Kiedy rozstałam się z moim narzeczonym, byłam wrakiem człowieka. Dowiedziałam się, że zdradzał mnie niemal od samego początku. Próbowałam zapomnieć o tym, jak się wtedy czułam, bo czułam się potwornie. Nic niewarta, zbędna, głupia, zdeptana… Na koniec usłyszałam od Dawida:
– Jesteś do niczego. Święty by z tobą nie wytrzymał.
Żadnego „przepraszam”, „przykro mi”, tylko ciąg dalszy oskarżeń i zrzucania całej winy na mnie. Może gdybym była inna, nie zmiażdżyłby mnie aż tak, może w ogóle nie wpuściłbym go do swojego życia…
Długo dochodziłam do siebie i postanowiłam, że nigdy więcej nie pozwolę nikomu się tak zranić. Długie miesiące nie mogłam się zdobyć choćby na niezobowiązującą randkę, a co dopiero mówić o związku. Ale gdy znajomi poznali mnie z Kamilem, coś we mnie zmiękło.
Był taki miły, łagodny, spokojny…
I zdobył mnie tą swoją łagodnością. Powoli zaczynałam mu ufać, mieć odwagę myśleć, że kto jak kto, ale on mnie nie skrzywdzi. Spodobaliśmy się sobie, polubiliśmy się, spędzaliśmy ze sobą coraz więcej czasu…
Kamilowi nie przeszkadzało, że powoli wchodzę w tę relację, że jestem ostrożna, czujna, że nie rzucam się głową naprzód w nieznane. Nigdy nie dał mi odczuć, że jest zniecierpliwiony, że chce więcej, niż mogłam mu na tym etapie zaoferować.
Zanurzyłam się w to uczucie po swojemu, jakbym wchodziła do zimnego jeziora, powoli, krok po kroku, aż… wypłynęłam tam, gdzie nie miałam gruntu. I choć Kamil był tuż obok, choć płynął razem ze mną, spanikowałam.
Niby nie dał mi żadnych podstaw, ale zaczęłam go podejrzewać. Największe emocje opadły, motyle w brzuchu przysiadły, a ja nie mogłam opędzić się od myśli, że Kamil gra na dwa fronty. Czemu? Przecież nie jest taki jak Dawid, ufasz mu… Właśnie dlatego! Bo może to moje głupie zaufanie bezkarnie wykorzystywać przeciw mnie. Nie zastanawiałam się, czemu miałby to robić, tylko brałam jego telefon do ręki…
Był zablokowany, znowu, co upewniło mnie, że coś jest na rzeczy. Nie zapytałam wprost, bo bałam się odpowiedzi. Nie wszczynałam awantury, bo na sto procent bym przegrała. Cierpiałam w milczeniu i stawałam się coraz bardziej podejrzliwa. Coraz bardziej nieufna i zazdrosna.
Dłużej niż zwykle wracał z pracy?
Może korki. A może nie mógł się rozstać z tą ładną babką z kadr, która przewiercała mnie wzrokiem, kiedy go ostatnio odwiedziłam w pracy. Został u siebie w domu, bo źle się poczuł? Na pewno nie na tyle źle, by nie wpuścić seksownej sąsiadki, która wpadła z „leczniczą” wizytą…
Wiedziałam, że to paranoja, ale nie umiałam nad nią zapanować. Kamil dawał mi kwiaty bez okazji, a ja się zastanawiałam, co takiego zrobił, że musi drogim bukietem zagłuszać wyrzuty sumienia. Mówił, że mnie kocha, a ja myślałam, że coś za często to powtarza.
Ta pewność w niepewności towarzyszyła mi jak cień. Zdradził mnie, zdradza czy szykuje się do zdrady – tylko takie opcje brałam pod uwagę i w kółko o nich rozmyślałam. Męczyłam się z tym, jakbym miała jakąś wstydliwą, brzydką tajemnicę.
Podejrzliwość brzęczała mi z tyłu głowy jak owad, który wpadł do mieszkania i nie daje się wygonić. Nie byłam szczęśliwa, choć powinnam. Patrzyłam na mojego faceta, wiedziałam, że jest dobrym człowiekiem, że mnie kocha, że trafiłam los na loterii…
Uznałam, że dobrze się kryje
By za chwilę poczuć ucisk w sercu i dać się pochłonąć myśli, że mnie oszukuje, że to tylko kwestia czasu, kiedy odkryję prawdę. A potem te czarne myśli, pojawiające się o każdej porze, nieważne, środek dnia czy nocy, kazały mi działać.
Śledziłam go, jeździłam za nim do pracy, czekałam, aż z niej wyjdzie. Sprawdzałam, czy na pewno wybrał się do dentysty albo mechanika. Nie odkryłam niczego, co by dowiodło, że mnie oszukuje, ale nie dawałam za wygraną. Uznałam, że dobrze się kryje. Że widać wie, że ja wiem, więc potrafi mnie przechytrzyć.
Nie docierało do mnie, jak chore jest takie myślenie. Miałam wrażenie, że Kamil jest ze mną tylko po to, by móc mnie oszukiwać. Czasem, w rzadkich chwilach otrzeźwienia, pytałam samą siebie: po co ktoś taki jak on tkwiłby w związku ze mną, gdyby naprawdę tego nie chciał?
Nie jesteś piękna, mądra ani bogata, więc po co miałby na siłę się ciebie trzymać? Może z litości? Bo jest taki dobry? Naciągane wyjaśnienie, ale nie potrafiłam przestać. Nie umiałam w pełni mu zaufać, właśnie dlatego, że nie byłam piękna, mądra ani bogata, że miałam same braki.
Podobnie jak mój były, Kamil odkrył, że jestem do niczego i znalazł sobie kogoś lepszego. Długo by nie musiał szukać. A skoro kogoś ma, to tylko kwestia czasu, kiedy wpadnie.
