„Matka kłamała, że ojciec zostawił nas dla kochanki. Prawda była całkowicie inna, a poznałyśmy ją po jego śmierci”

zdenerwowana kobieta testament fot. Adobe Stock, fizkes
„Nagle poczułam coś dziwnego. To było nieuchwytne i niewytłumaczalne, ale bardzo wyraźne. Odpędziłam od siebie tę dziwną myśl i ruszyłam za Julką, ale coś kazało mi się zatrzymać. To było silniejsze ode mnie. Po prostu musiałam to zrobić”.
/ 31.08.2023 20:45
zdenerwowana kobieta testament fot. Adobe Stock, fizkes

Zniknął z naszego życia, kiedy ja i Julka, moja siostra bliźniaczka, miałyśmy po osiem lat. Odszedł do innej kobiety, porzucił naszą mamę, która bardzo długo nie mogła się z tym pogodzić.

Nie znałyśmy tamtej kobiety ani szczegółów tej historii, ale z całego serca znienawidziłyśmy ojca za to, że nas zostawił i za to, że zrobił krzywdę mamie. I nie mogłyśmy zrozumieć, dlaczego coś takiego przydarzyło się akurat nam.

Ojciec nas zostawił

Dopiero jako dorosłe kobiety, dużo lepiej znające życie i mężczyzn, zrozumiałyśmy, że nie wydarzyło się nic szczególnego. Mężczyźni nie są stworzeni do monogamii i do zdrady nie trzeba im wiele. Taki los jest udziałem tysięcy kobiet. Mama nigdy nie chciała na ten temat rozmawiać, ale domyśliłyśmy, że tata odszedł do młodszej. Zwłaszcza że nasi rodzice byli nietypową parą. To mama była o kilka lat starsza od ojca.

Po latach zaczęłyśmy kojarzyć niektóre fakty, dziwne nieobecności ojca po godzinach, podniesiony głos mamy dobiegający zza ściany sypialni rodziców, napięcie pojawiające się w okolicach świąt. Najwyraźniej romans ojca trwał bardzo długo i biedna mama musiała się czegoś domyślać.

Od chwili kiedy ojciec się wyprowadził, minęło prawie trzydzieści lat. Julka spełniła swoje marzenie o ratowaniu chorych maluchów, a ja miałam własne dzieci. Przez te lata nie miałyśmy z nim żadnego kontaktu, choć wiem, że do końca naszej nauki uczciwie płacił alimenty, a przelew zawsze przychodził przed terminem. Próbował też przysyłać dla nas prezenty na święta, ale mama uparcie odsyłała je z powrotem, twierdząc, że nie potrzebuje od ojca niczego ponad to, co się nam prawnie i bez łaski należy. Kiedy trzy lata temu mama umarła na udar, miałyśmy pomysł, żeby odnaleźć ojca, ale wszelki słuch o nim zaginął. Nawet jeżeli mama coś o tacie wiedziała, starannie zatarła wszelkie ślady.

Na spotkanie było za późno

Z wiadomością o śmierci ojca zadzwonił jego sąsiad. Dowiedziałyśmy się, że od trzydziestu lat mieszkał w innym mieście, długo chorował i pod koniec wiedział, że nie wyzdrowieje. Zostawił testament i przed śmiercią poprosił, żeby nas zawiadomić. Skąd wiedział, gdzie pracujemy – tego już mężczyzna nie potrafił wyjaśnić.

– Proszę przyjechać. Mam klucze do mieszkania i coś, co tata zostawił paniom. Nie wiem, pewnie są też jakieś rodzinne pamiątki, które powinny panie zabrać…

– Pan wybaczy, ale… Oczywiście bardzo dziękuję, że pan nas zawiadomił, siostra i ja przyjedziemy na pogrzeb. Ale nie sądzę, żeby w grę wchodziły jakieś pamiątki. Nie rozumiem też tego, co pan mówi o kluczach i mieszkaniu. Przecież chyba tam dalej mieszka jego żona czy partnerka, prawda? My nie mamy absolutnie żadnych roszczeń.

Mówiąc to, pomyślałam sobie, że może nie mieli ślubu, mieszkanie było na ojca, a po jego śmierci ta kobieta nie chce dochodzić przed sądem praw do majątku. No, ale przecież ojciec zostawił testament… Sąsiad przerwał moje rozważania.

