„Matka przez całe życie dawała mi odczuć, że żałuje, że się urodziłam. Dopiero od teściowej dostałam matczyne ciepło”

Kobieta, która pokochała teściową fot. Adobe Stock, fizkes
„Odkąd pamiętam, byłam dla niej problemem, rozczarowaniem. Nigdy mnie nie przytuliła, nie pogłaskała, nie obdarzyła dobrym słowem. To strasznie boli, kiedy nie można liczyć na własną matkę. Lecz ja dostałam od losu drugą szansę”.
/ 08.04.2022 20:45
Kobieta, która pokochała teściową fot. Adobe Stock, fizkes

Słowo „teściowa” źle mi się kojarzy. Brzmi obco i nienaturalnie. Wolę mówić „mama”, bo tę kobietę traktuję jak własną mamę. Taką, jakiej nigdy nie miałam. Żeby było jasne, ja nie jestem sierotą. Przez 14 lat wychowywała mnie osoba, która dała mi życie. Ale nigdy nie było między nami takiej więzi, jaka w jednej chwili zrodziła się między mną a panią Hanią.

– Niech cię uściskam! – powiedziała mama mojego męża, gdy pierwszy raz przekroczyłam próg ich domu. – Masz na imię Magdalena? – spytała, a ja skinęłam głową. – Grzegorz dużo nam o tobie opowiadał – uśmiechnęła się promiennie i zaprosiła mnie do środka.

Czy jestem wystarczająco dobra dla ich syna?

Przez cały wieczór nie mogłam oderwać od niej oczu. Miałam wrażenie, że nigdy nie przestaje się uśmiechać. Biła od niej radość i taki spokój, jakiego nie znałam. Tata Grzesia, pan Tadeusz, też był miłym człowiekiem, ale jego żona wydawała się prawdziwym aniołem.

– A więc jesteś elektrykiem, a właściwie panią elektryk? – zapytała, nakładając mi na talerz pachnącą ziołami pieczeń.

– Mam trochę nietypowe zajęcie jak na kobietę – zarumieniłam się nieco.

– Może i nietypowe, ale gdyby nie ono, nie poznałabyś naszego syna – zauważyła i puściła do mnie oko.

– To prawda! – roześmiał się Grzesiek. – A ja pewnie dawno w tej naszej firmie porósłbym kurzem, gdyby pewnego dnia nie pojawiła się w nim Magda i nie zapytała o pracę. Pamiętam, aż podskoczyłem na wieść, że nie chce być kolejną panienką od parzenia kawy, tylko elektrykiem… A co to się działo w ciągu jej próbnego miesiąca! Nasi starzy elektrycy fukali, że żadna baba nie będzie im się tu kręcić, a później wszyscy się w niej zakochali. O Magdzie mówią: świetna dziewczyna, pracowita, koleżeńska, opanowana.

– Słyszałam, słyszałam! – rozpromieniła się pani Hania, a ja poczułam, jak pąsowieję od stóp po czubek głowy.

– Widzisz, mówiłem ci, że nie ma czego się bać – Grześ gadał jak najęty, odprowadzając mnie do domu. – Spodobałaś im się. Mama od razu cię polubiła, a i tata się ucieszył, że mu pomożesz ze starą instalacją w budynku gospodarczym.

Nic nie odpowiedziałam, tylko mocniej ujęłam go pod ramię. Szczęśliwa, że zły los wreszcie się ode mnie odwrócił i teraz będę miała prawdziwą rodzinę.

Potem wszystko potoczyło się szybko: zaręczyny, wyznaczenie daty ślubu. Ale chociaż rozpierała mnie radość, podczas każdej wizyty u teściów czułam na sobie uważne spojrzenie pani Hani.

– Kochanie, kiedy poznamy twoich rodziców? – spytała kiedyś wprost, gdy na chwilę zostałyśmy same.

Co było robić? Patrzyła tak serdecznie, że nie miałam wyjścia: zaprosiłam ich do domu, w którym się wychowałam.

Okropnie się bałam tego spotkania

Mojej matki wcale to nie ucieszyło:

– Trzeba przygotować obiad i placek upiec… Kawy nie mam, a pewnie miastowi będą chcieli się napić…

– Wszystko kupię – przerwałam jej.

– Kupisz! Kupisz! Ty na niczym się nie znasz. Już ja zrobię, co trzeba, tylko się nie wtrącaj – ucięła.

Moja biologiczna matka. Odkąd pamiętam, byłam dla niej problemem, rozczarowaniem. Nigdy mnie nie przytuliła, nie pogłaskała, nie obdarzyła dobrym słowem.

