„Matka zostawiła mnie, gdy byłem mały. Wolała mieszkać na odludziu z jakimś obibokiem, niż zająć się swoim jedynym dzieckiem”

mężczyzna porzucony przez matkę fot. Adobe Stock, Paolese
„Rodzice pobrali się bardzo młodo. Mama miała 20 lat, tata 22. Urodziłem się dwa lata po ich ślubie. Mam w albumie zdjęcie z moich pierwszych urodzin, takie pozowane, od fotografa. Uśmiechnięta mama trzyma mnie na kolanach. Dumny tata opiekuńczo trzyma rękę na jej ramieniu. Pół roku po zrobieniu tego zdjęcia mama zniknęła”
/ 14.07.2023 22:30
mężczyzna porzucony przez matkę fot. Adobe Stock, Paolese

„Droga pani. Nie umiem cię nazywać mamą, bo nigdy nią nie byłaś. Przynajmniej ja tego nie pamiętam. Odkąd sięgam pamięcią, była przy mnie Kasia. I to ona jest moją matką tysiąc razy bardziej, niż ty byłaś nią kiedykolwiek. Bo wiesz, tak sobie myślę, że nie wystarczy kogoś urodzić, żeby być jego matką. A ty nie zrobiłaś nic więcej. Kasia była moją mamą, gdy w wieku sześciu lat trafiłem do szpitala na operację wyrostka. Była moją mamą, gdy przeżywałem pierwszy zawód miłosny. Byłą moją mamą, gdy urodził się mój syn. I była moją mamą, gdy umierał tata. A gdzie ty byłaś wtedy? Dlatego wybacz mi, ale nie przyjadę. I nie będę się tobą opiekować. Nic nie jestem ci winien. Kuba”.

Patrzyłem na kartkę, na której napisałem ten list. Wszystko w nim było prawdą. I wiedziałem, że powinienem go wysłać. Ale nie potrafiłem…

Rodzice pobrali się bardzo młodo. Mama miała 20 lat, tata 22. Urodziłem się dwa lata po ich ślubie. Mam w albumie zdjęcie z moich pierwszych urodzin, takie pozowane, od fotografa. Uśmiechnięta mama trzyma mnie na kolanach. Dumny tata opiekuńczo trzyma rękę na jej ramieniu.

Pół roku po zrobieniu tego zdjęcia mama zniknęła. Zostawiła tacie list: „Musisz mi wybaczyć. Okazało się, że nie jestem gotowa na bycie żoną i matką. Mam dopiero 24 lata, chcę zobaczyć świat, poznać innych ludzi. Nie szukaj mnie. Odezwę się sama. Ucałuj Kubusia. Dorota”.

Kasia była mi najbliższa

Dopiero po zniknięciu mamy Beata, jej przyjaciółka i moja chrzestna, przyznała się tacie, że od kilku miesięcy wiedziała, że mama się z kimś spotyka

– Ale słowo, nie miałam pojęcia, że z nim ucieknie. Myślałam, że to taka gadka-szmatka. Nie wierzyłam, że zostawi małego – tłumaczyła tacie.

Mama rzeczywiście odezwała się po kilku miesiącach. Powiedziała, że mieszka w Bieszczadach i że chce rozwodu

– A co z Kubą? – zapytał tata.

– Nie mam tu warunków, żeby się nim zajmować. Może za rok, dwa. Na razie niech zostanie z tobą.

– Ale on za tobą tęskni, pyta o ciebie. Powinnaś go chociaż odwiedzać. To twój syn! – powiedział.

– Teraz nie mogę, lepiej niech na razie o mnie zapomni.

Gdy pytałem o mamę, tata odpowiadał, że musiała wyjechać. A gdy miałem pięć lat, tata poznał Kasię. Rok później wzięli ślub. Wiedziałem, że Kasia nie jest moją mamą, ale gdy poszedłem do szkoły, zapytałem ją, czy mógłbym tak do niej mówić. Wszyscy koledzy mieli mamy i ja też chciałem.

– Jasne, czekałam, aż zapytasz – ucieszyła się.

W szkole pewnie tylko wychowawczyni wiedziała, że Kasia nie jest moją matką. Ale i tak zawsze mówiła o niej „mama Kuby”. Kasia biegała na wywiadówki, angażowała się w organizowanie pikników, wyjść do kina. Była nawet aktywniejsza niż inne mamy. Podsłuchałem kiedyś jej rozmowę z tatą.

