Matka wyrwała mi książkę z ręki i rzuciła nią o stół. Spojrzałam na nią beznamiętnie, przyciągnęłam do siebie podręcznik i znów go otworzyłam.
– Do jasnej cholery, Sabina, słuchaj, co się do ciebie mówi! – wrzasnęła na mnie. – Przestań zgrywać pilną uczennicę, bo się tutaj zrzygam, tak jak stoję!
Nikogo nie zgrywałam. Zamierzałam zakuwać, żeby zdać maturę i wyjechać na studia. Możliwie jak najdalej od matki.
Bywało, że usiłowałam sobie przypomnieć lepsze czasy, ale nadaremnie. Z przeszłości wypływał tylko kpiący uśmieszek matki i słowa: „Nie ma powodu, żebyś tak się okropnie wściekała, bo się rozwiodłam. Przecież to nawet nie był twój ojciec!”.
– Rzecz w tym, że nie chcę cię słuchać – wyjaśniłam teraz krótko. – Nie jestem dość silna na kolejną porcję kłamstw.
– O Jezu! – jęknęła teatralnie matka i zapaliła papierosa. – Mimoza... Jak tatuś.
Zatkałam palcami uszy i próbowałam się skupić na problemie z fizyki, ale już i tak dałam się złapać na magiczne słowo: tatuś.
– Proszę, wyjdź z mojego pokoju. Sto razy cię prosiłam, żebyś tu nie paliła – powiedziałam zrezygnowana.
– Sorry, córcia, ale ja jestem u siebie – wypuściła dym nosem. – Jakby nie patrzeć, całe mieszkanie należy do mnie.
Człowiek, którego od zawsze uważałam za ojca, musiał je zostawić matce – po tym jak na sprawie rozwodowej orzeczono jego winę. Matka zatrudniła detektywa, przedstawiła dowody zdrady, bilingi telefoniczne... Faktycznie ona zawsze dopnie swego, więc może lepiej jej wysłuchać?
A więc to jest mój prawdziwy tata...
Podniosłam wzrok i spojrzałam na nią. Wciąż była atrakcyjna, jakoś mnie to jednak nie cieszyło. Jeśli chodzi o ścisłość, bez żalu wyrzekłabym się jej genów, gdyby nagle raczyła mi oznajmić, że nie jestem jej dzieckiem. Skoro okazało się, że nie mam ojca, to co za problem dowiedzieć się teraz, że nie mam też matki?
– No to o co chodzi tym razem? – zapytałam. – Czyżbyś się dowiedziała, komu podprowadziłaś przed laty wózek z niemowlęciem płci żeńskiej?
– Fantazja też po tatusiu – przewróciła oczami. – Z rodzaju tych bezużytecznych. Masz, czytaj! – i rzuciła mi gazetę.
Co niby? O podpalaczu z podsiedleckiej wsi, który spalił całą rodzinę, a na końcu się powiesił? Czy o hakerze poszukiwanym w sprawie wyłudzenia kont bankowych? Co się znowu ulęgło w tej pięknej główce mojej matki? Teraz postanowiła, że zrobi ze mnie córkę przestępcy? Świetnie, właśnie o tym całe życie marzyłam…
– Mam dość twoich zagadek – westchnęłam. – Albo powiedz, co masz do powiedzenia, albo pozwól mi się uczyć.
– Tutaj – stuknęła pomalowanym na seledynowo paznokciem w zdjęcie na piątej stronie gazety. – Patrz, ślepoto.
Na fotografii był całkiem przystojny facet otoczony grupką młodych ludzi. „Popularny w USA twórca komiksów odwiedza ojczyznę na zaproszenie fanów jego twórczości”. Aha. No i co z tego? Przeczytałam i oddałam jej gazetę w nadziei, że teraz się wreszcie wyniesie. Czy byłam ciekawa, o co chodzi? Raczej nie. Dawno się zorientowałam, że moja matka to patologiczna kłamczucha. Już się do tego przyzwyczaiłam i nauczyłam ją olewać.
Matka jednak nie zamierzała odpuścić. Chyba ma prawo oczekiwać, że zainteresuję się swoim prawdziwym pochodzeniem, prawda?! Wyjaśniłam spokojnie, że, na moje oko, nie ma żadnych praw. Za to ma śmieszne oczekiwania po numerach, które nawywijała. Czy doprawdy jej się zdaje, że będę wierzyć w każdego ojca, którego mi zaprezentuje, po to, żeby potem odwołać wszystko i jeszcze wciskać, że to dla mojego dobra, że mnie chroni?
– Doceniam, że tym razem wybrałaś przynajmniej kogoś z klasą – wstałam i zaczęłam się ubierać. – Idę do czytelni, potrzebuję świętego spokoju.
– Siadaj z powrotem, ale już!– huknęła.
No i musiałam wysłuchać romantycznej historii o licealnej miłości mamusi.
Poznali się, pokochali, snuli wielkie plany: ona miała być sławną projektantką mody, on – malarzem. A potem, tuż przed maturą, wpadli i czar prysnął jak bańka mydlana. Wielki pan artysta okazał się mocny tylko w gębie. Snuł się, zamiast zabrać do roboty; nawet głupiego mieszkania nie potrafił załatwić, tylko musieli wprowadzić się do jego rodziców.
– Zemdlał, jak dostałam skurczów porodowych – prychnęła matka. – A potem było już tylko gorzej... Nie mam pojęcia, co by z nami było, gdyby nie Janusz.
Aha, czyli dopiero wtedy wkroczył do akcji ten, którego całe lata uważałam za ojca. Fakt, obrotny to on był; odkąd pamiętam, kasy nigdy mu nie brakowało... Chociaż nawet on nie potrafił sprawić, żeby matka została drugą Stellą McCartney.