– Pani ojciec nie miał żadnej żony ani nikogo takiego. Mieszkał tu sam od ponad dwudziestu lat. Nie jestem upoważniony, żeby cokolwiek wyjaśniać. Mam tylko coś przekazać. Bardzo proszę, niech panie przyjadą jutro albo pojutrze. Pogrzeb będzie załatwiony, proszę się o to nie martwić, ojciec zadbał wcześniej o wszystko…

Julka wpadła do mnie. Usiadłyśmy w kuchni, próbując coś z tego zrozumieć. Wspomnienia, nieprzywoływane przez trzydzieści lat, nagle wróciły. Pewnie dlatego, że nie żyła już mama, dla której te wspomnienia były bolesne i nie żył już ojciec, więc trudno było mieć do niego żal. Tata wcale nie był złym ojcem. Uświadomiłyśmy sobie, że właściwie nie umiemy przypomnieć sobie żadnego momentu, kiedy był dla nas niedobry. Pamiętałyśmy go jako ciepłego, opiekuńczego faceta, który nigdy nie lekceważył naszych dziecięcych dramatów.

Traktował nas z szacunkiem i umiał się z nami bawić. Był zawsze uśmiechnięty i w tajemnicy przed mamą dawał nam drobne na gumę do żucia i żelki. Nauczył nas jeździć na rowerze…

– Kurde, popatrz, jakie to życie jest wredne. Miałyśmy takiego fajnego ojca! Musiał poznać jakąś smarkulę i do tego stopnia zgłupieć na jej punkcie… – pokręciłam głową z niedowierzaniem.

– Nie rozumiem, po co mamy tam jechać. Jeżeli chodzi o to, że przechowywał jakieś nasze zdjęcia z przedszkola, to nie mam ochoty ich oglądać… – powiedziała Julka.

Testament na drugim końcu Polski

Miałam podobne odczucia jak siostra, ale musiałyśmy pojechać i zrobiłyśmy to następnego dnia. Mieszkanie ojca znajdowało się na niepozornym robotniczym osiedlu z lat pięćdziesiątych. Kiedy zapukałyśmy do drzwi sąsiada, otworzył nam krępy sześćdziesięciolatek. Nie zdążyliśmy się sobie przedstawić, kiedy z głębi mieszkania dobiegł nas dziwny krzyk.

– Dzień-dobrrry! Dzień-dobrrry!

Sąsiad taty uśmiechnął się.

– To Hegemonia. Zawsze tak wita gości. Ojciec ją tego nauczył. To był bardzo kulturalny człowiek. Wszystkim mówił „dzień dobry” i papugę też nauczył. Tak, to papuga Marka. Ma dwadzieścia lat i źle znosi rozstanie… Marek miał nadzieję, że ją przygarniecie. Hegemonia nie jest w najlepszej formie, ale ze mną nie może zostać. Żona ma uczulenie. Kilka dni – tak, ale nie dłużej… Trzeba będzie jej poświęcać dużo czasu, bo papugi bardzo przywiązują się do ludzi, dla niej śmierć Marka jest prawdziwą tragedią…

Spojrzałyśmy na siebie z Julką, chyba myśląc to samo. Czyżby ojciec sprowadził nas przez pół Polski, żeby zapewnić dom papudze? To było to coś, co sąsiad miał nam przekazać? Sąsiad chyba domyślił się, o czym myślimy, ponieważ nagle gwałtownie zaprzeczył.

– Nie, nie, nie sprowadziłem tu pań, żeby się pozbyć Hegemonii. Zaraz zaprowadzę panie do mieszkania ojca, ale bardzo proszę na chwilę do pokoju, pewnie chętnie napiją się panie herbaty, żona upiekła ciasto…

Kiedy wypiłyśmy earl greya i skończyły się nam tematy grzecznościowej rozmowy, sąsiad zniknął na chwilę, a potem wrócił, trzymając w ręce papierową teczkę.

