„Matka piła i spraszała kolejnych wujków, a ja biegałem samopas. Dziś jestem profesorem, a mogłem skończyć dużo gorzej”

Załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, ASDF
„– Co z tego, że to matematyczny geniusz, kiedy nie chce pracować, nie odrabia lekcji, stawia się nauczycielom, czasem bywa agresywny. Nie możemy mu pomóc, jeśli sam tego nie chce. Z rodziną też trudno porozmawiać, bo właściwie jej nie ma... – westchnęła dyrektorka”.
/ 19.08.2022 17:15
Załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, ASDF

Czasem naprawdę wystarczy jeden człowiek, aby odmienić los, nawet ten całkiem niełaskawy. Zanim jednak przejdę do tej cudownej odmiany, najpierw powiem, jak było: pięcioro rodzeństwa, każde z innego ojca, wszyscy w jednym, obskurnym pokoju, bez kuchni i łazienki. No i nigdy nietrzeźwiejąca matka.

Dzieciaki zawsze chodziły brudne, często głodne, sporadycznie miewały odrobione lekcje, dlatego czworo z nich wylądowało w rodzinie zastępczej. Przy matce został tylko najstarszy, Darek. Nie brzmi to najlepiej, przyznacie. Trzeba powiedzieć, że Pan Bóg rozrzuca talenty czasem zupełnie bezsensownie. Bo ten Darek to było naprawdę wyjątkowo uzdolnione dziecko...

Stary nauczyciel dostrzegł w nim talent

Zauważył to pan Tadeusz, nauczyciel matematyki rok przed emeryturą. Miał zastępstwo w piątej klasie, do której chodził mały Dariusz. Zadał dzieciakom dosyć trudne zadanie. Wszyscy mozolili się nad kartką, próbując obliczyć wynik, tylko Darek patrzył za okno z lekko znudzoną miną.

– Dlaczego nie robisz zadania? – spytał pan Tadeusz.

– Już zrobiłem – odburknął niezbyt grzecznie dzieciak.

– W takim razie powiedz, co ci wyszło – nauczyciel był przekonany, że chłopak kłamie.

– Sto piętnaście przecinek zero cztery – wypalił bez wahania.

Pan Tadeusz zdjął okulary, przetarł je chusteczką, ponownie założył i uważnie popatrzył na Dariusza. Bo wynik się zgadzał.

– Gdzie są twoje równania?

– A po co równania, kiedy wszystko zrobiłem w pamięci? – wzruszył ramionami wyrostek. – No co tak wybałuszasz gały? – rzucił jeszcze w kierunku zdumionego nauczyciela.

A potem wstał i wyszedł z klasy, trzaskając drzwiami.

Potem jeszcze kilka razy spotkali się przy okazji zastępstw, a pan Tadeusz zaczął uważnie obserwować ucznia na przerwach. Podchodził, zagadywał, ale chłopak odburkiwał niechętnie.

– Dlaczego szkoła nic nie zrobi, żeby mu pomóc? – zapytał któregoś dnia dyrektorkę. – Ten Darek to prawdziwy matematyczny geniusz!

– Co z tego, kiedy nie chce pracować, nie odrabia lekcji, stawia się nauczycielom, czasem bywa agresywny. Nie możemy mu pomóc, jeśli sam tego nie chce. Z rodziną też trudno porozmawiać, bo właściwie jej nie ma... Chłopak chodzi samopas – westchnęła dyrektorka.

Być może kto inny by odpuścił, ale nie pan Tadeusz. Jednak Darek nie chciał rozmawiać z nauczycielem. Gdy tylko go widział na horyzoncie, odwracał się plecami albo rzucał pod jego adresem jakąś obelgę. 

Uwierzył, że jest ktoś, komu na nim zależy

O zmianie nastawienia zadecydowało przypadkowe spotkanie. Tego dnia nowy „wujek” Darka wracał do domu swojej konkubiny – mamy chłopaka – w szczególnie bojowym nastroju. Wyleciał z kolejnej roboty i chciał na kimś wyładować swoją złość. Padło na Darka, którego spotkał pod sklepem spożywczym.

– Gdzie się włóczysz, gówniarzu?! – krzyknął w jego stronę, a za słowami podążyła ciężka pięść.

Byłaby wylądowała na twarzy dzieciaka, gdyby się w ostatniej chwili nie uchylił. Właśnie w tym momencie ze sklepu spożywczego wyszedł stary nauczyciel matematyki.

Niech pan zostawi tego chłopaka, nie wolno ludźmi pomiatać, nie wolno ich bić. Pan jest zwierzę, nie człowiek! – ledwo wydyszał z gniewu pan Tadeusz.

I to właśnie była chwila, w której w Darku coś się zmieniło. Uwierzył, że w nieprzychylnym świecie jest ktoś, komu na nim zależy.

Reszta historii jest właśnie o tym, jak od tego dnia zmieniło się życie Dariusza. Nie, jego matka nie przestała pić, za to on znalazł sobie cel w życiu. Najpierw skromny: olimpiadę z matematyki. Potem poważniejszy – dostanie się do dobrego liceum z internatem, w innym mieście. I jeszcze poważniejszy: zdanie na Politechnikę. Wszystkie pomógł mu osiągnąć pan Tadeusz; podsuwał książki, pozwalał odrabiać lekcje w swoim mieszkaniu, a jego żona chłopaka dokarmiała. Być może oboje rekompensowali sobie brak własnych dzieci.

Dziś Darek jest łysiejącym panem, profesorem matematyki, jeździ z wykładami po świecie, a ile razy pomyśli o starym nauczycielu, oczy zachodzą mu łzami. Pan Tadeusz zmarł rok po tym, jak podopieczny dostał się na studia. Darek nazwał swojego syna Tadek na pamiątkę tego niezwykłego człowieka. Nie było takiego drugiego. Wiem to najlepiej, bo Darek to ja.

Czytaj także:
„Babcia miała wielkie serce, pomogła wielu ludziom. Dzięki jej ofiarności, ja i moja rodzina mamy dach nad głową”
„Nie mogę zaprosić nowego faceta, bo mój eks wciąż przesiaduje u córki. On zgrywa supertatę, a ja ukrywam się jak smarkula”
„Na weselu kuzyna poznałam księcia z bajki. Łukasz był przystojny, zabawny i... samotny. Czułam, że gdzieś tkwi haczyk”

Redakcja poleca

REKLAMA