– Życie nie będzie cię rozpieszczać – mawiała, oganiając się ode mnie jak od natrętnej muchy.

Ona chyba nie powinna mieć dzieci. Może nawet nie powinna wychodzić za mąż, bo i męża (mego ojca) nie lubiła. Nic jej nie interesowało. Pracowała dla pieniędzy, z przymusu prowadziła dom, nie czytała książek, gazet, nie oglądała telewizji.

Kino i modę uważała za fanaberię. Kpiła z tych, którzy o siebie dbali i ładnie się ubierali, zwłaszcza z kobiet. Lubiła tylko plotkować i wszystkich krytykować. Drwiła z mojej ciekawości świata, zdolności plastycznych i matematycznego umysłu. Mówiła, że nie potrzebuję dodatkowych lekcji ani kółek zainteresowań, bo i tak skończę z brzuchem.

Nie wiem skąd wzięłam w sobie siłę, żeby tuż po podstawówce złożyć papiery do jedynej szkoły z internatem, jaką znałam, czyli do technikum elektrycznego w mieście oddalonym od naszego o sto kilometrów.

Chyba obie odetchnęłyśmy, kiedy wyjechałam

– Dzień dobry – matka uważnie przyjrzała się całej naszej czwórce. – A więc to pan zostanie mężem mojej córki, a państwo jej teściami. No cóż, zapraszam.

Rodzice Grzegorza spojrzeli jedno na drugie, lecz nie dali po sobie poznać, jak bardzo zaskoczyło ich to powitanie. Potem było jak zwykle. Mama z surową miną podała obiad. Wszelkie komplementy na temat przyrządzonych przez nią dań zbywała westchnieniem, a na pytania
o mnie odpowiadała złośliwymi uwagami.

– No tak, cała Magdalena. Kto to słyszał, żeby dziewczyna była elektrykiem! – stwierdziła w pewnej chwili. – Dobrze chociaż, że ktoś ją chciał – tu zawiesiła głos i spojrzała na mnie wymownie. – Zobaczymy, jaką będzie żoną i matką…

– Na pewno wspaniałą, bo jest cudowną, kochaną dziewczyną – przerwała jej pani Hania. – A teraz może zjedzmy już ciasto, bo daleka droga przed nami.

Teraz z każdym problemem sobie poradzę

Mama wściekła poszła do kuchni. Podziękowałam pani Hani spojrzeniem.

– Jak chcesz, już możesz mówić do mnie „mamo” – powiedziała mi później. Chciałam.

Dzięki pani Hani i własnemu mężowi jakoś przetrwałam wesele i kwaśne miny mojej matki. A po oczepinach podziękowałam matce za wychowanie.

– Za hart ducha i odwagę, których bez ciebie nigdy bym nie zyskała – powiedziałam. – I za to, że jestem, jaka jestem.

„Inna niż ty” – dodałam w myślach.

To strasznie boli, kiedy nie można liczyć na własną matkę. Lecz ja dostałam od losu drugą szansę i dziś mam przy sobie kobietę, która mi matkę zastąpiła. Zna wszystkie moje troski. I była przy mnie, gdy rodziłam pierwsze dziecko.

Tamtej zimy pługi nie nadążały z odśnieżaniem, w męża samochodzie wysiadł akumulator, a karetka nie mogła się do nas przedrzeć, bo utknęła gdzieś pod miastem. Spanikowany Grześ był w stanie zadzwonić jedynie do swojej mamy.

Pojawiła się u nas natychmiast. Jeden rzut oka wystarczył jej, aby stwierdziła, że do szpitala już nie zdążymy.

– Poradzimy sobie – powiedziała, ocierając mi pot z czoła. – Zobaczysz, zaraz przeżyjesz coś najpiękniejszego w życiu.

Nie wiem, jak ona to zrobiła, ale dzięki  jej obecności ból, który mnie rozrywał, jakby nagle się zmniejszył. Zrobiła mi ciepłą kąpiel, przyniosło mi to ulgę. Godzinę później trzymałam w ramionach moją małą córeczkę, jeszcze brudną od śluzu. Urodziła się cała, zdrowa i spokojna. Chyba czuła, że otacza ją prawdziwa miłość.

Czytaj także:
„Miałem ochotę na skok w bok i umówiłem się z pięknością z Tindera. Szczęka opadła mi, bo w kawiarni zastałem... żonę”
„Córka nie liczy się z moim zdaniem. Ta smarkula uważa, że jak jest pełnoletnia, wszystko jej wolno”
„Córka żyła w otwartym małżeństwie. Razem z mężulkiem notorycznie się zdradzali. Tylko czekałam, aż stanie się tragedia”

Redakcja poleca

REKLAMA