– Kochanie, czy ty nie za dużo w tej szkole bierzesz na siebie? Upiec babeczki – ty. Pójść jako opiekun do kina – ty. Udekorować salę na bal – ty. Są też inni rodzice, niektóre mamy nie pracują. A ty przecież nie jesteś nawet jego…

– Właśnie dlatego muszę więcej – przerwała mu Kasia. – Żeby Kuba nigdy nie pomyślał tego, co chciałeś powiedzieć.

Popłakałem się wtedy – sam nie wiem, czy bardziej z żalu (bo prawie nigdy nie myślałem, że Kasia nie jest moją mamą), czy z radości (że tak zareagowała).

To nie tak, że tata się nie starał. Ale nigdy nie był zbyt wylewny. Nie umiał tak jak Kasia przytulić, pocieszyć. 

Gdy dostałem ataku wyrostka, tata był w delegacji. Szczerze mówiąc, ucieszyłem się, bo wolałem, żeby to Kasia była ze mną w szpitalu. Ze mną na sali leżał chłopiec z domu dziecka. Nikt go nie odwiedzał. Pierwszą noc po operacji przepłakał. Kasia zaopiekowała się też nim.

 – Fajną masz mamę. Moja też mnie kocha, ale nie może się teraz mną zajmować, bo nowy wujek nie lubi dzieci – tłumaczył mi Patryk. A ja nic nie mówiłem, bo czułem, że trochę oszukuję.

W drugiej klasie jak wszystkie dzieci poszedłem do Pierwszej Komunii. Byłem bardzo przejęty. Gdy staliśmy przed kościołem w parach i czekaliśmy, aż wyjdzie po nas ksiądz, zobaczyłem, że tata rozmawia z jakąś kobietą i pokazuje jej mnie palcem. Kobieta spojrzała na mnie i się uśmiechnęła. Miałem wrażenie, że już ją widziałem, ale nie mogłem sobie przypomnieć gdzie. 

Przez całą uroczystość zerkałem w jej stronę. Nie mogłem się skupić. 

Gdy już wyszliśmy z kościoła i otoczyła mnie rodzina, ta kobieta podeszła do mnie i ukucnęła.

– Poznajesz mnie? Jestem twoją mamą. Jestem z ciebie taka dumna – wyszeptała i chciała mnie przytulić. 

Cofnąłem się, złapałem Kasię za rękę i spojrzałem na nią pytająco.

– Kuba, to jest twoja mama, przecież masz jej zdjęcie w pokoju, przywitaj się 

– Kasia popchnęła mnie do przodu. 

Ze wzrokiem wbitym w chodnik wyciągnąłem rękę. 

Poszliśmy do domu na obiad. Ta kobieta – mama – szła z nami. Trochę się jej bałem, ale nie mogłem przestać na nią patrzeć. Zawsze wiedziałem, że istnieje, że mieszka daleko, babcia Halinka czasem pokazywała mi jej zdjęcia i mówiła, że już niedługo przyjedzie mnie odwiedzić. Ale nigdy się nie zastanawiałem, co zrobię, gdy się zjawi. I czy chcę, żeby to zrobiła.

Po co w ogóle przyszła?

Prawie nic nie zjadłem. Cały czas zerkałem na mamę. Wiedziałem, że lada chwila będę musiał z nią porozmawiać. Bałem się i jednocześnie bardzo tego chciałem.

– Kuba, jest taka ładna pogoda, może zabierzesz mamę na spacer i nakarmicie razem kaczki – zaproponował tata. 

Mama wstała i wyciągnęła do mnie rękę. Spanikowałem. Pobiegłem do Kasi. 

– Mamo, ale ja nie chcę iść z tą panią.

– To nie jest pani, to jest twoja mama.

– Ty jesteś moją mamą – powiedziałem i zacząłem płakać.

Podeszła do mnie babcia Halinka. Przytuliła mnie i zaczęła tłumaczyć. 

– Widzisz, są dzieci, które nie mają mamy. I są takie, które mają więcej niż jedną. To nic złego. Możesz kochać je obie. Chcesz, to ja z wami pójdę. Pokażemy mamie Dorocie nasze ulubione kaczki.

Gdy poszedłem do swojego pokoju zdjąć garniturek, usłyszałem głos taty:

– Widzisz, co narobiłaś? Sama jesteś sobie winna. Myślałaś, że tak po prostu wrócisz do jego życia?

