„Matka poleciała za kasą i zostawiła mnie samego na lotnisku. O synku przypomniała sobie, gdy zwęszyła moją forsę”

zraniony mężczyzna fot. iStock, Gorica Poturak
„Nieraz słyszałem, jak krzyczała, że jeśli ojciec nie przemówi mi do rozumu, to odejdzie. Śmiałem się z tych jej wrzasków. Byłem pewien, że tata stanie po mojej stronie i zmęczony gadaniem, przegoni ją na cztery wiatry. On jednak zawsze jej bronił”.
/ 18.08.2023 19:45
zraniony mężczyzna fot. iStock, Gorica Poturak

Kilka tygodni temu zadzwoniła do mnie matka. Nie wiem, skąd miała numer mojego telefonu. W pierwszej chwili jej nie poznałem. Dopiero jak się przedstawiła, dotarło do mnie, że to ona.

– Za miesiąc wracam więc do Polski. W końcu się zobaczymy, pogadamy. Cieszysz się? – usłyszałem.

Przez dłuższą chwilę milczałem, tak bardzo byłem zaskoczony. Dopiero mi minucie odzyskałem głos.

– Nie, nie cieszę się. I nic mnie to nie obchodzi! – odburknąłem.

– Jak możesz tak mówić? Przecież jestem twoją matką! – podniosła głos.

– Doprawdy? Zapomniałem! I nie chcę sobie przypominać! – rzuciłem do słuchawki i wyłączyłem komórkę, bo nie chciałem, żeby zawracała mi głowę jeszcze raz.

– Kto dzwonił? – wyjrzała z kuchni moja narzeczona, Monika.

– Nikt, nikt… Pomyłka – machnąłem ręką.

Wbiłem wzrok w ekran telewizora udając, że oglądam film, ale nie miałem pojęcia, na co patrzę. Przed oczami przesuwały mi się zupełnie inne kadry: wspomnienia z ostatnich kilkunastu lat mojego życia…

Matka wyruszyła do Londynu tuż po tym, jak Polska przystąpiła do Unii Europejskiej. Spakowała swoje rzeczy i oświadczyła, że jedzie szukać dla nas szansy na lepsze życie. Kończyłem wtedy pierwszą klasę podstawówki i nie wyobrażałem sobie rozstania, ale ona się uparła.

– Nie martw się, kochanie. Za kilka tygodni, najdalej miesięcy, znowu będziemy razem. Znajdę pracę, mieszkanie i wtedy was do siebie ściągnę – przekonywała, gdy odprowadzaliśmy ją z tatą na dworzec autobusowy.

– Ale będziesz dzwonić? Codziennie? – dopytywałem.

– Oczywiście! Nie mogłabym spokojnie zasnąć, gdybym nie porozmawiała z moim syneczkiem – przytuliła mnie.

Gdy wsiadała do autokaru, odwróciła się i przesłała mi całuska na pożegnanie.
Wtedy do głowy mi nawet nie przyszło, że widzę swoją mamę po raz ostatni.

Mijały miesiące, dzwoniła coraz rzadziej

Na początku matka dotrzymywała słowa. Dzwoniła codziennie. Mówiła, że już ma na oku jakąś pracę, że wkrótce będziemy mogli do niej przyjechać. Ale czas mijał, a my ciągle tkwiliśmy w domu.

Telefony też stały się rzadsze. Matka dzwoniła najwyżej raz na tydzień. I rozmawiała głównie z ojcem. To chyba nie były przyjemne rozmowy, bo tata był po nich zawsze potwornie zły. Chodził z kąta w kąt, przeklinał pod nosem. A na koniec otwierał butelkę wódki i wypijał do dna. Potem już nawet nie czekał na telefon. Pił prawie codziennie. A jak pił, to stawał się agresywny. Nieraz zamykałem się w swoim pokoju, bo bałem się, że mnie uderzy.

