– Mów mi Mariolka – przedstawia się, choć przekroczyła już pięćdziesiątkę, a tak naprawdę ma na imię Mirka, a nie Mariola. – Kompletnie nie obchodzi mnie mój wiek – tłumaczy. – W środku jestem młoda duchem. Co tam młoda – mam tyle energii, że mogłabym przewrócić świat do góry nogami, więc dajcie spokój z tym zaglądaniem w dowód!
Taka teściowa jak z kawałów
Po mieszkaniu spaceruje ubrana w dwa szlafroki naraz. Pierwszy jest bordowy, uszyty z jakiejś taniej imitacji weluru, ozdobiony jasnozielonym wzorkiem przy szyi i na mankietach. Drugi to taki zwykły, domowy, w drobne kwiatuszki, z ogromnymi kieszeniami, idealnie opinający jej sylwetkę. Oba wyglądają okropnie, sprawiają, że wydaje się grubsza i starsza, ale właśnie to sprawia mi przyjemność.
Mam okropne relacje z matką swojego partnera. Ze względu na sytuację, zmuszeni jesteśmy dzielić mieszkanie, ale każdy dzień z nią to dla mnie udręka. Widać, że ja również nie przypadłam jej do gustu... Ciągle mi dogryza i najchętniej pozbyłaby się mnie raz na zawsze. Ponieważ nie wzięliśmy ślubu, zwracam się do niej oficjalnie. Od razu na wstępie dała jasno do zrozumienia, że nawet nie mam co marzyć o bardziej bezpośredniej formie:
– Po co się zbliżać, skoro i tak nie dojdzie do żadnego wesela – rzuciła. – Nawet nie próbuj się do mnie zwracać „mamo”, bo wyobrażałam sobie zupełnie inną żonę dla syna i nie mam zamiaru udawać, że jest inaczej.
Nigdy nie poznałam swojej prawdziwej mamy. Wychowywałam się w domu dziecka i żadna rodzina zastępcza mnie nie przygarnęła. Pewnie dlatego, że nie wyglądałam jak śliczne dziecko z reklamy – miałam szczupłe, patykowate nogi i nierówne zęby. Życie jednak pokazało, że to, co kiedyś uważałam za wady, z czasem okazało się moimi zaletami. Szczupła sylwetka nigdy nie sprawiała mi problemów, a krzywe zęby naprawiłam, gdy tylko zaczęłam zarabiać własne pieniądze. Szkoda tylko, że wcześniej tak bardzo się wstydziłam i ukrywałam przed światem, będąc przekonana o swoim okropnym wyglądzie i tym, że nie zasługuję na to, by ktoś mnie pokochał.
Gdyby nie Piotrek, nigdy nie uwolniłabym się od kompleksów. On sprawił, że w końcu przestałam przepraszać ludzi i wstydzić się wszystkiego jak jakiś tchórz. Nabrałam pewności siebie i w końcu dotarło do mnie, że jestem tak samo wartościowa jak inni. Zawsze stawał w mojej obronie, gdy ktoś próbował mi dokuczyć. Niestety, wobec własnej matki był bezsilny.
Wciąż deptała mi po piętach
Teściowa okazała się bardzo przebiegła. Kiedy jej syn był w pobliżu, zachowywała się idealnie. Czekała na chwile sam na sam ze mną i dopiero wtedy pokazywała prawdziwą twarz, atakując znienacka niczym jadowity wąż. Z początku wydawało mi się, że dam radę to wszystko znieść. Robiłam, co mogłam – pomagałam w pracach domowych, ignorowałam złośliwości, udawałam głuchą na jej docinki. Niestety, moja cierpliwość zdawała się tylko nakręcać ją do jeszcze gorszego traktowania mnie.
– Kompletnie nie wiem, jak odpowiadać ludziom, gdy wypytują o twoją osobę. Bo właściwie jak mam cię określić? Po co tu przebywasz? – rozpoczęła swój monolog. – Przecież nawet nie potrafię wyjaśnić, kim tak naprawdę jesteś. Jakąś dziewczyną do towarzystwa? Matko święta, co też mój syn wymyślił? Sprowadził cię pod nasz dach, a teraz ja muszę się tym wszystkim przejmować! Wszędzie muszę się z tego tłumaczyć, czerwienić przed ludźmi przez ciebie... To wszystko odbija się na moim zdrowiu. Głowa mnie boli non stop! Kiedy wreszcie skończy się ta udręka?!