Poszliśmy na spacer. Po kilkunastu minutach przestałem się bać. Zacząłem mamie opowiadać o szkole, kolegach. Babcia usiadła w cieniu na ławce, a my chodziliśmy po parku prawie godzinę. W końcu zebrałem się na odwagę i zapytałem:

– Mamo, dlaczego wyjechałaś?

– Synku, jesteś za mały, żeby zrozumieć. Kiedyś ci wyjaśnię. Ale to nie oznacza, że cię nie kocham. Wręcz przeciwnie. Kocham cię najbardziej na świecie.

Uwierzyłem jej. Chciałem wierzyć. 

– Teraz już będę cię odwiedzać. W wakacje przyjedziesz do mnie w góry. Tam jest tak pięknie. Jak tylko zamienię mieszkanie na większe, żebyś miał swój pokój – obiecała. – I będę dzwonić bardzo często.

Przez kolejne tygodnie czekałem na telefon. Albo wizytę. Albo list. W szkole opowiedziałem kolegom, że mam jeszcze jedną mamę oprócz Kasi, że ma wielki dom w górach i pojadę tam na wakacje.

– Czy mama ma jakiś kontakt z Dorotą? – usłyszałem kiedyś, jak tata rozmawia z babcią Halinką. – Telefon, który mi zostawiła, jest wyłączony. Na listy nie odpowiada. Naobiecywała Kubie, że będzie dzwonić, przyjeżdżać, że zaprosi go na wakacje. I cisza. A dzieciak chodzi jak struty. Po co ona w ogóle się tu zjawiła? 

Skuliłem się pod kołdrą. 

– Mama o mnie nie zapomniała, mama o mnie nie zapomniała… – powtarzałem. 

Minęły wakacje. Byłem na koloniach, na wczasach, na spływie – ale i tak czekałem tylko na wyjazd do mamy. 

– Tato, kiedy mama Dorota się odezwie? – wypytywałem po kilka razy dziennie. 

Coś tłumaczył, że mama jest zajęta, że na pewno o mnie pamięta. Dziś myślę, że musiało go wtedy dużo kosztować, żeby nie powiedzieć o niej złego słowa. 

Gdy byłem już dorosły, opowiedział mi, że tamtego lata pojechał w Bieszczady. Mama mieszkała z drugim mężem w jednopokojowej klitce. Nie mieli nawet łazienki, tylko ubikację i umywalkę z zimną wodą. Otworzył mu Bernard. Długowłosy hipis ze skrętem w ręku.

 – Dorota? Jest w pracy. Może pan zaczekać – Bernard wpuścił tatę do pokoju i pokazał mu rozklekotane krzesło. Sam położył się na łóżku i zamknął oczy. Kilka godzin później wróciła Dorota. 

– Coś ty zrobiła ze swoim życiem? – zapytał tata. – Utrzymujesz tego darmozjada? Wróciłaś chociaż do zawodu?

Mama była pielęgniarką. Przed moim urodzeniem pracowała w szpitalu. 

– Tu nie ma szpitala ani przychodni. Pracuję w sklepie – odparła. – Ale tobie nic do tego. Bernard jest wspaniałym człowiekiem. Uduchowionym. Jesteśmy razem szczęśliwi.

– OK, to twoje życie i nic mi do tego. Ale życie naszego syna to już moja sprawa. Po co się w ogóle zjawiłaś na komunii? Po co mu naopowiadałaś bzdur? On od tamtej pory na ciebie czeka. I na zaproszenie na wakacje… Namieszałaś mu w głowie.

– Ale ja naprawdę chciałam go zaprosić. Tylko tu nie ma miejsca. Myślałam, że znajdę większe mieszkanie, ale to nie takie proste

Tata się poddał. Powiedział mamie, żeby nie kontaktowała się ze mną, dopóki nie będzie na to gotowa.

– To twój syn. Nic tego zmieni. Ale jeżeli choć trochę ci na nim zależy, zostaw go w spokoju.

Przestałem o niej myśleć

Po wakacjach w szkole koledzy przez jakiś czas się ze mnie naśmiewali

– I gdzie ta twoja druga mama? Jak było na wakacjach na jej rancho?

W końcu odpuścili. Ja też przestałem z czasem o niej myśleć. 

Mama ponownie zjawiła się w moim życiu w moje 18. urodziny. Czekała na mnie przed szkołą z wielkim balonem z napisem „Happy Birthday”.

– Co tu robisz? – warknąłem. 

Nie byłem już dzieckiem. Dawno zrozumiałem, że moja matka mnie nie kocha.

– Jak to co? Przyjechałam cię uściskać w twoje urodziny.

