„Miałem ochotę na skok w bok i umówiłem się z pięknością z Tindera. Szczęka opadła mi, bo w kawiarni zastałem żonę”

Mężczyzna, który przypadkowo umówił się z żoną fot. Adobe Stock, Eightshot Images
„Przymknąłem oczy, próbując sobie przypomnieć, kogo widziałem w kawiarni. Wychodziło na to, że poza obsługą baru byliśmy tylko ja i Monika… W tej chwili zrobiło mi się zimno. Poczułem jak fala obrzydzenia przechodzi moje ciało”.
/ 03.04.2022 05:29
Mężczyzna, który przypadkowo umówił się z żoną fot. Adobe Stock, Eightshot Images

Gdy podjechałem pod kawiarenkę, serce waliło mi jak młotem. Wprawdzie nie pierwszy raz byłem w takiej sytuacji, ale zawsze nieco się denerwowałem. No dobrze – mocno się denerwowałem i odczuwałem sporą tremę.

Zanim wysiadłem z samochodu, przejrzałem się w lusterku wstecznym. Jak wiadomo, najważniejsze jest pierwsze wrażenie. A teraz chciałem zrobić jak najlepsze, bo przecież trochę nakłamałem…

Nie ustalaliśmy ani konkretnego stolika, ani znaków rozpoznawczych. Jakoś się nawet o tym nie zgadało. Uznałem, że poznam tę piękną kobietę bez trudu i po prostu do niej podejdę, potem niech się dzieje, co chce. A gdybym jej nie poznał od razu, mogłem do niej napisać esemesa.

„Mam okropną tremę” – napisałem, jeszcze jadąc samochodem. Po chwili nadeszła odpowiedź: „A ja to nie?”.

Poznaliśmy się na portalu randkowym

Teraz na takich platformach jak Tinder ludzie umawiają się coraz częściej, a jako się rzekło, nie był to mój pierwszy raz. Podejrzewałem, że jej też nie, a nawet miałem taką pewność. Podobne rzeczy dają się wyczuć podczas czatowania. Debiutantki piszą inaczej, nie znają też dobrze zasad, jakimi rządzą się podobne rozmowy.

Wspomniałem też, że cokolwiek nakłamałem. Owszem. Ale nie, jeśli chodzi o mój status czy datę urodzenia. Uczciwie zaznaczyłem, że jestem w związku małżeńskim i szukam tylko romansu, choć chętnie na dłużej.

Za to imię podałem inne, a przede wszystkim zamieściłem zdjęcie jakiegoś wyszukanego w necie gościa. Nie żebym sam był paskudny. Obawiałem się, że na portal może zawitać ktoś znający mnie i Monikę, a naprawdę nie chciałem, żeby moje małżeństwo się rozpadło. Kocham żonę, ale taką już mam naturę, że potrzebuję odskoczni.

Jak dotąd, żadna z kobiet jeszcze nie uciekła na mój widok, przeciwnie – bardzo łatwo wybaczały mi podstęp. W sumie nic dziwnego. Gdybym umieszczał wizerunek wysokiego, wysportowanego przystojniaka, a okazał się łysawym, brzuchatym karzełkiem z brakami w uzębieniu, byłoby inaczej.

Ale należę do mężczyzn raczej przystojnych. Zresztą niektóre panie postępowały podobnie, a spotkałem nawet dwie takie, które w realu okazały się bardziej niż paskudne. Pchnąłem drzwi, wszedłem do znajomego wnętrza.

Bywaliśmy w tym miejscu z żoną, ostatnio z okazji rocznicy ślubu. Rozejrzałem się, ale nigdzie nie dostrzegłem rudowłosej piękności. Pewnie jeszcze nie przyszła. To nawet lepiej – pomyślałem. – Zajmę stolik i będę obserwował drzwi.

To mi da pewną przewagę, jeśli chodzi o rozpoznanie. Gdzie usiąść? Pod oknem przeciwległym do wejścia stał stoliczek, stąd prawie niewidoczny… Ruszyłem w tamtą stronę i stanąłem jak wryty.
Przy stoliku siedziała moja żona! Najchętniej odwróciłbym się na pięcie i uciekł, ale przecież już mnie zauważyła.

