„Córka nie liczy się z moim zdaniem. Ta smarkula uważa, że jak jest pełnoletnia, wszystko jej wolno”

matka, która ma problemy z córką fot. Adobe Stock, goodluz
„Byliśmy pewni, że pójdzie na przystanek autobusowy. Przecież wyraźnie zabroniliśmy jej jazdy na motorze. Ale nie… Po chwili usłyszeliśmy ryk silnika. Gdy wybiegliśmy na dwór, właśnie znikała za zakrętem. Wojtek wpadł we wściekłość. Wsiadł w samochód i pojechał za nią”.
/ 03.04.2022 04:10
matka, która ma problemy z córką fot. Adobe Stock, goodluz

Jeszcze brzmią mi w uszach słowa córki. Jak to ona powiedziała? „Nie wiem, czy zauważyliście, ale jestem już pełnoletnia i mogę robić to, na co mam ochotę”. Oczywiście, że zauważyliśmy. Przecież dwa tygodnie temu właśnie z okazji 18. urodzin zafundowaliśmy jej wielką imprezę w znanej restauracji.

Ale to, że Jagoda ma już 18 lat, wcale nie oznacza, że jest także dorosła i samodzielna. Uczy się w liceum, mieszka z nami i jest na naszym utrzymaniu. Uważam więc, że powinna postępować tak, jak sobie tego życzymy, albo przynajmniej konsultować z nami poważne decyzje, liczyć się z naszą opinią. Dotychczas to rozumiała, bo nie było z nią większych problemów. Ale tym razem ostro się nam sprzeciwiła. A do tego postawiła jeszcze ultimatum! A ja nie jestem pewna, jak powinniśmy zareagować.

Tyle lat zbieraliśmy te pieniądze...

Wszystko zaczęło się latem ubiegłego roku. Córka wyjechała z koleżankami na wakacje nad morze. Wróciła opalona, wypoczęta i zakochana po uszy. W Arturze i jego motocyklu. Wielkim, ciężkim, szybkim i bardzo głośnym. Ten chłopak w ogóle mi się nie podobał. Zwłaszcza, jak zabierał córkę na przejażdżki. Zawsze obiecywał, że będzie jechał wolniutko i ostrożnie, ale i tak słabo mi się ze strachu robiło, gdy wskakiwała za nim na siodełko…

W duchu modliłam się, żeby to uczucie jak najszybciej się skończyło. I rzeczywiście… Na początku jesieni Jagoda oświadczyła mi, że już odkochała się w Arturze. Ale niestety, nie w motocyklach… Córka wprost oszalała na punkcie tych maszyn. Czytała o nich w specjalistycznych pismach, rozmawiała na forach internetowych. Zaczęła spotykać się z wielbicielami motocykli. I zapisała się na kurs prawa jazdy kategorii A.

Początkowo nie chcieliśmy z mężem o tym słyszeć. Przecież jazda motocyklem jest taka niebezpieczna! Ale tak wierciła nam dziurę w brzuchu, płakała, prosiła, marudziła, że się zgodziliśmy. Uspokajaliśmy się nawzajem, powtarzając, że i tak nigdy nie będzie mieć motocykla. Myliliśmy się!

Wojtek akurat oglądał telewizję, ja podlewałam kwiaty w ogródku, gdy pod naszym domem wyhamował z piskiem opon wielki, czarny motocykl. Początkowo nie wiedziałam, kto go prowadzi. W tym kasku, skórze trudno było rozpoznać. Z niechęcią pomyślałam, że to pewnie jeden z nowych znajomych córki. Cieszyłam się, że nie ma jej w domu… Ale to była ona! Zgasiła silnik, zdjęła kask i patrzyła na mnie z uśmiechem. Zamarłam. Przez chwilę nie mogłam wydusić z siebie nawet słowa.

– Kochanie, co to za motocykl? Pożyczyłaś od kogoś? – zapytałam, gdy już odzyskałam głos.

– Nie pożyczyłam, tylko kupiłam! Jest mój! – odparła jak gdyby nigdy nic.

– Kupiłaś? Za co?! – dopytywałam się.

– No, dostałam przecież na urodziny parę złotych. I polisę ubezpieczeniową zlikwidowałam. Akurat wystarczyło! Prawda, że cudny? I jaką ma moc! – odparła zachwycona.