– Po drodze było trochę tych urodzin i jakoś cię wtedy nie widziałem.

– Kuba, nie gniewaj się. Życie jest skomplikowane, miałam problemy. Ale teraz już będzie dobrze. Obiecuję. Zobacz – mama wyciągnęła z kieszeni plik zdjęć. – To nasz mały domek z widokiem na góry. Mamy kozę i dwa psy. Tu masz adres. Musisz w wakacje koniecznie przyjechać. Kiedy zechcesz. A teraz leć do domu. I lepiej nie mów tacie, że cię odwiedziłam. 

Mama wcisnęła mi do ręki kartkę z adresem i sznurek od balona. Pocałowała mnie w policzek i pobiegła do autobusu. Gdy tylko zniknął za zakrętem, puściłem sznurek. Wypełniony helem balon poszybował do nieba.

W wakacje z dwoma kumplami chcieliśmy wybrać się na włóczęgę po górach. Zaproponowałem Bieszczady. Tacie powiedziałem, że jedziemy w Góry Stołowe.

Nie wiedziałem, czy odwiedzę mamę. Ale kartkę z adresem wcisnąłem do portfela. Może akurat będziemy w pobliżu? 

Podświadomie czułem, że chcę tam pojechać. Byłem na tę kobietę wściekły i jednocześnie bardzo chciałem ją poznać. Dwa tygodnie później trafiliśmy do tej wsi. Miejscowi pokazali nam drogę do domku „tej dziwnej pary”.

Domek rzeczywiście był położony malowniczo. Tyle że nie było w nim bieżącej wody ani prądu. Ani miejsca dla gości. Rozbiliśmy swój namiot na łące. 

Mama zachowywała się dziwnie. Miałem wrażenie, że ona się tego Bernarda boi.

– Benny, to jest mój syn, o którym ci tyle opowiadałam – przedstawiła mnie. – I jego koledzy.

Chciałem mu podać rękę, ale on tylko wycedził: 

– Namaste.

Miał na sobie podartą koszulkę i wypłowiałe hinduskie szarawary. Wyglądał jak parodia jakiegoś guru czy szamana.

– Chodź, pokażę ci nasze włości – mama złapała mnie za ramię. „Włości” składały się z podwórka ze studnią, małej szopy dla kozy i dwóch bud dla psów.

– Tam w dole jest strumyk, dość głęboki w tym miejscu, można się w nim od biedy wykąpać.

Zostaliśmy. Bernard prawie nie wstawał z łóżka. Mama gotowała, sprzątała, prała. I codziennie znajdowała zajęcie dla nas. Pomalowaliśmy dom od wewnątrz. Skosiliśmy trawę – pierwszy raz miałem w ręku kosę, ale okazało się, że to nie takie trudne. Uporządkowaliśmy podwórko. Naprawiliśmy dach. Olśniło mnie dopiero po dwóch tygodniach.

– Mamo, już rozumiem, czemu mnie zaprosiłaś. I czemu tak się ucieszyłaś, że przyjechałem z kolegami. Potrzebowałaś darmowej siły roboczej! A ten twój Bernard to jakie ma obowiązki?

– Kochanie, no co ty, to nie tak. Bardzo chciałam cię zobaczyć. Poznać cię. A że przy okazji trochę pomogłeś starej matce… – zaczęła się uśmiechać, ale ja byłem coraz bardziej wściekły.

– Daj spokój. Przecież przez ten czas nawet dwóch zdań ze mną nie zamieniłaś. Tylko biegasz na posyłki tego lenia. Jak mogłaś zostawić tatę dla niego?

– Nie znasz go, więc nie oceniaj. To bardzo dobry i mądry człowiek. Dużo medytuje, pisze wiersze. Bardzo się przy nim rozwinęłam duchowo. On jest za delikatny do pracy fizycznej, bardzo mnie potrzebuje…

Wszystko robiła na pokaz

Nie chciałem tego dłużej słuchać. Następnego dnia zwinęliśmy namiot i ruszyliśmy w dalszą drogę. 

Po powrocie do domu opowiedziałem o wszystkim ojcu. Zaczął się śmiać. Nie takiej reakcji się spodziewałem. 

– Widzisz, masz nauczkę. Teraz już będziesz wiedział, co potrafią kobiety. Nieważne, czy są twoją matką czy żoną. Potrafią nas zmusić do różnych rzeczy, a nam się zdaje, że sami tego chcieliśmy!

