„Matka leczyła ojca po swojemu, nie słuchała lekarzy. Uważała, że wszystko wie najlepiej. Tragedia czaiła się za rogiem”

Mama robiła z ojca dziecko, nie wierzyła lekarzom fot. Adobe Stock, pressmaster
„– Zwariowałaś? Jakie ćwiczenia? W domu to ojciec ma tylko odpoczywać! Wystarczy, że go męczą w przychodni – stwierdziła. – Nie wystarczy, mamo… – Nie opowiadaj mi tu bzdur! Nie ma cię przy nim, więc nie wiesz, ile wysiłku kosztuje go każdy ruch. Niech sobie ten rehabilitant gada, co chce. Na razie ma leżeć, dobrze jeść i nabierać sił!”.
/ 23.07.2022 21:30
Mama robiła z ojca dziecko, nie wierzyła lekarzom fot. Adobe Stock, pressmaster

Udar to poważna sprawa, ale kiedy chory wyjdzie ze szpitala, nie wolno mu pobłażać. Na powrót do pełnej sprawności trzeba ciężko pracować… Wszystko zaczęło się kilka miesięcy temu. Mój tata miał udar. Gdy mama zadzwoniła i mi o tym powiedziała, omal nie zemdlałam. Nie mogłam uwierzyć, że spotkało go coś tak strasznego.

Zawsze był przecież silny, zdrowy, pełen energii...

Dwa tygodnie wcześniej miał badania kontrolne i chwalił się przez telefon, że lekarz, spoglądając na wyniki, kręcił z niedowierzaniem głową. Mówił, że jak na 55 lat ma fantastyczne wyniki… A tu – udar! Tyle dobrego, że stało się to w domu i mama nie straciła zimnej krwi. Jak tylko zorientowała się, że z tatą dzieje się coś dziwnego, natychmiast zadzwoniła po pogotowie. A potem do mnie.

– Przyjedź jak najszybciej do szpitala, bo nie wiadomo, co będzie z ojcem. Jak go zabierali, to biedak już mnie nie poznawał – łkała w słuchawkę.

Nie zastanawiając się ani chwili, wsiadłam w samochód i błyskawicznie pokonałam prawie 200 kilometrów dzielące mnie od rodzinnego miasta. Od kilku lat pracuję w Warszawie i w domu pojawiam się właściwie tylko w święta. Teraz żałowałam, że tak rzadko odwiedzam rodziców. Pędząc na łeb na szyję, modliłam się, żeby tata przeżył, żebym mogła go jeszcze zobaczyć, porozmawiać z nim. Gdy dotarłam do szpitala, natknęłam się na mamę. Siedziała na ławce przed gabinetem lekarskim. Była ciągle jeszcze zapłakana, ale spokojniejsza.

– Jesteś… Dosłownie przed sekundą dowiedziałam się, że największe niebezpieczeństwo zostało zażegnane. Ojciec jest przytomny. Teraz trzeba tylko czekać – mówiła z przejęciem.

– Uff, kamień mi spadł z serca. Nawet nie wiesz, jak się cieszę! – z ledwością opanowałam płacz.

– A ja?! Przecież wiesz, jak bardzo kocham twojego ojca. Nie potrafiłabym bez niego żyć… – oczy mamy znowu się zaszkliły.

– Nie będziesz musiała, mamo, z tatą na pewno wszystko będzie dobrze, zobaczysz – przytuliłam ją.

Mama jest bardzo upartą kobietą

Nagle uwolniła się z mojego uścisku, otarła łzy i powiedziała z mocą:

– Oczywiście, że będzie! Już ja o to zadbam. Tadeusz przez całe życie ciężko harował, żeby ani tobie, ani mnie niczego nie brakowało. Czas najwyższy mu się za to odwdzięczyć.

Stan zdrowia taty był ciężki. Na skutek udaru miał niesprawną prawą stronę ciała, nie mógł się samodzielnie poruszać i mówił niewyraźnie. W ogóle nie można go było zrozumieć. Ale mamie to nie przeszkadzało. Siedziała przy nim od rana do wieczora. W lot odgadywała jego potrzeby, karmiła go, pielęgnowała. I codziennie zdawała mi relacje przez telefon.

– Paraliż ustępuje! – usłyszałam pewnego dnia. – Tata już próbuje chodzić, zaczyna wypowiadać pojedyncze słowa. Lekarze mówią, że jak tak dalej pójdzie, to niedługo go wypiszą.

– To super! Jak już się dowiesz, kiedy to będzie, to koniecznie daj znać. Jakoś urwę się z pracy, przyjadę i pomogę ci w transporcie – odparłam.