Kiedy wreszcie odważyłam się powiedzieć o naszych planach ślubnych, jej reakcja była jeszcze gorsza, niż się spodziewałam.
– Nawet o tym nie myśl! Nigdy się na to nie zgodzę – wybuchła. – Absolutnie nie macie mojej zgody! Lepiej dla was obojga, żebyś jak najszybciej wybiła sobie z głowy te głupoty.
Planowałam porozmawiać z Piotrkiem o tym, że nie wytrzymuję już mieszkania razem z jego matką. Nagrywałam nawet jej zachowanie na komórkę jako dowód, ale ostatecznie nie miałam serca mu o tym powiedzieć. Widziałam, jak harował, ile wysiłku wkładał w pisanie licencjatu po pracy, jak odkładał każdy grosz na zakup własnego lokum... Dlatego postanowiłam nie dokładać mu zmartwień, szczególnie tych związanych z jego własną matką.
Wiedziałam, że jego uczucia do mamy są bardzo silne i postrzega ją zupełnie inaczej niż ja. Byłam pewna, że informacja o jej zachowaniu będzie dla niego ogromnym ciosem. Był też jeszcze jeden powód, przez który nie chciałam od razu lecieć z tym do mojego partnera...
Rozmyślałam o kobiecie, która mnie urodziła i doszłam do przekonania, że na pewno była gorsza niż pani Mariolka, bo porzuciła mnie bez żadnych wyrzutów sumienia i nigdy nie szukała kontaktu. „Czy mam prawo krytykować panią Mariolkę?” – biłam się z myślami. „W końcu sama dała radę wychować Piotrka, choć była samotną matką bez grosza przy duszy. Nie porzuciła go, walczyła o lepsze jutro, więc teraz należy jej się szacunek i możliwość wyrażenia opinii. Problem w tym, że nie akceptuje mnie jako synowej. Chciała dla swojego chłopca wszystkiego, co najlepsze, marzyła, że znajdzie idealną partnerkę. Wkurza mnie to, ale potrafię zrozumieć jej punkt widzenia”.
Jeden szczegół zmienił moje życie
Kiedy zobaczyłam pozytywny wynik testu ciążowego, dotarło to do mnie z jeszcze większą siłą. Zalała mnie fala radości – chyba tylko zaręczyny z Piotrkiem wywołały we mnie podobne uczucia. Chciałam krzyczeć całemu światu, że noszę w sobie maleńkie życie i że wreszcie dostałam od losu nagrodę za wszystkie trudne chwile. Była jednak rzecz, która nie dawała mi w pełni cieszyć się tym momentem. Martwiłam się reakcją mojej teściowej. Bałam się, że może popsuć tę piękną chwilę, wprowadzić nieprzyjemną atmosferę, a jej słowa mogłyby zostawić we mnie trwałą ranę. To właśnie dlatego wahałam się, czy powiedzieć Piotrkowi o tym, że będzie tatą. Miałam nadzieję, że pojawi się jakieś idealne wyjście z tej sytuacji...
Mariolka zawsze robiła wielką imprezę na swoje imieniny trzeciego maja, chociaż jak już mówiłam, nie było to jej prawdziwe imię. Uwielbiała być w centrum zainteresowania – czekała na kwiaty, prezenty, zapraszała gości i przygotowywała własnoręcznie różne słodkości. Kupiłam jej luksusowy szlafrok od znanej marki, świetnie wykonany, kosztował niemało... Myślałam, że się ucieszy, ale nawet nie zajrzała do środka opakowania.
– Dzięki – powiedziała bez entuzjazmu. – Nie powinnaś się tak wykosztować, przecież mieszkasz kątem u obcych ludzi.
Jej słowa nie dotarły do nikogo innego. Idealnie wybrała czas i sposób, by mnie zranić – tak sprytnie, że nikt nie mógł tego potwierdzić. Osiągnęła swój cel. Jakoś dotrwałam do zakończenia przyjęcia. Rozbolała mnie głowa, zrobiło mi się niedobrze, wszystko było nie tak. Odpoczywając w zaciemnionym pomieszczeniu, myślałam co dalej. W końcu podjęłam decyzję – to już koniec. Muszę wreszcie zaprowadzić tu porządek. Taka sytuacja nie może się dłużej ciągnąć.