Tymczasem to ja zostałam przyłapana
Pojechałam za nim do szkoły językowej. Miał certyfikat z angielskiego, codziennie posługiwał się tym językiem w pracy, więc czego tu jeszcze szukał? Skradałam się za nim, pewna, że zachowuję dystans i ostrożność, więc mało zawału nie dostałam, kiedy tuż za rogiem natknęłam się na Kamila.
Czekał na mnie.
– Dobrze, że już jesteś – powiedział.
– Co…? Co ty tu robisz? – wykrztusiłam.
– Kocham cię – odparł i uśmiechnął się, jakby chciał tym samym powiedzieć, że kocha mnie zawsze i wszędzie.
Złapał mnie za rękę, poprowadził przez korytarz i wepchnął za jakieś drzwi. Byłam zła, a zarazem potwornie zawstydzona. Co on sobie, do cholery, myśli? Pomyślał sobie, że potrzebuję pomocy, i zaciągnął mnie na terapię. Z premedytacją zastawił na mnie pułapkę.
Pozwolił mi myśleć, że jedzie do szkoły językowej, podczas gdy jego właściwym celem była terapeutka, której gabinet również mieścił się w tym budynku. Wiedział, że go śledzę, i był niemal pewien, że za nim pojadę. Domyślał się, że sprawdzam jego telefon i komputer. Widział, że każdy jego gest odczytuję opacznie i niezgodnie z intencją.
Czyli miałam rację! Podstępny oszust!
Gniew, jaki mnie ogarnął, był jak moja podejrzliwość – nie do opanowania. Wybuchłam i wyrzuciłam z siebie wszystkie lęki, cały ból. Poczułam się lepiej, zrobiło mi się trochę lżej, gdy nie musiałam tego całego mroku gnieść w sobie.
No, teraz się dowiem, myślałam, teraz wreszcie się dowiem, że to wszystko prawda. A nawet jeśli nie, jeśli moje zachowanie to rodzaj choroby, tak czy siak go stracę. Jaki normalny facet, choćby nie widzieć jak dobry i cierpliwy, zechce taką wariatkę? Zaraz odwróci się plecami, odejdzie, może daruje sobie pożegnalne „jesteś beznadziejna”, ale waśnie to będzie myślał, pozbywając się mnie.
I znowu się pomyliłam. Nie zaciągnął mnie do terapeutki w ostatnim geście litości. Chciał, bym spojrzała na nas, na niego, a przede wszystkim na siebie z właściwej perspektywy. Chciał skończyć z moją udręką. Z tym, że cierpię, widząc w każdej kobiecie wroga, a w każdej sytuacji potencjalne zagrożenie dla naszego związku.
Czekała mnie długa droga. Nie jest łatwo przestawić się na zupełnie inne tory myślenia. Potrząsać głową i sprawiać, żeby złe myśli wypadały spod czaszki, żeby tam nie zalegały jak stary, brudny śnieg, niepozwalający dostrzec oznak wiosny.
Niemniej tamtego dnia zaczęłam rozumieć, że mam problem nie z Kamilem, ale ze sobą. Co oczywiście mnie zdołowało i wywołało reakcję zwrotną w postaci samooskarżenia, że rzeczywiście jestem do niczego.
Dlatego terapia nie była spacerkiem. Ale tak jak kiedyś małymi krokami zanurzałam się w „zimne jezioro” relacji, tak teraz powoli, stopniowo, z pomocą terapeutki i Kamila, uczyłam się widzieć świat we właściwych barwach. Nie tylko w czerni i bieli, ewentualnie w szarościach.
Głupi ma szczęście? Niech będzie
Odkrywałam, że ludzie bardzo wiele zyskują, gdy patrzy się na nich bez uprzedzeń. Babka z kadr nie była zachwycona moim widokiem, owszem, ale dlatego, że za często wpadałam do pracy Kamila z wizytacją. Zaś seksowna sąsiadka miała męża, który może nie był adonisem, dlatego mi umknął, ale po bliższym poznaniu okazał się uroczym, dowcipnym facetem.
Życie bez paranoi – jak już uda się jej pozbyć – jest dużo łatwiejsze i przyjemniejsze. Żałuję, że wcześniej nie porozmawiałam szczerze z Kamilem. Nadal się rumienię na wspomnienie tego, jak mnie przyłapał, ale cieszę się, że wziął sprawy we własne ręce i postanowił uratować naszą miłość.
Głupi ma szczęście? Niech będzie. Mogę być głupia, jeśli nagrodą jest Kamil. Nie zrezygnował ze mnie, nie przestał kochać, chce być ze mną jak najdłużej. Ja z nim też. Nadal bywam zazdrosna, on zresztą też, ale to inny rodzaj zazdrości, niewynikający z niepewności i kompleksów, ale z miłości i pragnienie bycia najważniejszą osobą w życiu ukochanego człowieka.
Pracuję nad sobą i trzymam swoją nieufność w ryzach, by już nigdy więcej nie wyrwała się na wolność i nie skaziła mojego serca, świata, myślenia. Czego więcej chcieć? Małżeństwa, dzieci, rodziny? Tak, to też mogę mieć. Wszystko przed nami.
Czytaj także:
„Sąsiad zatrudnił do pomocy dziewczynę z Białorusi. Dała mu kosza, więc zamknął ją w piwnicy i zrobił z niej niewolnicę”
„Przez lata byłam wytykana palcami w naszym bogobojnym miasteczku. Wszystko przez to, co zrobiłam... w wieku 8 lat”
„Myślałam, że łysy, wytatuowany gość z autobusu będzie chciał zrobić mi krzywdę. Tymczasem on okazał się... moim wybawcą”