Było mi głupio, że nie czuwam z mamą przy tacie, ale akurat pracowaliśmy nad bardzo ważnym projektem. Siedziałam w firmie non stop. Nawet gdybym bardzo się starała, nie dałabym rady kursować do szpitala i z powrotem. Ale obiecałam sobie, że jak już skończymy prace, wezmę zaległy urlop i pojadę do domu na dłużej. Tatę wypisano po trzech tygodniach. Tak jak obiecałam, urwałam się z pracy i pojechałam z mamą go odebrać.

Dobrze nie było…

Tata ledwo chodził, nie mógł niczego utrzymać w prawej ręce. Tylko mówienie nie sprawiało mu już takich trudności jak na początku. Wypowiadał słowa wolno, ale poprawnie. Tuż przed wyjściem udało nam się spotkać z lekarzem prowadzącym i zapytać o rokowania.

– Jestem ostrożnym optymistą – powiedział. – Jeżeli pan Tadeusz będzie miał dobrą opiekę, nie zabraknie mu determinacji i skupi się na rehabilitacji, to ma szansę odzyskać częściową lub nawet całkowitą sprawność. Sęk w tym, czy dostanie się na ćwiczenia. Kolejka jest olbrzymia. A im szybciej zacznie, tym lepiej… – zająknął się.

Mama spojrzała na niego spod oka.

– O opiekę proszę się nie martwić. Potrafię zająć się mężem. A rehabilitację załatwię. Choćbym na głowie miała stanąć! – zapewniła.

– Nie wątpię, nie wątpię – uśmiechnął się pod nosem. – Pracuję w tym szpitalu ponad 20 lat i jeszcze nie widziałem, żeby jakaś żona zajmowała się chorym mężem z takim oddaniem. Aż zazdroszczę panu Tadeuszowi. Tylko proszę nie przesadzać z tą opieką. Jeśli pacjent ma wrócić do zdrowia, to musi być aktywny.

– Tak, dziękujemy – mruknęła mama i wyciągnęła mnie z gabinetu.

Podczas gdy ja pakowałam tatę do samochodu, ona od razu pobiegła dowiedzieć się o rehabilitację. Okazało się, że jest tak, jak mówił lekarz. Pierwszy wolny termin był dopiero za pół roku.

Czy oni zwariowali? Przecież po takim czasie rehabilitacja w niczym już nie pomoże – mówiła zdenerwowana, kiedy położyłyśmy tatę do łóżka i usiadłyśmy w kuchni przy kawie.

– To może załatwimy coś prywatnie? Mam oszczędności, mamo… – zaproponowałam.

– Nie o to chodzi! Ojciec przez całe życie płacił składki i rehabilitacja mu się należy. Nie martw się, już ja im to wytłumaczę. A jak nie, to mnie popamiętają! – nastroszyła się.

Mama zawsze była twardą, chwilami nawet apodyktyczną kobietą. Jak sobie coś postanowiła, to musiała postawić na swoim. Tak było i tym razem. Nie mam pojęcia, gdzie poszła, z kim rozmawiała, jakie znajomości uruchomiła, ale kilka dni później usłyszałam, że następnego ranka wiezie ojca na pierwsze ćwiczenia. Odetchnęłam z ulgą. Byłam pewna, że największa przeszkoda utrudniająca tacie powrót do zdrowia została pokonana. Okazało się jednak, że nie.

Całymi dniami leżał w łóżku

Pierwsze sygnały, że coś jest nie tak, dotarły do mnie po tygodniu. Zadzwoniłam do mamy zapytać, jak tata radzi sobie na rehabilitacji. Myślałam, że zacznie opowiadać, jak to mu wspaniale idzie i robi postępy. A tu…

– Wiesz co, córeczko? Im dłużej przyglądam się tej jego rehabilitacji, tym coraz większe mam wątpliwości, czy w ogóle powinien na nią chodzić – usłyszałam.

– Ale dlaczego? – dopytywałam się.

– Bo mu szkodzi – odparła.

– Słucham?

– No tak! Żebyś ty widziała, jak on biedak wygląda po tych ćwiczeniach. Zmordowany, obolały, czerwony z wysiłku… Ruszyć się nie może. Boję się, że jak go tak dalej ten rehabilitant będzie męczyć, to znowu udaru dostanie – tłumaczyła.

– Ale przecież to na pewno fachowiec, po studiach. Wie, co robi – starałam się ją uspokoić.

– No niby tak… Tylko że to jeszcze taki młody mężczyzna. Chłopaczek prawie. Ma pewnie niewielkie doświadczenie – kręciła nosem.

