„Matka dawała mi odczuć, że przeklina dzień, w którym mnie urodziła. Dla niej byłam czarną owcą podmienioną w szpitalu”

Załamana kobieta fot. Adobe Stock, Stuart Monk
„Pomarudziła na sąsiadów, że brudasy, na młodzież, że hałaśliwa, lekarzy, którzy wypisują jej złe leki… Kowalską, że jej „dzień dobry” przestała mówić. Nie zapytała co u mnie, jak czują się moje dzieci, a jej wnuczki. Nic jej nie interesowało. Ta kobieta mnie nie cierpi i vice versa”.
/ 21.07.2022 06:30
Załamana kobieta fot. Adobe Stock, Stuart Monk

Tak, to moja matka, ale muszę przyznać, że nie lubię tej kobiety. Ona mnie zresztą też. Nigdy nie pyta, co u mnie, jak wnuki, sama wszystko wie najlepiej. Teraz też opowiadała mi o Ance, lasce, z którą chodziłam do liceum. Że taka piękna, że jest lekarką…

Żałowała, że mnie urodziła

– O ciebie Anka też pytała. Jak ci się teraz wiedzie i co porabiasz.

– I co powiedziałaś?

– A co, miałam się żalić obcej osobie? – żachnęła się. – Że wpadłaś na pierwszym roku z tym półgłówkiem Przemusiem i zabrałaś tyłek do Anglii, a potem zmajstrował mi jeszcze jednego wnuka, zanim się ulotnił?

– Mówiłam ci sto razy, że Przemek wyjechał pracować na platformie…

– Żebym ja miała wierzyć we wszystko, co opowiadasz – prychnęła. – Pamiętasz, jak w podstawówce wzięłaś pieniądze niby na wycieczkę i kupiłaś sobie tenisówki? Albo…

– To było dawno – jęknęłam. – Miałam wtedy dwanaście lat, mamo!

– Wcześnie zaczęłaś się rozmijać z prawdą, nie da się ukryć – stwierdziła. – Zawsze się zastanawiałam, czy mi nie podmienili dziecka w szpitalu… Ani u mnie, ani u tatusia krętaczy w rodzinie nie było! Wszystko uczciwi ludzie.

Że jej język kołkiem nie stanie…

Już zapomniała, jak latami spłacali podżyrowaną kuzynowi pożyczkę? Jak żarli się z bratem ojca o spadek po dziadkach? Ale po cholerę o tym mówić, kiedy człowiek dzwoni ze świątecznymi życzeniami?

– Mamo, może chciałabyś pogadać z moimi chłopcami? Nawet nie znają babci.

– I to też moja wina? – burknęła. – Nie obraź się, Dorota, ale ja już mam dzieci powyżej dziurek od nosa. Najpierw swoje musiałam wychować, a wiesz, jak było… Znikąd pomocy. Teraz znów Ninkę twojego brata niańczę… Nie mam już zdrowia do tego.

– Właśnie, daj mi Jacka…

– Pojechali w góry – rzuciła. – Sama to zaproponowałam, on tak ciężko pracuje, a zawsze miał słabe płuca… Jak chcesz pogadać z bratem, zadzwoń po świętach do kancelarii, dawałam ci przecież numer. On i tak spędza tam więcej czasu niż w domu.

– To jesteście sami z tatusiem? – zrobiło mi się jej szkoda. – Nie smutno wam?

– Nie no, z Ninką zostaliśmy przecież – wyjaśniła. – A to żywe srebro jest! I jaka zdolna! Na wszystkich szkolnych akademiach występuje, jej rysunki wiszą na wystawie…

– Szkoda, że nie widziałaś, jak mój Tomek grał w przedstawieniu – pochwaliłam się. – Pięknie wyglądał jako książę… I ani razu się nie pomylił, chociaż miał najwięcej tekstu!

– I tak bym nic nie rozumiała, przecież nie po polsku mówili – burknęła.

Pomarudziła na sąsiadów, że brudasy, na młodzież, że hałaśliwa, lekarzy, którzy wypisują jej złe leki… Kowalską, że jej „dzień dobry” przestała mówić, i nową ekspedientkę w spożywczaku, która, w odróżnieniu od poprzedniej, nie obsługuje matki poza kolejnością.

To wszystko? Dziękuję bardzo...

– Dobra, Dorota, nie mam czasu wisieć godzinami na telefonie – stwierdziła w końcu. – Zaraz siadamy do wieczerzy, już Ninka daje znać, że pierwsza gwiazdka się pokazała.

– To wesołych świąt… – powiedziałam.

– A tam wesołych, wszystko na psy schodzi i zaklinanie rzeczywistości na nic się zda – burknęła i po prostu przerwała połączenie.

Stałam z telefonem w dłoni i gapiłam się na ciemniejący ekran.

Drzwi uchyliły się i do pokoju zajrzał Przemek. Był jeszcze w kurtce, zmarznięty. Zobaczył moją minę, smartfon w ręku i bez słowa podszedł, ogarniając mnie ramionami. Pachniał wiatrem i daleką podróżą.

– Walić to, Dorotka – szepnął. – Wesołych świąt, skarbie mój.

– Bałam się, że znów coś wymyślą i nie przyjedziesz – przyznałam się.

– Zaprosiłaś Deidre z dołu?

– Pewnie, mówi, że uwielbia naszą wigilię. Ściągnęła jeszcze starego Boba.

– W kupie raźniej – zaśmiał się. – Niewiele brakowało, a przywiózłbym Kolumbijczyka, ale mi go Szkoci drapnęli. Następnym razem będę szybszy, bo chłopak gra na gitarze jak anioł.

Wychodzimy z pokoju razem, objęci...

Chłopcy już skończyli przebierać naszego fikusa za choinkę, cały skrzy się od bombek. Teraz razem z ojcem rozwijają światełka wokół pokoju, a ja nakrywam stół białym obrusem i rozkładam talerze. Pachnie grzybami, cynamonem i kapustą; ten miks woni jest fascynujący – nawet Deidre, wchodząc z wielkim keksem na półmisku, chwyta się za serce i pociąga nosem, strojąc śmieszne miny.

Potem do drzwi puka Bob, jest u nas po raz pierwszy i chyba nie bardzo wie, czego się spodziewać. Wręcza Przemkowi czerwone wino i michę sałatki, po czym stoi, dopóki Michaś z Tomkiem nie posadzą go przy stole.

Potem chłopcy coś szepczą, staruszek się śmieje i szczypie młodszego w policzek. Stoję w kuchni z wazą barszczu w dłoniach i przez otwarte drzwi patrzę na nich wszystkich. To jest teraz moja rodzina, jedyna, jaką mam. Innej mi nie potrzeba. 

Czytaj także:
„Nauczycielka tak musztrowała nasze dzieci, że chodziły jak w zegarku. Ta dyscyplina zmieniła mojego syna w małego robota”
„Siedziałam z dziećmi w domu a mąż traktował mnie jak nieroba. Pokazałam mu, że macierzyństwo to nie urlop na plaży”
„Po bolesnej zdradzie, przestałam ufać facetom. Choć obecny chłopak nosił mnie na rękach, ja i tak węszyłam spisek”

Redakcja poleca

REKLAMA