Wzięłam dzień urlopu. Wybrałam się do przychodni na USG i gdy już miałam pierwsze zdjęcie maluszka, od razu skierowałam się do mieszkania... W kuchni zastałam mamę męża, która gotowała rosół. Aromat tak mnie odrzucił, że natychmiast pognałam do toalety. Nie zdołałam zatrzasnąć drzwi, więc teściowa usłyszała, jak zwracam. Zmęczona i zlana potem przysiadłam na brzegu wanny, żeby złapać oddech. I właśnie wtedy stanęła w progu.
– Wszystko w porządku? – zapytała zaniepokojona. – Coś się stało? A może mam rację i chodzi o to, co myślę?
– Nie rozumiem, do czego pani zmierza?
– Mów szczerze. Spodziewasz się dziecka?
Wstałam i ruszyłam w stronę przedpokoju. Szła tuż za mną... Sięgnęłam do torby, wyciągnęłam zdjęcia z ultrasonografu i podałam jej je. Nie miałam odwagi na nią spojrzeć.
– O mój Boże! – dotarło do mnie po krótkiej chwili. – A wiesz już może jakiej płci będzie maleństwo?
– Na razie nie. To jeszcze nie ten etap.
– No tak, w sumie to przecież nieważne czy chłopiec, czy dziewczynka. Liczy się, tylko żeby dziecko było zdrowe. A właściwie czemu tak stoisz przy ścianie? Chodź do salonu, posiedź wygodnie, albo jeszcze lepiej – połóż się i unieś nogi do góry. Zrobię ci coś do wypicia. Może soczek? Co byś chciała?
Nagle byłam w szoku
Nie stawiałam oporu. Dałam się zaprowadzić do jadalni, gdzie pomogła mi usiąść i założyła wygodne, pluszowe kapcie na stopy.
– Co to za pomysł, żeby będąc w ciąży, nosić takie szpilki? – nie przestawała komentować pani Mariolka. – Od dziś biorę cię pod swoje skrzydła. Najważniejsze to porządnie jeść. Musisz też znaleźć czas na regenerację, przechadzki i porządny wypoczynek... Sama jeszcze nie wiesz, jak to jest, więc słuchaj, co mówi matka.
– Ale pani nie jest moją matką – powiedziałam niewyraźnie.
– Daj spokój... jestem czy nie jestem... Właściwie to jakby jestem, przecież będziesz matką mojego wnuka albo wnuczki. A poza tym, powinniście wziąć ślub jak najprędzej, więc może już teraz zacznij zwracać się do mnie „mamo”. Przecież nic złego się nie stanie, jak będziesz mnie tak nazywać.
Wciąż miałam mieszane uczucia o tym wszystkim. Pani Mariolka gdzieś się ulotniła, ale niedługo później się pojawiła. Na sobie miała mój prezent – nowiutki szlafrok. Prezentowała się w nim rewelacyjnie.
– I jak ci się podoba? – zapytała uśmiechnięta. – Wiesz co, jeszcze nigdy nie dostałam tak ślicznej rzeczy. Musisz mi doradzać przy zakupach, bo masz świetne wyczucie. Kiedy sama coś wybieram, to zawsze jest nie tak. Postanowiłam w końcu zacząć o siebie zadbać. W końcu będę babcią niedługo.
– Wspaniale – powiedziałam.
– Tylko daj spokój z wypominaniem tych moich dawnych wybryków. Po prostu byłam szalenie zazdrosna, kiedy widziałam, jak bardzo Piotrek cię kocha. Bałam się, że zabraknie mu uczuć dla mnie. Teraz wiesz, jak bardzo cię doceniam i darzę szacunkiem... Spędźmy razem dzień matki.
– Oczywiście, że tak, mamo!
Joanna, 26 lat
Czytaj także:
„Okłamałam rodziców na temat mojego dziecka, bo marzyłam o byciu mamą. Nie mają pojęcia, jaka jest prawda o wnuczce”
„Na 80. urodziny nie oczekiwałam Bóg wie jakich prezentów. Nie doczekałam się nawet odwiedzin własnych dzieci”
„Poświęciłem matce najlepsze lata. Gdy ja potrzebowałem pomocy, wystawiła mnie za drzwi i zabrała dach nad głową”