 Jak wybrnąć z tej kabały?!

Zrobiła dziwną minę. Właśnie – dziwną. Nie tylko zdziwioną, zaskoczoną, ale coś więcej. Zupełnie, jakby nie tylko nie spodziewała się mnie tutaj zobaczyć, ale wręcz sama miała ochotę umknąć. Cóż, nie miałem wyboru. Przywołałem na twarz uśmiech i podszedłem, przeklinając się w duchu, że wybrałem właśnie tę kawiarnię. Ale znajdowała się po drodze z pracy, na uboczu, nigdy nie było tu tłoczno…

– Cześć, kochanie – rzuciłem.

Apotem mnie zatkało. No bo co ja miałem jej teraz powiedzieć? Jak wybrnąć z tej kabały?!

– Co tutaj robisz? – zadałem pierwsze pytanie, jakie mi wpadło do głowy.

– A ty? – odpowiedziała pytaniem.

– Wpadłem na kawę – odparłem. – Nie śpieszyło mi się do domu, bo mówiłaś, że wrócisz później. Dzieci mają zjeść u dziadków obiad i deser… Nie chciało mi się samemu siedzieć. A ty co? Skończyłaś pracę?

Monika potrząsnęła głową.

– W zasadzie jestem na przerwie – wyjaśniła. – Podjechałam tutaj, bo wiesz, jak jest w centrum. Ścisk i hałas.

Kiwałem głową, docierało do mnie znaczenie słów, ale oczywiście myślałem o czymś zupełnie innym. Cieszyłem się, że nie umieściłem w profilu swojego zdjęcia. I że miałem wyciszoną komórkę – tę drugą komórkę na kartę, o której żona nie wiedziała.

Eliza mnie nie rozpozna i nie zaczepi, a jeśli chciałaby esemesować czy nawet dzwonić, nic się nie stanie… – kombinowałem.

Ona również stawiała sprawy jasno. Mężatka z dwojgiem dzieci nie miała ochoty zmieniać swojego życia. Chciała dokładnie tego samego co ja – miałem fart. W dodatku na zdjęciach wyglądała wręcz zjawiskowo.

Po rozmowach na czacie przyszedł czas na wymianę numerów. Ale tylko do esemesów, co od razu zastrzegła. I że nie powinniśmy do siebie pisać od późnego popołudnia, żeby nie ryzykować wpadki.

To było spełnienie moich marzeń o niezobowiązującym romansie! Pisaliśmy do siebie od rana do siedemnastej, a potem mogłem zapomnieć o „tajnej” komórce do następnego dnia. Nic dziwnego, że już po paru dniach umówiliśmy się na spotkanie. Każdy jej esemes sprawiał, że przeszywał mnie dreszcz podniecenia. Miałem wrażenie, że znamy się doskonale. I byłem ciekaw, czy potwierdzi się to w kontakcie twarzą w twarz.

W dodatku jak na zamówienie moja żona zapowiedziała, że tego dnia, kiedy ustaliliśmy randkę, wraca później z pracy. Idealnie! Nie musiałem niczego wymyślać! Usiadłem przy stoliku, zamówiłem po kawie. Ale przecież powinienem dać znać Elizie, że dzisiaj nici ze spotkania! Żeby sobie nie pomyślała, że jestem jednym z tych „wystawiaczy”, którzy tylko się umawiają i nie przychodzą.

Już miałem powiedzieć, że muszę iść do toalety, kiedy Monika właśnie to oznajmiła.

– Zaraz wracam.

Ledwie odeszła, wyjąłem z kieszeni komórkę i błyskawicznie wystukałem: „Nic z tego, przepraszam. Spotkałem właśnie swoją żonę. Skontaktujemy się później”. Ledwie wysłałem esemesa, sam dostałem wiadomość. Eliza musiała ją wysłać w tej samej chwili. Pewnie przyszła i teraz się niecierpliwiła. Ale nie. Na ekranie stało jak byk: „Odezwę się później. Właśnie nadziałam się na mojego męża”.