– Kiedy przychodzi proza życia, odpowiedzialny człowiek wie, że trzeba zrezygnować z mrzonek – stwierdziła wyniośle.
Niby starałam się puszczać wszystko mimo uszu, ale miałam już namącone w głowie. Mój prawdziwy tata? „Spokojnie, Sabina – powtarzałam sobie. – Nie daj się wpuścić kolejny raz w kanał”. Zresztą, powiedzmy sobie szczerze, co to za ojciec, który w ogóle nie interesował się swoim dzieckiem przez te wszystkie lata? Matka i na to miała odpowiedź: zabroniła mu, to proste. Po co miał wszystko komplikować, skoro żyłam w przekonaniu, że jestem córką Janusza? Ale pewnie pamiętam lalki z Ameryki, które niby dostałam od ciotki. I dżinsy oraz inne fatałaszki…
– Pójdziemy na to spotkanie – oświadczyła w końcu. – Czas wszystko wyprostować. Ty wiesz, że on się nie ożenił?
„Ona chyba śni, to wykluczone! – pomyślałam. – Jeśli zamierza się wydać po raz kolejny za mąż, tym razem za bogatego autora komiksów z samych Stanów, to okej, ale niech mnie w to nie miesza!”.
Nie wierzę! To jakiś koszmar...
Tak wszystkim zakręciła, że po tygodniu siedziałam razem z owym „ojcem” w kawiarni, osiągnąwszy tylko tyle, że matka zgodziła się zostawić nas samych. No i nie kleiło się, bo jak miało się kleić?
– Masz pieprzyk w tym samym miejscu co ja – pokazał na moją dłoń.
– To plama od flamastra – mruknęłam.
– Ach, więc też rysujesz? – ucieszył się.
Nie miałam serca mu powiedzieć, że wcale nie, po prostu robiłam podkreślenia w notatkach, więc tylko coś bąknęłam. Miły gość, trochę nieśmiały, choć pełen dobrych chęci – po co robić mu przykrości? To wszystko i tak bez znaczenia. Jedyne, co czułam, to lekki żal, że matka postanowiła go złowić. Biedny motyl urządzający podniebne ewolucje bez świadomości, że zostanie schwytany w sieć.
– A może w te wakacje, po maturze, zechciałabyś nas odwiedzić w Nowej Anglii? Poznalibyśmy się lepiej… Porozmawialibyśmy. To wszystko tutaj – omiótł bezradnie ręką otoczenie – jest takie nierealne.
„Odwiedzić NAS”? Czyżby detektywistyczna żyłka matki tym razem zawiodła?
Zapytałam, a ojciec się stropił... Mieszka z przyjacielem, jestem chyba wystarczająco dorosła, by zrozumieć. Czy to nie zabawne, że matka go rzuciła? I tak tylko męczyliby się tylko oboje w tym związku. Faktycznie, boki zrywać. To chyba jakiś koszmarny sen... Nie dość, że w wieku osiemnastu lat dowiaduję się, że mój tata nie jest moim tatą, to jeszcze okazuje się, że jest nim znany rysownik komiksów zza oceanu, który w dodatku woli facetów!
Rozbolała mnie głowa, ale czy takie rewelacje można znieść bez cierpienia? Pogadaliśmy jeszcze chwilę, wymieniliśmy się adresami i numerami telefonów.
– Cieszę się, że mam taką piękną i mądrą córkę – rzucił na koniec.
No, ja myślę! Na jego miejscu skakałabym z radości, że w ogóle zdążyłam zmajstrować jakiegoś potomka, zanim preferencje seksualne mi się zmieniły!
Myślałam, że matka będzie wściekła. W końcu jej matrymonialne plany runęły jak domek z kart, a w dodatku okazało się, że ojciec przez te wszystkie lata daleki był od usychania z tęsknoty. Ale…
– Kij mu w oko – machnęła ręką.
Sięgnęła do szuflady, wyjęła z niej stary blok rysunkowy i delikatnie go otworzyła.
– Patrz, co znalazłam – oświadczyła. – Jak dobrze, że nigdy nic nie wyrzucam!
To był komiks, narysowany dla niej przez ojca lata temu. Wyznanie uczuć obrazujące początki ich znajomości oraz przyszłość, jak ją sobie wyobrażali, nim mała Sabinka obróciła ich plany w ruinę. Przerzucałam kartki. Fajne... Czy ktoś kiedyś stworzy dla mnie coś podobnego? A matka jak gdyby nigdy nic oznajmia mi, że te rysunki… sprzeda. Czy mam w ogóle pojęcie, jakie to teraz musi być cenne dla fanów? W końcu będzie bogata!
A ja? A mój umówiony z ojcem wyjazd do Nowej Anglii?! Przecież on na pewno nie życzyłby sobie wydania tak osobistych rzeczy. Po tym wszystkim pewnie zerwie ze mną kontakt i już nigdy go nie zobaczę!
– Daj spokój, Sabina – matka spojrzała na mnie z politowaniem. – Przecież to dorosły facet. Będzie wiedział, że to moja sprawka, ty się tu zupełnie nie liczysz!
No tak. Jak mogłam o tym zapomnieć?
Czytaj także:
„Urodziłam córkę, gdy miałam 19 lat. Po 3 miesiącach ojciec wyrzucił mnie z domu, bo dziecko mu przeszkadzało”
„Miałem ochotę na skok w bok i umówiłem się z pięknością z Tindera. Szczęka opadła mi, bo w kawiarni zastałem... żonę”
„Córka nie liczy się z moim zdaniem. Ta smarkula uważa, że jak jest pełnoletnia, wszystko jej wolno”