– Mimo wszystko powinnaś mu zaufać, mamo – upierałam się.

– No dobrze, niech ci już będzie… Ale wiesz, co on jeszcze wymyślił? Że ojciec powinien bardzo dużo ćwiczyć w domu. Nawet pokazywał mu jak! – oburzyła się nagle.

– Ależ to oczywiste! Rehabilitacja pod okiem specjalisty to tylko jedna czwarta sukcesu. Mam nadzieję, że tata dobrze zapamiętał, co ma robić, no i że ty pilnujesz, żeby sumiennie ćwiczył – nie rozumiałam, dlaczego jest taka poruszona.

– Zwariowałaś? Jakie ćwiczenia? W domu to ojciec ma tylko odpoczywać. Wystarczy, że wymęczą go w przychodni – stwierdziła.

– Nie wystarczy, mamo… – próbowałam, protestować, ale ona natychmiast mi przerwała:

– Nie opowiadaj mi tu bzdur, Mirka! Nie ma cię przy nim, więc nawet nie wiesz, ile wysiłku kosztuje go każdy, nawet najmniejszy ruch. Niech sobie ten rehabilitant gada, co chce. A ja i tak nie pozwolę, by narażał ojca. Na razie ma leżeć, dobrze jeść i nabierać sił! – krzyknęła i się rozłączyła.

Rozmowa z mamą bardzo mnie zaniepokoiła. Bałam się, że rzeczywiście położy ojca do łóżka. A przecież nie od dziś wiadomo, że bezczynność wbrew pozorom wcale nie pomaga w powrocie do zdrowia po udarze. Nawet przeciwnie – może jeszcze pogorszyć stan chorego.

W pierwszy wolny weekend pojechałam więc do domu. Wystarczyło kilka godzin, bym zorientowała się, że jest gorzej, niż podejrzewałam.

Mama skakała koło ojca, jak koło malutkiego dziecka

Przynosiła mu jedzenie do łóżka, karmiła, prowadziła do toalety, nie pozwalała na żaden wysiłek. W domu mógł właściwie tylko oglądać telewizję i czytać książki. Resztą zajmowała się ona. Oczywiście próbowałam z nią pogadać, wytłumaczyć, że robi krzywdę ojcu, ale mnie nie słuchała.

– Bzdura! Chyba lepiej wiem, co jest dla niego najlepsze! – naburmuszyła się i skończyła temat.

Nie zamierzałam się poddawać. Gdy w pewnym momencie mama wyszła do sklepu po zakupy, postanowiłam porozmawiać z ojcem.

– Tato, tak nie można. Powinieneś być bardziej aktywny, samodzielny… – zaczęłam.

Ojej, przecież wiem, córuś. Ale znasz matkę… Zawsze wszystko wie najlepiej. Nie wygram z nią – przewrócił oczami, a mnie w głowie zapaliło się czerwone światełko.

– Zaraz, zaraz… Coś mi się wydaje, że tu wcale nie o trudny charakter mamy chodzi. Do tej pory jakoś sobie z tym zawsze radziłeś. Tato, tobie po prostu się podoba, że ona tak koło ciebie skacze – patrzyłam mu prosto w oczy.

Zawstydzony spuścił wzrok.

Faktycznie, to całkiem miłe. Ale przysięgam, za kilka dni wezmę się za siebie! Przecież nie będę leniuchował do końca życia. Słowo harcerza!

Wróciłam do Warszawy spokojniejsza. Wydawało mi się, że ojciec dotrzyma słowa, że to słodkie nicnierobienie szybko mu się znudzi. Ale mijały kolejne dni, a z tego, co zdołałam wyciągnąć przez telefon od mamy, w moim rodzinnym domu nic się nie zmieniało.

Ba, przyzwyczaił się do tego, uwierzył, że potrzebuje stałej opieki. Gdy którejś soboty znowu wpadłam na moment do domu, siedział w łóżku piżamie, obłożony poduszkami jak pasza.

– Tato, co ty najlepszego wyrabiasz? Przecież obiecałeś, że weźmiesz się za siebie! – natarłam na niego.

– Nie krzycz, Mirka! Jestem wykończony po rehabilitacji, muszę odpocząć. Dobrze, że chociaż twoja matka to rozumie – zaperzył się.