– Tu są wszystkie papiery, trochę pamiątek, no i kopia testamentu. Marek obawiał się, że panie nie będziecie chciały pojechać do notariusza, dlatego od razu zrobił kopię i kazał mi przysiąc, że ją przekażę…

Przez kilka minut w milczeniu oglądałyśmy zawartość teczki, a potem testament. Jego treść była zupełnie zaskakująca. Nasz ojciec zapisywał swoje mieszkanie najstarszemu ze swoich wnuków, czyli… mojemu czternastoletniemu synowi. W wypadku, gdyby z jakiegoś powodu syn nie mógł przyjąć spadku, mieszkanie miało przypaść miejscowemu domowi dziecka z przeznaczeniem dla jednego z jego wychowanków. Ani słowa o żadnej żonie, partnerce czy kochance…

Sąsiad zaprowadził nas do mieszkania ojca. Było skromnie wyposażone, ale jasne, przestronne i bardzo zadbane. Bez wątpienia miało dużą wartość. Spędziłyśmy tam kilka minut. Z pewnością był to lokal samotnego mężczyzny i nic nie wskazywało na obecność jakiejkolwiek kobiety. Upewniłyśmy się co do dnia i miejsca pogrzebu, zabrałyśmy kopertę z papierami i owiniętą pledem klatkę z papugą. Julka podjęła się roli jej opiekunki, co przyjęłam z ulgą, bo my mamy w domu kota.

Kim była Ola?

Pogrzeb ojca był dopiero za tydzień, ale już po dwóch dniach zadzwoniła do mnie siostra. Nie zdążyłam zapytać o Hegemonię, kiedy sama zaczęła opowiadać o papudze.

– Mila, wiesz, to bardzo dziwne! Ona mówi „dzień dobry” i „dzień dobry, Marek” i trochę głupio się z tym czuję, ale przede wszystkim powtarza „o-la, o-la”. Myślałam, że to przypadek, że coś źle słyszę, ale dwa razy bardzo wyraźnie powiedziała „O-leńka…”.

Kim jest Ola? Sąsiad powiedział, że tata miał Hegemonię od dwudziestu lat, więc to chyba nie może być poprzednia właścicielka. A może to ta tajemnicza kochanka naszego ojca?

Na pogrzebie było nas tylko kilkanaście osób. My dwie, grupa sąsiadów, paru kolegów z pracy ojca. Staliśmy już w kościele, a ksiądz szykował się do rozpoczęcia mszy, kiedy w drzwiach kościoła stanęła kobieta o kulach. Mimo kalectwa dość energicznie pokonała długość nawy i usiadła na samym przedzie, w ławce po drugiej stronie. Zdążyłam zauważyć, że ma około czterdziestu lat i bardzo jasną karnację, ale potem zaczęła się ceremonia i już nie patrzyłam w jej stronę. Po mszy ruszyłyśmy za trumną.

Po drodze minęłam kobietę o kulach i zdziwiłam się bardzo, ponieważ na jej twarzy zobaczyłam łzy. Przeszliśmy w kondukcie do grobu. Ucieszyłam się, że jest położony niedaleko kościoła, bo zaczęło padać i z każdą chwilą lało coraz mocniej. Ksiądz też to zauważył, bo wyraźnie przyspieszył i szybko dobrnął do końca ceremonii.

Ludzie bardzo szybko się rozeszli. Nad grobem zostałyśmy my i kobieta o kulach. Stała nieruchomo, a deszcz, teraz już naprawdę ulewny, najwyraźniej w ogóle jej nie przeszkadzał. Julka zaproponowała, żebyśmy już sobie poszły.

– Mila, przyjedziemy tutaj za kilka miesięcy, może w długi weekend majowy?

Miałyśmy siostrę!

Przyznałam jej rację, nie było sensu dalej sterczeć na tonącym w błocie cmentarzu. Spojrzałam na kobietę o kulach i skinęłam głową. Odwzajemniła gest, a ja nagle poczułam coś dziwnego. To było nieuchwytne i niewytłumaczalne, ale bardzo wyraźne. Odpędziłam od siebie tę dziwną myśl i ruszyłam za Julką, ale coś kazało mi się zatrzymać. To było silniejsze ode mnie. Po prostu musiałam to zrobić.

Zawróciłam i podeszłam do tajemniczej kobiety o kulach.

– Czy pani ma na imię Ola? – zapytałam. – Płakała pani w kościele, usiadła pani tuż za urną… Pani dobrze znała naszego ojca, prawda? To pani jest Olą? Papuga ojca panią zna. To pani była tą przyjaciółką taty? Proszę się nie obawiać, nasza mama nie żyje, to już nie ma teraz żadnego znaczenia, po prostu chciałabym wiedzieć…

Kobieta wysłuchała mnie spokojnie, a potem się uśmiechnęła.

– Tak, to ja jestem Ola. Ale nie byłam kochanką pani ojca. Podobnie jak pani, jestem jego córką… Nie, nie, proszę o nic nie pytać. Chodźmy stąd, za bardzo zmokniemy. Dosłownie sto metrów od bramy jest kawiarnia, a to będzie długa opowieść.

W milczeniu i kompletnym szoku, prowadzone przez Olę, doszłyśmy do lokalu. Zamówiłyśmy herbatę, a Ola zaczęła mówić. Patrzyłam na jej twarz i zrozumiałam, co kazało mi zadać jej pytanie. Podczas kiedy ja i Julka byłyśmy podobne do matki, ona miała twarz naszego ojca, takiego, jakim go pamiętałyśmy z dzieciństwa.

– Wiedziałam o waszym istnieniu, ale wy nie wiedziałyście o moim. Nie można było inaczej. Nasz tata i moja mama mieli romans, zanim jeszcze ojciec poznał waszą. Pokłócili się, tata odszedł i poznał waszą mamę. Nie wiedział, że moja jest w ciąży, a ona jeszcze uniosła się honorem. Powiedziała mu prawdę, kiedy miałam już dwa lata, a ojciec był żonaty. Wy miałyście wtedy chyba po pół roku…

Zadałam to pytanie, ale chwilę później pożałowałam, że je zadałam.

– Dlaczego powiedziała mu wtedy, skoro nie powiedziała wcześniej?

Ola potarła czoło. Zrozumiałam, że zbliża się do trudniejszej części swojej opowieści.

– Powiedziała mu, bo dowiedziała się, że umiera. Mama była nieuleczalnie chora, poród przyspieszył to, co było nieuchronne. Chciała, by oficjalnie uznał ojcostwo. A ja urodziłam się chora. Tylko dzięki uporowi rodziców w ogóle chodzę… W pewnym sensie zabrałam wam ojca. Kiedy mama umarła, ktoś musiał się mną zająć. Dlatego was zostawił. Nie dla kobiety, ale dla mnie. Nie miał wyjścia, to był tragiczny wybór… Był wspaniałym ojcem przez dwadzieścia lat, a potem mnie usamodzielnił. Zależało mu na tym, żebym nie była w żaden sposób zależna od niczyjej pomocy. Udało mu się.

– Zaraz, zaraz… – Julka nie mogła pogodzić się z tym, co usłyszała. – Powiedziałaś, że twoja mama umarła… To dlaczego tata nie zabrał cię do nas? Przecież mogłaś zamieszkać z nami, byłoby nas trzy…

Zanim Ola odpowiedziała, pomyślałam, że znam odpowiedź. Gorzką, paskudną, taką, jakiej nie chciałyśmy usłyszeć.

– Nie chciałam, żebyście to wiedziały i tata też nie chciał. Nie przewidzieliśmy, że to Hegemonia się wygada. Nie miałyście się nigdy dowiedzieć o moim istnieniu. Dlatego zabezpieczył mnie za życia i nie ma mnie w testamencie. Wcale nie chciał was zostawiać, kochał was bardzo. Prosił, tłumaczył, błagał, ale wasza mama się nie zgodziła. Wolała rozwód niż opiekę nad dzieckiem rywalki. Nie chcę przez to powiedzieć, że moje kalectwo odegrało tu jakąś rolę, ale… Wiem tylko, że nie było szansy na happy end.

Spędziłyśmy w tej kawiarni jeszcze dwie godziny, ale poukładanie sobie tego w głowie zajęło nam dużo więcej czasu, trwa do dziś. Czasem warto przypomnieć sobie, że białe rzadko bywa całkiem białe, a to, co wydaje się całkiem czarne, też nigdy takie nie jest. Ludzie są na to zbyt skomplikowani.

Odkrycie egoizmu i kłamstwa, którym karmiła nas mama, było bardzo bolesne. Ale odzyskałyśmy ojca i wspaniałą świadomość, że kochał nas i nigdy nie porzucił. No i zyskałyśmy siostrę. Ola okazała się wspaniałą osobą. Mamy czterdzieści straconych lat do nadrobienia i nadrobimy je na pewno.

Czytaj także:
„Matka porzuciła mnie u dziadków i wyjechała. Wysyłała pieniądze, ale nawet nie pytała co u mnie i nie odbierała telefonu”
„Życie zadawało mi bolesne ciosy. Najpierw porzucił mnie ojciec, a potem choroba odebrał mi mamę. Za co płacę taką cenę?”
„Wstyd mi, że okłamaliśmy z mężem nasze córki. Od nich wymagamy świętości, a sami zachowujemy się gorzej”

Redakcja poleca

REKLAMA