Co za historia! Aż mnie zatkało

Schowałem czym prędzej telefon. W samą porę, bo kilkanaście sekund później wróciła Monika.
Ulżyło mi, że tak zgrabnie udało się wyjść z opresji, chociaż gdzieś na krańcu świadomości dręczyła mnie jakaś myśl, jakaś wątpliwość.

Nie miałem jednak czasu tego analizować, bo musiałem rozmawiać z żoną, poświęcać całą uwagę, żeby z czymś głupim nie wyskoczyć. Wreszcie zaczęła się zbierać.

– Muszę wracać – powiedziała. – Zaraz zaczną do mnie wydzwaniać.

Wróciłem do domu lekko oszołomiony. To wszystko było dość nieoczekiwana, a nawet niesamowite. Oboje z Elizą natknęliśmy się na współmałżonków w tym samym czasie. Jak to możliwe?

W komórce czekał na mnie esemes: „Uff. Myślałam, że wpadnę!”. Odpisałem jej w podobnym tonie, ale w tej samej chwili z całą ostrością pojawiły się w mojej głowie wątpliwości. Napisałem, że nie zauważyłem jej w lokalu. „Ja Ciebie też nie” – odpisała natychmiast. „Bo wyglądam inaczej niż na zdjęciach – przyznałem się. – Na wszelki wypadek zamieściłem obcą fotę”. „Ja też” – nadeszła po chwili odpowiedź.

Przymknąłem oczy, próbując sobie przypomnieć, kogo widziałem w kawiarni. Wychodziło na to, że poza obsługą i jakąś parą niedaleko baru byliśmy tylko ja i Monika… W tej chwili zrobiło mi się zimno.

Czym prędzej usiadłem do komputera, zacząłem przeglądać nasze rozmowy na czacie. Dopiero teraz dotarło do mnie, że rozmówczyni posługuje się sformułowaniami, które przecież znam. I to wrażenie, że nie jesteśmy sobie obcy. I dziwne zachowanie Moniki, kiedy mnie zobaczyła.

Czyżbym umówił się z własną żoną?

Monika wróciła koło dziewiętnastej. Wyglądała na rozkojarzoną, jakby myślała o zupełnie czymś innym, a rozmawiała ze mną zupełnie automatycznie. Pytać czy nie pytać? – zastanawiałem się.
Nie umiałem się zdecydować. A poza tym…

Czy naprawdę chciałem znać odpowiedź? A jeśli moje przypuszczenia były słuszne, to czy Monika chciałaby ją znać? Biłem się z myślami przez cały wieczór. Żona poszła wcześniej spać, wymawiając się zmęczeniem.

Całkiem mi to pasowało, bo czułem się co najmniej nieswojo. Myślałem o minionym dniu do późna i dochodziłem do coraz klarowniejszego przekonania, że cała sprawa zdaje się oczywista. Cóż, jeśli ja – jak to się mówi – zaliczałem skoki w bok, to dlaczego moja żona miałaby tego nie robić? W końcu oboje mamy te same prawa.

Ale żeby właśnie Monika? Jeszcze przez kilka dni myślałem, czy nie poruszyć tego tematu. Jednak nie miałem odwagi. Żona też chodziła zamyślona, było dziwnie, ale z czasem jakoś się to napięcie rozeszło po kościach.

Tak czy inaczej, na razie mam dość internetowych podrywów. Trzeba przystopować. A może nawet z tym skończyć? Zobaczymy.

Czytaj także:
„10 lat temu pozwoliłem odejść kobiecie, która była ze mną w ciąży. Teraz muszę udowodnić, że zasłużyłem na bycie ojcem”
„Zostawiłam męża i rocznego synka, sama pojechałam do pracy za granicą. Teraz syn mnie nie poznaje, a mąż ma kochankę”
„Mąż zostawił mnie dla kochanki poznanej przez internet. Znalazłam jego niezwykle czułą korespondencję z tą kobietą”

Redakcja poleca

REKLAMA