Nie wiedziałam, co robić. Czułam, że rozmowa z mamą jak zwykle nic nie da, a ojcu spodobała się rola ciężko chorego męża. Martwiłam się, że jak tak dalej będzie tylko leżał, to jego stan rzeczywiście się pogorszy. W desperacji zadzwoniłam do cioci Halinki. Od lat mieszkała na drugim końcu Polski, ale mimo to nie straciła kontaktu z mamą. Siostry bardzo często ze sobą rozmawiały, wspierały się w trudnych chwilach. Mama bardzo liczyła się z jej zdaniem. Wiedziałam, że jeśli Halinka nie przemówi jej do rozumu, to już nikt tego nie zdoła zrobić. Ciocia wysłuchała mnie spokojnie. Potem zastanawiała się przez chwilę.

– Hm, zwykła rozmowa tu nie wystarczy. Trzeba użyć podstępu – odezwała się wreszcie.

– Masz jakiś pomysł?

– Mam… Tak, chyba tak. Tylko jest jeden warunek: koniecznie musisz wziąć urlop, żeby mądrze zająć się ojcem – zawiesiła głos.

– Za tydzień kończymy projekt i jestem wolna – zapewniłam.

– Tak? No to posłuchaj…

Przez następny kwadrans wprowadzała mnie w szczegóły swojego planu. Gdy skończyła, byłam w dużo lepszym nastroju. Nie czułam się już bezsilna. Znowu odżyła we mnie nadzieja, że tata jednak wróci do zdrowia.

Tydzień później, zgodnie z umową pojechałam na urlop do domu. Gdy tylko przekroczyłam próg, zauważyłam, że mama jest bardzo zmartwiona.

– Czy coś się stało?

– Dzwoniła ciotka Halinka. Mówiła, że ma jakieś problemy ze sobą, nie wiem, co konkretnie, ale chce, żebym do niej przyjechała – odparła.

– Tak? To chyba musisz pojechać. Ciocia nigdy nie prosi o pomoc bez potrzeby – zrobiłam zatroskaną minę.

– Wiem, ale przecież nie mogę. Kto w tym czasie zajmie się ojcem? – jęknęła mama, popatrując na mnie.

– Jak to kto! Ja! Akurat mam urlop. Zobacz, jak się szczęśliwie złożyło – aż przyklasnęłam.

– Ty? No, nie wiem, Mirka. Chyba sobie nie poradzisz – wahała się.

– Oczywiście, że sobie poradzę! Przecież to mój ojciec i zależy mi na jego zdrowiu tak samo mocno, jak tobie – zapewniłam gorąco.

Tak ją przekonywałam, namawiałam, że w końcu uległa

Dwa dni później spakowała walizkę i ruszyła do ciotki Halinki. Naturalnie nie omieszkała zostawić mi instrukcji.

– Wiem, że masz dobre chęci, córeczko, ale na wszelki wypadek wypisałam ci na kartkach, co masz przy ojcu zrobić. Dbaj o niego. Wiesz, jaki jest słaby i biedny – pouczała mnie, już stojąc w drzwiach.

– Nie bój się, wszystko będzie dobrze – cmoknęłam ją w policzek.

Ledwo mama wsiadła do taksówki, wyrzuciłam wszystkie kartki do kosza. Nie miałam najmniejszego zamiaru stosować się do zaleceń mamy. Wręcz przeciwnie, zamierzałam przewrócić życie ojca do góry nogami. Rewolucję zaczęłam jeszcze w dniu wyjazdu mamy. Wieczorem tata poprosił o kolację. Leżał w łóżku…

– Stoi na stole, tutaj w pokoju. Ogarnij się i przyjdź – powiedziałam spokojnie.

– Ale jak to? Mama zawsze przynosiła mi jedzenie do łóżka – popatrzył na mnie zdumiony.

– Wiem, wiem, karmiła cię, myła, ubierała… Ale koniec z tym. Oczywiście będę ci pomagać, ale uważam, że niektóre z tych czynności możesz wykonywać sam. Zaczniemy od jedzenia. Lewą rękę masz przecież zupełnie sprawną, tato. No, wstawaj – odparłam spokojnie.

Tacie oczywiście się to nie spodobało. Mruczał pod nosem, że chcę go wykończyć i takie tam różne, ale w końcu zwlókł się z łóżka i przydreptał do salonu. Z satysfakcją zauważyłam, że rehabilitacja pod okiem specjalisty przyniosła efekty. Poruszał się o niebo lepiej, niż po wyjściu ze szpitala. Z jedzeniem też sobie poradził. Trochę nakruszył wokół talerza, wylał pół kubka herbaty, ale ogólnie nie było źle. No i się najadł.

– A widzisz? Jak chcesz, to możesz! Jutro pogadam z rehabilitantem o ćwiczeniach domowych. Pomęczymy się razem – uśmiechnęłam się.