Pewnie się domyślacie, co było potem. Awantura! Dostaliśmy z Wojtkiem białej gorączki. Nie mogliśmy uwierzyć, że córka zrobiła taką głupotę.

Te pieniądze z polisy miały pomóc jej w starcie w samodzielne życie. Wpłacaliśmy je dla niej przez wiele lat, żeby nie zaczynała z pustymi kieszeniami. A ona lekką ręką wydała je na motor! I to bez porozumienia z nami! A zresztą pal sześć pieniądze. Prawdę mówiąc, nie o nie nam wcale chodziło, ale o bezpieczeństwo naszego dziecka! Dość naoglądaliśmy się w telewizji wypadków motocyklowych, nasłuchaliśmy strasznych rzeczy…

– Ty wiesz, co mówią o motocyklistach? Że to dawcy organów! Nie chcę za miesiąc lub pół roku rozpaczać nad twoją trumną! Nie zgadzam się, żebyś jeździła na motorze. Skuter, proszę bardzo. Ale nie taka wielka maszyna! – krzyczałam.

– Jaka trumna? Wielu motocyklistów dożywa sędziwego wieku i ja też nie chcę się zabić! Poza tym zginąć można nawet na spacerze – odkrzyknęła.

Nie trafiały do niej żadne argumenty. Na mój jeden miała swoich sześć.

Albo się słucha, albo fora ze dwora!

Wreszcie w pewnym momencie mąż stracił cierpliwość.

– Koniec dyskusji! Masz natychmiast sprzedać motor! – zażądał.

– O nie! Jestem już pełnoletnia i mogę robić to, na co mam ochotę! Jazda na motocyklu to moja pasja, marzenie. I przez jakieś wasze głupie lęki nie będę z tego rezygnować! – odparowała Jagoda i pobiegła do siebie.

Trzasnęła drzwiami tak, że aż tynk się ze ściany posypał. Wojtek chciał za nią pójść i dalej przemawiać jej do rozumu, ale go powstrzymałam. Miałam nadzieję, że jak córka pobędzie trochę w samotności, wszystko sobie przemyśli, to pogodzi się z naszą decyzją. Zawsze była rozsądna!

Dziś rano wyglądało na to, że się pogodziła. Jak zwykle wstała do szkoły. Powiedziała, że wróci późno, bo ma dodatkowe zajęcia z matematyki. Szybko zjadła śniadanie, złapała plecak i popędziła na dół. Byliśmy pewni, że pójdzie na przystanek autobusowy. Przecież wyraźnie zabroniliśmy jej jazdy na motorze. Ale nie… Po chwili usłyszeliśmy ryk silnika. Gdy wybiegliśmy na dwór, właśnie znikała za zakrętem.

Wojtek wpadł oczywiście we wściekłość. Natychmiast wsiadł w samochód i pojechał za Jagodą. Wrócił dopiero po godzinie. Aż się gotował.

– Z lekcji ją wyciągnąłem, żeby pogadać… Nie chciała oddać mi kluczyka ani prawa jazdy. I wiesz, co powiedziała? Że i tak będzie jeździć na motorze, czy to nam się podoba, czy nie. A jak dalej będziemy jej zabraniać, to się wyprowadzi z domu i więcej jej nie zobaczymy! Wyobrażasz to sobie?

– No i co zrobimy? – zapytałam.

– Jak to co? Gówniara nie będzie nas szantażować! Jak chce się wyprowadzać, droga wolna! Jeszcze dziś może pakować walizki. Dokładnie tak jej powiem, jak wróci! – wrzasnął i pojechał do pracy. 

Zostałam w domu sama. No i teraz siedzę w kuchni nad kubkiem zimnej kawy i myślę. I nie wiem, co zrobić! Nie chcę stracić córki, a jeśli się wyprowadzi, tak się właśnie stanie. Z drugiej strony, jeśli pozwolimy na tę jej „pasję”, jak ja nazywa, możemy stracić ją naprawdę...

Czytaj także:
„Pracowałam u teściowej, a moim szefem był szwagier. Przez lata nie zobaczyłam podwyżki, a on jeździł sobie na Seszele”
„Dla żony bardziej ode mnie i dzieci liczyła się kasa tatusia. Sprzedała naszą miłość i moją godność w zamian za luksus”
„Po śmierci żony zamknąłem się w sobie. Zgrywałem twardziela, a byłem w rozsypce. Dopiero wnuk pomógł mi się pozbierać”

Redakcja poleca

REKLAMA