Rok później zdałem maturę. Nie doczekałem się gratulacji od mamy. Spotkałem ją dwa lata później na pogrzebie babci Haliny. Wszystkim zajęła się Kasia. Mama łaskawie zjawiła się na pogrzebie. Weszła do kościoła, usiadła w pierwszym rzędzie i zaczęła głośno płakać. Wiedziałem, że to na pokaz. Mama w takim samym stopniu co mnie porzuciła babcię. To ja, tata i Kasia opiekowaliśmy się nią przez ostatnie lata, gdy nie mogła już chodzić. Mama dzwoniła raz na kilka miesięcy i pytała, jak leci.

Kasia oczywiście zaprosiła mamę na obiad. Nie chciałem koło niej siedzieć ani z nią rozmawiać. Już jakiś czas temu postanowiłem, że więcej nie dam jej szansy. Mama próbowała do mnie podejść kilka razy. W końcu złapałem ją za nadgarstek. 

– Kobieto, zostaw mnie wreszcie w spokoju. Nie chcę cię znać. Nie mieszaj mi w głowie. Co, trzeba dach naprawić? Czy znowu dom pomalować? Robotnika potrzebujesz? Nic z tego.

Tego dnia już jej nie zobaczyłem. I przez następnych dziesięć lat.

Ożeniłem się. Kasia pytała, czy wysłać mamie zaproszenie na ślub. 

– Nie chcę jej widzieć. To ma być rodzinna uroczystość – podkreśliłem. 

Oli, mojej narzeczonej, opowiedziałem o mamie kilka miesięcy wcześniej. 

– Nie chcę jej znać, ale musisz być przygotowana, że może nagle wkroczyć w nasze życie – tłumaczyłem.

Kilka lat później, gdy na świecie był już nasz syn Staś, Kasia przyznała mi się, że posłała mamie zdjęcie z mojego ślubu i zdjęcie Stasia. Ale odpowiedzi nie było.

A potem zachorował tata. Nowotwór. Jedna chemia, druga… Nic nie pomagało. Tata nikł w oczach. Uznałem, że mama powinna o tym wiedzieć. Nie wiedziałem, czy ma telefon. Posłałem list. Ale nawet nie miałem pewności, czy jeszcze mieszka w tamtej wsi.

Trzy tygodnie na zmianę z Kasią i Olą siedzieliśmy przy tacie w hospicjum. 

– Przyprowadź jutro Stasia – poprosił tata. – Chcę się z nim pożegnać. 

Tata wiedział, co mówi. Zmarł kilka dni po wizycie wnuczka. Nie zawiadomiłem mamy o pogrzebie, nie chciałem jej widzieć. Zresztą i tak by nie przyjechała.

Wczoraj dostałem list. Cztery kartki z zeszytu zapisane ołówkiem. Nie wszystkie słowa dało się przeczytać. Mama pisała, że Bernard nie żyje. Że mieszka sama w tym domku, ciągle bez prądu i bieżącej wody. Że jest chora i nie ma pieniędzy na lekarstwa i jedzenie. Że bardzo się cieszy, że mam żonę i synka, i bardzo chce ich poznać, jak tylko poczuje się lepiej. Że jej przykro, że tata nie żyje. Nawet napisała, że był dobrym człowiekiem. A potem przeszła do konkretów. „Dostaję rentę, ale ledwie starcza na węgiel. Ludzie ze wsi nie chcą mi pomóc – nigdy nie utrzymywaliśmy z nimi kontaktu. Nazywają mnie czarownicą. Synku. Nie mam kogo prosić o pomoc. Błagam. Przyjedź koniecznie. Może naprawisz dach i zrobisz mi zakupy. Przecież jesteś moim synem! Tylko ty mi zostałeś! Twoja kochająca mama”.

Wściekłem się. I napisałem ten list do niej. Do kobiety, która mnie urodziła. Siedziałem i wpatrywałem się w swoje słowa. Po godzinie wziąłem kartkę i podarłem ją na strzępy. Będę lepszym synem, niż ona była matką. Poszedłem do szafy i zacząłem się pakować.

Czytaj także:
„Moja matka to zwykła wywłoka. Porzuciła mnie i ojca, który kochał ją bez pamięci, żeby zostać utrzymanką milionera”
„Moja matka piła całą ciążę i porzuciła moją siostrę zaraz po urodzeniu. Teraz ja chciałabym ją zaadoptować”
„Wychowałam się bez ojca. Moja matka pogoniła go przez jakiś głupi »proroczy« sen. Nienawidzę jej”

Redakcja poleca

REKLAMA