Czułem, że rozstanie nie służy rodzicom, ale starałem się o tym nie myśleć. Łudziłem się, że to tylko chwilowy kryzys, że jak już pojedziemy do Anglii, to wszystko będzie jak dawniej. Ale mijały kolejne miesiące, a walizki ciągle leżały w pawlaczu, aż tata przestał wspominać o wyjeździe.

Dwa lata później matka już prawie w ogóle nie dzwoniła. Nie rozumiałem, co się dzieje. Próbowałem podpytywać ojca, ale opędzał się ode mnie jak od natrętnej muchy. Któregoś dnia sprowadził do domu jakąś kobietę. Powiedział, że ma na imię Magda i będzie z nami mieszkać.

– Ale dlaczego? Przecież jest mama! Wkrótce do niej wyruszamy!

– Nigdzie nie wyruszamy. Twoja matka nas nie chce. Czas najwyższy, żebyś to w końcu zrozumiał – odparował.

– To nieprawda! Kłamiesz! Mama mnie kocha i na pewno tęskni! – wrzasnąłem i uciekłem do swojego pokoju.

Przepłakałem całą noc

Nie zamierzałem zaakceptować nowego związku ojca. Wręcz przeciwnie, postanowiłem go rozwalić. Wymyśliłem sobie, że to przez Magdę ciągle tkwimy w Polsce, i za wszelką cenę próbowałem przegonić ją z naszego życia. Stałem się agresywny, opryskliwy, arogancki.

Obrażałem ją, nie reagowałem na polecenia. Potwornie ją to denerwowało. Nieraz słyszałem, jak krzyczała, że jeśli ojciec nie przemówi mi do rozumu, to odejdzie. Śmiałem się z tych jej wrzasków. Byłem pewien, że tata stanie po mojej stronie i zmęczony gadaniem, przegoni ją na cztery wiatry. On jednak zawsze jej bronił…

Chwytał za pas i bił mnie prawie do nieprzytomności. Po każdym takim laniu czułem się coraz bardziej skrzywdzony i opuszczony. Ale zamiast się uspokoić, buntowałem się jeszcze mocniej. Chciałem ojcu przypomnieć, że to mama i ja powinniśmy być dla niego najważniejsi. Ciągle jeszcze łudziłem się, że będziemy szczęśliwą rodziną.

Ojciec nie zrozumiał przekazu. A może nie chciał zrozumieć, bo już dawno myślał o wyjeździe z Magdą? I tylko czekał na okazję, by się mnie pozbyć? W każdym razie tuż po moich jedenastych urodzinach oświadczył, że wysyła mnie do matki do Londynu. Namawiałem go, by poleciał ze mną, ale nie chciał o tym słyszeć. Twierdził, że już o niej zapomniał, że nie chce jej znać.

Kilka dni później odwiózł mnie na lotnisko i oddał pod opiekę stewardesy. Z jednej strony, byłem zły i rozczarowany, że on zostaje w Polsce, ale z drugiej, rozpierała mnie radość. Cieszyłem się, że wreszcie spotkam się z mamą. Przez cały lot byłem tak podekscytowany, że zamiast podziwiać widoki, kręciłem się w fotelu, jakbym miał owsiki. Oczami wyobraźni już widziałem, jak rzucam się jej w ramiona, a ona przytula mnie z całych sił. I mówi, że tęskniła, że jest szczęśliwa, że kocha.

Matka nie przyjechała po mnie na lotnisko. Stawałem na palcach, wypatrywałem jej w tłumie, ale nigdzie jej nie było. Moja olbrzymia radość powoli zamieniała się w równie wielki strach. Nie, nie bałem się, że w ogóle mnie nie odbierze. Takie rozwiązanie nie przeszło mi nawet przez myśl.

W domu dziecka było kilkoro dzieci z Polski

Obawiałem się, że coś złego się jej przytrafiło. Spiesząc się na lotnisko, przewróciła się i złamała nogę albo wpadła pod samochód. Modliłem się, żeby nic poważnego jej się nie stało. Kiedy więc zdenerwowana zbyt długim czekaniem stewardesa odprowadziła mnie na lotniskowy komisariat, nawet nie protestowałem. Miałem nadzieję, że policjanci szybko ustalą, co stało się z mamą. I mnie do niej zawiozą.

