„Matka postawiła mnie pod ścianą. Kazała mi wyjść za faceta, którego nie kocham, albo mam wynosić się z domu”

kobieta w ciąży fot. iStock, The Good Brigade
„Mama nigdy mnie nie przytuliła. Dla niej zawsze było coś nie tak, zawsze za mało, żeby zasłużyć na jej miłość”.
/ 01.03.2024 15:00
kobieta w ciąży fot. iStock, The Good Brigade

Byłaś przecież tylko sąsiadką. Dziś nazywam Cię mamą. Nie ją, tylko Ciebie. Byłam drugim dzieckiem w rodzinie. Zawsze nakarmiona i ładnie ubrana, w pokoju pełno było zabawek, ale nie takich, jakie mi się podobały, tylko takich, jakie rodzice uważali za odpowiednie.

Nigdy nie urządzali żadnych awantur, w mieszkaniu wszystko lśniło na „wysoki połysk”, ale było tak, jak w domu, w którym pali się w kominku a domownikom ciągle jest zimno.

Mama nigdy mnie nie przytuliła, nie pogłaskała, nigdy nie usłyszałam: „ładnie wyglądasz, jesteś mądra...". Dla niej zawsze było coś nie tak, zawsze za mało, żeby zasłużyć na jej miłość.

Pamiętam dzień matury, tłumy rodziców pod szkołą w oczekiwaniu na wyniki. Na mnie nie czekał nikt. Potem także sama wracałam do domu z najlepszym świadectwem w klasie, a mama zauważyła tylko, że z języka dostałam 4, a nie 5.

Nie pomogła mi nawet w okresie dojrzewania, nigdy nie rozmawiała ze mną o cielesności, miesiączce, seksie. Gdy zaszłam w ciążę, znów ją zawiodłam. Musiałam więc odbyć karę za grzech bycia nieposłuszną. Wzięłam ślub z facetem, którego nie kochałam, bo w jej domu nie było miejsca dla samotnej matki. Nie pokazała mi, jak się walczy o siebie, jak się kocha siebie, żeby móc kochać innych.

Ty byłaś tylko naszą sąsiadką. Stałaś z boku i obserwowałaś mnie od dzieciństwa. To ty pierwsza powiedziałaś mi, że jestem ładną kobietą. Gdy zbierałam truskawki, żeby mój pan i władca miał na papierosy podeszłaś i powiedziałaś:

– Dziewczyno, jesteś młoda, dasz radę sama wychować dziecko, nie musisz z nim być.

Twoje słowa: „nie niszcz siebie” wyciągnęły mnie z bagna, w które wpadałam coraz głębiej. Postawiłaś mnie na nogi, pokazałaś krok po kroku drogę do normalności. Nauczyłaś, że można żyć inaczej, że muszę ocalić siebie, że muszę być matką, która kocha, a nie tylko hoduje córkę.

Tylko Ty usłyszałaś moje wołanie o pomoc. Nigdy nie zapomnę Ci tego, jak za własne pieniądze zaprowadziłaś mnie do psychologa, jak stałaś za drzwiami gabinetu... Jak matka, która kocha swoje dziecko. Walczyłaś o mnie jak lwica, potem przez kilka lat pilnowałaś, żebym się odbiła od dna.

To do Ciebie przychodziłam, gdy się rozwodziłam, to Ty dałaś mi siłę do walki o lepsze jutro, to Ty pożyczałaś pieniądze na chleb dla dziecka, dopingowałaś gdy szukałam pracy, dawałaś kopniaka, gdy już całkiem opadałam z sił.

I te Twoje słowa... Proste, czytelne, mądre. Trafiające prosto do serca. Dające mi otuchę i wsparcie. Pamiętam, jak któregoś tak trudnego dla mnie dnia, napisałaś na kartce z bloku dużymi drukowanymi literami dwa słowa: „Jesteś najważniejsza”.

Dziś jestem kobietą spełnioną. Nie mam łatwego życia, ale z radością zaczynam każdy dzień – wszystko dzięki Tobie. Ocaliłaś dwie osoby – mnie i moją córkę. Dzięki Tobie ona ma szczęśliwą matkę. Nie wiem, jaką jestem mamą, ale uczę się wciąż od Ciebie, jak ją kochać mądrze. Popełniam masę błędów, ciągle upadam, ale się podnoszę i idę dalej.

Codziennie modlę się, żebym nigdy nie przegapiła momentu, kiedy mojemu dziecku będzie się działa krzywda, żebym zawsze stała w pobliżu, umiała ją usłyszeć i umiała po prostu z nią być blisko. Za to, że jesteś dla mnie mamą i uczysz mnie ciągle być mamą... DZIĘKUJĘ CI.

Czytaj także:
„Po rozwodzie zostałam singielką, ale wciąż przyjaźniłam się z byłym mężem. Znalazłam mu nawet nową żonę”
„Mąż haruje za granicą, żeby nasz syn miał markowe ubrania. Nikt już nie wyzywa mi dziecka od biedaków”
„Po 30 latach małżeństwa na widok żony nie tylko ręce mi opadają. Kłamię, że jesteśmy za starzy na harce w łóżku”

Redakcja poleca

REKLAMA