, chociaż czekały mnie cztery lata codziennego dojeżdżania 25 km do Warszawy. Miałam rok do matury, kiedy postanowiłam, że w wakacje zarobię parę groszy, sprzątając w jakimś nadmorskim kurorcie. „Dołożę mamie do domowych wydatków, a może jeszcze wystarczy mi na jakiś ciuch” – myślałam, pakując rzeczy do plecaka. I wtedy stał się cud…

– A dokąd to nasza Hania się wybiera? – zapytał ojciec.

– Wakacje są, to wyjeżdżam… Ale to nie taty sprawa – ucięłam.

– Nigdzie nie pojedziesz, bierz się lepiej do nauki!

– Ale wakacje są, to po co mam się uczyć?! Coś się tacie w głowie pokręciło.

– Nic mi się nie pokręciło. Idziesz na studia. To już postanowione, rozmówiłem się z twoją babką. Pieniądze będą, a ty pójdziesz na studia, byle jakieś mądre. Bo ty, Hanka, zdolna jesteś i nie pozwolę tego zmarnować. Zostaw te łachy i bierz się do książek.

Niewiele rozumiałam z tej przemowy. Odłożyłam jednak pakowanie, bo nawet wobec ojca pijaka byłam posłuszna, i wieczorem spytałam mamę, czy mówił jej coś o moich studiach. Ale ona tylko popukała się w głowę.

– Co ty, Hanka? Chyba coś mu się w głowie pomieszało.

– Hanka, idziemy do babki! – usłyszałam następnego dnia od ojca.

Babcia Józefa mieszkała z drugiej strony wsi. Wszyscy dookoła wiedzieli, że ma pieniądze i pełno hektarów w okolicy, ale nam, wnukom, to tylko na święta dawała po czekoladzie, a o innych prezentach – nawet na komunię – mogliśmy tylko pomarzyć. Ojca przeganiała, jak do niej przychodził po pieniądze. Od darmozjadów mu wymyślała i na koniec zawsze figę pokazała. Może miała i rację, ale ja jej nie lubiłam.

Nie mogłam go zawieść

– Zdzich mówi, że ty nieprzeciętnie zdolna jesteś, Haniu. No to mu obiecałam, że jak się tak dobrze uczysz i do Warszawy chcesz na studia, to ja sprzedam kawałek ziemi i wystarczy, żebyś medycynę skończyła – babka zwięźle wyłuszczyła mi ojca i swoje plany, a ja wybałuszyłam oczy:

– Medycynę?!

– A co innego? Nie chcesz być doktorową? Na prawo pójdziesz?

– Nie, nie, babciu, ta medycyna to niezły pomysł – aż się spociłam, tak szybko próbowałam zebrać myśli.

Żeby się nie rozmyśliła, tata przytomnie zaproponował spisanie umowy. No tego się naprawdę po nim nie spodziewałam. Pod koniec roku babka sprzedała kawał ziemi na działki budowlane. Sporo było tych pieniędzy. Wszystkie, co do złotówki, trafiły na moje konto, do którego pełnomocnictwo miała babcia Józefa. W tamte wakacje nie pojechałam nad morze – przez całe lato uczyłam się do matury i egzaminów na studia. Rok później zdałam na wydział lekarski.

Od pierwszego dnia nauki wkuwałam do nocy, a świtem zrywałam się do pociągu. Kiedy przebrnęłam pierwszy rok, byłam już pewna: udowodnię sobie i światu, że mój ojciec się nie pomylił.
Od tamtych wakacji upłynęło ponad 20 lat. Dziś jestem pediatrą pewnie tylko dlatego, że mój tata – choć był pijakiem – wierzył we mnie. Teraz po latach żałuję jedynie, że sam nigdy nie sięgnął wyżej. Miał szansę, bo to właśnie po nim odziedziczyłam te wszystkie zdolności.

Czytaj także:
„Mój ojciec stracił głowę dla młodej siksy, która przepuszcza nasz majątek. On to widzi i ma to gdzieś”
„Mój ojciec miał dosyć nudnego, smutnego życia emeryta. Dla dreszczyku emocji… napadł na bank!”
„Miałam żal do mamy, że porzuciła mnie w dzieciństwie. Dziś wiem, że nie miała wyjścia, a mój ojciec był podłą gnidą”


 

Redakcja poleca

REKLAMA