Mijały kolejne godziny, a ja ciągle siedziałem na komisariacie. Byłem coraz bardziej zniecierpliwiony. Próbowałem dowiedzieć się, co się dzieje, ale nikt nie rozumiał, co mówię. W końcu jeden z policjantów wziął mnie za rękę i zaprowadził do telefonu.

– Synku, to ty? – usłyszałem głos mamy.

– Ja! Dlaczego po mnie nie przyjechałaś?! – krzyknąłem.

– Bo nie wierzyłam, że ojciec jednak wsadzi cię do tego samolotu. Przecież wyraźnie mu zabroniłam!

– Ale wsadził! I jestem! Zabierz mnie stąd! Jestem bardzo zmęczony i bardzo głodny!

– Chciałabym, i to bardzo, uwierz mi, ale nie mogę. Nie mam tu własnego mieszkania ani stałej pracy. Nie pozwolą mi cię zatrzymać – westchnęła.

Zrobiło mi się ciemno przed oczami

– To po co tu jesteś?! Skoro od dawna ci się nie układa, wracaj ze mną do domu!

– To nie takie proste. Nie mam pieniędzy na bilet, muszę najpierw zarobić.

– To co teraz ze mną będzie?

– Wrócisz do Polski, do taty. Tak będzie dla ciebie najlepiej. A teraz oddaj telefon komuś dorosłemu. Chcę z nim porozmawiać – odparła, i podałem słuchawkę policjantowi.

Byłem tak rozżalony i zawiedziony, że nie chciało mi się z nią dłużej rozmawiać.
Kolejne cztery dni spędziłem w angielskim domu dziecka. Było tam mnóstwo dzieci z całego świata. W tym kilkoro z Polski. Tak jak ja porzuconych i niechcianych. Czekały, aż ambasada załatwi im powrót do kraju.

– Ty to masz dobrze, wracasz do ojca. A ja? Pewnie wyląduję w bidulu. Rodzice mają mnie gdzieś, a dziadkowie nie mogą się mną dłużej opiekować, bo są starzy – zwierzyła mi się jedna z dziewczynek.

Choć było mi wtedy potwornie smutno, pomyślałem, że w tym całym nieszczęściu mam jednak trochę szczęścia. Mama nie chciała mnie zatrzymać, ale rzeczywiście miałem tatę. Święcie wierzyłem, że odbierze mnie z lotniska w Warszawie. Gdy wsiadałem do samolotu, obiecałem sobie nawet, że przestanę walczyć z tą jego Magdą. Zamierzałem pokazać i jemu, i jej, że jednak potrafię być dobrym chłopcem.

Ojciec po mnie nie przyjechał

Historia z lotniska w Londynie powtórzyła się jak w koszmarnym śnie. Stałem obok stewardesy, podnosiłem się na palcach, wypatrywałem w tłumie znajomej twarzy i znowu jej nie odnalazłem. Nagle obok nas pojawiły się jakieś dwie obce kobiety.

– Zabieramy chłopca do pogotowia opiekuńczego – jedna z nich wręczyła stewardesie jakieś papiery.

Ale tu się nic nie zgadza! W dokumentach odbioru jest wpisany ojciec. Nie mogę go nikomu innemu przekazać – zaprotestowała stewardesa.

Rany, kochałem ją w tamtym momencie!

– Właśnie! Nigdzie z wami nie jadę! Tata za moment się zjawi! – zaparłem się nogami.

Nie chciałem dopuścić do siebie myśli, że on też mnie nie chce. Kolejne godziny znowu spędziłem w komisariacie. Siedziałem na krześle i czekałem, aż policjanci wyjaśnią, komu mają mnie przekazać. Czułem się jak niechciany bagaż. W końcu jedna z tych obcych kobiet podeszła do mnie i wzięła mnie za rękę.

– Tata nie przyjedzie? – domyśliłem się

– Nie. Z tego, co wiem, za kilka dni wyjeżdża z przyjaciółką do pracy, do Norwegii. I nie może cię ze sobą zabrać – spojrzała na mnie ze współczuciem.

Rozpłakałem się jak małe dziecko. Z przeraźliwą jasnością dotarło do mnie, że jestem zupełnie, absolutnie sam. Pierwsze miesiące w domu dziecka były bardzo trudne. Nie potrafiłem odnaleźć się w nowej sytuacji. Biłem dzieci, które twierdziły, że nikt mnie nie chce, że będę mieszkał w domu dziecka do dorosłości.

To był koszmar…

Choć rozsądek podpowiadał mi inaczej, ciągle w głębi duszy wierzyłem, że mama lub tata po mnie przyjadą. Gdy słyszałem dzwonek przy drzwiach wejściowych, biegłem jak szalony, by sprawdzić, kto przyszedł. I odchodziłem zawiedziony…

Aby stłumić swój żal, buntowałem się. Wagarowałem, wpadłem w złe towarzystwo. Kradłem w sklepach, otarłem się nawet o narkotyki. Na szczęście mój wychowawca okazał się bardzo cierpliwym i mądrym człowiekiem. Nie spisał mnie na straty, tylko próbował mnie ratować.

Wyciągał z opresji, dużo ze mną rozmawiał, tłumaczył. To dzięki niemu w końcu zrozumiałem, że obrażanie się na los nic nie da. Że zamiast kłócić się z życiem, trzeba się wziąć z nim za bary. Zacząłem chodzić do szkoły, zdobyłem dobry zawód.

Jestem stolarzem, niedawno otworzyłem niewielki, ale własny zakład. No i zakochałem się w Monice. Wkrótce bierzemy ślub… Zapomniałem o swojej mrocznej przeszłości, odciąłem się od niej grubą kreską.

I właśnie wtedy zadzwoniła matka. Nie wyjaśniła mi, skąd znała mój numer telefonu. Powiedziała, że wraca, że chce ze mną porozmawiać…

Nie jesteś już moją matką!

Po telefonie matki przez wiele dni chodziłem jak struty. Byłem wściekły, że tą jedną rozmową zburzyła mój spokojny, uporządkowany świat, sprawiła, że dawne koszmary wróciły. Miałem jednak nadzieję, że więcej nie zadzwoni. Przecież wyraźnie dałem jej do zrozumienia, że na zawsze wymazałem ją z pamięci. I chcę, żeby zostawiła mnie w świętym spokoju.

Nic z tego! Trzy tygodnie temu wylądowała w Polsce i od tamtej pory bombarduje mnie telefonami. Żeby chociaż mnie przeprosiła, wytłumaczyła się, okazała skruchę. Może wtedy bym się przełamał i zgodził na spotkanie. Porozmawiałbym z nią, wysłuchał. Ale nie! Za każdym razem mówi tylko o sobie. Opowiada, że jest schorowana, nie ma z czego żyć, gdzie się zatrzymać i liczy na moje wsparcie. Nie, nie liczy, domaga się go.

– Jak mi nie pomożesz po dobroci, to do sądu pójdę! Dzieci mają obowiązek utrzymywać potrzebujących rodziców – wykrzyczała mi ostatnio.

A niech idzie, droga wolna. Odeślą ją z kwitkiem. Choć może nie zdaje sobie z tego sprawy, nie jest już moją matką. Przestała nią być, gdy tamtego wiosennego popołudnia, niedługo po moich jedenastych urodzinach, nie odebrała mnie z lotniska w Londynie. 

Czytaj także:
„Nie mogłem opędzić się od sąsiadki, która ostrzyła sobie na mnie pazurki. To wszystko sprawka żony”
„Zamiast wczasów w Ciechocinku wybrałam Grecję. Mam 78 lat i nie znam języków, ale poradziłam sobie znakomicie”
„Marzyłem o karierze w mieście, ale to przeprowadzka na wieś przyniosła mi szczęście. Ta decyzja uratowała moje małżeństwo”

Redakcja poleca

REKLAMA