O Jezu, jeszcze to? Nie wytrzymam, córka – bronił się.

– Wytrzymasz, wytrzymasz. Przecież w gruncie rzeczy twardy z ciebie facet. Tylko się trochę pieścisz, prawda? – mrugnęłam znacząco.

– No dobrze, niech ci już będzie, wygrałaś – poddał się.

Chyba jednak to ja miałam rację

Od tamtego dnia życie taty zupełnie się zmieniło. Pomagałam mu w wielu czynnościach, ale pilnowałam także, by coraz więcej rzeczy robił sam. I przede wszystkim, żeby pilnie ćwiczył w domu. Początkowo denerwował się i buntował, zwłaszcza jak mu coś nie wychodziło, ale gdy nabrał sił, zauważył, że coraz lepiej sobie radzi, i wtedy humor mu się poprawił. Zmagał się z przeciwnościami z coraz większym entuzjazmem i, co najważniejsze, ani razu nie poskarżył się mamie. Gdy dzwoniła i pytała, jak sobie radzimy, niezmiennie odpowiadał, że świetnie…

Widać było, że cieszy się z odzyskiwanej sprawności. Sen z powiek spędzała mi tylko jedna myśl: że mama wróci za szybko. Bałam się, że znowu położy tatę do łóżka i wszystko będzie jak dawniej… Podzieliłam się oczywiście tymi obawami z ciotką Halinką. Kontaktowałyśmy się ze sobą w tajemnicy co kilka dni, żeby ustalić, co i jak.

– Postaram się zatrzymać twoją matkę jak najdłużej. Ale nie wiem, ile jeszcze czasu będzie wierzyć, że jestem w ciężkiej depresji. Już spogląda na mnie podejrzliwie – wyszeptała mi konspiracyjnie do słuchawki.

– Trzymam kciuki, żeby to był w sumie miesiąc – odparłam.

Byłam pewna, że w takim czasie zdołam zawrócić tatę na właściwą drogę. I że on już z niej nie zejdzie. Cioci udało się zatrzymać mamę tylko przez trzy tygodnie. Trochę mnie to zmartwiło, bo myślałam, że dociągnie do tego miesiąca, ale i tak byłam zadowolona. Ojciec zrobił olbrzymie postępy. Coraz sprawniej posługiwał się prawą ręką, był silniejszy, pewniej chodził. Pomagał mi w domu, wychodziliśmy na spacery. Pocieszałam się, że jak mama to zobaczy, to mnie pochwali.

Niestety, nie było tak pięknie. Mama wróciła od cioci trochę zła. Od wejścia oświadczyła, że jej siostra ma pewnie tylko klimakterium, a nie depresję, i że niepotrzebnie tłukła się do niej taki kawał drogi.

Przecież wiedziała, że Tadeusz jest ciężko chory. A mimo to mnie wyciągnęła… – mruczała niezadowolona.

– Ale już jesteś z powrotem! – przerwałam te utyskiwania.

– No i całe szczęście. Opowiadaj, co u was – zaczęła się dopytywać.

– Super! Właśnie przygotowaliśmy dla ciebie obiad. I jeszcze mieszkanie posprzątaliśmy – odparłam beztrosko.

Jak to wy? – mama nie mogła chyba uwierzyć w to, co słyszy.

– No tak, tata i ja – wyjaśniłam.

– Bój się Boga, dziecko – załamała ręce. – Miałaś pilnować, żeby ojciec się nie przemęczał, jak najwięcej odpoczywał. A ty co? Chcesz, żeby dostał kolejnego udaru? Nie mogę uwierzyć, że jesteś taka bez serca – patrzyła na mnie oskarżycielsko.

Zrobiło mi się tak przykro, że omal się nie rozpłakałam. Na szczęście w tym momencie do akcji wkroczył tata.

Podszedł i mocno przytulił mamę

Nie krzycz, tylko jej podziękuj. Mira jest mądrzejsza i ode mnie, i od ciebie – wyszeptał jej do ucha.

Pewnie myślicie, że mama po tych słowach rzuciła mi się z wdzięczności na szyję. Nic z tego. Jeszcze przez długi czas wypominała mi, że nie opiekowałam się tatą tak, jak kazała… Najważniejsze jednak, że gdy wyjechałam do Warszawy, nie zapakowała taty z powrotem do łóżka, tylko pozwoliła mu normalnie żyć. To chyba tak, jakby przyznała, że jednak miałam rację, prawda? Ojciec z każdym dniem jest bliższy zdrowia i bardzo się z tego cieszę!

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA